NOWOŚCI
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pittacus Lore. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pittacus Lore. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 marca 2014

Książka #307. Przegrana Numeru Piątego, aut. Pittacus Lore

Tytuł oryginalny: The Fall of Five
Gatunek: fantastyka
Wydawca: Burda
Rok wydania: 2013 (Świat), 2014 (Polska)
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
ISBN 978-83-7778-758-8
Ilość stron: 324   Format: 130x195mm

Kup książkę: Sklep Burda
     Chyba nikt nie spodziewał się takiego szału, jaki wywołał pierwszy tom z serii Dziedzictwa planety Lorien, autorstwa duetu znajdującego się pod pseudonimem Pittacus Lore. Fenomen rozrósł się już nie tylko do kolejnych części opowieści, ale również uzupełnień pod postacią „Zaginionej kartoteki”, w których to poznajemy oblicza innych bohaterów, a które poprzedzają wydarzenia kolejnej pełnoprawnej powieści. „Przegrana Numeru Piątego” to już czwarta z tych pełnych akcji i kosmicznych odniesień pełnowartościowa książka, która tym razem wbija nóż prosto w plecy serwując najbardziej zaskakujący zwrot akcji!
     Już prawie wszystkim dziedzicom planety Lorien udało się odnaleźć, brakuje tylko jednego- Piątego. Jednakże w końcu i on popełnia straszliwą głupotę ściągając na siebie wzrok Gardów, a być może także i Mogadorczyków. Kiedy udaje im się go znaleźć i to przed wrogiem, w końcu jednocząc swoje siły. Nim przystąpią do ataku w obronie swojej planety i nowego domu zwanego Ziemią muszą obrać odpowiednią strategię działania i wyćwiczyć swoje dziedzictwa, na tyle, aby pomogły im przetrwać. Pomagają im w tym ziemscy przyjaciele, ukochana Sama- Sara, a także jego przyjaciel wraz z ojcem, którego cudem udało im się uratować z rąk najeźdźców przy pomocy jednego z nich- zbuntowanego, młodego syna dowódcy- Adama. Nikt jednak nie spodziewa się, że każdy ich los wkrótce się odmieni.
     Kolejny tom z serii nie sprawia, że powieść rusza z kopyta. Wydawałoby się, że kiedy w końcu wszyscy Gardzi się zjednoczą dojdzie do wielkiej batalii i w końcu zakończy się ta opowieść i męka niczego, póki co, nieświadomych Ziemian. Prawda jest jednak taka, że do takiej wojny trzeba się przygotować, a jako, że młodzi Loryjczycy nie do końca odkryli wszystkie swoje ukryte dziedzictwa- muszą sporo przytrenować, aby mieć jakąkolwiek szansę. Cóż jednak począć, gdy ważniejsze od losów ludzkości i odbudowania ich własnej planety, stają się zwyczajne nastoletnie dramaty. Innymi słowy wszelkie miłostki, roztkliwianie się nad zdradzieckimi charakterami, czy też próby wpłynięcia na nietolerancyjne zachowania pobratymców zaczynają już momentami przeszkadzać. Wydawałoby się, że może to