NOWOŚCI
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antologia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 grudnia 2017

Wyzwanie: 24 książki, które mam na półce dłużej niż rok - edycja 2017

     Każdy książkoholik w pewnym momencie dostrzega, że proporcja pomiędzy ilością nabywanych książek, a ilością przeczytanych tytułów zaczyna się zdecydowanie wydłużać. W pewnym momencie do każdego zaczyna docierać, że nie starczy mu życia na przeczytanie całej swojej biblioteczki. W szczególności, gdy w danym roku sięgamy po nowe tytuły, a nie spoglądamy w stronę wołających nas z półki tomiszczy, zalegających od wielu lat.
Z tym problemem borykałam się również i ja. Dlatego też pierwszym krokiem ku lepszemu samopoczuciu stało się przejrzenie książek na regale i zastanowienie się, czy rzeczywiście mam je ochotę przeczytać, czy nie uległam chwilowemu zachwytowi, gdy zobaczyłam wyprzedaż za 10zł, a może po prostu jestem już „za duża” na takie lektury.
     Kolejnym i ostatnim krokiem ku uszczupleniu mojej biblioteczki stało się wyzwanie Kasiek z bloga "Z pasją o dobrych książkach". Jego celem było przeczytanie w 2017 roku 24 książek, które mam na półce dłużej niż rok. Jestem zachwycona tym, że udało mi się osiągnąć swój cel. I to przed czasem! A pomiędzy tymi starociami znalazłam również czas na przeczytanie kilku nowości. Duma mnie rozpiera.
     Już na starcie postanowiłam wybrać tytuły, którym przyjrzę się w tym roku. Niektóre wybory były oczywiste, inne niekoniecznie. A jeszcze inne ewoluowały zamieniając się na miejsca z innymi. Jednakże wiecie jak to mówią... „co się odwlecze...”. Przyjdzie na nie czas w nowym roku, bo nie mam zamiaru osiadać na laurach. Ewentualnie trochę zmniejszę tę ilość.
Ten rok był bardzo różny. Oczywistym stało się, że nie ogarnę tak wielu recenzji. Dlatego też o części poczytać możecie osobno, ale tutaj zbiorczo przedstawię Wam moje ogólne i bardzo skrócone wrażenia po lekturze. Zdradzę Wam także inne sekrety związane z tymi książkami.
  1. Lawendowy pokój, aut. Nina George / na półce od 2014 roku
Wybór nie był oczywisty, ale zapoznałam się wcześniej (jak zawsze od tyłu) z „Księgą snów”, którą otrzymałam do recenzji. Bardzo ciekawa była to lektura. Jednakże ten tytuł w ogóle do mnie nie przemówił. Nie potrafiłam złapać klimatu już od pierwszych stron i naiwnie czekałam na większą fascynację. Nudziłam się niczym mops, a jedną stronę czytałam po dziesięć razy. Nie zaiskrzyło, więc powieść porzuciłam, obiecując sobie, że już nigdy więcej nie sięgnę po powieści Niny George.
  1. Wayward Pines. Bunt, aut. Blake Crouch / na półce od 2015 roku
W czasie moich wakacji nad polskim morzem w 2015 roku przeczytałam pierwszy tom. Miałam zamiar czytać kolejne, ale pojawiło się wiele innych rzeczy w moim życiu. Postanowiłam powrócić do tej serii i byłam zachwycona. „Bunt” może nie do końca spełnił moje oczekiwania, ale zdecydowanie był bardzo wciągający. To ten typ powieści, które bardzo szybko się czyta.
  1. Wayward Pines. Krzyk, aut. Blake Crouch / na półce od 2015 roku
Ta powieść była odrobinę inna niż poprzedniczka. Bardziej mordercza, bardziej krwawa, bardziej brutalna. Innymi słowy- zachwycająca. Nie pożałowałam ani przez chwilę, że zdecydowałam się na towarzyszenie bohaterom w ich dalszych losach w Wayward Pines. W szczególności, że tak dużo się działo. Książka zdecydowanie dla ludzi o mocniejszych nerwach.
  1. Słodkie kłopoty, aut. Susan Mallery / na półce od 2013 roku
O tej książce pisałam szerzej. Sięgnęłam po nią z powodów całkiem oczywistych- czytałam poprzednie części i chciałam w końcu zakończyć tę serię. Powieść to typowe romansidło, pełne pasji i wzruszeń. Mnie się podobało. Idealna, żeby odstresować się w szpitalu.
  1. Losing Hope, aut. Colleen Hoover / na półce od 2015 roku
I tak jak poprzednio. Książka, która jest kontynuacją innej książki, choć tak naprawdę jest innym spojrzeniem na te same wydarzenia. Ciekawe podejście do historii, ale jak dla mnie całkowicie zbędny zabieg. Owszem, fajnie spojrzeć oczami faceta na związek, ale... po co? Nadal było przejmująco, bo w końcu fabuła się nie zmienia. Jak dla mnie, do przeczytania raz.
  1. Bez skazy, aut. Sara Shepard / na półce od 2012 roku
Kupiłam, bo zakochałam się w serialu. Pierwszy tom przeczytałam podczas wspomnianych wakacji 2015 roku w podróży nad morze. Całkiem fajnie się czytało, ale trąciło banałem. Niestety, drugi tom okazał się być pod tym względem jeszcze gorszy. Zdecydowanie bardziej polecam serial. To ten jeden wyjątek od reguły, gdy ekranizacja jest lepsza od powieści- przynajmniej w moim mniemaniu. Nie inaczej jest z tym tytułem. Jest po prostu nudno. Do przeczytania i zapomnienia, niestety.
  1. Zakręceni, aut. Emma Chase / na półce od 2015 roku
Trudno jest nie zauważyć pewnej tendencji w moich wyborach. Tutaj kolejny sequel ciekawej powieści. Tym razem o zabarwieniu erotycznym. I oczywiście, jest ostro i gorąco. Jednakże trochę to przypomina tendencję zmierzchową, gdzie najpierw jest pięknie ładnie, potem przychodzi kryzys, bo-mam-taki-kaprys i znowu wielki powrót. Trochę przewidywalne, ale nie oznacza to, że wciąż nie jest zabawnie. To wciąż jest wielki plus tej powieści.
  1. Zapomniane, aut. Cat Patrick / na półce od 2012 roku
Szczerze? Już nawet nie pamiętam o czym była ta książka. Przypadek? Kupiłam dawno temu w Empiku, bo miałam fazę na paranormalne romanse. Teraz nawet nie kojarzę, czy faktycznie tam jakowyś był. Wypisz wymaluj z gatunku „przeczytaj i zapomnij”. A chyba nie o to chodzi w książkach.
  1. Podwieczność, aut. Brodi Ashton / na półce od 2014 roku
Uwielbiam klimaty mitologii w powieściach. W końcu Percy Jackson... No, ale ta cała Ashton... w ogóle mnie to nie wzięło. Nudna, fabuła ślamazarnie się wlecze. Muszę jednak przyznać, że zakończenie było zaskakujące, ale ja się nie dam nabrać na te słodkie obietnice rewelacji w kolejnym tomie i zrywam z zamiarem kontynuacji lektury.
  1. Endgame. Wyzwanie, aut. James Frey / na półce od 2015 roku
O tak! Tę książkę czytałam w szpitalu po operacji. Bardzo wciągająca z genialną koncepcją na prezentację fabuły. Świetna historia, naprawdę przejmująca i stopniująca napięcie. Koniec świata? No dajcie spokój, oczywistym było, że na to polecę! Świetnie się czyta, bo w końcu jest bardzo pomysłowa.
  1. Nigdy nie gasną, aut. Alexandra Bracken / na półce od 2014 roku
Oto mamy przykład książki, z której się wyrasta. „Mroczne umysły” mnie zachwyciły. Tak bardzo czekałam na kontynuację i co? I nic. Trochę się wynudziłam, ale stwierdziłam dobra, skończę już tę serię skoro mam ją na półce.
  1. Po zmierzchu, aut. Alexandra Bracken / na półce od 2015 roku
