Reżyseria:
Wally Pfister
Scenariusz: Jack Paglen
Scenariusz: Jack Paglen
Zdjęcia: Jess
Hall
Muzyka: Mychael
Danna
Kraj: USA, Wielka
Brytania, Chiny
Gatunek: Sci-Fi,
Dramat
Premiera: 10 kwietnia 2014 (Świat) 09 maja 2014 (Polska)
Obsada: Johnny Depp, Rebecca Hall, Paul Bettany, Morgan Freeman,
Cilian Murphy, Kate Mara, Cole Hauser, Clifton Collins
Jr.
Postęp cywilizacyjny dał nam nowoczesne technologie, w tym także
Internet. Dzisiejszego dnia niewielu wyobraża sobie życie sieci, na
której zbudowany jest cały świat od telefonów komórkowych, do
systemów największych banków. Debiutancki film Wally'ego Pfistera,
dotychczasowego autora zdjęć do wszystkich hitów Christophera
Nolana, pokazuje, że problem, który wszyscy widzą w tych
dobrodziejstwach wcale nie jest taki błahy. „Transcendencja”
zagraża wszystkiemu, co podłączone jest do sieci, a scenariusz
rodem z „Buntu maszyn” może okazać się naszym
jutrem.
Will i Evelyn Caster (Johnny Depp, Rebecca Hall) to
małżeństwo najgenialniejszych umysłów dzisiejszego świata. Wraz
z Maxem Watersem (Paul Bettany) pracują nad systemem
sztucznej inteligencji, która będzie miała własną świadomość
oraz emocje. Jednakże są na świecie ludzie, przeciwni takiemu
postępowi cywilizacyjnemu. Należy do nich również i Bree (Kate
Mara), która organizuje zamach na wszelkie ośrodki badawcze
pracujące nad sztuczną inteligencją. Atakują również Williama i
choć kula ledwie go drasnęła zawierała radioaktywny polon, który
z dnia na dzień wyniszcza naukowca. Eve i Max podejmują desperacką
próbę uratowania go i zgrywają jego świadomość do komputera.
Z filmami typu „Transcendencja”, czyli
przesiąkniętymi naukowymi frazesami i traktującymi o wielce
skomplikowanych równaniach neuronowych w powiązaniu z rzeczami,
które znamy na co dzień, jest niesamowity problem. Jeżeli fabuła
zostanie źle poprowadzona, jeżeli nie znajdziemy w niej odpowiedzi
i to w dodatku logicznych na ważne pytania, to seans może zakończyć
się klęską. Tak właśnie jest z tym filmem, który miał
przeogromne ambicje, a jednak wszystko sprowadziło się do płaskiego
i mdłego wizerunku świata jutra. Koncepcja ogólnie jest bardzo
ciekawa. Świat, który staje na krawędzi ze względu na dostęp do
sieci internetowej, która według twórców wpływa na każdy
element naszego życia. Podłączenie do sieci sterować może
maluśkimi robocikami, które odbudują zarówno związki
nieorganiczne, jak i tkanki żywe. Zaskakujące to jak nie wiadomo
co, gdy nagle odżywają zwiędnięte paprotki, a rany same się
zasklepiają. Rodzi się tu więc oczywista, logiczna myśl, że z
taką potęgą uratować można cały świat! Aspiracje przeogromne,
ale co z konsekwencjami?
W tą opowieść zostaje wrzucona dwójka bohaterów, małżeństwo
kochające się nad życie. I choć niektóre z ich decyzji wydają
się logiczne, to czy nie jest powiedziane, że jak kochasz to pozwól
odejść? Eve robi coś całkiem odwrotnego. Niczym masochistyczna
istota wgrywa swojego ukochanego do komputera. Co z tego, że nie
może go dotknąć, przytulić się do niego? Ważne, że będzie
mogła prowadzić z nim inteligentną dyskusję, a za pomocą
gigantycznych przyszłościowych ekranów on będzie mógł udawać,
że spożywa z nią obiadki, a na dobranoc otuli ją obrazami ich
wspólnych wspomnień i nastrojową muzyką. I wszystko to takie
niemrawe i ślamazarne, bo w pewnym momencie widz zaczyna zastanawiać
się, o czym tak naprawdę jest ten film. Czy jest to historia
miłosna- najwyraźniej noworodząca się idea romansu człowieka z
komputerem, nieudolna podróbka „Her”, czy brutalna
wizja ludzkości podporządkowanej technologii? I choć bluzgać
można na głupotę scenariusza i choć zanudzić można się
potwornie, to ostatnie 20 minut filmu, jest zdecydowanie najlepszymi,
najbardziej wzruszającymi z całej tej filmowej udręki, przy
okazji będącymi kwintesencją całego obrazu i, co zaskakujące,
również tego co chcieli osiągnąć bohaterowie historii.
