NOWOŚCI

sobota, 10 grudnia 2016

1215. Zanim się pojawiłeś, reż. Thea Sharrock

      Najpierw książka potem ekranizacja. Zazwyczaj dobrze jest trzymać się takiej reguły. Czasem jednak stanowi to problem, w szczególności gdy za film zabieracie się niedługo po lekturze, gdy wasze emocje wciąż są świeże. Powieść Jojo Moyes ledwo została zauważona w naszym kraju, co się oczywiście zmieniło, gdy tylko pojawił się film a w ślad za nim nowe wydanie książki w filmowej okładce. Świat oszalał. Oszalałam i ja. Niepojętym jest jednak fakt pokochania filmu Zanim się pojawiłeś” wyreżyserowanego przez Theę Sharrock przez tych samych ludzi, którzy uwielbiają literackie wcielenie Lou i Willa.
Źródło: Galapagos Films

      Młody mężczyzna (Sam Claflin), biznesmem, czerpiący z życia pełnymi garściami ulega straszliwemu wypadkowi, który do końca życia unieruchamia go w wózku inwalidzkim. Po jego kolejnej próbie samobójczej rodzina chce zrobić wszystko, aby odciągnąć go od ponurych myśli. Tym też sposobem zatrudniają do opieki nad Willem niezwykle ekscentryczną, ale też o uroczą dziewczynę imieniem Lou (Emilia Clarke), licząc na to, że na nowo obudzi w ich synu chęć do życia. Ma na to jednak tylko pół roku, a wycofany mężczyzna z pewnością nie ułatwia jej zadania.
      Przykro się patrzy na ekranizacje, które nie potrafią podnieść ciężaru kultowości pierwowzoru. Tak jest właśnie w przypadku historii Lou i Willa, gdyż obrazowi nie udało się do końca oddać emocji, które tu dominują. Czytając powieść rozmyśla się o tym, jak cudownie byłoby zobaczyć to wszystko na ekranie, a potem BAM! (nie…. nie autobus)- zdarza się film i marzenie pryska. Zasadniczo, gdyby nie czytać wcześniej książki, to nie zauważylibyśmy powierzchownego potraktowania całej historii i postaci, które są tutaj kluczowe. Bez tej świadomości całość wydaje się być całkiem przyjemna, momentami nawet zabawna, choć nie w styluNietykalnych”, ale raczej z powodu osobowości Louisy. Oglądając film ma się wrażenie poszatkowania fabuły, która nie ma przyzwoitego początku, czy rozwinięcia. Wszystko potraktowane jest po macoszemu, bo nie mogąc doświadczać niektórych sytuacji nie dostrzeżemy przemian, dokonujących się w bohaterach. Ciężko zrozumieć powody Willa co do podjętej przez niego decyzji, mniej radośnie dostrzegamy starania Lou, aby pomóc całkiem obcemu sobie mężczyźnie. Zabiera nam się wątek finansowy, który był kluczowy, a także siostrzany konflikt, który mógł sporo namieszać. Odrobinę zmieniono fabułę przez co historia trochę opadła z charakteru i dramatyzmu stając się kolejnym romansem, tudzież filmem obyczajowym.
Źródło: Galapagos Films

      Oczywiście, w wykonaniu Brytyjczyków film pozostaje uroczy. Nie tylko z powodu wątku miłosnego, który zrodził się niewiadomo gdzie i kiedy, ale przede wszystkim z uwagi na krajobrazy- scenerię, scenografię, a także kostiumy. Wyglądem przypomina to rozświetloną baśń. Wszystko jest takie słoneczne, miasteczko zaciszne, a pałace piękne. Brakuje tylko skowronków na drzewach, z którymi mogłaby pośpiewać Lou. Jej kreacje urwały się z najrozmaitszych bajek. Są barwne i unikatowe, po raz kolejny udowadniając jaka siła tkwi w detalach i… butach. Do tego jeszcze ckliwa muzyka, która aż krzyczy “Płacz! Płacz! Płacz!”. Cudownie, jak w sennym marzeniu.
      Spełnieniem snów nie są jednak odtwórcy głównych ról, którzy- choć wizualnie dobrani perfekcyjnie, okazują się być strzałem w kolano dla produkcji. Najwyraźniej Emilii Clarke trochę odbiło po roli Matki Smoków, bo mimika jej twarzy była tragiczna. Ciężko stwierdzić czy ma tiki nerwowe, czy najadła się za dużo cytryn. Jej wędrujące brwi są nieznośne, a bardziej nieautentycznych łez już dawno nie widziałam. Już lepiej jej wychodzi granie bezemocjonalnych twarzy walczących o tron. Sam Claflin nawet daje radę to uciągnąć. Choć próbuję pojąć czemu musieli mu zgolić brodę- wyglądał świetnie, a nie niechlujnie jak to rysowała powieść. Nie był nawet taką łajzą jak jego literacki pierwowzór i szkoda, bo byłoby może bardziej kolorowo i wesoło.
Źródło: Galapagos Films

      Niemożliwe było oderwanie się od powieści i dlatego szokuje, że Zanim się pojawiłeś” w wersji filmowej nie powiela emocjonalnego sukcesu. Jest dramatycznie, ale sztuczność i mimika bohaterów rujnuje większość pozytywnych wrażeń. Wyszedł z tego bardzo ładny i uroczo brzmiący film. Niestety, okrajając wątki budujące osobowość się bohaterów dał nam nie tylko banalną historię miłosną- praktycznie pozbawioną ducha, ale też nijakich bohaterów, o których szybko się zapomina. Dobrze chociaż, że warstwa wizualna zachwyca, co zdecydowanie było jednym z czynników uprzyjemniających seans.


Ocena: 5/10
Recenzja filmu DVD „Zanim się pojawiłeś” - dystrybucja Galapagos Films


Oryginalny tytuł: Me Before You / Reżyseria: Thea Sharrock / Scenariusz: Jojo Moyes / Na podstawie: powieści Jojo Moyes „Zanim się pojawiłeś” [recenzja] / Zdjęcia: Remi Adefarasin / Muzyka: Craig Armstrong / Obsada: Emilia Clarke, Sam Claflin, Janet McTeer, Charles Dance, Stephen Peacocke, Samantha Spiro, Brendan Coyle, Jenna Coleman, Matthew Lewis / Kraj: USA / Gatunek: Melodramat
Premiera kinowa: 23 maja 2016 (Świat) 10 czerwca 2016 (Polska)
Premiera DVD: 09 listopada 2016

Prześlij komentarz