Reżyseria: Max Giwa, Dania Pasquini
Scenariusz: Jane English
Zdjęcia: Sam McCurdy
Kraj: Wielka BrytaniaGatunek: Muzyczny, Melodramat
Premiera światowa: 29 marca 2012
Premiera polska: 13 kwietnia 2012
Obsada: Falk Hentschel, Sofia Boutella, Tom Conti, George Sampson i inni
Recenzja dla portalu Anime-Games-World
Najznakomitsi tancerze ponownie stają we szranki w najnowszym filmie
Maxa Giwy i Danii Pasquini. „StreetDance 2” jest
kolejną przygodą młodych i utalentowanych ludzi, obstawiony przez
marnych aktorów, ale dobrych tancerzy laureatów wielu konkursów,
nawet tych telewizyjnych jak „Got to Dance” i „Mam
talent” z całej Europy i świata. Szokujące jest jednak to,
jak bardzo w tyle jest za swoim poprzednikiem. Nie ma się jednak
czemu dziwić skoro scenarzyści całkowicie zapomnieli o
jakiejkolwiek fabule, skupiając swoją uwagę na efektownych
choreografiach.
Ash (Falk Hentschel) staje się pośmiewiskiem, kiedy na
jednym z turniejów StreetDance zalicza upadek w obliczu grupy
tanecznej Niezwyciężonych. Z pomocą przychodzi mu Eddie (George
Sampson), który proponuje mu, że zostanie jego menedżerem i
przygotuje jego drużynę na wielką bitwę w Paryżu. Wyruszają w
podróż po całej Europie, aby zgromadzić najlepszych tancerzy
jakich widział świat. Wspólnie postanawiają połączyć taniec
ulicy z latynoskimi ruchami, dlatego też szukają pomocy u
najlepszej w tym fachu- Evy (Sofia Boutella). Z początku
dziewczyna i ekipa nie potrafią dogadać się pod względem stylu
tańca, aczkolwiek już wkrótce będą musieli zapomnieć o
różnicach, aby pokonać niezaprzeczalnych mistrzów tańca
ulicznego.
Powoli mija już szał na filmy z motywem tańca jako przewodnim.
Kiedy Amerykanie dawno odłożyli na półki ten koncept, Brytyjczycy
zaczynają się dopiero rozkręcać. Jednakże fabularne zarysy ich
produkcji pozostają daleko w tyle za tymi pierwszymi. „StreetDance”
zrobiło nam nadzieję na to, że i twórcy z wysp mogą się
pochwalić swoimi tanecznymi zdolnościami, dlatego tym bardziej
boli, że już drugi film z serii to totalna klęska. Oczywiście,
nie ze względu na choreografię, ale przede wszystkim z powodu
fabuły. Nie ma się co tutaj oszukiwać, „StreetDance 2”
to totalne dno wszelkich pomysłów wątkowych. Przede
wszystkim wtórny i maksymalnie banalny. Zaskakująco dziecinny, a w
dodatku nienaturalny. Dowcipy stępione i pozbawione kreatywności,
wręcz prostackie. A same wątki? Okrojone do granic możliwości.
Mamy tutaj tradycyjnie wątek miłosny, tradycyjnie walkę z własnymi
słabościami i strachem przed upokorzeniem, tradycyjnie wielka walka
o nagrodę i uznanie. Nikt nie odpowiada tutaj na pytania dlaczego i
po co. Nie dowiemy się skąd w ogóle ten pomysł, żeby wziąć
udział w zawodach, chyba tak po prostu, dla kaprysu i chęci
odgryzienia się na prześmiewcach. Schemat jednakże się powtarza,
tak bardzo, że aż jest to denerwujące. Ciekawe, że znów pojawiły
się postacie, które zobaczyliśmy w pierwszym filmie, choć mogę
się założyć, że żaden z oglądających ich nie rozpozna. Jest
też ukłon dla gwiazd poprzedniego filmu, czyli grupy The Surge. I
to oczywiście jest małym plusikiem zagubionym na tle wielu wad.
Najważniejszymi elementami filmu są występy taneczne. Gdyby tak
człowiek się zastanowił i przeliczył czas to pewnie okazałoby
się, że wygibasy bohaterów stanowią większą część filmu, a
nie jakieś rozterki młodych bohaterów. Żeby to chociaż było się
czym pozachwycać, no ale niestety... Okazuje się, że taniec ulicy
nie każdemu musi przypaść do gustu. Choreografie sprawiają
wrażenie jakby były robione na jedno kopyto. Przewidywalne i mało
porywające. Jednakże pojawia się to coś! To coś pod postacią
tańca latynoamerykańskiego, na którego widok serce szybciej bije,
ręce się pocą, a nogi same porywają się do tańca. Wspaniałe
choreografie, które umilają oko i stanowią ciekawe urozmaicenie.