I tak oto trafiłam do finału, gdzie pełno było akcji, pełno powodów do wzruszeń. Czy te tomy przejściowe zawsze muszą tak człowieka wymęczyć, zanim dadzą się w pełni nacieszyć serią? Oczywiście, i tak uważam, że jest to jeden z najbardziej zaprzepaszczonych pomysłów, w szczególności, że w trakcie lektury ma się wrażenie deja vu. Szkoda, że koniec końców nie jest to nic oryginalnego.
  1. Gwiazd naszych wina, aut. John Green / na półce od 2013 roku
Zakochałam się w filmie, więc musiałam przeczytać książkę. W końcu! Jestem nią urzeczona, równie mocno jak ekranizacją. Naprawdę przejmująca historia, która chce nas chyba utopić we własnych łzach. Sympatyczni bohaterowie o moim ulubionym, sarkastycznym poczuciu humoru, których nie sposób nie pokochać. Zdecydowanie warto do niej powracać!
  1. Papierowe miasta, aut. John Green / na półce od 2014 roku
Zachwycona pierwszą książką musiałam przeczytać kolejną. I jakiż był mój zawód, gdy emocje były całkowicie odmienne. Aż ciężko uwierzyć, że to ten sam autor. Owszem, jest to historia całkiem ciekawa, ale... tak nudnie opowiedziana. Zmarnowany potencjał, jak dla mnie. A szkoda. Zaledwie jedna fajna scena i bohaterka, której nie da się lubić. Niestety.
  1. Golem, aut. Edward Lee / na półce od 2013 roku
W końcu musiałam przeczytać coś krwawego, a ta książka nie była specjalnie grubaśna. Moja pierwsza od tego autora. Aż samo się prosiło. Momentami obrzydliwa, ale w bardzo niewielkim stopniu. Chwilami intrygująca, ale szczerze mówiąc to te okultystyczne przeplatanki z przeszłością odrobinę za bardzo nużyły. Nic rewelacyjnego, raczej też do zapomnienia.
  1. Robokalipsa, aut. Daniel H. Wilson / na półce od 2012 roku
Kupiłam ją na promocji u Znaka, za 10zł bodajże. Tylko dlatego, że miał być film. Choć w sumie też z powodów czysto osobistych, bo przecież kocham roboty. Książka okazała się być takim samym zawodem jak „World War Z”. Nie przepadam za reportażową powieścią, bo nie potrafię się w nią wciągnąć. Tutaj było tak samo. Kilka przeplatających się ze sobą historii, które były mniej bądź bardziej ciekawe, czy wciągające. Pokazujące różne podejścia do robotyki, czy to od strony czysto romantycznej, czy wojskowej. Chyba nie muszę mówić, która bardziej do mnie przemawiała.
  1. Nigdy i na zawsze, aut. Ann Brashares / na półce od 2012 roku
Gdy przychodzi mi napisać o tej książce mam wrażenie, że pomieszało mi się kilka tytułów. Opowieść o podróży w czasie, a w zasadzie życiu ponad czasem. Pomysł na fabułę cudowny i wykorzystany również całkiem zgrabnie, ale mnie po prostu nie biorą historyczne powieści. Złapałam się na tym, że czekałam tylko na powroty do przyszłości, choć muszę przyznać- budowanie tej opowieści od setek lat zrobiło na mnie wrażenie. Wzruszająca historia, to na pewno.
  1. Player One, aut. Ernest Cline / na półce od 2012 roku
Tytuł znalazł się na mojej liście, gdyż jest jednym z najdłużej przeze mnie posiadanym. To po pierwsze. Poza tym... ekranizacja już wkrótce więc trzeba było się przygotować. W sumie nie będę za bardzo marudzić porównując film do pierwowzoru, bo już niewiele z niego pamiętam. Historia miała być mega i rzeczywiście pomysł intrygował. Na pomyśle się skończyło, bo niestety później bardziej się męczyłam z czytaniem niż czerpałam z tego przyjemność. Jak dla mnie wiało nudą. Szkoda.
  1. Olśnienie, aut. Aime Agresti / na półce od 2013 roku
Powieść, którą dostałam od męża na dzień kobiet. Sama chciałam. To jeden z tych tytułów, który długo mi zalegał, a byłam pewna, że się z nim rozstanę jak już przeczytam. I po jej przeczytaniu tak to się skończyło. Uwielbiam paranormalne historie więc oczywistym było, że musiałam przeczytać. Fascynują mnie klimaty elitarne, więc uważałam, że mi się spodoba. I spodobała. Względnie. Wszystko owiane tajemnicą, teoretycznie, bo gdybym nie wiedziała jaki ma być charakter tej historii, to pewnie bym się go nie domyśliła czytając. Szkoda jedynie, że rozwiązanie tajemnicy nie było jakimś wielkim WOW! Finał jak zawsze wzbudził największe emocje, ale to i tak za mało, aby zapamiętać na dłużej tę opowieść.
  1. Kobieta w czerni, aut. Susan Hill / na półce od 2013 roku
Kolejna zekranizowana opowieść. Tym razem obiecałam sobie, że nie obejrzę filmu dopóki nie przeczytam książki. W końcu będę mogła zwolnić półkę zarówno z książki, jak i filmu. Spodziewałam się czegoś... bardziej! Bardzo ślamazarna historia opierająca się o zwierzenia dziwacznego człowieczka o jego jeszcze dziwniejszej wizycie w dziwnym domu. Nic specjalnego. Jak dla mnie bez klimatu, o dziwo. Zakończenie jednak... pamiętliwe! Ponoć inne niż w filmie.
  1. Krzyk aniołów, aut. Stephen Nassise / na półce od 2013 roku
Powieść, którą porzuciłam. Jest mi tym bardziej żal, że dostałam od siostry na Gwiazdkę. Tym bardziej mi smutno, że oczekiwałam czegoś na miarę książkowego „Supernatural”. Jednakże jak zaznaczałam na Goodreads, że zaczynam czytać okazało się, że jest to kolejny tom serii. Ta myśl zawładnęła moim umysłem, który od razu nastawił się na to, że się nie wciągnie. Nie wciągnęłam się więc szybko rzuciłam ją w kąt. Szkoda.
  1. 11 cięć, praca zbiorowa / na półce od 2013 roku
Zbiór opowiadań, najstarszy jaki posiadam, a którego nie przeczytałam. I jak to zwykle ze zbiorami wygląda- jedna historia jest ciekawsza, inna niekoniecznie. Mamy tu opowieści bardziej krwawe, bardziej psychologiczne. Do mnie oczywiście przemawiają te pierwsze, gdzie bohaterami są zabójcze futra, czy ogromny głód. Inne szokują, jak romantyczna dyniowa historia. Na samo wspomnienie w mojej głowie pojawia się wielkie zszokowanie poprzez uśmiech! W większości są to jednak przeciętne opowiadania.
  1. Eleonora & Park, aut. Rainbow Rowell / na półce od 2015 roku
Kupiona na wyprzedaży w Biedronce. Tak! Tam też kupuję książki. Wiele dobrego o niej słyszałam i sama też mogłabym wiele dobrego napisać. Książka dla młodzieży, całkowicie przesiąknięta młodzieżowymi emocjami. Historia, której nie życzę żadnemu nastolatkowi- no ewentualnie poza poznaniem takiej miłości jak nasza rudowłosa. Uroczy romans, od którego aż ciepło robi się na sercu. Wszystko za pomocą porozumiewawczych spojrzeń i drobnych gestów. Cudnie!
  1. Dziesięć płytkich oddechów, aut. K.A. Tucker / na półce od 2014 roku
Książkę zdobyłam na moich pierwszych targach książki w Krakowie. Zaintrygowała mnie, bo swego czasu dużo się o niej mówiło i to w wielu superlatywach. Mnie również się spodobała, ale obawiam się, że również szybko o niej zapomnę. Historia jakich wiele, więc w sumie szybko domyśliłam się, co i jak. Zwykła opowieść o dziewczynie dochodzącej do siebie po straszliwym wypadku, w którym straciła najbliższych. Intrygujące jest otoczenie w jakim porusza się dziewczyna, a chłopak, którego spotyka w pralni rozpala policzki do czerwoności. 

