NOWOŚCI

sobota, 28 stycznia 2012

862. Skyline, reż. Colin Strause, Greg Strause

Reżyseria: Colin Strause, Greg Strause
Scenariusz: Joshua Cordes, Liam O'Donnell
Zdjęcia: Michael Watson
Muzyka: Matthew Margeson
Kraj: USA
Gatunek: Sci-Fi, Thriller
Premiera światowa: 11 listopada 2010
Premiera polska: 04 lutego 2010
Obsada: Eric Balfour, Scottie Thompson, Brittany Daniel, Crystal Reed, Neil Hopkins, David Zayas, Donald Faison

    Bracia Strause nie są jeszcze postaciami rozpoznawalnymi w świecie kina. Po sromotnej porażce jaką ponieśli tworząc kontynuację „Obcy kontra Predator” skierowali na siebie gniew fanów tych dwóch obcych form życia. Swoim drugim filmem w karierze o uroczym tytule „Skyline” wzbudzają nie mniejszy gniew w miłośnikach gatunku, którzy widzą w nim motywy swoich mniej bądź bardziej ulubionych filmów. Spójrzmy prawdzie w oczy. „Skyline” nie jest filmem dobrym. Nie jest filmem innowacyjnym. Nie jest także produkcją, która na długo zakorzeni się w umysłach widzów. Jednakże jest w nim coś, co przyciąga i pomimo tego, że wielu jego widzów miesza film z błotem są wśród nich tacy, którzy dostrzegają jego plusy.
    Jarrod (Eric Balfour) przyjeżdża do Los Angeles wraz ze swoją dziewczyną – Elaine (Scottie Thompson), do starego przyjaciela – Terry`ego (Donald Faison), na jego imprezę urodzinową. Zrobił on ogromną karierę, przez co może pozwolić sobie na mieszkanie w nowoczesnym apartamentowcu wraz ze swoją ukochaną – Candice (Brittany Daniel). Po szalonej imprezie wszyscy poszli już spać. Nagle nad ranem dostrzegają tajemnicze niebieskie światło, które omamiło ich niemalże powodując śmierć. W panice zasłaniają żaluzje i czekają na rozwój wydarzeń. Kiedy rano wstaje słońce wszyscy z przerażeniem obserwują jak na Ziemię przylatuje statek kosmiczny, które wkrótce zaczyna porywać ludzi wychodzących na ulice, aby podziwiać niezwykłe zjawisko. Jarrod wraz z przyjaciółmi zamykają się w apartamencie oczekując na pomoc. Nie spodziewają się jednak, że przybysze z kosmosu są o wiele inteligentniejsi niż może się wydawać.
    Filmy science fiction od zawsze cieszyły się ogromną popularnością. W ostatnim czasie najwięcej widowni przyciągają te o inwazji kosmitów, które chcą wyniszczyć ludzką cywilizację, wykorzystać nas do przystosowania się do warunków ziemskich, czy też przybywają nie wiadomo skąd w nie wiadomo jakim celu. Wszystkie te elementy z pewnością są większości znane i o dziwo wszystkie one wykorzystane zostały w nowym filmie „Skyline”. Mamy tutaj wiele nawiązań do innych kultowych filmów o atakach kosmitów, jak „Cloverfield”, „Wojna światów”, czy też „Dzień Niepodległości”. Jakie mamy tutaj powiązania? Potwory w najnowszym filmie przypominają tego z „Cloverfield”, zresztą także nie wiadomo skąd się wzięli. W filmie przybysze mają określony powód, żeby porywać ludzi,  podobnie jest w „Wojnie światów”. Natomiast wszelkie akcje mające na celu wyeliminowanie zagrożenia przez ludzi nawiązuje do „Dnia Niepodległości”. Można by tutaj wyróżnić jeszcze wiele takich elementów, ale po co zastanawiać się nad wtórnością fabuły, co jest oczywiste. 