męczyć, ale kiedy całościowo spojrzymy na lekturę uzmysłowimy sobie, że trening, który przechodzą idealnie przygotuje ich do wszelkich niedogodności i wydarzeń. Wraz z Loryjczykami do walki przygotowują się ich bliscy ludzcy pomocnicy, którzy najwyraźniej są w stanie oddać za nich życie. Z całkiem niezrozumiałych dla czytelnika powodów biorą udział w wojnie, która teoretycznie nie dotyczy ich. Jednakże autorzy starają się tym samym wyczulić czytającego na podobne sytuacje, aby nie stawać się wówczas obojętnym.
     Przez większość czasu akcja powieści toczy się dość monotonnie, żeby nie powiedzieć, że wlecze się jak ślimak. W tym czasie rozbudowywane zostają postaci, a także relacje pomiędzy nimi. Zaczynają tworzyć się dziwne sympatie, a także pary dość zaskakujące. Loryjczyk z Loryjczykiem, człowiek z Loryjczykiem- ot takie nowe podejście do współczesnego romansu młodzieżowego. Wprowadzona zostaje nowa postać, którą jest Piąty- bez imienia, a po co mu, i tak nikt go nie lubi, a jego zachowania wydają się być co najmniej podejrzane- delikatnie mówiąc! Trudy z wpasowaniem się w nowe otoczenie, a przede wszystkim stres związany z wejściem do nowej, ubitej już grupy, robi swoje. Jedyne czego można pożałować przy nowych „twarzach” powieści, to że tak mało (a nawet prawie w ogóle) uwagi poświęcono Adamusowi „Adamowi”, czy jak kto woli go nazywać. Fani serii mieli okazję poznać go już dzięki „Zaginionej Kartotece: Utracone dziedzictwa”, spodziewać można się więc, że jego osoba odegra znaczącą rolę w wielkim starciu złych i dobrych. Ci pierwsi są całkiem niespodziewani, bohaterowie dokonując wyborów niekiedy muszą posuwać się do drastycznych środków, niekiedy ich własna głupota doprowadza do tragedii i właśnie one najbardziej szokują, wstrząsają niemalże każdym czytelnikiem! W szczególności, że ten tom kończy się w takim straszliwym punkcie...
     Choć seria „Dziedzictwa planety Lorien” zaczynają się niemiłosiernie dłużyć, choć ilość książek z „Zaginionej kartoteki” zaczyna być odrobinę przytłaczająca, to jednak całość tworzy naprawdę spójną i przede wszystkim przekonującą całość. Dla miłośników serii jest to nie lada gratka, gdyż nie tylko śledzą postęp fabuły, ale poznają bliżej poszczególnych bohaterów. Dzięki „Przegranej numeru Piątego”poznamy nową postać, a także jej znaczący wpływ na resztę grupy. To właśnie Numer Piąty jest determinantem wszystkich wydarzeń, które momentami bawią, innym razem wzbudzają współczucie, aby potem wprawić czytelnika w totalne osłupienie. Tak nieprzewidywalnego tomu już dawno nie mieliście okazji czytać. Lektura fascynuje i jest prawdziwą przyjemnością.
Ocena: 5/6
Książkę przeczytałam dzięki Wydawnictwu Burda!
burdaksiazki.pl

