Reżyseria: Michael Bay
Scenariusz: Ehren Kruger, Alex Kurtzman, Roberto Orci
Zdjęcia: Ben Seresin, Mitchell Amundsen
Muzyka: Steve Jablonsky
Kraj: USA
Gatunek: Akcja / Sci- Fi
Premiera światowa: 19 czerwca 2009
Premiera polska: 24 czerwca 2009
Obsada: Shia LaBeouf, Megan Fox, Ramon Rodriguez, Josh Duhamel, Tyrese Gibbon, John Turturro, Kevin Dunn, Julie White, Peter Cullen, Hugo Weaving, Tony Todd, Isabel Lucas
Realizując produkcję rozmiarów filmu „Transformers” trzeba liczyć się z tym, że będzie to nie tylko bardzo kosztowna inwestycja, ale także bardzo dochodowe widowisko. Michaelowi Bay’owi udało się dokonać fascynującej rzeczy ze światem filmu dając początek ponownemu szałowi na punkcie robotów z Cybertronu. W dwa lata po sukcesie filmu „Transformers” na ekrany kin trafia kolejna dawka wysoce zaawansowanych maszyn w historii pod tytułem „Transformers: Zemsta upadłych”. Niestety, film pozostał daleko w tyle za swoim poprzednikiem, co było zdaniem nie tylko krytyków, ale także i ogółu publiczności. Zaowocowało to niechlubnym wyróżnieniem w świecie kina- Złotą Maliną dla najgorszego filmu, reżysera oraz scenariusza roku 2009.
W dwa lata po wygranej bitwie Autobotów z Decepticonami, Optimus Prime (Peter Cullen) wraz ze starą i nowoprzybyłą ekipą Autobotów pozostali na Ziemi, gdzie z drużyną Majora Lennoxa (Josh Duhamel) tworzą tajną grupę operacyjną NEST likwidującą ostatnie niedobitki wroga. Podczas misji w Szanghaju dowiadują się, że w najbliższym czasie powstać ma niejaki Upadły (Tony Todd). Prezydent Stanów Zjednoczonych ma obawy nie tylko wobec całej grupy operacyjnej, ale także konieczności przebywania Autobotów na Ziemi. Tymczasem Sam (Shia LaBeouf) szykuje się do wyjazdu na studia. Pakując się odnajduje bluzę z czasów walki w obronie ludzkości, a w jej kieszeni odłamek Wszechiskry, który po jego dotknięciu wtapia w umysł Sama tajemnicze symbole. Chłopak musi pożegnać się nie tylko ze swoim stróżem Bumblebee, ale także ukochaną dziewczyną- Mikaleą (Megan Fox). Jednakże już wkrótce okazuje się, że Sam nawet na uczelni nie jest bezpieczny, a Upadły nie spocznie dopóki nie odzyska symboli ukrytych w jego umyśle.
Transformery powracają w nowej fabule i z nowymi siłami. Bohaterowie dorastają, zaczynają borykać się z poważnymi problemami dnia codziennego, jak rozstanie z rodzinnymi stronami, czy też pożegnania zagrożone rozpadem związku. Nie zabraknie także nowych i niebezpiecznych piękności na horyzoncie, które będą starały się zakłócić spokojne dotychczas życie nastolatków. Sam pozna nowego nawiedzonego przyjaciela Leo, ale będzie musiał mierzyć się także ze wstydem spowodowanym matką, która najadła się za dużo ciasteczek z marihuaną. Uczucia zdrady, porzucenia i wstydu, to typowe wśród nastolatków. Natomiast co będzie działo się po zmechanizowanej stronie? Oczywiście objawi się lojalność, tych złych do jeszcze gorszych. Pojawia się kolejny przeciwnik, jeden z pierwszych Decepticonów, który ma chrapkę na nasze źródło życia, czyli Słońce. Tymczasem dzielne Autoboty będą musiały zmierzyć się nie tylko z naturalnymi dla nich wrogami, ale także z ziemskimi przeciwnikami, którzy nie będą do końca akceptować ich działania na Ziemi. Tym razem scenarzyści ponownie sięgnęli do ziemskiej historii twierdząc, że mieszkańcy Cybertronu przybyli na naszą planetę już przed wieloma laty pozostawiając na niej liczne symbole. Druga odsłona filmu o tytule „Transformers: Zemsta upadłych” to całkowicie rozchwiana w podstawach produkcja. Czasami więcej nie znaczy wcale lepiej, a tym razem Bay zdecydowanie przesadził. Pomimo tego, że historia interesuje to jednak nie za bardzo wciąga. Stara się bawić, ale dowcip w tej produkcji trochę się stępił. Niektóre z nich są zdecydowanie zbyt obleśne, za bardzo