Bez względu jednak na wszystko film trzyma w napięciu. Wszelkie próby wydostania się  z budynku wzbudzają w widzu wiele emocji, w szczególności kiedy kosmici depczą bohaterom po piętach. Nie oznacza to jednak, że film jest nieprzewidywalny. Oczywiście, w pewnych momentach zaskakuje. Jednakże w dużej mierze można domyślić się dalszego rozwoju wydarzeń, tak samo jak tego kto przeżyje a kto nie. Niestety, nie jest to film z typowym happy endem, jednakże nie pozbywa też do końca nadziei. Pozwala wierzyć, że jednak znajdzie się sposób na pokonanie obcych. Jego zakończenie jest autentycznie zbędne. Ostatnia scena powala swoją głupotą, ale twórcy mieli pragnienie pokazać co się dzieje z porywanymi ludźmi. Pojawia się tutaj także wątek romantyczny, który może wzruszyć niejedno kobiece serce. 
    Faktem jest, że fabuła jest dość lamerska. Faktycznie film nie zachwyca zbytnio zdjęciami, czy montażem. Jednakże są jeszcze inne elementy, które mogą wpłynąć na pozytywny odbiór filmu. Po pierwsze jest to muzyka skomponowana przez Matthew Margesona, na którą największą uwagę zwraca się na początku, a także na końcu filmu. Nie jest na tyle dobra, aby przebić się przez natłok wydarzeń w filmie. Po drugie mamy dwa przepiękne ujęcia w filmie. Pierwsze ma miejsce, kiedy Jarrod i Terry stoją na dachu i spoglądają na miasto atakowane przez kosmitów, a drugie zobaczyć można tuż przed dramatycznym wydarzeniem przy końcu filmu. Ciekawie rozwiązano także ostatnie sekwencje, które przedstawione są za pomocą zwykłych stop klatek, a nie dalszej części filmu. No i po trzecie mamy bardzo dobre efekty specjalne. Począwszy od niebieskiego światła omamiającego porywanych niczym syreni śpiew greckich marynarzy, poprzez niezwykłą wizualizację statków kosmicznych najeżdżających na Ziemię, a kończąc na różnego typu obcych, którzy zachwycają nie tylko swoją wielkością, ale także trudnością w likwidacji. W tym temacie specjaliści od efektów postanowili odejść trochę od tradycyjnego sposobu prezentowania obcych i ich statków kosmicznych. Zazwyczaj w kinie pojawiają się statki zbudowane z metalu. Tutaj twórcy postawili stworzyć maszyny organiczne, które tym bardziej robiły wrażenie. 
    O samej grze aktorskiej nie ma tutaj co za dużo pisać. W tego typu filmach gra aktorów zawsze ogranicza się do marudzenia, płaczu i udawania trupów. Postaci były w filmie całkiem dobrze wykreowane. Aktorzy uwidaczniali cechy poszczególnych osób. Jako całość wszyscy spisywali się nie najgorzej, jednakże gdyby spojrzeć na nich indywidualnie z pewnością nie byłoby podobnego zachwytu. Mamy tutaj typowe postacie próbujące odgrywać bohaterów, są nimi Jarrod – Eric Balfour, i Terry (Donald Faison). Głupota podejmowanych przez nich decyzji była oczywista i normalny człowiek zachowywałby się bardziej jak dziewczyny, które nie chciały się ruszać z miejsc, aby nie ryzykować porwaniem przez kosmitów. Brittany Daniel (Candice) oraz Scottie Thompson (Elaine) całkiem dobrze radziły sobie w swoich rolach wspierających. Nie są to oczywiście role wybitne, ale nie raziły aż tak po oczach swoim amatorstwem. Pojawia się także typ lidera grupy, którym jest dozorca budynku- Oliver, czyli znany z „Dextera” David Zayas. Chyba okazał się być najlepszy z tej całej gromadki ocalałych. 
    Podsumowując, „Skyline” to nie jest ambitne kino. Nie jest to film, który spodoba się każdemu. Jest to film wzbudzający wiele emocji choćby przez sam fakt tego, że nie wiadomo co o nim myśleć. Z jednej strony jest to totalna beznadzieja spowodowana niemal katastroficznym scenariuszem. Natomiast z drugiej jest to nawet dobre kino pod względem wizualnym- efektów, czy też niektórych rozwiązań zdjęciowych. Być może nie zaskakuje, ale z pewnością nie nudzi. Dlatego jest to film idealny na wspólny wieczór ze znajomymi, dzięki którym będziecie mogli go obejrzeć z przymrużeniem oka.

Prześlij komentarz