wtorek, 29 października 2013

Książka #287. Zaginiona kartoteka. Utracone dziedzictwa, aut. Pittacus Lore

Tytuł oryginalny: The Fallen Legacies
Gatunek: fantastyka
Wydawca: G+J
Rok wydania: 2012 (Świat), 2013 (Polska)
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
ISBN 978-83-7778-478-5
Ilość stron: 136     Format: 130x195 mm

Kup książkę: Sklep G+J


     Do tej pory Pittacus Lore pozwolił nam zapoznawać się z historią swojego ludu. W dotychczasowych tomach z serii „Dziedzictwa planety Lorien”prezentował od strony Gardów ich wojnę z Mogami. Jednakże wraz z kolejną książką z kategorii „Zaginionej kartoteki”ten Loryjczyk robi coś zupełnie innego. Na chwilę zmienia front, aby pokazać drugą stronę medalu. Tak też wraz z „Utraconymi dziedzictwami”poznamy nie kolejne talenty młodych Gardów, ale przedstawiciela ich największych wrogów- Mogadorczyków.
     Kiedy Mogadorczycy niszczyli planetę Lorien, kilkorgu Gardom udało się uciec z niej wraz ze swoimi Cepanami. Podczas, gdy młodzi Loryjczycy ukryli się w różnych zakątkach Ziemi, aby trenować i spróbować ochronić swój nowy dom, ich wrogowie także zbierali siły do wojny. Prawdziwym potomkiem Generała Mogów jest Adamus, którego przeznaczeniem jest kontynuowanie misji swojego ojca. Kiedy w końcu udaje im się znaleźć pierwszego Loryjczyka, Adam zostaje wysłany wraz ze swoim bratem do Malezji, aby uczestniczyć w pierwszej walce. Podczas przesłuchania dowiadują się, że złapana dziewczyna jest Numerem Jeden i bez strat w ludziach mogą ją zabić. Później jednak staje się przedmiotem eksperymentu, tak samo jak i Adam. Nikt nie spodziewa się jednak, że to doświadczenie całkowicie zmieni młodego Moga.
     Rzecz się stała niesłychana. W końcu poczytać możemy o czymś innym niżeli kolejnych Loryjczykach. Co prawda, przygody ich były bardzo fascynujące i z przyjemnością zapoznawaliśmy się z kolejnymi postaciami, ale nic tak nie podnosi adrenaliny, nic tak nie porywa jak przypatrywanie się z bliska czarnym charakterom. Tutaj sytuacja jest wyjątkowa, gdyż znów cofamy się w czasie, w zasadzie wbijając się w ten etap osi akcji przed pierwszym tomem „Dziedzictw planety Lorien”, czyli zanim poznaliśmy Johna i innych Gardów bliżej. Na przestrzeni zabójstw kolejnych numerów dostrzegamy rozwój tego znajdującego się po drugiej stronie. Wszystko zaczyna się od małej pomyłki, błędu, którego dopuszcza się jeden z Mogów, chcący eksperymentować na Gardzie. Podłącza jej umarły umysł do umysłu swojego rodzonego syna, w celu uzyskania informacji o pozostałej przy życiu ósemce Loryjczyków. Daje to efekt całkowicie zaskakujący, powiem okazuje się, że Adamus nie jest jedynie biernym obserwatorem. Pierwsza potrafi się bronić, potrafi wejść z nim w interakcję. Coś się zmienia w młodym Mogu, co oczywiście nie jest niczym zaskakującym. W zasadzie już od początku zaaplikowania myśli o eksperymencie można domyślić się, jaki będzie finał tej sytuacji. Czy to oznacza, że odebrana zostaje nam zabawa? Wręcz przeciwnie. O dziwo, nadal pozostaje napięcie i to uczucie niepewności, które pochłania bez reszty. Do końca nie jest pewne, czy chęć przypodobania się ojcu, a także nauki przez niego przekazywane i wbijane mu z uporem maniaka do głowy nie zwyciężą. Nikt nie wie, czy odwaga się tutaj opłaci. Nie wiadomo tego nawet i po zakończeniu tomu. Niestety! Z drugiej zaś strony ma to i swoją dobrą stronę- daje nadzieję, nie zamyka drogi. Historia Adamusa pokazuje, że coś może się zmienić, nic nie jest jeszcze przesądzone. Może Loryjczycy będą o krok przed swoimi śmiertelnymi wrogami.
     Autorzy kreują tutaj całkiem nowe postaci. Dotychczas Mogadorczycy byli jedynie tymi złymi, bladymi, bezlitosnymi i nie umiejącymi się komunikować bestiami! Teraz nadaje im się coś więcej niżeli straszliwy wygląd. Tym razem pisarze skupiają się na ich osobowości, poczuciu obowiązku, a także dziwnych relacjach, które ich łączą. W nietypowy sposób ukazuje się również i ich odwagę. W końcu możemy też dowiedzieć się czegoś więcej o Gardach sprzed Johna. Jak to się stało, że zostali pojmani i zlikwidowani, ale przede wszystkim czegoś więcej o nich samych, o ich charakterach. Oczywiście, najwięcej uwagi skupia się na Pierwszej, ale nie oznacza to, że pominięci zostali pozostali.
     Kolejny z tomów z „Zaginionej kartoteki”gwarantuje niezapomnianą rozrywkę. Dotychczasowe przygody ułożonych i całkowicie przyjacielskich kosmitów odchodzą na chwilę na bok, aby ustąpić miejsca pewnej rosnącej nadziei. „Utracone dziedzictwa”to tak naprawdę druga strona medalu, która pozwala bliżej przyjrzeć się hierarchii po stronie Mogadorczyków, a także i ich bezwzględności. Prezentując odwrotną stronę dziedzictw, bowiem Ci źli także takowe mają. Nie są to może zdolności pomagające im w samoobronie, ani dające nadzieje na odbudowanie planety, ale bardziej mentalne pozostałości po ich przodkach, będące kwintesencją natury zabójcy. Ciekawe spojrzenie na tę samą historię, ale z zupełnie innej perspektywy, wobec czego każdy fan serii będzie znał już dwie strony medalu i powinien być zadowolony!
Ocena: 5/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa G+J!

