NOWOŚCI
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Bay. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Bay. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 lipca 2017

1230. Transformers: Ostatni rycerz, reż. Michael Bay

     Wciąż pamiętam emocje towarzyszące mi podczas seansu pierwszego filmu z serii „Transformers”. Pełne napięcia wyczekiwanie na pierwszą minutę produkcji, która miała później wstrząsnąć moim światem. Przez te 10 lat darzyłam ogromną miłością przygody Optimusa Prime'a i jego autobotycznych koleżków, którzy znaleźli dom na planecie Ziemia. Jednakże wraz z najnowszym obrazem Michaela Baya spod marki Hasbro, „Transformers: Ostatni rycerz” coś we mnie pękło. I jak do tej pory, pomimo wątpliwej jakości fabularnej, byłam wierna tym mechanicznym przybyszom z kosmosu, tak teraz Bay sprawił, że z sali kinowej wyszłam załamana, wręcz zrozpaczona.
     Optimus Prime opuścił planetę Ziemię i wyruszył w kosmos w poszukiwaniu swoich stwórców. Pod jego nieobecność Ziemia stała się polem walki transformerów, którzy w zastraszających ilościach zaczęli przybywać na zieloną planetę. Ludzkość musiała więc powołać do życia organizację, która miała likwidować zagrożenie i tym sposobem całe miasta usiane są żelastwem robotycznych najeźdźców. Cade Yeager (Mark Wahlberg) pomimo wszystko dzielnie stoi po stronie Autobotów i wraz z ekipą ocalonych przez niego przybyszów pomaga innym. Podczas jednej z misji ratunkowych spotyka na swojej drodze bardzo starego transformera, który powierza mu sekretny talizman o wieku sięgającym czasów arturiańskich. Nie wie jednak, że tym samym stał się wybrańcem mającym uratować Ziemię przed zbliżającą się zagładą.
    Niektórzy uważają, że filmy Michaela Baya to już całkiem nowy gatunek filmowy. „Transformerów” nigdy nie oceniało się pod względem fabularnym, a bardziej wizualnym. Reżyser zawsze stawiał drugie ponad tym pierwszym. Jednakże do tej pory historie, których realizacji się podejmował nie były przesiąknięte aż takim absurdem. Już niejednokrotnie twierdził, że chciałby czegoś więcej dla swoich produkcji niżeli tylko pięknego wyglądu. Niestety, od kiedy Sam Witwicky opuścił Autoboty w ich walce z Deceptikonami, a jego miejsce zajął Yeager coś zaczęło się mocno psuć. Za mocno. Wielu myślało, że gorzej już być nie może. Aż do czasu, gdy pojawił się „Ostatni rycerz” i nawet najwierniejsi fani Transformerów załamywali się nad nielogicznością i totalną absurdalnością scenariusza, który prowadzi donikąd. Można się było tego jednak spodziewać po zapowiedziach, gdzie w jednej fabule pojawiali się Naziści i rycerze okrągłego stołu. O dziwo, nie było to największym problemem filmu, bo choć wątek III Rzeszy pojawił się znikąd i nic nie wniósł do fabuły, tak temat legend arturiańskich wykorzystano całkiem ciekawie. Owszem, daje wielkiego kopa fanom tych opowieści, wielbicielom Merlina i rzuca nowe światło na smoki krążące ludzkości nad głowami, ale i tak stanowi to spoiwo całego filmu.
I gdyby tylko na tym skończyć to byłoby spoko. No, ale to nie wystarczyło. Musieli pojawić się „stwórcy", musiało się okazać, że Ziemia nie jest Ziemią, trzeba było dołożyć dziwnych innych pokraczków, od których aż głowa boli. Bohaterowie musieli zachowywać się idiotycznie, a Optimusowi musiano najwyraźniej wyczyścić pamięć skoro nie pamięta efektów działań w „Dark of the Moon”. Takich rzeczy jest tutaj cała masa i już po godzinie oglądania widz ma ochotę opuścić salę kinową, a gdzie tam jeszcze reszta filmu. Nie można powiedzieć, żeby to było nudne, w sumie dużo było akcji i dużo wielkiego „WOOW”, ale inteligencją to nie grzeszy.
     Bolesne jest to, że film miał spore predyspozycje do stania się bardzo fajnym filmem postapo. Liczne walki robotów na Ziemi mogłyby ją bardziej zdewastować. Sceny na stadionie były jednymi z najbardziej klimatycznych i mogły nadać zupełnie nowy kierunek serii. Świetne pustynne lokalizacje i złomowisko również sporo obiecywały. Szybko się jednak okazało, że to zwyczajna zmyłka, bo Bay szybko powrócił do starych zwyczajów, czyli dużej ilości „łubuduuu” o przepięknym komputerowym spektrum. Owszem, akcje w stylu arturiańskim... przepięknie zrealizowane. Naprawdę, cudownie patrzy się zarówno na sceny batalistyczne, jak i te wszystkie arturiańskie roboty. Cudo! Sceny przy Stonehange.. o rany! Tylko Bay jest zdolny do wielkiej rozpierduchy w pobliżu najbardziej rozpoznawalnej budowli na świecie. Na szczęście to tylko atrapa, bo zakazano mu podobnych akcji przy oryginale. Mózg jednak nie jest w stanie ogarnąć tego co się tam działo i chyba tylko skupił się na tym, że coś tam faktycznie się wydarzyło niż rozważał sens tychże scen. Wygląda to wszystko naprawdę baaardzo dobrze. Jak zawsze zresztą. Dodatkowe smaczki pod postacią brytyjskiego klimatu zawsze u mnie przejdą. To już kontynuacja genialnie wykorzystanych legend o Królu Arturze. Potomkowie, okrągłe stoły, niesamowite rezydencje... można by patrzeć i patrzeć.
