Reżyseria: Michael Bay
Scenariusz: Ehren Kruger
Scenariusz: Ehren Kruger
Zdjęcia: Amir M. Mokri
Muzyka: Steve Jablonsky
Kraj: USA
Gatunek: Akcja / Sci-Fi
Premiera światowa: 23 czerwca 2011
Premiera polska: 01 lipca 2011
Obsada: Shia LaBeouf, Rosie Huntington-Whiteley, Josh Duhamel, Tyrese Gibbon, John Turturro, Patrick Dempsey, Frances McDormand, John Malkovich, Kevin Dunn, Julie White, Peter Cullen, Hugo Weaving, Leonard Nimoy
Muzyka: Steve Jablonsky
Kraj: USA
Gatunek: Akcja / Sci-Fi
Premiera światowa: 23 czerwca 2011
Premiera polska: 01 lipca 2011
Obsada: Shia LaBeouf, Rosie Huntington-Whiteley, Josh Duhamel, Tyrese Gibbon, John Turturro, Patrick Dempsey, Frances McDormand, John Malkovich, Kevin Dunn, Julie White, Peter Cullen, Hugo Weaving, Leonard Nimoy
Po premierze filmu „Transformers” w 2007 roku i wielkim sukcesie, jakim okazał się być powrót znanych zabawek firmy Hasbro, twórcy zdali sobie sprawę, że film ten jest kurą znoszącą złote jajka. Miłość do Transformerów nie przepadła i tak film dorobił się aż dwóch kontynuacji, w tym tej najnowszej „Transformers: The Dark of the Moon” z wykorzystaniem technologii 3D. Mówiło się, że Michael Bay miał zakończyć tym filmem całą serię długiej podróży. Jednakże już teraz media zaczynają szaleć z domysłami, coż to będzie po wielkim finale. Prawdopodobnie na tym się skończy, jednakże biorąc pod uwagę fakt tego, że kontynuowane są filmy typu „Piła” to i w przypadku „Transformers” możemy spodziewać się dalszych filmów, z tym, że już bez Baya, na którego miejsce kandydatem jest Steven Spielberg, no i bez Shia LaBeoufa.
Mijają lata od chwili, kiedy Sam Witwicky (Shia LaBeouf) wraz z ekipą Autobotów oraz ekipą majora Lennoxa (Josh Duhamel) unieszkodliwili w Egipcie Decepticony, z Fallenem na czele. Teraz, kiedy Decepticony zapadły się pod ziemię, oddział Autobotów pomaga ludzkości w rozwiązywaniu ich własnych problemów. Po zerwaniu z Mikaelą, Sam zaczyna spotykać się z przepiękną kustoszką o imieniu Carly (Rosie Huntington-Whiteley), sam nie mogąc znaleźć pracy, pomimo tak licznych zasług dla świata. Jednakże wkrótce okaże się, że jest to jeden z jego najmniejszych problemów, gdyż Decepticony znowu dają o sobie znać. Dlatego też, gdy ekipa Optimusa (Peter Cullen) odnajduje w Czarnobylu tajemniczy mechanizm pochodzący z zaginionego statku Cybertronu czym prędzej wyruszają na Księżyc, aby go odnaleźć przed Decepticonami. Optimus sprowadza na Ziemię dawnego wodza Autobotów – Sentinela Prime’a (Leonard Nimoy). Niestety, okazuje się być to straszliwym błędem, który może kosztować zagładę całej ludzkości.