Jak na film fantastyczno-naukowy można powiedzieć, że bardzo mało
efekciarski jest ten tytuł. Miałam nadzieję, że choć ten jeden
element odbuduje- dosłownie, wrażenia z filmu. Ciężko jest więc
stwierdzić, czy wysmakowanie Pfistera co do tworzenia zdjęć i
wykorzystywania efektów specjalnych jest tu zaletą, czy wadą. To
co on robił niegdyś dla Nolana, dla niego robi Jess Hall. Stworzył
naprawdę przepiękne ujęcia. Zawarł w nich całe piękno
prawdziwego świata, a także surowość technologiczną. Dzięki
niemu genialnie zderzyły się te dwa, całkowicie sprzeczne ze sobą
światy i trzeba przyznać, że ten aspekt był jednym z
najważniejszych i najbardziej imponujących. Twórczość muzyczna
Mychaela Danny („Życie Pi”) nie jest specjalnie
charakterna, choć dużo tutaj cybernetycznych oddźwięków. W ogóle
nie zauważa się jego kompozycji, choć ponoć to dobrze, bo wtedy
świadczy o tym, że idealnie wciela się w sens obrazu.
Wally Pfister angażuje do obsady całą niemałą plejadę gwiazd!
Na pierwszym planie zachwycający dotychczas Johnny Depp, który jako
cyfrowy Will w ogóle się nie sprawdza. Barwa głosu ciekawa, ale
mimika tym razem nie ta. Niestety, Johnny ostatnio zalicza jedynie
doły. Nadzieja jednak jest, że znów pojawi się coś
charakterystycznego, bo w takich dziwacznych rolach sprawdza się
najlepiej. Jako maszyna pozbawiony emocji, taki był zamysł, więc
można powiedzieć, że się spisał. Rebecca Hall to kolejna perła
filmu, która względnie radzi sobie na ekranie, tak samo zresztą
jak Paul Bettany, czy Cillian Murphy, czy Morgan Freeman. Smutne jest
jedynie to, że wszyscy oni to naprawdę dobrzy aktorzy, a tutaj
wychodzą całkowicie płasko. Nikt nie wybija się przed szereg,
nikt nie porywa emocjami, nawet Freeman, który wydaje się być w
tym mistrzem. Za dużo uwagi poświęcone zostaje fabule i detalom
technicznymi, niżeli obsadzie i to ewidentnie widać.
Zwiastuny „Transcendencji” dawały nadzieję na
całkiem nie najgorsze filmidło, choć oczywiście już wtedy
ukazywały jego kalectwo. Przede wszystkim jest to naprawdę
intrygująca historia, w której mieszają się wątki walki z
cybertechnologią i chęci wykazania w tym wszystkim prawdziwiej
silniej miłości. Twórcy gubią się w tym, co chcą przekazać tym
filmem poddając zbyt wielkiej analizie rzeczy nieznaczące, a nie
skupiając się na wyjaśnieniu nowinek technicznych mających wpływ
na fabułę. Przez to film jest nudny, momentami naprawdę
niezrozumiały, nielogiczny. Jednakże pod względem wizualnym nie
można mu niczego zarzucić, w szczególności, że pięknie
prezentuje zderzenie świata nauki i natury. Nie mniej, ani to, ani
piękny finał nie zmieniają faktu, że jest to jeden z najgorszych
filmów tego roku.
Ocena:
3/10
Recenzja dla portalu Anime-Games-World!
Eh, no słyszałam, że słabiutko wypada ten film, miałam nadzieję, ęe chociaż warto dla Johnnego, a tu potwierdzasz ostatnio brak jego dobrej filmowej passy. Do obejrzenia bo lubię takie klimaty, ale wygląda na to, że nie w kinie...
OdpowiedzUsuńNiestety, nawet Johnny filmu nie ratuje, dość marnie wypada.
Usuńz takiego tematu zderzenia świata realnego z komputerem lubię komedie simone z al pacino bo jest tam sporo niezłych popkulturowych obserwacji :)
OdpowiedzUsuńTrzeba by obejrzeć :) Dzięki za info!
UsuńWidząc zwiastun miałam mieszane uczucia, a siliłam się na większy entuzjazm ze względu na Paula i Rebeccę. To, że Depp mi bardziej działa na nerwy nie miało wielkiego znaczenia.
OdpowiedzUsuńZobaczę kiedyś, bo z pewnością nie w kinie. Swoją recenzją utwierdziłaś mnie w owym postanowieniu.
Tak myślałam! :) Dobrze, że Ty obejrzałaś i ja już nie muszę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://pocalunekkultury.blogspot.com/
Wlaśnie słyszałam /czytałam że film szału nie robi, a teraz tylko sie utwierdziłam.... A szkoda bo zapowiadał sie ciekawie i miałam ochotę go obejrzeć..
OdpowiedzUsuń