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Książka #472: Podaruj mi miłość, praca zbiorowa

     12 najpoczytniejszych pisarzy i pisarek, specjalistów od emocji młodzieży bierze pióra, tudzież klawiatury komputerów w dłonie i pod nadzorem Stephanie Perkins tworzy miłosne opowiadania. Warunek? Wątek świąteczny. Ładując w nowele charakterystyczne dla siebie motywy udaje im się stworzyć wielobarwną antologię o tytule “Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań”.
     12 różnych opowiadań. 12 historii świątecznych osadzonych w mniej bądź bardziej prawdziwej rzeczywistości. 12 opowieści o miłości rodzicielskiej, chłopięcej, heteroseksualnej i magicznej. Miłości w miejscach najoczywistszych i najbardziej zaskakujących. Rosnącej w fabryce zabawek, przy wyborze choinki, czy w odciętej od świata uroczej chatce.
     Kiedy zbliżają się święta Bożego Narodzenia a za oknem jedynie deszcz i masa światełek- innymi słowy klimat świąt schował się chyba w kanałach, idealnym na pobudzenie świątecznego ducha może okazać się dobra lektura. Na ten czas idealną propozycją staje się “Podaruj mi miłość”. Ta antologia jest przepełniona wszystkim tym, czego potrzeba nam w czasie oczekiwania na święta. Nie chodzi tu tylko o świecidełka, stosy prezentów i akcenty świąteczne. Magia tkwi przede wszystkim w ośnieżonych ulicach i polnych drogach, które rozświetlone są światłem świec i ludzką życzliwością. Bez względu na to czy bohaterowie pomagają wtaszczyć choinkę na ostatnie piętro budynku, przebierają się za Mikołaja, aby zrobić przyjemność rodzeństwu chłopaka, czy po prostu przygotowują świąteczną kolację i prezenty- każde z tych opowiadań jest wyjątkowe. Wśród historii znajdą się te bardziej magiczne, gdzie bohaterki podkochują się w starych duchach, elfich pomocnikach Mikołaja, czy magicznych istotach. Wszystko jednak ściśle trzymające się Świąt. Najlepsze w tej antologii jest to, że przy ponownej lekturze spokojnie możemy zagłębiać się w nasze ulubione opowiadania, które idealnie wprowadzą nas w świąteczny klimat.
     Miłości tutaj nie brakuje. Emocje wylewają się z kart książki. Mają one bardzo różne oblicza. To nie tylko miłość pomiędzy dwójką młodych ludzi, czasem z bagażem przeszłości. Najbardziej poruszające są te, które wychodzą ponad to, bo w końcu w Święta nie chodzi o miłość romantyczną a rodzinną. Bohaterowie budują utracone więzi z rodziną, a także odnajdują nową w miejscach, w którym by się tego nie spodziewali. Nie ma niczego bardziej wzruszającego i zachwycającego w całej tej książce.
     “Podaruj mi miłość” to chyba najfajniejsza książka jaką można przeczytać z okazji Świąt i przy okazji sprezentować najbliższej osobie. W szczególności, że w dzisiejszych czasach tak ciężko jest o klimat świąteczny sprzed lat. Dzięki ciekawym bohaterom i jeszcze ciekawszym historiom spędzimy kilka najbardziej magicznych i najbardziej świątecznych godzin. W dodatku dzięki zbiorowi możemy czytać dokładnie to czego chcemy, bo przy takim przeglądzie każdy znajdzie coś dla siebie.

Ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: My True Love Gave to Me: Twelve Holiday Stories / Tłumaczenie: Małorzata Kafel / Wydawca: Otwarte / Gatunek: romans / ISBN 978-83-7515-381-1 / Ilość stron: 432 / Format: 136x205mm
Rok wydania: 2014 (Świat), 2015 (Polska)

piątek, 22 września 2017

Książka #464: Wanda Chotomska dzieciom, aut. Wanda Chotomska


   Jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk literatury dziecięcej w Polsce. Wanda Chotomska to jedna z najznakomitszych polskich poetek, autorek piosenek, czy spektakli scenicznych. To ona stworzyła kultowych Jacka i Agatkę, których po dziś wspominają nasi rodzice. Dzięki wydawnictwu Nasza Księgarnia magia utworów autorki rozrosnąć się może na jeszcze młodsze pokolenia, które już od maleńkości zapoznawać się będą ze zbiorem przepełnionym twórczością tej pisarki- „Wanda Chotomska dzieciom”.