      To co najbardziej boli w „Ostatnim rycerzu” to fakt, że za mało jest tu Transformerów w Transformerach. Serio. Optimusa praktycznie w ogóle nie ma, a jak już się pojawia to jest to taka chora akcja, że w sumie żałujemy jego powrotu. Pojawiają się tutaj roboty z trzeciego filmu, ale spoko... przecież po co było wspominać o nich w „Wieku zagłady”. Pojawiają się też niesamowite nowe postaci. Obdarzyłam ogromnym uczuciem niepozornego Cogmana, który nie dość, że był przystojnym robotem, to w dodatku miał iście królewskie maniery. No, ale jak się jest lokajem od 700 lat to renoma zobowiązuje. Musiała się pojawić również nowa maskotka i ta rola przypadłą Sqweeksowi. Uroczy i wywołujący matczyne uczucia, co zaskakujące! Najfajniejsze w Transformerach zawsze były składaki. Także i ten film posiada takiego montowanego robota a nazywa się on... Dragonstorm. Cudowność w każdym calu, a jaka zaskakująca składnia! Powalające, ale całkowicie groteskowe jest oblicze nowego zagrożenia, stwórcy, Quintessy. Bardziej przypominając człowieka niż robota, choć to coś bardziej na kształt Alice z „Revenge of the Fallen”. Z mrocznych charakterów powraca oczywiście stary znajomy w całkowicie odmienionej wersji. Ciężko stwierdzić, czy wygląda lepiej czy gorzej, na pewno inaczej i śmiem stwierdzić, że bardziej łagodnie. Jak wrócił? Dobre pytanie.
     Od kiedy zabrakło Shia LeBouf film zaczął krążyć w nieznanych sobie terytoriach. Brakowało zabawnych i charyzmatycznych postaci, a trzeba wierzyć na słowo, że sam Josh Duhamel nie jest w stanie tego pociągnąć. W szczególności, że w obsadzie zabrakło również jego wojskowego kumpla Tyrese Gibsona. Niestety, wiemy, że Witwicky już się nie pojawi, po rewelacjach z „Ostatniego rycerza” na pewno nie, a Cade Yeager aka Mark Wahlberg nie jest w stanie godnie go zastąpić. Nie po tym, co zrobił mu Michael Bay. Jest jednak szansa, bo przy jego boku pojawiła się urocza Laura Haddock, która zagarnia całe otoczenie. Jest odświeżająca i urocza. Sir Anthony Hopkins również pojawia się w tym filmie. Nikt nie rozumie dlaczego, ale osobiście uważam, że cel jest bardzo oczywisty- ratunek! Sprawiał, że film stał się bardziej dystyngowany, bardziej elegancki i taki... brytyjski. Na naszym oczach rośnie nam również mały talent aktorski pd postacią Isabeli Moner. Zapowiada się naprawdę obiecująco, a jest jednocześnie zadziorna i niewinna. Przykre jest jednak, że pomimo takiej obsady, to wciąż roboty odgrywają kluczową rolę i są bardziej charyzmatyczne od żywych postaci. John Goodman, czy Omar Sy robią rewelacyjną robotę nadając naszym kochanym robotom charakteru.
     O Transformerach można pisać i mówić bez końca, nawet jeżeli dopiero co zobaczyło się takiego potworka jak „Transformers: Ostatni rycerz”. Michael Bay miał spore ambicje, ale zdecydowanie chciał za wiele. Z niezliczonych wątków zrobiła się jedna wielka sieczka, która bardziej mąci w głowie niż cokolwiek rozjaśnia. Produkcja mogła nadać nowy kierunek całej serii, mogła uczynić ją bardziej mroczną w zrujnowanym świecie, ale twórcy nie mogli się powstrzymać. Zaraz obok cudownych rycerzy Iaconu, którzy zachwycają majestatycznością i nadają powagi pojawiają się pokraki w stylu Quintessy, nie dające zapomnieć, że ostatecznie jest to film science fiction, a nie bajeczka o rycerzach. Scenariusz pełny jest głupot, zupełnie jakby zapomniano o czym były poprzednie filmy. Nie ma tutaj spójności, wszystko się rozjeżdża jak z Ziemi do Cybertronu, a to boli tak bardzo, że aż się chce płakać. Jako wielka fanka serii odczuwam ogromny żal i rozgoryczenie. Nigdy nie sądziłam, że film, który dał mi tyle radości doprowadzi mnie na skraj filmowego załamania nerwowego.

