NOWOŚCI

piątek, 13 kwietnia 2012

933. StreetDance 2, reż. Max Giwa, Dania Pasquini

Seria: StreetDance #2
Reżyseria: Max Giwa, Dania Pasquini
Scenariusz: Jane English
Zdjęcia: Sam McCurdy
Kraj: Wielka Brytania
Gatunek: Muzyczny, Melodramat
Premiera światowa: 29 marca 2012
Premiera polska: 13 kwietnia 2012
Obsada: Falk Hentschel, Sofia Boutella, Tom Conti, George Sampson i inni


Recenzja dla portalu Anime-Games-World



     Najznakomitsi tancerze ponownie stają we szranki w najnowszym filmie Maxa Giwy i Danii Pasquini. „StreetDance 2” jest kolejną przygodą młodych i utalentowanych ludzi, obstawiony przez marnych aktorów, ale dobrych tancerzy laureatów wielu konkursów, nawet tych telewizyjnych jak „Got to Dance” i „Mam talent” z całej Europy i świata. Szokujące jest jednak to, jak bardzo w tyle jest za swoim poprzednikiem. Nie ma się jednak czemu dziwić skoro scenarzyści całkowicie zapomnieli o jakiejkolwiek fabule, skupiając swoją uwagę na efektownych choreografiach.
     Ash (Falk Hentschel) staje się pośmiewiskiem, kiedy na jednym z turniejów StreetDance zalicza upadek w obliczu grupy tanecznej Niezwyciężonych. Z pomocą przychodzi mu Eddie (George Sampson), który proponuje mu, że zostanie jego menedżerem i przygotuje jego drużynę na wielką bitwę w Paryżu. Wyruszają w podróż po całej Europie, aby zgromadzić najlepszych tancerzy jakich widział świat. Wspólnie postanawiają połączyć taniec ulicy z latynoskimi ruchami, dlatego też szukają pomocy u najlepszej w tym fachu- Evy (Sofia Boutella). Z początku dziewczyna i ekipa nie potrafią dogadać się pod względem stylu tańca, aczkolwiek już wkrótce będą musieli zapomnieć o różnicach, aby pokonać niezaprzeczalnych mistrzów tańca ulicznego.