Filmy z serii „Transformers” z założenia miały być filmami widowiskowymi. Nie skupia się tutaj zbytnio na fabule, na jakimś głębszym przesłaniu, czy też dialogach. Najważniejsza jest technika, którą wykorzystano do wykreowania świata, w którym pojawiają się Transfromery. Czy „The Dark of the Moon” spełnia wszystkie wizualne założenia? Jak najbardziej, w szczególności, że widzom dano szansę zobaczyć wielki finał w technologii 3D. Jednakże, czy jest to warte wydanych pieniędzy? Niekoniecznie. O wizualnych elementach nie ma tutaj co dyskutować. Tak jak w pierwszym i drugim filmie, tak też i w trzecim nie budzą one żadnych zastrzeżeń. Nadal są rewelacyjne, nadal roboty wtapiają się w rzeczywisty świat, co nadal pozostaje niepojęte. W trzeciej części filmu dochodzi do tego jeszcze wielka rozpierducha pod tytułem „inwazja”, która odbywa się w sposób bardzo efektowny! Wszystko się wali, niczym w filmie „2012”. Ludzie giną w sposób dziwnie przypominający ten z „Wojny światów”. Wielokrotnie efekty poruszają serca, a to jest niesamowite! Twórcy wprowadzili całkowicie nowe Transformery. Zobaczymy nie tylko standardową obsadę mechaniczną, pojawi się także Barricade, który gdzieś zniknął po pierwszym filmie. Znowu pojawia się robot zwierzęcy, tym razem o postaci ptaka – Laserbeak, który sprowadza bohaterów do Czarnobyla. Pojawia się kolejny władczy robot pod postacią Sentinela Prime’a. Jednakże najwięcej fascynacji wzbudza jeden robot – Shockwave. Jego pojawienie się nie wróży nic dobrego, gdyż towarzyszy mu nierozerwalnie Driller, którego poznać można już przy zwiastunie, kiedy niszczy jeden z większych wieżowców w mieście. Trudno jest nie dostrzec też walorów estetycznych samego Cybertronu, który w porównaniu do Ziemi robi przytłaczające wrażenie. Jednakże kiedy oglądamy początek całej historii, gdzie zobaczyć możemy jak przebiegała wojna między Autobotami i Decepticonami, to ma się pewne wrażenie nierealności przez technikę 3D. Jakby oglądało się małą planszę z pionkami. Zdjęcia także mają wpływ na odbiór tego filmu, gdyż Amir M. Mokri („Szybko i wściekle”) musiał zmierzyć się z nielada wyzwaniem. Idealnie ujął Chicago, aby potem można było go zniszczyć, a także wprowadzić ciekawy klimat poprzez zdjęcia z Afryki- tu słonie, tam zebry – genialne! Nie mniej zdarzały się chwile, że trudno było cokolwiek rozpoznać na ekranie. No, ale podobny problem był też przy poprzednich filmach. Muzykę do filmu ponownie skomponował Steve Jablonsky i trzeba mu przyznać, że jest w tym naprawdę rewelacyjny. Jego utwory idealnie pasowały do poszczególnych scen, niejednokrotnie wywołując szybsze bicie serca, czy nawet doprowadzały człowieka do stanu bliskiego łez- jak utwór „Battle”. Potęgowały napięcie , a także wzmacniały poruszenia naszych serc. Ponownie, pod względem audiowizualnym nie można produkcji niczego zarzucić.
Kiedy twórcy skupiają się na efektach na dalszy plan spada fabuła. Dlatego też seria o Transformerach, nigdy nie grzeszyła genialnym scenariuszem, ale… pod tym względem trójka wypada zdecydowanie lepiej od drugiego filmu. W najnowszym filmie, tak jak zapowiadał Bay, skupiono się bardziej na bohaterach i ich uczuciach. Sam zostaje porzucony przez Mikaelę i teraz spotyka się z Carly, którą najwyraźniej darzy równie silnym, a może nawet silniejszym uczuciem. Pojawiają się problemy ze znalezieniem pracy, co frustrować może każdego człowieka. Poza tym ukazano ludzką stronę Transformerów. Autoboty, które okazują się nie być wszechmocne, które podejmują złe decyzje i ufają nie tym co trzeba – zupełnie jak ludzie. Decepticony, które rządne są władzy i którymi jest łatwo manipulować, kiedy do akcji wkracza kobieta. Nie mówiąc już o całkowicie przyziemnych sprawach, które momentami sprowadzone do zwykłych żartów, jak sytuacja podczas rozmowy kwalifikacyjnej Sama w firmie Brazosa, czyli akcja o kryptonimie „Czerwony kubek na żółtym piętrze”. Tak, ubawu przy tym było sporo, jednakże nie ma w filmie zbyt wielu powodów do śmiechu, czy radości. Ze względu na przejmującą atmosferę zagłady produkcja staje się bardziej dramatem niżeli komedią. Ludzie manipulowani są przez Decepticony i wydają się stać po niewłaściwej stronie barykady. Giną nie tylko oni, w dodatku w bardzo brutalny sposób, ale też i roboty, których jest widzowi naprawdę żal. Jest kilka manewrów wymijających, które nie zaskakują, gdyż ich rozwój jest do przewidzenia. Szkoda jednak, że twórcy nie poszli o krok dalej i nie doprowadzili do całkowitej zagłady, byłoby to idealne zakończenie tejże trylogii.