Ocena: 4/10

Oryginalny tytuł: Transformers: The Last Knight / Reżyseria: Michael Bay / Scenariusz: Art Marcum, Matt Holloway, Ken Nolan / Zdjęcia: Jonathan Sela / Muzyka: Steve Jablonsky / Obsada: Mark Wahlberg, Laura Haddock, Anthony Hopkins, Josh Duhamel, Santiago Cabrera, Isabela Moner, Jerrod Carmichael, John Torturro / Kraj: USA / Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera kinowa: 21 czerwca 2017 (Świat) 23 czerwca 2017 (Polska)

poniedziałek, 30 czerwca 2014

1135. Transformers: Wiek zagłady, reż. Michael Bay

Oryginalny tytuł: Transformers: Age of Extinction
Reżyseria: Michael Bay
Scenariusz: Ehren Kruger
Zdjęcia: Amir M. Mokri
Muzyka: Steve Jablonsky
Kraj: USA, Chiny
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera: 26 czerwca 2014 (Świat) 27 czerwca 2014 (Polska)
Obsada: Mark Wahlberg, Stanley Tucci, Kesley Grammer, Nicola Peltz, Jack Reynor, Titus Welliver, Sophia Myles, Bingbing Li, Peter Cullen, John Goodman, Mark Ryan, John DiMaggio, Ken Watanabe, Reno Wilson, Frank Welker
 
     Te wysoce rozwinięte transformujące roboty cały świat pokochał całym sercem. Już od pierwszego filmu. Dlatego też wielu potrafiło darować Michaelowi Bayowi wszelkie niedostatki fabularne, bo gdy tylko przy jakimś obrazie pojawia się jego nazwisko wiemy, że będzie to epickie widowisko. Darować można było więc przeładowanie efektami i robotami w „Zemście upadłych” i „Dark of the Moon”, ale to co się przydarzyło „Wiekowi zagłady” jest nie do pomyślenia. LaBeouf wypiął się na film, a Bay nie tylko naładował max robotów do produkcji, ale rozciągnął swoją atrakcję do niemalże trzech godzin! Niestety, wszystko to sprawiło, że zamiast bawić film męczył!

piątek, 1 lipca 2011

789. Transformers 3, reż. Michael Bay

Oryginalny tytuł: Transformers: The Dark of the Moon
Reżyseria: Michael Bay 
Scenariusz:
Ehren Kruger
Zdjęcia: Amir M. Mokri
Muzyka:
Steve Jablonsky 
Kraj:
USA 
Gatunek:
Akcja / Sci-Fi 
Premiera światowa:
23 czerwca 2011
Premiera polska:
01 lipca 2011
Obsada:
Shia LaBeouf, Rosie Huntington-Whiteley, Josh Duhamel, Tyrese Gibbon, John Turturro, Patrick Dempsey, Frances McDormand, John Malkovich, Kevin Dunn, Julie White, Peter Cullen, Hugo Weaving, Leonard Nimoy 

