NOWOŚCI

niedziela, 21 czerwca 2015

SZORTy #17: Gwiazd naszych wina, Step Up Revolution, Step Up All In

Oryginalny tytuł: The Fault in Our Stars | Reżyseria: Josh Boone | Scenariusz: Scott Neustadter, Michael H. Weber | Obsada: Shailene Woodley, Ansel Elgort, Nat Wolff, Laura Dern, Sam Trammell, Willem Dafoe | Kraj: USA | Gatunek: Dramat, Romans

Premiera: 16 maja 2014 (Świat) 06 czerwca 2014 (Polska)  
Ocena: 8/10
     O wiele za mało jest prawdziwych wyciskaczy łez, na których przepłakało by się większość filmu. Niegdyś było to „Love Story”, potem przyszła pora na „Szkołę uczuć” od Nicholasa Sparksa, a teraz jest czas kolejnej ekranizacji rozmiękczające serca nie tylko czytelników powieści, ale też i filmomaniaków - „Gwiazd naszych wina”.
     Oto historia jakich wiele. Ona jest śmiertelnie chora na raka i z trudem walczy o każdy oddech kolejnego dnia. On z kolei jest lekkoduchem, któremu udało się pokonać tę okropną chorobę. Ich spojrzenia krzyżują się na jednym ze spotkań wsparcia dla chorujących na nowotwór. Z początku połączeni wielką przyjaźnią i miłością do jednej ulubionej książki. Wkrótce ta miłość wychodzi poza kartki i staje się ich wszechświatem.
     Opowieść zrealizowana w oparciu o bestsellerową powieść Johna Greena, który również mocno jak Sparks polubił rozdzierać wszelkie ludzkie emocje. Fabuła nie należy może do najbardziej skomplikowanych, ale za to porusza wątki nie tylko miłosne, ale przede wszystkim przemijania. Radzenie sobie z odejściem i radowanie się każdą chwilą jaką daje nam los. Do tego dochodzi oczywiście pasja do literatury, która nie zawsze musi być zbawienna dla bohatera. Film ten pełen jest najrozmaitszych mądrości zaczerpniętych prosto z książki o tym samym tytule, do tego zaprezentowanych w bardzo swobodny, wręcz humorystyczny sposób. Czasem najprostsza forma przekazu jest najlepszą i to daje temu efekt. Widz szybko zżywa się z bohaterami i przechodzi każdą katuszę wraz z nimi. Jest to najbardziej wzruszający film, jaki powstał i jaki przyszło mi oglądać od czasu wspomnianej „Szkoły uczuć”. Historia o miłości tak pięknej, a jednocześnie tak tragicznej nie może być też i zaskakująca, ale nie ujmuje to jej wartości. Jeżeli chcesz, aby wydarto Ci serce i poszatkowano je na małą kosteczkę, jeżeli chcesz wysmarkać wszystkie chusteczki jakie tylko posiadasz w domu- koniecznie musisz sięgnąć po ten film!


Oryginalny tytuł: Step Up Revolution | Reżyseria: Scott Speer | Scenariusz: Amanda Brody | Obsada: Ryan Guzman, Kathryn McCormick, Misha Gabriel Hamilton, Cleopatra Coleman, Stephen Boss, Peter Gallagher | Kraj: USA | Gatunek: Melodramat, Muzyczny

Premiera: 26 lipca 2012 (Świat) 27 lipca 2012 (Polska)