     Powoli mija już szał na filmy z motywem tańca jako przewodnim. Kiedy Amerykanie dawno odłożyli na półki ten koncept, Brytyjczycy zaczynają się dopiero rozkręcać. Jednakże fabularne zarysy ich produkcji pozostają daleko w tyle za tymi pierwszymi. „StreetDance” zrobiło nam nadzieję na to, że i twórcy z wysp mogą się pochwalić swoimi tanecznymi zdolnościami, dlatego tym bardziej boli, że już drugi film z serii to totalna klęska. Oczywiście, nie ze względu na choreografię, ale przede wszystkim z powodu fabuły. Nie ma się co tutaj oszukiwać, „StreetDance 2” to totalne dno wszelkich pomysłów wątkowych. Przede wszystkim wtórny i maksymalnie banalny. Zaskakująco dziecinny, a w dodatku nienaturalny. Dowcipy stępione i pozbawione kreatywności, wręcz prostackie. A same wątki? Okrojone do granic możliwości. Mamy tutaj tradycyjnie wątek miłosny, tradycyjnie walkę z własnymi słabościami i strachem przed upokorzeniem, tradycyjnie wielka walka o nagrodę i uznanie. Nikt nie odpowiada tutaj na pytania dlaczego i po co. Nie dowiemy się skąd w ogóle ten pomysł, żeby wziąć udział w zawodach, chyba tak po prostu, dla kaprysu i chęci odgryzienia się na prześmiewcach. Schemat jednakże się powtarza, tak bardzo, że aż jest to denerwujące. Ciekawe, że znów pojawiły się postacie, które zobaczyliśmy w pierwszym filmie, choć mogę się założyć, że żaden z oglądających ich nie rozpozna. Jest też ukłon dla gwiazd poprzedniego filmu, czyli grupy The Surge. I to oczywiście jest małym plusikiem zagubionym na tle wielu wad.
     Najważniejszymi elementami filmu są występy taneczne. Gdyby tak człowiek się zastanowił i przeliczył czas to pewnie okazałoby się, że wygibasy bohaterów stanowią większą część filmu, a nie jakieś rozterki młodych bohaterów. Żeby to chociaż było się czym pozachwycać, no ale niestety... Okazuje się, że taniec ulicy nie każdemu musi przypaść do gustu. Choreografie sprawiają wrażenie jakby były robione na jedno kopyto. Przewidywalne i mało porywające. Jednakże pojawia się to coś! To coś pod postacią tańca latynoamerykańskiego, na którego widok serce szybciej bije, ręce się pocą, a nogi same porywają się do tańca. Wspaniałe choreografie, które umilają oko i stanowią ciekawe urozmaicenie. Jak w pierwszym filmie łączono street dance z baletem, a tak tym razem łączymy go z latino. Jak efekty? Raczej nie tak spektakularne jak przy balecie, aczkolwiek i tak porywają! Wszystko ze względu na muzykę. Hip hopowe urywki nie robią większego wrażenia, ale jak już połączy się je ze zmysłowymi kawałkami ameryki łacińskiej to od razu przekonamy się, że nic lepszego nie może nas spotkać. Oczywiście, jeżeli ktoś w tym gustuje. Ja kocham!
     Pożałować można, że tak mało czasu poświęcamy na zwiedzanie. W ciągu samej czołówki jeździmy po Europie, po jej stolicach i poznajmy lokalne zabytki. Niestety, nie wszystkie, a jeżeli już gdzieś coś zobaczymy, bo nie dostaniemy na to zbyt wiele czasu. Przypomina to więc bardziej skakanie z kwiatka na kwiatek, a co za tym idzie, wprowadza to pewien chaos sytuacyjny i przestrzenny. Denerwuje trochę prezentowanie każdego z zespołu Asha, jak i samego Asha. Tak samo jak irytujące mogą być dziecinna jego narracja, którą wielu uważać będzie za całkowicie zbędną.
     Tak jak i pierwszy film, tak też i ten przedstawiony został widzą w trójwymiarze. Czy warte jest to takiej ekstrawagancji? Jak najbardziej, nie! Z pewnością wielu ludzi wyjdzie z kina zawiedzionych, bowiem nie ma tutaj prawie żadnych efektów. Rzucanie popcornem, czy też fruwające wszelkie piórka, to za mało na taką wygórowaną cenę biletów do kina. Większe wrażenie robiły loga dystrybutorów. Oczekiwania były ogromne, aczkolwiek „StreetDance” to przykład na to, że ta technika nie sprawdza się w tego typu filmach.
     Osobniki pojawiające się w tym filmie są tak marni aktorsko, że aż boli. Trudno się dziwić, bowiem są to ludzie młodzi, niedoświadczeni i stawiający sobie za cel bycie najlepszym tancerzem niżeli najlepszym aktorem. Całą tą ekipę wspierał oczywiście doświadczony w tej dziedzinie Brytyjczyk- Tom Conti. Potrafi być jednocześnie zabawny, ale też i groźny. Budzi respekt, ale przede wszystkim sympatię. Jego postać od razu staje się ulubieńcem nie tylko reszty bohaterów, ale przede wszystkim widzów. Co z resztą? Bardzo dobrze tańczą, co niektórzy, ale na tym fascynacja ich osobami się kończy.
    Pomimo tego, że „StreetDance 2” zawodzi swoją schematycznością i banalnością, to i tak stanowi dobrą rozrywkę na nudny wieczór. Jednakże oglądanie go w trójwymiarze może być dość męczące, aczkolwiek czasem warto się pomęczyć dla tych kilku chwil z Evą i jej latynoskimi ruchami. Szkoda, że scenarzyści nie wprowadzili więcej znanych nam z pierwszego filmu bohaterów i nie rozwinęli bardziej niektórych wątków. Widać, że niektóre sceny taneczne były rozwlekane na siłę, aby zapchać czymś dziury pozbawionej pomysłu fabuły. Niestety, film nie dorównuje poprzednikowi, a szkoda, bo połączenie tańca ulicznego z latynoamerykańskimi rytmami zapowiadało się niesamowicie.

4 komentarze :

  1. Mimo wszystko i tak obejrzę.. dla tańca ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również obejrzę. Uwielbiam filmy o tańcu i chętnie sprawdzę co tym razem twórcy wymyślili ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie mogłam już zdzierżyć Step up 2, więc nawet nie sięgam. Ale ciekawe, jak dużo można napisać o kiepskim filmie, prawda?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to zależy od filmu :P czasem ręce opadają i w zasadzie nie chce się pisać o nim zbyt dużo, a innym razem jak każda minuta irytuje to ma ochotę się o każdej z nich pisać :)

      Usuń