sobota, 9 marca 2013

Książka #242. Droga Dziewiątego, aut. Pittacus Lore

Tytuł oryginalny: The Rise of Nine
Gatunek: fantastyka
Wydawca: G+J
Rok wydania: 2012 (Świat), 2013 (Polska)
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
ISBN 978-83-7778-299-6
Ilość stron: 344    Format: 130x195 mm

Kup książkę: Sklep G+J
    Pittacus Lore powraca, a wraz z nim ekipa dzielnych młodych Gradów- wybawców planety Lorien. Dwójka pisarzy ponownie zabiera nas w niezapomnianą podróż po świecie niezwykłości i odwagi. Pierwszy tom o „Dziedzictwach z planety Lorien” stał się objawieniem, tak wielkim, że aż doczekał się ekranizacji. W trzecim tomie o tytule „Droga Dziewiątego” akcja nabiera tempa, jednoczy rozdzielonych i daje początek czemuś nowemu.

    Po tym jak John zostawił swojego ludzkiego przyjaciela na pastwę losu i łaskę oraz niełaskę Mogadorczyków, po tym jak uwolnił Dziewiątego wraz z nim wyrusza w drogę, aby odnaleźć pozostałych Gardów. Tymczasem Szósta zrobiła rozeznanie w Hiszpanii, gdzie poznała Ellę i Marinę. Dziewczyny trafiają do Ósmego, którego jednym z darów jest widzenie przyszłości. Młodzi Gardowie wciąż uciekają przed ścigających ich najeźdźcami, którzy nie spoczną przed niczym dopóki nie zobaczą ich martwych. Na nieszczęście Loryjczyków o kosmitów dołączają się również ziemskie służby FBI, które weszły z nimi w układ w celu zaskarbienia sobie nowych technologii.
    Cykle fantastyczne nie należą do najbardziej przeze mnie ulubionych, jednakże cykl o młodych loryjczykach podbił moje serce. Nie mamy tutaj zbyt wymyślnej, ani przekombinowanej fabuły. Lektura jest spójna i czyta się ją bez najmniejszych oporów. Stanowi idealną pożywkę dla czytelnika, który ma ochotę oderwać się od nudnej codzienności, bowiem z nią uda mu się to bez większych zawirowań. Ciężko stwierdzić w czym tkwi sukces tej książki. Z jednej strony wpływ na to ma zapewne historia, która nie jest może jakaś inspirująca, ale z pewnością intryguje i wciąga. Jest to bowiem opowieść o wyzwoleniu się spod ucisku, a także odnajdywaniu siebie i braniu spraw w swoje ręce. Nie każdemu może przypaść do gustu wątek kosmitów, ale gdy dokłada się do tego romanse, humor, no i przede wszystkim niebywałą akcję, może być naprawdę interesująco i tak właśnie jest. To zdecydowanie wyróżnia ten tom na tle pozostałych, które dość nierówno stopniowały napięcie wraz z rozwojem wydarzeń. Oczywiście, złe to nie było, ale trzeba było się naczekać na konkretne sytuacje, które mogłyby rozbudzić naszą wyobraźnię oraz zapaść na dłużej w pamięć. Tutaj bohaterowie się nakręcają, no ale w końcu Mogadorczycy czają się na każdym kroku i niemalże na każdym atakują.
    Grono Gardów się powiększa wobec czego poznajemy coraz to więcej postaci. Jedne gubią się gdzieś przytłoczone mocnymi charakterami, a z kolei mocne charaktery, co niektóre, zaczynają lekko drażnić. Ze względu na taką rozpiętość osobowości zastosowano całkiem inne rozwiązanie dla historii. Autorzy podzielili ją na kilka części mających cechy Gardów, których dotyczą. Ekipa się rozdziela, ale nie zapominamy o nikim podczas oddzielenia się fabuły. Jeden narrator pierwszoosobowy rozmnaża się poprzez pączkowanie i teraz mamy okazję śledzić wydarzenia z kilku punktów widzenia. Jest to na tyle męczące, że powoduje to lekkie roztargnienie czytającego, a tym samym zagubienie się w rozumowaniu autorów. Narracja pierwszoosobowa sprawdzała się przy pierwszym tomie, gdzie był tylko jeden bohater. Tym razem jest tego zdecydowanie za dużo, a co za tym idzie następuje jeden wielki chaos, który ciężko jest ogarnąć. Wydawnictwo próbuje ułatwić czytelnikowi czytanie i pomóc zrozumieć całość poprzez zastosowanie różnych czcionek. Pomysł dobry, ale na dłuższą metę dziwnie nieużyteczny. Jest to chyba ten najważniejszy minus całej powieści.
    „Droga Dziewiątego” nie jest powieścią zaskakującą. Jest za to dynamiczna, wciągająca, choć może też i za bardzo męcząca podziałem na role. Autorzy zostawiają czytelnika w lekkim zdezorientowaniu, gdy opowieść zostaje nagle zerwana. Choć nie jest to takie zawieszenie jak w przypadku niektórych powieści. Bez większego zniecierpliwienia wyczekiwać będziemy kolejnego tomu, ale przemawia to na plus, bo trochę przyjdzie nam na niego poczekać. Moja przygoda z planetą Lorien rozpoczęła się po obejrzeniu filmu. I choć darzę ten cykl wielką sympatią to mam nadzieję, że szybko się skończy zanim historia umrze śmiercią naturalną.