Ocena: 5/10

     „Step up” to już swojego rodzaju epoka. W czasach kiedy rozpoczęła się mania na filmy taneczne, to właśnie pierwszy obraz z tej serii był tutaj prowodyrem. Teraz, kiedy wydaje się, że gatunek ten już wymiera, twórcy wciąż kontynuują zamiłowanie do tańca i z wraz z tytułem „Step Up Revolution” idą o krok dalej, łącząc w sobie niezłe bity, ruchy sceniczne i słynny flash mob.
     Przez jednych uważani za chuliganów, a przez innych za artystów. Grupa The Mob szarżuje po ulicach i lokalach Miami, aby stworzyć najbardziej spektakularne taneczne widowisko, które przysporzy im miliony wyświetleń i zapewni sporą ilość gotówki w nagrodę. Jednakże, gdy jeden z liderów grupy- Sean, poznaje piękną pannę z zasadami ich działalność odrobinę zmienia charakter. Nie liczą się jedynie pieniądze, ale też dobro dzielnicy oraz ich mieszkańców.
     Niby jest to kolejny film z kategorii taneczno-muzycznych. Niby powiela wszelkie schematy taneczne i wątki. Jednakże, gdyby wyciągnąć z tego wszelkie nieudolne próby tworzenia kolejnej banalnej historii to byłby to film, a w zasadzie teledysk doskonały. Nieważne są tutaj bowiem dylematy uczuciowe bohaterów, tak znowu to samo. Nieważne jest to, że na pewnym etapie starają się przekazać coś swoim zrywem. Sens tracą również starania Emily, a właściwie chęć wykorzystania grupy The Mob dla rozwinięcia swoich talentów tanecznych i dostania się do wymarzonej ekipy tanecznej. To wszystko traci sens, kiedy młodzi ludzie wbijają na ulice, parkiet, do galerii, restauracji i prezentują to co umieją najlepiej- zwyczajnie, a w zasadzie nadzwyczajnie tańczą! Nie chodzi tutaj jednak o sam taniec, ale sposób w jaki to robią. To już nie są tylko ruchy ciała, to jest ruch wszystkiego co mają dookoła. W „Step up Revolution” wszystko nabiera artystycznego wyrazu, co w jakiś sposób spotęgowane zostaje przez bohatera tworzącego coraz to wymyślniejsze loga grupy The Mob. Innymi słowy, można zatańczyć się, ale przede wszystkim nacieszyć oczy. A już prawdziwym dziełem sztuki jest układ przedstawiony w galerii sztuki, w pokoju dla baletnic! Genialność, piękno, delikatność i pazur w jednym. Coś niesamowitego. I choć film jest tragiczny i płytki fabularnie, a aktorstwo poniżej przeciętności, to warto to zobaczyć chociażby dla tych niewiarygodnie kreatywnych układów!
Oryginalny tytuł: Step Up All In | Reżyseria: Trish Sie | Scenariusz: John Swetnam | Obsada: Ryan Guzman, Briana Evigan, Adam G. Sevani, Misha Gabriel Hamilton, Cleopatra Coleman, Stephen Boss, Mari Koda, Chadd Smith, Alyson Stoner, Izabella Miko | Kraj: USA | Gatunek: Melodramat, Muzyczny
Premiera: 09 lipca 2014 (Świat) 18 lipca 2014 (Polska)
Ocena: 4/10
     Piąty już z serii filmów tanecznych o tytule „Step Up” tym razem stworzony przez choreografkę, specjalistkę w tworzeniu znakomitych teledysków. Szkoda więc, że nie udało jej się przenieść choć odrobiny tego talentu na ekran za sprawą „Step Up: All in” i stworzyć z niego pomysłowego klipu.
     Ekipa The Mob przenosi się do Hollywood licząc na zrobienie zawrotnej kariery. Niestety, szybko spadają na ziemię, gdyż zawód tancerza nie jest najbardziej dochodowym. Ekipa rozpada się i wraca na stare śmiecie, na miejscu pozostawiając jednego ze swoich liderów. Odnajduje on informację o konkursie tanecznym, którego zwycięzcy podpiszą trzyletni kontrakt na występy w Las Vegas. Chłopak zbiera nową ekipę, którzy rzucają swoje nudne życie, aby zawalczyć o marzenia.
     Można odnieść wrażenie, że najnowszy tytuł z serii filmów tanecznych ma jakiś głębszy sens. W końcu bohaterowie zderzają się z rzeczywistością i muszą pogodzić się z faktem, że z tańca nie zapłaci się rachunków. Szkoda, że ten motyw rozrasta się w jakąś dziwaczną parodię życia i walkę o każdy oddech, gdzie bohater szybko zapomina o co naprawdę chodzi w tańcu. Jednakże, takich produkcji nie ogląda się dla fabuły, która zazwyczaj jest znikoma, a dla wygibasów. Niestety, ekipę tworzą najrozmaitsze postaci ze wszystkich czterech dotychczasowych filmów, które reprezentują różne style taneczne. Brak jest tu więc swoistego łącznika, mogącego zaintrygować widza. Wychodzi z tego dość sporawy misz masz a przez to układy nie są tak porywające jak dotychczas, a poza tym jest ich szalenie niewiele. Pomysłowy jest jednak filmik, który LMNTRIX wysyła do konkursu, no i sam finał- standardowo. Tam dzieje się najwięcej. Muzyka świetnie ze sobą gra i szacun dla ludzi, którzy postanowili zaangażować tutaj kawałek Coolio „Gangsta Paradise”. Jednakże brak mi tutaj tej energii, którą czuło się podczas występów The Mob w poprzednim filmie, brak jest tej kreatywności i płynności. Tutaj nie ma takiego zgrania, nie ma tej pasji. I to jest najbardziej bolesne!

Prześlij komentarz