Męska część widzów z pewnością z bólem serca przyjęła odejście pięknej Megan Fox z obsady. Jednakże na osłodę tegoż rozstania Bay daje im nową kobietę, którą mogą się pozachwycać pod postacią Rosie Huntington-Whiteley- światowej sławy brytyjskiej modelki Victoria’s Secret. Pierwsze jej ujęcia nie należą do zbyt fascynujących dla kobiecej części, gdyż nie każda dziewczyna podczas seansu filmu chce słyszeć okrzyki i odgłosy wydawane przez męską część publiki. Dziewczyna jest zgrabna, no ale musi być skoro chodzi na wybiegach w bieliźnie. Jej ponętne usta także przyciągają uwagę, a piękne ciało zostaje niejednokrotnie podkreślone. Jednakże o dziwo… aktorsko wypada o wiele lepiej od Megan Fox! Poprawiło się także aktorstwo Shia LaBeoufa, który wykrzesał z siebie więcej emocji, więcej agresji, a jego wypał „Where is she?” o mało mnie w fotel nie wbił. Shia zapowiedział, że jeżeli pojawi się zapowiadana kontynuacja filmu, to on już się w niej nie pojawi. Bardzo dobrze, co za wiele to nie zdrowo. Zobaczymy też starych bohaterów, których rola w filmie została mocno ograniczona. Przykładem jest Josh Duhamel, który gdzieś zaginął pomiędzy tym całym harmidrem. Pojawiał się co jakiś czas, nie świecił przy tym aktorstwem, ale cóż. Nie miał jak się wykazać. Więcej uwagi skupiało się na jego kumplu Tyrese Gibsonie, którego i tak zobaczyliśmy gdzieś koło połowy filmu. Dużo atrakcji wprowadzał ponownie John Torturro. Poszalał trochę na ekranie i dodawał produkcji sporo humoru, niekiedy bardzo wulgarnego. W obsadzie pojawiły się także nowe twarze, a przede wszystkim Patrick Dempsey, który odegrał bardziej znaczącą rolę niż można byłoby się spodziewać. Nowe wcielenie Dempseya intryguje i autentycznie się w nim sprawdza. Wśród kobiet zobaczymy Frances McDormand, przekonującą, surową, ale też i zabawną. Ciekawie było śledzić też poczynania Johna Malkovicha, który także się tutaj pojawił. Zabarwił film swoim humorem, a także surowym wyglądem. Nie mniej trudno było go nie polubić. Obsada we własnej osobie sprawdzała się całkiem nie najgorzej, tak samo zresztą jak ta część zmechanizowana. Do nich dołączył Spock, czyli Leonard Nimoy w roli Sentinela Prime’a, którego głosu nie da się pomylić z żadnym innym.
Nigdy nie zrozumiem tego szału, który panuje aktualnie na filmy 3D. Z utęsknieniem czekam aż ta faza minie, w szczególności, że produkcje, które teraz się przerabia na 3D wcale na takie nie wyglądają. „Transformers 3” jest tu gdzieś pomiędzy, nie obejrzy się go bez okularów, ale z drugiej strony nie ma tu aż takich efektów idealnych dla tej technologii. Zgodnie z obietnicą film skupia się na uczuciowej sferze ludzi, a także robotów. Wygląda rewelacyjnie i niejednokrotnie wbija w fotel. Szkoda, że na wielką akcję trzeba czekać półtorej godziny. Jednakże pojawiają się łzy, wspaniałe samochody, troszkę humoru, trochę patosu, ale wszystko jest to dość zbalansowane. Ja osobiście na zawsze pozostanę wielką fanką Transformerów. Od długiego czasu czekałam na tą produkcję, jednakże chyba już wyrosłam z tego etapu, bo po zakończeniu seansu poczułam się zawiedziona.
W serii:
Zapraszam cię na nowy post na temat TF 3 DOTM :)
OdpowiedzUsuńA ja nadal nie oglądałam ani jednej części :P Nie moje klimaty raczej. Chociaż w kinie w 3D efekt może być fajny :) zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńJak dla mnie katastrofa, ten film przyprawił mnie tylko o ból głowy. Przereklamowany i przerobiony, poprzednie części były zdecydowanie lepsze.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że w ostatnich topowych filmach 3D jest jak na lekarstwo, "Transformers" nie są wyjątkiem.
Lubię oglądać filmy zrobione doskonałą techniką 3D, jednak póki co najlepszym pod tym względem był "Resident Evil:Afterlife" reszta...szkoda słów.