    Po premierze filmu „Transformers” w 2007 roku i wielkim sukcesie, jakim okazał się być powrót znanych zabawek firmy Hasbro, twórcy zdali sobie sprawę, że film ten jest kurą znoszącą złote jajka. Miłość do Transformerów nie przepadła i tak film dorobił się aż dwóch kontynuacji, w tym tej najnowszej „Transformers: The Dark of the Moon” z wykorzystaniem technologii 3D. Mówiło się, że Michael Bay miał zakończyć tym filmem całą serię długiej podróży. Jednakże już teraz media zaczynają szaleć z domysłami, coż to będzie po wielkim finale. Prawdopodobnie na tym się skończy, jednakże biorąc pod uwagę fakt tego, że kontynuowane są filmy typu „Piła” to i w przypadku „Transformers” możemy spodziewać się dalszych filmów, z tym, że już bez Baya, na którego miejsce kandydatem jest Steven Spielberg, no i bez Shia LaBeoufa.

środa, 8 grudnia 2010

461. Transformers: Zemsta upadłych, reż. Michael Bay

Oryginalny tytuł: Transformers: Revenge of the Fallen
Reżyseria: Michael Bay 
Scenariusz: Ehren Kruger, Alex Kurtzman, Roberto Orci 
Zdjęcia: Ben Seresin, Mitchell Amundsen 
Muzyka: Steve Jablonsky 
Kraj: USA 
Gatunek: Akcja / Sci- Fi 
Premiera światowa: 19 czerwca 2009 
Premiera polska: 24 czerwca 2009 
Obsada: Shia LaBeouf, Megan Fox, Ramon Rodriguez, Josh Duhamel, Tyrese Gibbon, John Turturro, Kevin Dunn, Julie White, Peter Cullen, Hugo Weaving, Tony Todd, Isabel Lucas

    Realizując produkcję rozmiarów filmu „Transformers” trzeba liczyć się z tym, że będzie to nie tylko bardzo kosztowna inwestycja, ale także bardzo dochodowe widowisko. Michaelowi Bay’owi udało się dokonać fascynującej rzeczy ze światem filmu dając początek ponownemu szałowi na punkcie robotów z Cybertronu. W dwa lata po sukcesie filmu „Transformers” na ekrany kin trafia kolejna dawka wysoce zaawansowanych maszyn w historii pod tytułem „Transformers: Zemsta upadłych”. Niestety, film pozostał daleko w tyle za swoim poprzednikiem, co było zdaniem nie tylko krytyków, ale także i ogółu publiczności. Zaowocowało to niechlubnym wyróżnieniem w świecie kina- Złotą Maliną dla najgorszego filmu, reżysera oraz scenariusza roku 2009.

środa, 24 listopada 2010

126. Armageddon, reż. Michael Bay

Reżyseria: Michael Bay
Scenariusz: J.J. Abrams, Tony Gilroy, Robert Ray Pool, Jonathan Hensleigh
Na podstawie: pomysłu Jonathana Hensleigha i Roberta Roya Poola
Zdjęcia: John Schwartzman
Muzyka: Jon Bon Jovi, Trevor Rabin
Kraj: USA
Gatunek: Katastroficzny, Sci-Fi
Premiera światowa: 01 lipca 1998
Premiera polska: 24 lipca 1998
Obsada: Bruce Willis, Liv Tyler, Billy Bob Thornton, Ben Affleck, Will Patton, Steve Buscemi, Michael Clarke Duncan, Ken Hudson Campbell, Peter Stormare, William Fichtner, Jessica Steen

    W kosmosie eksplodowała stacja kosmiczna. Okazuje się, że zniszczył ją deszcz meteorów, który chwilę później atakuje Ziemię. Naukowcy z NASA odkrywają ogromną asteroidę, która zderzy się z Ziemią. Mają niewiele czasu, bo tylko 18 dni na zrobienie czegoś by uratować świat od zagłady. Jedyny plan jaki mają to wysłać dwa promy kosmiczne, których załoga dokona odwiertu oraz umieści w nich bomby atomowe. Z rozmów znają tylko jednego człowieka, który jest najlepszy w swoim fachu.