     Publikacja ta to nie jedynie rytmiczne wierszyki, które dzięki prawidłowej intonacji zaintrygują każdego potencjalnego słuchacza. Książka ta, to praktycznie przegląd wszystkim form twórczych autorki, bowiem znajdziemy tutaj również krótkie opowiadania, piosenki, limeryki, a nawet sceniczne wystąpienia. Dzięki temu każdy z czytelników pozna Wandę Chotomską od każdej strony, a przy okazji dowie się czegoś o literaturze.
     „Wanda Chotomska dzieciom” to niezwykła pozycja w biblioteczce waszego dziecka. Pięknie się prezentuje, ma cudowną oprawę, ale przede wszystkim... rewelacyjną treść. Ta inteligentna kobieta przekazuje wiele nauk za sprawą swojej twórczości, a co za tym idzie trafia nie tylko do dzieci, ale też i dorosłych czytelników. Czyni to głównie za sprawą rymów, do których ma niebywały talent. U niej nawet i najbardziej skandaliczne połączenia wydają się być skrojone na miarę. W całym tym zbiorze każdy odnajdzie coś dla siebie. Bez względu na to, czy gustujemy w bardziej zwierzęcych utworach, czy jesteśmy zaintrygowani tańcem, a może instrumentami muzycznymi... wszystko to znajdziemy w tej książce. Dla zachowania ładu i składu podzieloną ją więc na podgrupy, gdzie każda z części traktuje o czymś innym. Większość utworów ma charakter czysto rozrywkowy- bawi, wzrusza. Inne natomiast próbują przekazać nam pewną mądrość, ukierunkować na właściwe zachowania. Najbardziej intrygujące jest chyba drugie dno scenicznego spektaklu odnośnie Śpiącej Królewny. Teoretycznie każdy z nas jest tego świadom, acz z drugiej strony Chotomska rzuca nam morałem prosto w twarz. Na szczególną uwagę zasługuje również „Mikołaj”, w którego wciela się sama autorka i zwraca się ze stron swojej książki bezpośrednio do czytelnika. Bardzo mile puszcza do nas oczko, dzięki czemu treść staje się jeszcze bardziej przystępna. Przyjemnie prezentują się również opowiadania, gdzie króluje wyobraźnia i dowolność interpretacyjna. Tutaj najbardziej zachwyca „Leonek i Lew”, który teoretycznie traktuje o zwyczajnej dziecięcej zabawie, a jednak potrafi zaprezentować prawdziwą odwagę. Jednakże nie ma co traktować wszystkiego na poważnie, bo nawet i w swoich prozach autorka nie może zapomnieć o miłości do rymowania. Także również i w nich odnajdziemy ulubione wierszyki, które powtarzało i powtarzać będzie każdego dziecko.
Źródło: Nasza Księgarnia
     To na co nie trudno zwrócić uwagę podczas zapoznawania się z „Wanda Chotomska dzieciom” to zdecydowanie najcudowniejsze w świecie rysunki. Ich autorem jest sam Artur Gulewicz, który specjalizuje się w odzwierciedlaniu treści książki dla dzieci, a który pracował przy „Zwariowanych pojazdach”. Jednakże jego aktualne dzieło, to zupełnie inny świat. Pełen rozmazanych linii, pełen kanciastych kształtów. Trochę tu ładu, a trochę chaosu, a to wszystko zależy od charakteru konkretnego utworu. Jedną z najciekawszych prac jest z pewnością ta do „Hipopotam”, gdzie prozaiczne, wręcz dziecięce ilustracje przykryte zostają błotnistymi kropkami. Jednakże to dopiero przy „Pan Listopad” ilustrator pobawił się formą łącząc zdjęcia z rysunkami. Tym samym uzyskał zaskakujący, ale jakże świetny efekt. Z każdej ze stron bije pełne spektrum kolorystyczne, co z pewnością przykuwa uwagę. A wszelkie krągłości, kanciki, czy rozmycia, jak najbardziej dodają uroku całej publikacji. Oby więcej takich kreacji!
     Zbiór twórczości od Wandy Chotomskiej to książka zaiste wyjątkowa. Mowa tu o ptakach, dziecięcej wyobraźni, czy starczej niedołężności. Książka zachwyca pomysłami na łączenie słów we wspaniałe, wpadające w ucho rymowanki, które pozostają w pamięci na wiele lat- o czym przekonać mogły się starsze pokolenia. „Wanda Chotomska dzieciom” to nie tylko zbiór życiowych mądrości, czy zabawnych historyjek. Książka ta to również pole do popisu dla ilustratora, który w każdą ze stron tchnął życie i nadał historii wyjątkowego charakteru. Każdy kto stanie się posiadaczem tej publikacji nie będzie zawiedziony, a wręcz przeciwnie. Będzie do niej powracał i po stokroć, a wraz z nim jego dzieci. I dzieci jego dzieci. Wspaniała i godna polecenia dla każdego!

Ocena: 5/6
Recenzja dla wydawnictwa Nasza Księgarnia!

Tytuł oryginalny: Wanda Chotomska dzieciom / Ilustrator: Artur Gulewicz / Wydawca: Nasza Księgarnia / Gatunek: dziecięce / ISBN 978-83-10-13251-2 / Ilość stron: 288 / Format: 165x215mm
Rok wydania: 2017 (Świat)

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Książka #446: Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie. Pan Kleks, aut. Jan Brzechwa

      Niezwykła persona, którą zna niemalże każdy Polak. Zdarzy się nawet, że i dla kogoś ze świata nie będzie on kimś obcym. Stworzył go nie kto inny, jak sam Jan Brzechwa, który uwielbia historie fantastyczne i nietuzinkowych ludzi. Aczkolwiek według wielu życia dodał mu sam Piotr Fronczewski, który wcielił się w tę postać na wielkim ekranie. Pan Ambroży Kleks znowu powraca na półki księgarń, aby zapoznać nowe pokolenie z niezwykłościami, które pojawiły się zanim świat usłyszał o Harrym Potterze i Szkole Magii i Czarodziejstwa.
     Młody chłopiec, Adam Niezgódka, trafia do najbardziej niesamowitej szkoły, jaką ktokolwiek z nas mógłby poznać. Jej dyrektorem i jednocześnie nauczycielem jest ekscentryczny, ale jakże dostojny i miły człowiek, pan Ambroży Kleks. W towarzystwie swojego szpaka Mateusza prowadzi lekcje, zarządza akademią i boryka się z najrozmaitszymi problemami. Nigdy nie może zapomnieć, aby się napompować po malutkiej nocy, czy oprószyć swój nos i policzki piegami. Jego życie pełne jest niesamowitych przygód, o których czytelnikom opowie zarówno on sam, jak i jeden z jego najpilniejszych uczniów- wspomniany wcześniej Adam.
      Dziś opowieści o Panu Kleksie stały się już klasyką, nie tylko w Polsce, ale i zagranicą. W wielu współczesnych powieściach młodzieżowych znajdziemy ułamki pomysłowości Jana Brzechwy. Nic dziwnego, bowiem rzadko trafia się na takie wyjątkowe i jednocześnie fantastyczne pomysły, które zaintrygują nawet młodych czytelników. Wszystko rozpoczyna się od przygody w szkole, „Akademii Pana Kleksa”, bo każdy z nas największą życiową wyprawę rozpoczyna właśnie tam. Niesamowitości skrywa ona całą masę, a młodzi uczniowie wydają się świetnie poruszać w tych tajemniczościach. Dziwaczne zwyczaje Pana Kleksa to jedna rzecz, a to co kryje się w sekretnych kątach akademii to rzecz zupełnie inna. Magia, która okrywa szpaka Mateusza, historia która towarzyszy jego istnieniu- to jedna z bardzo wielu fascynujących rzeczy. Jednakże to co najbardziej podoba się w tej części opowieści to nawiązanie do bardzo wielu pobocznych bajek z najrozmaitszych zakątków świata. Chyba nie ma co się dziwić skoro Brzechwa dał Kleksowi klucz, który otwiera drzwi do każdej jednej bajki. To musi być niezwykłe wydarzenie móc odwiedzić Królewnę Śnieżkę, czy Dziewczynkę z zapałkami. Może nie tak niezwykłe jak wizyta w Fabryce Dziur i Dziurek, ale zawsze to jakaś odskocznia od absurdalnego i zaskakującego życia w akademii. To zdecydowanie najbardziej naładowana fantastyką część z całej książki. Nie dość, że odkrywa magiczne zapędy pana Kleksa, to w dodatku konfunduje, gdy dochodzi do najrozmaitszych i najciekawszych zajęć szkolnych.
Źródło: Nasza Księgarnia
     Kiedy już bajka ta dobiegnie końca rozpocznie się zupełnie inna- „Podróże Pana Kleksa”. Ta, której początek da pragnienie posiadania atramentu. I to nie takiego białego jak kiedyś, a czarnego jak niegdysiejsza kreda. W końcu trzeba było doprowadzić to do porządku, bo ileż można podpisywać ważne dokumenty niewidzialnym atramentem. Nie kto inny musiał się wybrać w pełną niezwykłości podróż w poszukiwaniu barwnika do atramentu, jak niezwykły uczony Ambroży Kleks. Podczas tej wyjątkowej wycieczki odwiedzi naprawdę niespotykane miejsca. Spotka ludzi, których życie odbywa się całkowicie na niby, a także takich co zapamiętują tysiące recept- zamiast po prostu używać atramentu. Nic jednak nie pobije psychopatycznych wynalazców, którzy będą zmieniać innych w maszyny, bo przecież ktoś musi lizać znaczki! Niektóre z tych spotkań będą naturalną koleją rzeczy, inne będą o wiele bardziej zaskakujące ze względu na powiązania z „Akademią Pana Kleksa”. Zaskakujący jest za to finał całej tej publikacji. Po całym milczeniu znowu powracamy do akademii, gdzie pożegnamy uczniów, gdzie znowu spotkamy Niezgódkę. Nie mniej „Tryumf Pana Kleksa” znowu skupić musi się na człowieku orkiestrze, miłośniku piegów i kleksografii. Ta część również przybiera formę luźnych opowiadań, ale bardziej powiązanych ze sobą niż poprzednie. Wraz z „Podróżami Pana Kleksa” stanowi świetną historię z bardzo dużą ilością przygód- możne nawet zbyt dużą. Mamy nawet kilka wątków przewodnich, począwszy od poszukiwań pięknej dziewczyny, a kończąc na osobistych powódkach Niezgódki, który chce odnaleźć swoją rodzinę. Oczywiście, nie można zapominać, że nad wszystkimi cały czas wisi niedomknięta sprawa, która zapewne wciąż będzie rozdrapywać stare rany.
Finałowa część jest o tyle bardziej wyjątkowa, że powstało w niej coś niecodziennego- nowy język. Szczęśliwie nie aż tak specjalnie wymyślny, ale za to mocno komplikujący wymowę, ale przede wszystkim odbiór czytanej treści. Wymaga to sporej koncentracji, aby zrozumieć co dany mówca chciał przekazać. Tym samym wymaga się od czytelnika większej uwagi, ale z drugiej strony może stanowić świetną inspirację do wymyślnej zabawy.
Źródło: Nasza Księgarnia

