NOWOŚCI

wtorek, 12 stycznia 2016

SZORTy #26: Człowiek na linie, Cztery pokoje, Bogowie

 
Punkt #7. Dokument o osobie, o której wcześniej nie słyszałeś
Oryginalny tytuł: Man on Wire | Reżyseria: James Marsh | Scenariusz: - | Obsada: Philippe Petit, Jean-Louis Blondeau, Annie Allix, Jean François Heckel, David Forman, Alan Welner | Kraj: USA, Wielka Brytania | Gatunek: Dokumentalny, Biograficzny
Premiera: 22 stycznia 2008 (Świat) 27 marca 2009 (Polska)
Ocena: 7/10

     Historia napisana przez życie , czyli film biograficzny wielokrotnie ukoronowany nagrodami za najlepszy film dokumentalny. Wyreżyserowany przez Jamesa Marsha „Człowiek na linie”, to opowieść o niezwykłym wydarzeniu na wysokości World Trade Center.
     Nastoletni francuski cyrkowiec marzący o wielkiej karierze dostrzegł w gazecie informację o wznoszeniu bliźniaczych wież WTC. To wydarzenie nadało kierunek jego życiu, bo od tamtej pory usilnie pracował nad zdolnościami linoskoczka, aby ostatecznie przejść na linie łączącej obie wieże.
     Historia człowieka, który dokonał rzeczy niesamowitej. Rzeczy, którą planował już od 17 roku życia, rzeczy, która dostarczyła mu sporo adrenaliny, ale zabrała to co najcenniejsze w życiu. „Człowiek na linie” to opowieść o realizowaniu własnych celów i byciu ponad nimi. Prezentacja wieloletnich przygotowań do tak niezwykłego wyczynu, na który nie zdecydowałoby się wielu linoskoczków. Niskie wysokości to nie dla niego. Rozpoczynając trening na własnym podwórku, później przechodząc między wieżami Katedry Notre Dame, a także wieżami mostu Harbour w Sydney, a kończąc na linie rozpostartej pomiędzy World Trade Center. Dzięki oryginalnym nagraniom i fotografiom zobaczyć możemy postępy w rozwoju talentu Petita i przygotowania, a dzięki wywiadom z przyjaciółmi poznać bardzo wielu ludzi zaangażowanych w to nowojorskie przedsięwzięcie. Trudności z połączeniem liną znanych wież, a także ich spora wysokość, która pozwala prognozować jak będą zachowywać się podczas wędrówki, nie zapominając o tym, że czyn ten okazuje się być nie do końca legalnym. Czego się jednak nie zrobi dla spełnienia marzenia, poczucia tej adrenaliny rosnącej w żyłach, no i przede wszystkim wywołaniu podziwu u tak wielu ludzi z całego świata. Szkoda jedynie, że samego przejścia nie zarejestrowała żadna kamera. Jedyne co pozostało to pozachwycać się archiwalnymi fotografiami. Jednakże, czy było warto? Okazuje się, że po tym występie życie Philippa diametralnie się odmieniło. Sam film, jak to dokument- interesujący, momentami zachwycający, ale czy w jakiś sposób przejmujący? Raczej zaskakuje podejściem Petita do sprawy, jego oddaniem, ale też i swoistą naiwnością.

Punkt #27. Czarna komedia
Oryginalny tytuł: Four Rooms | Reżyseria: Quentin Tarantino, Robert Rodriguez, Allison Anders, Alexandre Rockwell | Scenariusz: Quentin Tarantino, Robert Rodriguez, Allison Anders, Alexandre Rockwell | Obsada: Tim Roth, Jennifer Beals, David Proval, Antonio Banderas, Quentin Tarantino, Bruce Willis, Madonna | Kraj: USA | Gatunek: Czarna komedia
Premiera: 16 września 1995 (Świat) 21 lutego 1997 (Polska)
Ocena: 7/10