Ocena: 4/6

Książka przeczytana dzięki Wydawnictwu G+J!



środa, 7 marca 2012

Książka #113. Zaginiona kartoteka. Numer Sześć, aut. Pittacus Lore

Oryginalny tytuł: I Am Number Four: The Lost Files. Six's Legacy
Gatunek:ffantastyka
Wydawca: G+J
Rok wydania: 2011
Projekt okładki: Panna Cotta  Zdjęcie na okładce: Fotolia
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
ISBN 978-83-7778-054-1
Ilość stron: 112  | Format: 130x195 mm


     Wszystko rozpoczęło się od powieści „Jestem numerem cztery”. Wówczas, w 2010 roku poznaliśmy Johna, postać stworzoną przez autorów posługujących się pseudonimem Pittacus Lore. Książka została tak dobrze przyjęta, że aż doczekała się ekranizacji, której patronuje wytwórnia Disneya w porozumieniu z Dreamworks. Jednakże co się dzieje z innymi Gardami? Co się wydarzyło przed tym jak poznajemy Johna? Odpowiedzi znajdziemy w najnowszej publikacji głowy Starszyzny Loryjczyków „Zaginiona kartoteka. Numer sześć”, w której poznajmy bliżej wybawczynię Johna.


     Po ucieczce ze swojej rodzinnej planety młodzi Gardzi zmuszeni są ukrywać się pośród Ziemian przed ścigającymi ich Mogadorczykami. Chronieni przez swoich Cepanów trenują w oczekiwaniu na objawieniu swoich dziedzictw, aby mogli bronić siebie i zniszczyć przeciwnika. Każdy z nich otrzymał numer, rzucono na nich zaklęcie, przez co Mogadorczycy zmuszeni są zabijać ich w wyznaczonej kolejności, bo inaczej sami poniosą śmierć. Tylko to ratuje przed pewną śmiercią dziewczynę z numerem Sześć, która wraz z Kateriną, swoją Cepan, zostaje schwytana i torturowana. Postanawia walczyć, a także odnaleźć pozostałych ocalonych Gardów. Była ich dziewiątka, teraz pozostała szóstka. 
    W „Jestem numerem Cztery”poznaliśmy historię Johna. Jego chęć bycia normalnym nastolatkiem, a także walkę, którą przyszło mu stoczyć u boku Szóstki. Za sprawą „Zaginionej kartoteki”dowiadujemy się co działo się przed tymi wydarzeniami z samą Szóstką. Co robiła zanim spotkała Johna i czy jej życie było choć odrobinę podobnego do jego. Jak się okazuje dziewczyna całe swoje życie spędziła na ucieczce, ale ostatecznie została złapana. Jej historia nie zostaje zbytnio rozbudowana. Autorzy przeskakują z jednego wątku do drugiego. Z jednego wypalania blizny na drugi. Jest to dość męczące, ponieważ nie rozwija się tutaj większej akcji. Przez to powieść może trochę nudzić. Jednakże wszystko prowadzi do tego momentu, kiedy to zarówno ona, jak i Katerina zostają schwytane przez Mogadorczyków. Wówczas dopiero mają miejsce wydarzenia, może nie pełne akcji, ale z pewnością napięcia. Kiedy po raz pierwszy zostają odnalezione przez wąsatego kowboja w Teksasie w zasadzie nic się im nie dzieje, gdyż z pewną dobitnością zaprezentowana zostaje moc czaru, którym otoczono dziewiątkę dzieci z Lorien. Dotychczas nie zaprezentowano podobnego wątku. Autorzy ponownie próbują zmusić czytelnika do płaczu poprzez to co dzieje się pod niewolą Mogadorczyków. Jednakże bardziej skupiają