dosadne, a co za tym idzie dość niesmaczne. Jednakże i tak bawią. Nie zabraknie tutaj też wzruszeń. Nie mogę uwierzyć, że znowu się rozpłakałam! Ten melodramatyzm jest tutaj co najmniej zbędny i zakłóca właściwy odbiór filmu. Wszystko jest przeładowane. Wątki ograniczone są jedynie do bardziej młodzieżowych i militarnych aspektów. Próbuje zaskakiwać i momentami naprawdę się to udaje. Do dziś pamiętam te okrzyki porozumienia na sali kinowej, kiedy to widzowie poznali prawdziwą tożsamość RoboWojownika. Nie mniej dialogi wciąż pozostały drętwe, wciąż zbyt patetyczne, zbyt wymuszone. Nie tylko w zwyczajnych rozmowach, ale także i w przypadku dowcipów. Z tym wszystkim daleko jest „Zemście upadłych” do „Transformers”, pomijam tutaj oczywiście całkowicie beznadziejny polski tytuł, ale niestety, na wydaniu DVD owego filmu także jest wiele wpadek językowych, które, niestety, w sposób oczywisty psują cały klimat.
To co w filmie „Transformers” było innowacyjne i wychodziło niemalże naturalnie, w „Zemście upadłych” nabrało zupełnie innego wymiaru. Przemiany autobotów nie były już tak fascynujące, bo to już było. Nie było czym zachwycać więc twórcy poszli w inną stronę i stworzyli Devastatora, czyli Constructicona- robota złożonego z siedmiu innych robotów. Jest uważany za najsilniejszego i największego robota świata Transformerów. Maszyna bardzo barwna i z pewnością wyjątkowa. Jednakże z pewnością najbardziej fascynującymi robotami świata Cybertronu były Insecticony, Predacony, których reprezentował Ravage – w formie kota, no i oczywiście Decepticon, który przyjął ciało człowieka. Było to naprawdę efektowne. W filmie nastąpiło zdecydowanie przeładowanie robotami, tak jak w „Transformers” wszystkie gwiazdy Cybertronu prezentowane były zaledwie przez małą ich garstkę, tak w drugim filmie robotów pojawiło się chyba z trzydziestu i to przez to ucierpiała fabuła. Tak jak w pierwszym filmie roboty postanowiły poniszczyć trochę miasta Stanów Zjednoczonych, tak w „Zemście upadłych” demolkę przeprowadzono w Jordanii, a tam Decepticony uwzięły się na egipskie piramidy. Na szczęście Sfinks nadal pozostał skrócony jedynie o nos, a nie o całą głowę. Poprzez umiejscowienie akcji możemy podziwiać wspaniałe pustynne krajobrazy egipskie, a także jordańskie miasta i kilka wspaniałych, monumentalnych rzeźb. Jest czym nacieszyć oko, gdyby tylko to mogło przykryć pozostałe niedoskonałości filmu… Muzykę do filmu ponownie skomponował Steve Jablonsky, którego twory zbytnio nie różniły się od poprzednich, i ponownie pomagała mu grupa Linkin Park. Ci, ponownie, stworzyli utwór promujący film „Transformers: Zemsta upadłych”, a przybrał on tytuł „New Divide”.
Ponownie obsada nie zaszalała. Można by nawet stwierdzić, że tylko obniżyła poziom swojego aktorstwa robiąc z tego totalny żart. Shia LaBeouf trochę próbował podciągnąć sprawę, ale mu nie wyszło, a wraz z Megan Fox stworzyli całkowicie niedobraną parę. Nie lepszy był John Torturro, który swoim humorem zdecydowanie przesadzał, ale i tak najbardziej intrygował w całym filmie. Wśród nowych postaci pojawił się Ramon Rodriguez w roli Leo. Postać ciekawa, ale dość irytująca. Skład robotów też za bardzo się nie zmienił, bowiem i tak uwaga skupiała się na tych najważniejszych znanych już z poprzedniego filmu. Jednakże po mrocznej stronie mocy pojawił się Fallen (w głupim polskim tłumaczeniu- Upadły). Do tej pory zastanawiam się czemu postanowili przetłumaczyć tą nazwę własną. To tak jakby z Soundwave’a zrobili nagle Falę dźwiękową, czy coś w ten deseń. Nie mniej Fallen przemówił głosem Candymana, czyli Tony’ego Todda. Wydaje się, że nie ma bardziej genialniejszego aktora do roli mrocznego Fallena niż najmroczniejsza postać kina- Tony Todd. Wybór jak najbardziej trafny.