     Na najnowszą publikację od Naszej Księgarni bardzo przyjemnie się patrzy. Marianna Sztyma zaangażowana do zilustrowania najnowszego wydania Pana Kleksa stworzyła naprawdę rewelacyjne obrazy. Nie ma tutaj przypadkowości, a jest za to cała gama stonowanych, pastelowych barw i zdecydowany pomysł na niekonwencjonalny rysunek. Nie ma tutaj charakterystycznych kresek, są za to rysunki wykonane niczym przez małe dziecko. Kilka maziajek, zatarte linie... i bardzo kontrastowe zestawienia kolorystyczne. Zdecydowanie imponują swoją nienachalnością i subtelnością. Nie biją po oczach, nie próbują być nowym Picassem. Oczywiście, niektóre z nich są bardziej niebanalne, ukazując zaledwie rąbek tajemnicy, ale przez to jeszcze idealnie wpasowują się swoją nieoczywistością w charakter książki. Wyglądają cudownie!
     Pan Kleks wraz z tymi swoimi fantastycznymi zapędami i ekscentrycznym wyglądem zawsze wywoływał mieszane uczucia, przynajmniej we mnie. Nawet w kreacji Piotra Fronczewskiego był on aż nazbyt nietuzinkowy, momentami nawet siejący grozę. Tak samo jest z postacią literacką, która bardziej zaskakuje i budzi trwogę niż wywołuje ciepłe uczucia. Książka z jego przygodami z pewnością nie zanudzi, przynajmniej nie chłopięcą część odbiorców, bo to oni są targetem dla tych wszystkich mechanicznych i fantastycznych fanaberii. Dla innych może być to cięższy orzech do przełknięcia, ale dzięki pięknym ilustracjom Marianny Sztymy i melodyjnym, choć prostym językiem Brzechwy, okaże się być lekturą do ogarnięcia.


Ocena: 4/6
Recenzja dla wydawnictwa Nasza Księgarnia!

nk.com.pl

Tytuł oryginalny: Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie. Pan Kleks / Redakcja: Katarzyna Lajborek / Ilustracje: Marianna Sztyma / Wydawca: Nasza Księgarnia / Gatunek: dziecięce / ISBN 978-83-10-12962-8 / Ilość stron: 336 / Format: 195x254mm
Rok wydania: 2017 (Polska)

niedziela, 30 kwietnia 2017

Książka #442: Poczytam ci, mamo. Elementarz przyrodniczy, aut. Beata Ostrowicka

     Mówi się, że dzieci najlepiej uczą się poprzez zabawę. Z drugiej zaś strony czytanie książek również pomaga nam pogłębiać wiedzę. Jak połączyć te dwa elementy? Wystarczy stworzyć publikację pełną historyjek, które będą zarówno rozrywką, jak i nauką. W taki właśnie sposób powstała najnowsza książka Beaty Ostrowickiej we współpracy z obiecującą ilustratorką dziecięcą- Katarzyną Kołodziej, która jest kolejną z serii elementarzy. Tym razem autorka skupia się na tematyce przyrodniczej, prezentując w „Elementarzu przyrodniczym” podstawowe wątki z tego zakresu.

     Standardowo, jak to przy elementarzach od tej autorki bywa, książka jest zlepkiem najrozmaitszych historyjek małych dzieci, grona znajomych, których spotykają niesamowite przygody. Każdego dnia zdobywają nową wiedzę, którą zaszczepiają im rodzice i nauczyciele. Tym razem dowiadują się najrozmaitszych rzeczy o swoim otoczeniu, o przyrodzie, która żyje wokół nich. Poznają cykle życia i sekrety naszej planety, wykonują ciekawe doświadczenia, a także uczą się segregacji odpadów. Dzięki temu poznają czym jest ekologia i jak dbać o nasz świat.
     „Elementarz przyrodniczy” Beaty Ostrowickiej nie jest tym, czym wydaje się być. Oczywiście, czytając poprzednie części elementarza znamy już nietypowy jego charakter. Za pomocą różnych historyjek autorka stara się przekazać dzieciakom pewne mądrości, naukę, którą mogą wykorzystać w przyszłości. Oczywiście, jest to coś bardziej na kształt oswajania się z tematem niżeli prawdziwa nauka, ale takie książki również są potrzebne. Jednakże tematyka przyrodnicza jest tutaj dość... ogólna. Tak naprawdę nie będziemy poznawać budowy poszczególnego zwierzątka- no może poza psem Dodkiem, nie dowiemy się jak zbudowany jest człowiek, czy tego że ryby pożywiają się planktonem. Jest to materiał dla podstawówki więc są to naprawdę ogólne ogóły. Pomijając fakt tego, że plany nauczania wyglądają teraz zupełnie inaczej niż 25 lat temu, to jednak lektura odbiega znacznie od tego, co spodziewalibyśmy się tam znaleźć. O dziwo znajdziemy jeden, dosłownie JEDEN eksperyment, który na chwilę rozbudzi w nas chęć poznawania nauki. Więcej przykładów dzieciaki będą musiały poznać w szkole. Tutaj dowiedzą się jedynie jak wyhodować fasolkę, a w szkole tworzyć będą pleśń, czy kryształki solne na nitce. Szkoda, że nie ma tego więcej. Mogłaby to być naprawdę nie lada rozrywka. Tymczasem książka skupia się bardziej na prawieniu morałów. Oczywiście, dowiemy się tutaj odrobinę o tym, dlaczego woda jest potrzebna do życia lub tego, że dżdżownica to całkiem pożyteczne żyjątko. Aczkolwiek więcej uwagi skupia się na prawidłowym odżywianiu, dbaniu o planetę i zwierzątka. Innymi słowy nurt proEKO rządzi nawet i w książkach dla dzieci. Z jednej strony jest to całkowicie zrozumiałe, bo gdy zaszczepimy już od dziecka umiejętność poprawnego sortowania odpadów lub wyjaśnimy, że Ziemia to nasz dom, o który musimy dbać, to wykreujemy tym sposobem nowe, świadome i przede wszystkim odpowiedzialne społeczeństwo, które nie wpędzi naszej planety w kolejną epokę lodowcową, ale da jej odetchnąć, da jej nowe życie. Wiadomym jej jednak, że czytanie książek dzieciom i uświadamianie ich, to nie wszystko. Najważniejsze jest dawanie właściwego przykładu.
     Oprawa książki zachowuje ten sam schemat, co poprzednicy. Trwała oprawa, która przetrwa lata- no chyba, że dostanie się w ręce bobasa, oraz kolorowe kartki zapisane odpowiedniej wielkości czcionką i zamalowane kolorowymi ilustracjami Katarzyny Kołodziej. Dla dzieci jest to coś fajnego, bo kolorowego i przykuwającego uwagę. Odrobinę przypomina notatki samych dzieci porobione na stronach tuż obok uroczych rysunków. Jest to coś co z pewnością będzie czytelne dla naszych pociech, a w dodatku będzie przykuwać ich uwagę.
     „Poczytam ci, mamo. Elementarz przyrodniczy” to książka, która z pozoru niczym się nie wyróżnia. Większość zapewne przejdzie obok niej obojętnie, bowiem jest to coś na czym skupi się konkretna grupa odbiorców Warto jednak kształtować w dzieciakach pewną ekologiczną świadomość, dlatego też idealnym byłoby prezentować im historyjki zawarte w tej książce jak najwcześniej. Poza wartością edukacyjną, są również dobrą rozrywką. W końcu nic tak nie bawi jak niesforne dzieciaki, których drobne błędy rzutują na cały eksperyment. Jest lekko, zabawnie, ale przede wszystkim... przyrodniczo.