się tutaj na samej Szóstce. Na jej uczuciach względem swojej Cepan, która jest dla niej niczym matka. Prezentują treningi i inne sposoby spędzania wspólnie czasu, ale również tą silną więź, która ostatecznie tworzy się pomiędzy Gardem i jego Cepanem. Ponadto wytwarza się również więź pomiędzy samymi Gardami. Okazuje się, że potrafią wyczuwać się wzajemnie, a nie tylko cierpieć, kiedy zabijane jest kolejne z nich. Bardzo dobrze wykreowana zostaje postać samej Szóstki. Ma ona twardszy charakter niż Czwarty, ale w sumie ją los bardziej doświadczył niż jego. Przez te wiele dni tortur udało jej się zahartować i uodpornić, a odkryte przez nią dziedzictwo pomogło jej przetrwać czarne godziny.
     Styl jakim posługuje się Pittacus Lore można określić mianem prostego i lekkiego. Ich książki czyta się bardzo przyjemnie, aczkolwiek trzeba powiedzieć, że „Zaginiona kartoteka”wypada o wiele bladziej niż „Jestem numerem cztery”. Sama jej grubość, zaledwie 112 stron, świadczy już o tym, że autorzy nie poszaleli tutaj z rozbudowanymi opisami, nie zagłębiają się za specjalnie w umysły swoich postaci. Szkoda, bo przez to książka sporo traci. Nadal prowadzą pierwszoosobową narrację, co trochę zbija z tropu i trochę odbiega od tego opisu ich postaci, którym się posługują. Narracja tutaj nie robi zbyt wielkiej różnicy i o dziwo nie dowiemy się z niej za wiele o Szóstce, ale nie jest też najgorzej. Pożałować można tylko, że nie poświęcono większej uwagi na relacje Szóstki z jej Cepan, a także na wydarzenia, które ukształtowały ją na typową wojowniczkę. Niestety, trochę zawodzi, choć nie pozbawia się powieści tego fantastycznego klimatu, kiedy poznajemy chimerę, czy paskudnych Mogadorczyków. Niestety, nie jest to wystarczające, a także i te opisy nie są zbyt precyzyjne.
     Co tu dużo mówić, nowy tom powieści z serii „Dziedzictwa planety Lorien”nie jest dość zaskakujący. Oczywiście, interesuje nas to co dzieje się z Szóstką, którą poznajemy w „Jestem numerem Cztery”, ale jej historia nie jest tak przejmująca. Można powiedzieć, że jest to dopowiedzenie do historii Johna, bo obie te historie się łączą i to nie tylko przez to, że oboje są na celowniku Mogadorczyków. „Zaginiona kartoteka. Numer sześć” jest pozbawiona niektórych zalet, które posiada tom pierwszy. Brakuje tutaj żywiołowej akcji, gdyż autorzy skupili się bardziej na emocjach i relacjach, które hartują ducha Szóstki, choć i nie do końca rozbudowując nawet te wątki. Przede wszystkim szczędzono tutaj słów, a przez to historia Szóstki nie jest tak porywająca jak historia Johna. Pomimo wszystko, i tak oczekiwać będę kolejnego tomu z tej serii, „Moc sześciorga”, którego premierę Wydawnictwo G+J przewiduje w styczniu 2012 roku,„Zaginioną kartotekę”traktując jedynie jako historię uzupełniającą pomiędzy dwoma, pełnymi akcji tomami „Dziedzictw planety Lorien”


Ocena: 4/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa G+J, a także portalu Sztukater, który mi ją udostępnił.