Tak, jak film „Transformers” widziałam wiele wiele razy, tak „Zemstę upadłych” zaledwie kilka. Jest w tym filmie coś odpychającego, coś co zdecydowanie nie zachęca do ponownego sięgnięcia po płytę DVD. Nie mniej, 1 lipca 2011 premierę będzie miała trzecia część serii, więc trzeba było odświeżyć sobie poprzednie filmy, chociaż jak się okazuje nie było to takie konieczne. Wydaje się, że Transformery stały się moją obsesją. Za każdym razem z utęsknieniem czekam na film, a potem wiercąc się w fotelu podążam za rozwojem wydarzeń. Na „Zemście upadłych” tego nie czułam. Film po prostu nie porywa. Wszystko wydaje się mało interesujące, roboty zdają się być przytłaczające. Za dużo tego wszystkiego w jednym filmie, a jak się okazuje przesadzać też nie należy. W „Zemście upadłych” twórcy skupili się na zaprezentowaniu jak największej ilości maszyn gubiąc gdzieś po drodze jakiś spójny fabularny zarys. Pozostaje mieć nadzieję, że w trzecim filmie uda im się zachować równowagę pomiędzy światem ludzi, a światem Cybertronu, chociaż zwiastun zapowiada prawdziwą rozpierduchę!
W serii:
ja już pisałem u siebie i "tu i ówdzie", także zamiast przynudzać jak stary dziad powiem krótko- ja jestem monstrualnie rozczarowany tym filmem. Efekty specjalne i nagromadzenie scen akcji to czysta bajka- zgodzę się. Ale mnie zabrakło w tym filmie ciekawie opowiedzianej historii- też większej finezji, bo te wszystkie żarty a la American Pie sprawiły, że czułem się zażenowany. także ocena: 5/10. TYLKO: bo miała być 10/10 ;) i AŻ: bo nagromadzenie wad jest potwornie duże, ale mam sentyment po pierwszej części.
OdpowiedzUsuńNo ja też żałuję, że nie dałam 10/10, a tak bardzo chciałam. Mój tata ma podobne zdanie co Ty. też się zawiódł na filmie. Ja po części też, ale to nie oznacza, że spisuję go na straty :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać. Przyznam, że nie przeczytałem całego tekstu bo chce iść na ten film z nadzieją jaką mam od kilku miesięcy a nie z nastawieniem przez pryzmat opinii osób, które film już widziały. Niestety, dopiero w przyszłym tygodniu zobaczę.. ;/
OdpowiedzUsuńCóż, nie powiem aby ten film jakoś strasznie mnie zaskoczył. Pierwszą część oglądałem z opadniętą szczęką, druga wbiła mnie w fotel zaledwie początkową sekwencją w Shanghaju,reszta mnie nie powaliła. Nie mniej jednak, obraz ten bardzo pozytywnie mnie nastroił i za to należy się Bayowi plus.
OdpowiedzUsuńWydaję mi się również, że sam scenariusz choć niezbyt dobry ma już więcej informacji odnośnie samych bohaterów, nie jest już jedynie zarysem tak jak to było w części pierwszej. Poza tym zabrakło mi trochę rockowego grania w scenach finałowych, na szczęście "New Devide" LP dało pod koniec niezłego kopa. Ogólnie rzecz biorąc do kina oczywiście wybrać się warto, ale z pewnym nastawieniem i dystansem. Mi się generalnie podobało. Pozdrawiam
i zapraszam do siebie
mnie się natomiast scena w Shanghaju tak średnio podobała :P
OdpowiedzUsuńZdjęcia są całkiem niezłe. Już nawet z nich można wywnioskować, że efekty specjalne rzeczywiście były genialne ;-] . filboo
OdpowiedzUsuńZasługuje na 9/10 w gatunku akcja. Jedynie "Avatar" może dorównać temu filmowi pod względem efektów specjalnych.