    Film powstał w oparciu o dobry pomysł. Chociaż w sumie w tamtym czasie powstawało wiele podobnych mu filmów jak na przykład "Dzień Zagłady". W tym filmie jednak więcej akcji dzieje się w kosmosie, w końcu o to chodziło, pokazać starania grupy robotników w celu ocalenia Ziemi.
    Film nie nudzi. Jest strasznie ciekawy. Nawet gdy ogląda się go za 10 razem wciąż wzrusza, wciąż przeraża i trzyma w napięciu. Każde z tych uczuć dodatkowo wzbogacone jest o niesamowity podkład muzyczny, który sprawia, że przeżywamy wszystko jeszcze bardziej.
    Mamy w tym filmie wątek miłosny. Miłość, która rodzi się pomiędzy A.J.em i Grace jest po prostu taka delikatna i tak strasznie silna. Następnie silna więź, która łączy Grace z jej ojcem Harrym. Z początku na taką nie wygląda, ale jak widać przy silnych przeżyciach i wydarzeniach wszystko z nas wypływa :)
    Film trzymał w napięciu do samego końca. No po prostu myślałam, że zasłabnę jak on nie wciśnie tego guzika na czas. Kto to widział ratować świat w ostatnich dwóch sekundach. No lepiej późno niż za późno :P
Najbardziej stresującym dla mnie momentem była akcja z bombą. To już była przesada. Też przecinanie kabelka w ostatniej sekundzie, po prostu brak mi słów. Taki stres, że aż poduszce krzywdę zrobiłam.
    Mnie ten film bardzo przeraża. Tak jak wszystkie te filmy o tej tematyce. Nie chciałabym, żeby coś takiego miało miejsce w najbliższej przyszłości.
    Na dodatek początek filmu. Aż mnie ciary przeszły "Skoro zdarzyło się raz, może zdarzyć się ponownie. Pytanie tylko, kiedy?" W tamtym czasie to źle wpływało na moją psychikę. Nie mogłam spać po nocach, bo myślałam, że coś w nas uderzy. Jeszcze do tego głupi tekst mojego taty "Skoro tyle tych filmów teraz kręcą to może naprawdę coś leci w naszym kierunku" No, ale mniejsza z tym :P
    Niesamowite w tym filmie były efekty specjalne, które dodatkowo przyprawiały o dreszczyk emocji. Atak meteorów... wciąż nie mogę się nadziwić. Później jak uderzyło u wybrzeży Azji a potem w Paryż. Najbardziej jednak podobała mi się sama asteroida. Świetnie ją zrobili, była naprawdę prześliczna, szkoda, że niosła ze sobą zagładę świata.
    Jedyne czego nie mogę zrozumieć, czemu Bruce Willis został nominowany do Złotej Maliny za rolę w tym filmie. Przecież to absurd. Według mnie zagrał świetnie, w końcu to Bruce. I fajnie było jak chciał zastrzelić A.J.a i sympatyczny był z niego ojciec. Dobrze okazywał złość, wzburzenie, przerażenie i miłość do córki. Był w końcu najdzielniejszym z bohaterów tego filmu.
    Najbardziej rozwaliła mnie postać Rockhounda. Jak jeździł na tej bombie to myślałam, że zgłupieję. Albo jak wziął sobie ten taki celownik i co on kurde nie wiedział, że on strzela z tego? no ale dobra kłócić się nie będę. Postać A.J.a w sumie niczym mnie nie zaskoczyła. Wzruszył mnie troszku swoją romantycznością i w ogóle swoim uporem, ale ogólnie nic nadzwyczajnego.
Liv Tyler w roli Grace jak zwykle zachwycająca. Ona to się nadaje do każdej roli. Wprowadza taki nieodparty urok do filmu.
    Film podobał mi się bardzo. Zawsze jak mam okazję to go oglądam. Według mnie jest super, ale wiem, że dla kogoś będzie nudny. Niektórych nie cieszy gra Bruca tak jak mnie :P i ja to rozumiem.