Ocena: 5/6
Recenzja dla wydawnictwa Nasza Księgarnia!
nk.com.pl


Tytuł oryginalny: Poczytam ci, mamo. Elementarz przyrodniczy / Ilustracje: Katarzyna Kołodziej / Wydawca: Nasza Księgarnia / Gatunek: przygodowy / ISBN 978-83-13089-1 / Ilość stron: 160 / Format: 220x200mm
Rok wydania: 2017 (Polska)

niedziela, 2 października 2016

Książka #417: Uwaga, wilk! i inne bajki Ezopa, aut. Cristóbal Joannon

     Do dzisiejszego dnia rozmaite bajki są nośnikiem bardzo wielu mądrości, które przydają się w codziennym życiu. Tworzono je już u początków naszej ery, a jednym z osobników za nie odpowiadający jest pewien jegomość greckiego pochodzenia. Ezop obdarzony był wielkim darem, a jego najznakomitsze bajki ze zwierzętami w roli głównej powtarzane są po dziś. To czyni właśnie chilijski pisarz, dla którego spotkanie ze starożytnym bajkopisarzem jest debiutem w literaturze dziecięcej.
     Jego pierwsza publikacja o tytule „Uwaga, wilk! I inne bajki Ezopa” to- jak sama nazwa wskazuje, zbiorowisko różnorakich historii stworzonym przez jednego z pierwszych twórców bajek. W tej nietypowej antologii odnajdziemy wszystkim znaną opowieść „Żółw i zając”, a także te mniej znane tytuły. Totalnym zaskoczeniem staje się również historia dotycząca samego Ezopa, lekko podkoloryzowana na mitologiczną modłę.
     Bajki z założenia mają moralizatorski charakter. Te od Ezopa są zdecydowanie bardziej prześmiewcze. Uderzają z solidną precyzją wskazując na ludzką głupotę, chciwość i egoizm. Niekiedy wyczuć można w tym sarkazm i nie trudno wyobrazić sobie bajkopisarza podśmiewającego się pod nosem, jak to udało mu się utrzeć nosa złym i maluczkim. Prawda jest jednak taka, że może w filozoficznych czasach treści te trafiały do szerszego grona odbiorców, będąc przez nich rozumiane, a morały wcielane w życie. Zdecydowanie jest to propozycja dla nieco starszych czytelników, którzy będą bardziej skłonni zrozumieć, co autor miał na myśli- choć też niekoniecznie. Młodszy odbiorca będzie musiał zdawać się na rodzica, aby przekazał mu wartości płynące z bardzo krótkich opowiastek za pomocą logiczniejszych zdań. Cristóbal Joannon stara się jak może opowiedzieć to na nowo. Często ubiera bajki w nowe ciuszki, niekiedy aż nadto współczesne i hardkorowe, tak jakby to miało stać się bardziej zrozumiałe dla dzisiejszych czytelników.
     Bajki Ezopa według Joannona to bardzo krótkie treści. Dlatego na stronie zostaje idealnie dużo miejsca, aby poupychać tam wszelkiego rodzaju urocze ilustracje obrazujące wszystkie wydarzenia. Ich prostota jest naprawdę urzekająca. Wyglądają niczym rysunki, które jaskiniowcy mogliby tworzyć za pomocą krzesiwa na wielkich blokach skalnych w swoich mieszkalnych grotach. Nieprzesadzone, poprowadzone prostą kreską i przy zachowaniu stonowanych kolorów, czyli dokładnie to, co może trafić do umysłów małych dzieci. Obrazki często stanowią dopowiedzenie treści- są jej nieodzownym elementem niczym w komiksach, gdzie chmurki doczepione są do konkretnej postaci, a niekiedy stanowią po prostu odzwierciedlenie tego, co prezentuje treść.
     „Uwaga, wilk! I inne bajki Ezopa” to książeczka niewielka, ale solidna. Nie tylko w swojej oprawie, ale również treści. Moralizatorskie historyjki, które każdy może interpretować do woli przeplatają się z prostymi, ale jakże idealnie pasującymi tutaj rysunkami Agaty Raczyńskiej. Ezop nigdy nie zawodzi w swoich przesłaniach, choć interpretacja Cristóbala Joannona nie każdemu musi wpasować się w gust. Najważniejsze jednak, że zachowane zostało przesłanie, które teraz odkrywać mogą także i najmłodsi Polscy czytelnicy.