Jak w pierwszym filmie łączono street dance z baletem, a tak tym
razem łączymy go z latino. Jak efekty? Raczej nie tak spektakularne
jak przy balecie, aczkolwiek i tak porywają! Wszystko ze względu na
muzykę. Hip hopowe urywki nie robią większego wrażenia, ale jak
już połączy się je ze zmysłowymi kawałkami ameryki łacińskiej
to od razu przekonamy się, że nic lepszego nie może nas spotkać.
Oczywiście, jeżeli ktoś w tym gustuje. Ja kocham!
Pożałować można, że tak mało czasu poświęcamy na zwiedzanie.
W ciągu samej czołówki jeździmy po Europie, po jej stolicach i
poznajmy lokalne zabytki. Niestety, nie wszystkie, a jeżeli już
gdzieś coś zobaczymy, bo nie dostaniemy na to zbyt wiele czasu.
Przypomina to więc bardziej skakanie z kwiatka na kwiatek, a co za
tym idzie, wprowadza to pewien chaos sytuacyjny i przestrzenny.
Denerwuje trochę prezentowanie każdego z zespołu Asha, jak i
samego Asha. Tak samo jak irytujące mogą być dziecinna jego
narracja, którą wielu uważać będzie za całkowicie zbędną.
Tak jak i pierwszy film, tak też i ten przedstawiony został widzą
w trójwymiarze. Czy warte jest to takiej ekstrawagancji? Jak
najbardziej, nie! Z pewnością wielu ludzi wyjdzie z kina
zawiedzionych, bowiem nie ma tutaj prawie żadnych efektów. Rzucanie
popcornem, czy też fruwające wszelkie piórka, to za mało na taką
wygórowaną cenę biletów do kina. Większe wrażenie robiły loga
dystrybutorów. Oczekiwania były ogromne, aczkolwiek „StreetDance”
to przykład na to, że ta technika nie sprawdza się w tego
typu filmach.
Osobniki pojawiające się w tym filmie są tak marni aktorsko, że
aż boli. Trudno się dziwić, bowiem są to ludzie młodzi,
niedoświadczeni i stawiający sobie za cel bycie najlepszym
tancerzem niżeli najlepszym aktorem. Całą tą ekipę wspierał
oczywiście doświadczony w tej dziedzinie Brytyjczyk- Tom Conti.
Potrafi być jednocześnie zabawny, ale też i groźny. Budzi
respekt, ale przede wszystkim sympatię. Jego postać od razu staje
się ulubieńcem nie tylko reszty bohaterów, ale przede wszystkim
widzów. Co z resztą? Bardzo dobrze tańczą, co niektórzy, ale na
tym fascynacja ich osobami się kończy.
Pomimo tego, że „StreetDance 2” zawodzi swoją
schematycznością i banalnością, to i tak stanowi dobrą rozrywkę
na nudny wieczór. Jednakże oglądanie go w trójwymiarze może być
dość męczące, aczkolwiek czasem warto się pomęczyć dla tych
kilku chwil z Evą i jej latynoskimi ruchami. Szkoda, że scenarzyści
nie wprowadzili więcej znanych nam z pierwszego filmu bohaterów i
nie rozwinęli bardziej niektórych wątków. Widać, że niektóre
sceny taneczne były rozwlekane na siłę, aby zapchać czymś dziury
pozbawionej pomysłu fabuły. Niestety, film nie dorównuje
poprzednikowi, a szkoda, bo połączenie tańca ulicznego z
latynoamerykańskimi rytmami zapowiadało się niesamowicie.
Mimo wszystko i tak obejrzę.. dla tańca ! :D
OdpowiedzUsuńJa również obejrzę. Uwielbiam filmy o tańcu i chętnie sprawdzę co tym razem twórcy wymyślili ;)
OdpowiedzUsuńJa nie mogłam już zdzierżyć Step up 2, więc nawet nie sięgam. Ale ciekawe, jak dużo można napisać o kiepskim filmie, prawda?;)
OdpowiedzUsuńto zależy od filmu :P czasem ręce opadają i w zasadzie nie chce się pisać o nim zbyt dużo, a innym razem jak każda minuta irytuje to ma ochotę się o każdej z nich pisać :)
Usuń