niedziela, 24 października 2010

034. Wyspa, reż. Michael Bay

Oryginalny tytuł: The Island
Reżyseria: Michael Bay
Scenariusz: Caspian Tredwell- Owen, Alex Kurtzman, Roberto Orci
Zdjęcia: Mauro Fiore, Maurice K. McGuire
Muzyka: Steve Jablonsky
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi / Akcja
Premiera światowa: 21 lipca 2005
Premiera polska: 02 września 2005
Obsada: Ewan McGregor, Scarlett Johansson, Sean Bean, Djimon Hounsou, Steve Buscemi

    Lincoln Six-Echo (Ewan McGregor) i Jordan Two-Delta (Scarlett Johansson) są dobrymi przyjaciółmi. Tysiącom ludzi, także i im, wmawia się, że świat został skażony i tylko w instytucie są bezpieczni i mogą pozostać zdrowi. Jedynym ich kontaktem ze światem może być wyjazd na Wyspę. W związku z tym każdego wieczora odbywa się loteria, która wyłania zwycięzcę, a jego nagrodą jest wyjazd na upragnioną Wyspę. Pewnego dnia wytypowana zostaje Jordan. W tym czasie Lincoln dowiaduję się prawdy o tym, że Wyspa, marzenie wszystkich mieszkańców, nie istnieje. Wraz z Jordan uciekają z instytutu. Marrick (Sean Bean) zwołuje ekipę,która ma ich złapać i zlikwidować, na jej czele stoi Laurent (Djimon Hounsou). Na wolności Lincoln i Jordan trafiają do znajomego z instytutu, McCorda (Steve Buscemi). McCord mówi im czym tak naprawdę są i jaki jest cel ich istnienia...
    Szybka akcja, na którą składają się liczne ucieczki, strzelaniny oraz walki. Momentami jest spokojnie, no ale przecież film nie może się składać z samych strzelanin i innych duperelów. Akcja filmu podobna jest do akcji "Matrixa", "Raportu mniejszości" czy też naszej polskiej "Seksmisji".
    Przez to, że wiele się dzieje jest też dużo napięcia. Pościgi, które sprawiają, że zastanawiamy się, czy w końcu uda im się uciec i żyć szczęśliwie. Różne sytuacje, które są dosyć groźne dla bohaterów. 
    Sam instytut jest efektowny, wszystko w takim budynku. Hologramy, scena na moście, gdzie zostaje zniszczona duża ilość samochodów (nie powiem ile bo nie liczyłam). Ale chyba najbardziej interesujące to były te małe kuleczki z nogami, które wchodziły przez oko do mózgu naszego bohatera... fuujj 
    Obsada idealna. Sean Bean znowu w postaci czarnego charakteru. Scarlett Johansson dodaje delikatności owemu filmowi. Obsada została idealnie dobrana. Podobało mi się wszystko.
    Nie lubię takich filmów i to bardzo nie lubię, nie dość, że przerażające, to obrzydliwe he. Ale ten mi się spodobał, no powiedzmy tak trochę. Mogę go polecić, ale pewna jestem, że nie obejrzę go po raz drugi.

czwartek, 23 sierpnia 2007

273. Transformers, reż. Michael Bay

Reżyseria: Michael Bay 
Scenariusz: Roberto Orci, Alex Kurtzman 
Na podstawie: serialu telewizyjnego o tym samym tytule
Zdjęcia: Mitchell Amundsen 
Muzyka: Steve Jablonsky 
Kraj: USA 
Gatunek: Akcja / Sci-Fi 
Premiera światowa: 21 czerwca 2007 
Premiera polska: 17 sierpnia 2007 
Obsada: Shia LaBeouf, Megan Fox, Josh Duhamel, Tyrese Gibbon, Rachel Taylor, Anthony Anderson, Jon Voight, John Turturro, Peter Cullen, Hugo Weaving 

    Kiedy dzisiejsi dorośli faceci byli mali, na świecie panowała mania na punkcie zabawek firmy Hasbro. To właśnie ludzie z tejże instytucji stworzyli niesamowitą serię robotów, które transformowały w różnego rodzaju pojazdy i przedmioty. Przez lata, w których to Transformery królowały na rynku pojawiały się także niezliczone seriale animowane, a także i komiksy rozbudzające zainteresowanie fanów. W 2007 roku ich fascynacja sięgnęła zenitu, gdyż właśnie w tym roku na ekranach światowych kin weszła ekranizacja znanej historii o robotach z Cybertronu o tytule „Transformers” zrealizowana przez twórcę słynącego z nadzwyczaj widowiskowych filmów- Michaela Baya.