OdpowiedzUsuńkurde mam dylemat tzn. film fantasyczny super się oglądało, dużo akcji, rewelacyjne efekty specjalne! wszytko rewelacja le dla mnie zamoało humory (w porównaniu z 1 częścią) oraz film troche się dłużył (w końcu w 2,5 godziny to nie mało) - reasumując oglądając go w środe w kinie byłem zachwycony ale było małe ale ;) dla mnie 8,5/10
OdpowiedzUsuńPierwszy film też prawie tyle trwał :P
OdpowiedzUsuńPo lipnej pierwszej części, nic i nikt mnie nie przekona na wyjście do kina na sequel. Być może na DVD się kiedyś skuszę w chwili słabości. Buziaki
OdpowiedzUsuńHmmm..szczerze? to jest pierwsza tak pozytywna recenzja tego filmu, jaką czytałam, a trochę ich było. ja nie oglądałam żadnej z tych części, też często oglądam filmy z reguły przeznaczone dla mężczyzn, ale ten mnie nie skusił. Napisałaś, że w filmie było bardzo dużo robotów, no właśnie, niektórzy twierdzą, że aż za dużo, co nie wyszło twórcom pozytywnie, no ale kunszt reżyserski Bay'a jak najbardziej chwalę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmam pytanie: jakie książki Koontza możesz mi polecić, bo ponoć nie wszystkie są dobre:)
OdpowiedzUsuńtzn. trudno jest mi powiedzieć. Ja czytałam "Apokalipsę" i "Słudzy Ciemności" i obie mi się podobały. Próbowałam przeczytać "Twarz", ale 26 stron przeczytałam i nie mogłam ruszyć dalej. Może jednak akcja dłużej się rozwija, tego nie wiem.
OdpowiedzUsuńhmmm. gdy zobaczyłem zwiastun miałem średni zachwyt dlatego sobie odpuściłem, choć byłem na pierwszej części w kinie. Moi rodzice poszli na "dwójkę" i nie czują się zawiedzeni, więc może w najbliższym czasie również przeżyje przygodę z Samem :D:D pozdrawiam i zapraszam do siebie na "Ślubne wojny"
OdpowiedzUsuńNie oglądałam ani kreskówki ani żadnego filmu z tej serii, więc ciężko mi cokolwiek powiedzieć :P
OdpowiedzUsuńNie oglądałam filmu ,ale z twojego opisu wynika ,że film bardzo fajny i ciekawy.Obejżę!!!!zapraszam do mnie na nową notkę. Pozdrawiam!;) Phoebe
OdpowiedzUsuńHmm, muszę przyznać, że to najwyższa ocena tego filmu, z ...
OdpowiedzUsuńHmm, muszę przyznać, że to najwyższa ocena tego filmu, z jakim się spotkałem. Ja i moi koledzy z PFT (Polski Fandom Transformers) zgodnie stwierdzą, że druga część to chłam i wielki spadek jakości po pierwszej części. Już w pierwszym Bayformers dało się zauważyć nadmiar postaci ludzkich i bezpłciowość robotów. Ale druga część tylko podwoiła wady. Więcej głupkowatych ludzkich bohaterów, "metal armatni" w postaci Decepticonów, i co najgorsze, głupie, dziecinne żarty, przy których sikający Bumblebee to pikuś. Po Zemście Fallena (bo tak powinienem nazywać się film) trudno oczekiwać co to szalony Bay wymyśli w trzeciej części. Obyśmy tylko nie musieli znowu robić fan editu, bo nie sądzę by jądra Devastatora czy kopulujące się psy wnosiły coś do marnej fabuły. Jak dla mnie 4/10
P.S. A propos wydania DVD. Jako fan przystoi mi kupić Steel Booka, chociażby dla dodatków, ale wolę poczekać trochę, bo pierwsze wydanie Bayformers chodzi po Allegro w niskich cenach. Ale ty przynajmniej zaoszczędziłaś, dostając w prezencie.
Bardzo dobrze powiedziane!!!!
OdpowiedzUsuńniedzała mi to nihce mi załadować
OdpowiedzUsuń