Ocena: 4/6
Recenzja dla wydawnictwa Nasza Księgarnia!
nk.com.pl

Tytuł oryginalny: Lobo a la vista y otras fábulas de Esopo / Tłumaczenie: Agata Raczyńska / Ilustracje: Agata Raczyńska / Wydawca: Nasza Księgarnia / Gatunek: bajki / ISBN 978-83-10-12870-6 / Ilość stron: 64 / Format: 165x200mm
Rok wydania: 2013 (Świat), 2016 (Polska)

poniedziałek, 2 maja 2016

Książka #401: Opowieści biblijne, praca zbiorowa

     Biblia to podstawowa lektura każdego Chrześcijanina. Słuchamy jej czytań w kościele, analizujemy na lekcjach religii, przerabiamy jako lekturę szkolną, wykorzystujemy pochodzące z niej związki frazeologiczne w codziennym języku. Spotykamy ją niemalże na każdym kroku- także w telewizji, w kinie i literaturze. Cały świat czerpie z niej pełnymi garściami, dlatego warto od najmłodszych lat naszego dziecka oswajać go z tym tytułem. Częściowo pomogą w tym „Opowieści biblijne” stworzone przez polskich pisarzy, które doczekały się wznowionego wydania.
     Publikacja ta jest zbiorem najbardziej znanych opowieści, które wyczytać możemy w Biblii- począwszy od stworzenia świata i pierwszych jego mieszkańców, przez historie o Abrahamie, czy Hiobie, aż po narodziny Chrystusa i jego drogę do Zmartwychwstania. Wszystkie spisane przez różnych autorów o najrozmaitszych stylach i różnej fantazji, w większym bądź mniejszym stopniu trzymające się pierwowzoru. Stworzone z myślą o najmłodszych więc przełożone ze skomplikowanego, filozoficznego języka, na możliwie najprostszy.
     W pierwszej części obejmujące Stary Testament interpretacje polskich pisarzy prezentują Boga w różnych odsłonach, które bardziej przybliżą go dzieciom, ciekawiąc je, a niekiedy może nawet inspirując. W jednej chwili może być malarzem tworzącym świat przez cały tydzień, a odpoczywającym w niedzielę, natomiast w drugiej detektywem, który będzie próbował rozwikłać zagadkę zabójstwa Abla- taką wizję prezentuje nam mistrz polskiego kryminału, Marcin Wroński. Maria Ewa Letki koncentruje się między innymi na zaprezentowaniu najważniejszych przypowieści i początkach ludzkości, takich jak Potop, który obmył planetę z grzechu, czy podział językowy zapoczątkowany przez Wieżę Babel. Natomiast druga część, czyli Nowy Testament skupia się przede wszystkim na Jezusie Chrystusie. Najmłodsi poznają okoliczności jego narodzin, a także cuda których dokonał, a które udowodniły, że jest synem swojego ojca, pomagając mu zdobyć miłość i wiarę wielu ludzi. Nie szczędzi się również brutalnych jego losów, które przecież są najistotniejsze w chrześcijańskiej wierze. Szczęśliwie obywa się bez drastycznych szczegółów- dzieciaczki mają jeszcze na nie czas. Większość opowieści jest mocno skróconych, przedstawiając jedynie najważniejsze ich elementy i morały. Jedne są nam bardziej znane, inne mniej- przez co trudno odnosić się do oryginałów. Z pewnością można jednak do niego powrócić, bowiem przy każdym tekście znajdzie się odnośnik do interpretowanej księgi i jej rozdziału. Autorzy w swoich interpretacjach są bardzo odmienni. Jedni zwracają się do czytelnika bezpośrednio, inni dopowiadają całkiem osobną historię tworząc nowy, ciekawy i spójny ciąg. To czy czytelnikowi spodoba się ich pomysł na odświeżenie historii uzależnione jest tylko i wyłącznie od jego indywidualnych preferencji.
     Atutem wydania są piękne ilustracje stworzone przez Annę Gensler. Ze swoistą łatwością obrazuje najistotniejsze postacie, czy też elementy z opowiadań. Wykorzystuje do tego farby, a także kredki, co uwidacznia się po niebywałej kresce. Nie każdemu spodobać może się ten kanciasty styl, aczkolwiek z pewnością znajdzie wielu sympatyków. Ci docenią wielobarwność rysunków, a także charakter, którego dodają opowiadaniom.
     „Opowieści biblijne” to antologia dla każdego czytelnika. Bez względu na wiek, czy światopogląd, każdy odnajdzie w nich wiele mądrości, a także uzmysłowi sobie jak wielki wpływ ma Pismo Święte na dzisiejszy świat. Nie mniej, z uwagi na prosty styl, w którym spisane są opowiadania, a także na piękne ilustracje je zdobiące, to wydanie lepiej trafi w gusta najmłodszych czytelników. Dzięki swojej trwałej oprawie będzie im służyć przez wiele lat, w trakcie których milusińscy mogą się w niej zaczytywać wraz ze swoimi rodzicami.

Ocena: 4/6

Recenzja dla wydawnictwa Nasza Księgarnia!

nk.com.pl

Tytuł oryginalny: Opowieści biblijne / Ilustracje: Anna Gensler / Wydawca: Nasza Księgarnia / Gatunek: dziecięce / ISBN 978-83-10-13078-5 / Ilość stron: 248 / Format: 165x215mm
Rok wydania: 2016 (Polska)

wtorek, 12 stycznia 2016

SZORTy #26: Człowiek na linie, Cztery pokoje, Bogowie

 
Punkt #7. Dokument o osobie, o której wcześniej nie słyszałeś
Oryginalny tytuł: Man on Wire | Reżyseria: James Marsh | Scenariusz: - | Obsada: Philippe Petit, Jean-Louis Blondeau, Annie Allix, Jean François Heckel, David Forman, Alan Welner | Kraj: USA, Wielka Brytania | Gatunek: Dokumentalny, Biograficzny
Premiera: 22 stycznia 2008 (Świat) 27 marca 2009 (Polska)
Ocena: 7/10

     Historia napisana przez życie , czyli film biograficzny wielokrotnie ukoronowany nagrodami za najlepszy film dokumentalny. Wyreżyserowany przez Jamesa Marsha „Człowiek na linie”, to opowieść o niezwykłym wydarzeniu na wysokości World Trade Center.
     Nastoletni francuski cyrkowiec marzący o wielkiej karierze dostrzegł w gazecie informację o wznoszeniu bliźniaczych wież WTC. To wydarzenie nadało kierunek jego życiu, bo od tamtej pory usilnie pracował nad zdolnościami linoskoczka, aby ostatecznie przejść na linie łączącej obie wieże.
     Historia człowieka, który dokonał rzeczy niesamowitej. Rzeczy, którą planował już od 17 roku życia, rzeczy, która dostarczyła mu sporo adrenaliny, ale zabrała to co najcenniejsze w życiu. „Człowiek na linie” to opowieść o realizowaniu własnych celów i byciu ponad nimi. Prezentacja wieloletnich przygotowań do tak niezwykłego wyczynu, na który nie zdecydowałoby się wielu linoskoczków. Niskie wysokości to nie dla niego. Rozpoczynając trening na własnym podwórku, później przechodząc między wieżami Katedry Notre Dame, a także wieżami mostu Harbour w Sydney, a kończąc na linie rozpostartej pomiędzy World Trade Center. Dzięki oryginalnym nagraniom i fotografiom zobaczyć możemy postępy w rozwoju talentu Petita i przygotowania, a dzięki wywiadom z przyjaciółmi poznać bardzo wielu ludzi zaangażowanych w to nowojorskie przedsięwzięcie. Trudności z połączeniem liną znanych wież, a także ich spora wysokość, która pozwala prognozować jak będą zachowywać się podczas wędrówki, nie zapominając o tym, że czyn ten okazuje się być nie do końca legalnym. Czego się jednak nie zrobi dla spełnienia marzenia, poczucia tej adrenaliny rosnącej w żyłach, no i przede wszystkim wywołaniu podziwu u tak wielu ludzi z całego świata. Szkoda jedynie, że samego przejścia nie zarejestrowała żadna kamera. Jedyne co pozostało to pozachwycać się archiwalnymi fotografiami. Jednakże, czy było warto? Okazuje się, że po tym występie życie Philippa diametralnie się odmieniło. Sam film, jak to dokument- interesujący, momentami zachwycający, ale czy w jakiś sposób przejmujący? Raczej zaskakuje podejściem Petita do sprawy, jego oddaniem, ale też i swoistą naiwnością.