     Jeszcze tylko kilka filmów dzieli mnie od zaliczenia całej kinematografii Quentina Tarantino. „Cztery pokoje” to niezwykle czarna komedia, której przypadła w udziale jedna Złota Malina- dla Madonny- tak... ona też gra w tym filmie.
     W sylwestrową noc nierozgarnięty boj hotelowy zostaje sam na przybytku. I choć taka noc nigdy nie może być spokojna, to jednak goście przechodzą samych siebie. Nie dość, że hotel odwiedza sabat czarownic, to boj musi wejść w jakieś pokręcone gierki małżeńskie, robić za niańkę dla dzieci, aby ostatecznie wylądować na imprezie u znanego filmowca. Ta noc zdecydowanie nie będzie nudna.
    Takiego pokręconego filmu już dawno nie widziałam. „Cztery pokoje” to zlepek czterech powiązanych ze sobą drobinkami segmentów, w taki bądź inny sposób próbujących rozbawić widza. Niekonwencjonalne poczucie humoru Tarantino odczujemy w „Mężczyzna z Hollywood”, a makabrę Rodrigueza oczywiście w „Rozrabiakach”. I choć obu panów bardzo cenię, to jednak ten drugi najbardziej wkupił się w moje poczucie humoru. Genialna akcja z dzieciakami, które boj miał pilnować w nocy. Taki ciąg nieprzewidzianych wypadków zdarza się bardzo rzadko, ale i tak rozbawia swoim wykonaniem. Można by powiedzieć, że komedia pomyłek, bo w sumie nie codziennie można odnaleźć trupa, dostać strzykawką w udo, podpalić mieszkanie w jednej i tej samej chwili. Tarantino z kolei bardzo sobie cenię, ale jego Chester i dziwaczna gra po pijaku, wielkie filozoficzne rozkminy... to było zdecydowanie za dużo argumentów, aby stworzyć coś mega dziwnego i przy okazji nużącego, a szkoda. Okazuje się jednak, że dziwaczniejsze mogły być jedynie czarownice w „Brakującym składniku” odprawiające zaklęcia przy użyciu nasienia mężczyzny. Serio? Obrzydlistwo! Dużo śmiechu natomiast dostarczała tutaj odsłona kłótni małżeńskiej stworzonej przez Rockwella w „Nie ten mężczyzna”. Tak poronionej sytuacji dawno nie widziałam. Aktorsko wygląda to wszystko dość przeciętnie, bo nikt za specjalnie nie wykazuje się elokwencją, czy charakterem. Kwestia postaci. Sam Tim Roth w roli boja hotelowego wydaje się spisywać całkiem dobrze, ale nie wypada to wszystko zbyt naturalnie. Niestety. Cała produkcja, ta mini antologia ma całkiem ciekawy charakter, bardzo ciekawe porusza się tutaj kwestie i prezentuje w dość zabawny sposób. Jednakże na pewnym etapie wyczuwa się znużenie, pewną schematyczność i zakłamanie.

Punkt #49. „Ida” w zastępstwie „Bogowie”
Oryginalny tytuł: Bogowie | Reżyseria: Łukasz Palkowski | Scenariusz: Krzysztof Rak | Obsada: Tomasz Kot, Piotr Głowacki, Szymon Piotr Warszawski, Magdalena Czerwińska, Rafał Zawierucha, Marta Ścisłowicz, Jan Englert, Zbigniew Zamachowski, Marian Opania | Kraj: Polska | Gatunek: Dramat, Biograficzny
Premiera: 18 września 2014 (Świat) 10 października 2014 (Polska)
Ocena: 8/10

      Tegoroczny triumfator gali rozdania Orłów. Uhonorowany wieloma nagrodami, w tym Złotymi Lwami. Łukasz Palkowski, który dał nam tak nieprzeciętne filmy, jak „Rezerwat” i „Wojnę żeńsko-męską” wzbija się na wyżyny wraz z tytułem „Bogowie”.
      Zbigniew Religa, najznakomitszy kardiochirurg w Polsce, który chce wyjść poza zwyczajowe operacje przeprowadzane na sercu. Kiedy widzi konieczność zastosowania przeszczepu świat medyczny nie chce mu na to pozwolić, skutecznie rzucając mu kłody pod nogi. Wtedy chirurg korzysta z okazji objęcia kierownictwa nad własną kliniką, w której będzie mógł spróbować sił w eksperymentalnej transplantologii.
      Oczywistym jest, że film nie traktuje o niczym innym jak o życiu Zbigniewa Religii i jego nieprawdopodobnym wkładzie w polską medycynę. Świetnie przedstawiona historia jego życia, jego ambitnego i emocjonalnego podejścia do zawodu, jego odwagi i trudów z jakimi przyszło mu się zmierzyć w czasie dążenia do sukcesu. Bardzo przejmujący, emocjonujący obraz przepełniony ludzką stratą- utratą ukochanego męża, czy jedynego dziecka. Pełne napięcia sceny, w trakcie których widz wraz z bohaterami tej opowieści z niecierpliwością wyczekuje efektów. Łatwo tu o współodczuwani radości, żalu, czy rozgoryczenia. Każda klęska jest naszą klęską! Każda emocja Religii jest naszą emocją! Niejednokrotnie łzy cisną się do oczu, innym razem mamy ochotę krzyczeć ze złości. Wszystko jest tak bardzo realistyczne, tak łatwo uwierzyć w wydarzenia z tamtych dni. W te chwile, kiedy Religa wraz z młodymi stawiali klinikę, kiedy razem malowali ściany i wycieńczeni leżeli na łóżkach szpitalnych. Z łatwością da się wyczuć pasję w każdym geście, w każdym słowie, w każdym kadrze tego filmu. Świetnie zrealizowane zdjęcia, które zdecydowanie nie sprzyjają przyjemnemu spożywaniu posiłków. Wszystko rewelacyjnie ucharakteryzowane, a w dodatku ta muzyka. Przejmująca liryczność kompozycji polskiego mistrza wśród muzyki filmowej – Bartosza Chajdeckiego. Wszystko tak bardzo spójne, że bardziej być by chyba nie mogło. Aczkolwiek wtem, u finału, okazuje się, że mogło być lepiej i jest lepiej. Ostatnie ujęcie filmowe kontra przełomowe ujęcie prosto z rzeczywistości. Aż łza się w oku kręci. Film dopieszczony, trzymający w napięciu i wzbogacony o wisienkę na torcie, której brak mógłby zaszkodzić całej produkcji. Okazuje się nią być Tomasz Kot. W każdym geście, słowie, w każdym starannie ucharakteryzowanym włosku na głowie. Cały Zbigniew Religia idealnie oddany przez wspaniałego polskiego aktora.

Prześlij komentarz