Punkt #27. Czarna komedia
Oryginalny tytuł: Four Rooms | Reżyseria: Quentin Tarantino, Robert Rodriguez, Allison Anders, Alexandre Rockwell | Scenariusz: Quentin Tarantino, Robert Rodriguez, Allison Anders, Alexandre Rockwell | Obsada: Tim Roth, Jennifer Beals, David Proval, Antonio Banderas, Quentin Tarantino, Bruce Willis, Madonna | Kraj: USA | Gatunek: Czarna komedia
Premiera: 16 września 1995 (Świat) 21 lutego 1997 (Polska)
Ocena: 7/10

     Jeszcze tylko kilka filmów dzieli mnie od zaliczenia całej kinematografii Quentina Tarantino. „Cztery pokoje” to niezwykle czarna komedia, której przypadła w udziale jedna Złota Malina- dla Madonny- tak... ona też gra w tym filmie.
     W sylwestrową noc nierozgarnięty boj hotelowy zostaje sam na przybytku. I choć taka noc nigdy nie może być spokojna, to jednak goście przechodzą samych siebie. Nie dość, że hotel odwiedza sabat czarownic, to boj musi wejść w jakieś pokręcone gierki małżeńskie, robić za niańkę dla dzieci, aby ostatecznie wylądować na imprezie u znanego filmowca. Ta noc zdecydowanie nie będzie nudna.
    Takiego pokręconego filmu już dawno nie widziałam. „Cztery pokoje” to zlepek czterech powiązanych ze sobą drobinkami segmentów, w taki bądź inny sposób próbujących rozbawić widza. Niekonwencjonalne poczucie humoru Tarantino odczujemy w „Mężczyzna z Hollywood”, a makabrę Rodrigueza oczywiście w „Rozrabiakach”. I choć obu panów bardzo cenię, to jednak ten drugi najbardziej wkupił się w moje poczucie humoru. Genialna akcja z dzieciakami, które boj miał pilnować w nocy. Taki ciąg nieprzewidzianych wypadków zdarza się bardzo rzadko, ale i tak rozbawia swoim wykonaniem. Można by powiedzieć, że komedia pomyłek, bo w sumie nie codziennie można odnaleźć trupa, dostać strzykawką w udo, podpalić mieszkanie w jednej i tej samej chwili. Tarantino z kolei bardzo sobie cenię, ale jego Chester i dziwaczna gra po pijaku, wielkie filozoficzne rozkminy... to było zdecydowanie za dużo argumentów, aby stworzyć coś mega dziwnego i przy okazji nużącego, a szkoda. Okazuje się jednak, że dziwaczniejsze mogły być jedynie czarownice w „Brakującym składniku” odprawiające zaklęcia przy użyciu nasienia mężczyzny. Serio? Obrzydlistwo! Dużo śmiechu natomiast dostarczała tutaj odsłona kłótni małżeńskiej stworzonej przez Rockwella w „Nie ten mężczyzna”. Tak poronionej sytuacji dawno nie widziałam. Aktorsko wygląda to wszystko dość przeciętnie, bo nikt za specjalnie nie wykazuje się elokwencją, czy charakterem. Kwestia postaci. Sam Tim Roth w roli boja hotelowego wydaje się spisywać całkiem dobrze, ale nie wypada to wszystko zbyt naturalnie. Niestety. Cała produkcja, ta mini antologia ma całkiem ciekawy charakter, bardzo ciekawe porusza się tutaj kwestie i prezentuje w dość zabawny sposób. Jednakże na pewnym etapie wyczuwa się znużenie, pewną schematyczność i zakłamanie.

Punkt #49. „Ida” w zastępstwie „Bogowie”
Oryginalny tytuł: Bogowie | Reżyseria: Łukasz Palkowski | Scenariusz: Krzysztof Rak | Obsada: Tomasz Kot, Piotr Głowacki, Szymon Piotr Warszawski, Magdalena Czerwińska, Rafał Zawierucha, Marta Ścisłowicz, Jan Englert, Zbigniew Zamachowski, Marian Opania | Kraj: Polska | Gatunek: Dramat, Biograficzny
Premiera: 18 września 2014 (Świat) 10 października 2014 (Polska)
Ocena: 8/10

      Tegoroczny triumfator gali rozdania Orłów. Uhonorowany wieloma nagrodami, w tym Złotymi Lwami. Łukasz Palkowski, który dał nam tak nieprzeciętne filmy, jak „Rezerwat” i „Wojnę żeńsko-męską” wzbija się na wyżyny wraz z tytułem „Bogowie”.
      Zbigniew Religa, najznakomitszy kardiochirurg w Polsce, który chce wyjść poza zwyczajowe operacje przeprowadzane na sercu. Kiedy widzi konieczność zastosowania przeszczepu świat medyczny nie chce mu na to pozwolić, skutecznie rzucając mu kłody pod nogi. Wtedy chirurg korzysta z okazji objęcia kierownictwa nad własną kliniką, w której będzie mógł spróbować sił w eksperymentalnej transplantologii.
      Oczywistym jest, że film nie traktuje o niczym innym jak o życiu Zbigniewa Religii i jego nieprawdopodobnym wkładzie w polską medycynę. Świetnie przedstawiona historia jego życia, jego ambitnego i emocjonalnego podejścia do zawodu, jego odwagi i trudów z jakimi przyszło mu się zmierzyć w czasie dążenia do sukcesu. Bardzo przejmujący, emocjonujący obraz przepełniony ludzką stratą- utratą ukochanego męża, czy jedynego dziecka. Pełne napięcia sceny, w trakcie których widz wraz z bohaterami tej opowieści z niecierpliwością wyczekuje efektów. Łatwo tu o współodczuwani radości, żalu, czy rozgoryczenia. Każda klęska jest naszą klęską! Każda emocja Religii jest naszą emocją! Niejednokrotnie łzy cisną się do oczu, innym razem mamy ochotę krzyczeć ze złości. Wszystko jest tak bardzo realistyczne, tak łatwo uwierzyć w wydarzenia z tamtych dni. W te chwile, kiedy Religa wraz z młodymi stawiali klinikę, kiedy razem malowali ściany i wycieńczeni leżeli na łóżkach szpitalnych. Z łatwością da się wyczuć pasję w każdym geście, w każdym słowie, w każdym kadrze tego filmu. Świetnie zrealizowane zdjęcia, które zdecydowanie nie sprzyjają przyjemnemu spożywaniu posiłków. Wszystko rewelacyjnie ucharakteryzowane, a w dodatku ta muzyka. Przejmująca liryczność kompozycji polskiego mistrza wśród muzyki filmowej – Bartosza Chajdeckiego. Wszystko tak bardzo spójne, że bardziej być by chyba nie mogło. Aczkolwiek wtem, u finału, okazuje się, że mogło być lepiej i jest lepiej. Ostatnie ujęcie filmowe kontra przełomowe ujęcie prosto z rzeczywistości. Aż łza się w oku kręci. Film dopieszczony, trzymający w napięciu i wzbogacony o wisienkę na torcie, której brak mógłby zaszkodzić całej produkcji. Okazuje się nią być Tomasz Kot. W każdym geście, słowie, w każdym starannie ucharakteryzowanym włosku na głowie. Cały Zbigniew Religia idealnie oddany przez wspaniałego polskiego aktora.