NOWOŚCI

sobota, 10 maja 2014

1125. Transcendencja, reż. Wally Pfister

Oryginalny tytuł: Transcendence
Reżyseria: Wally Pfister
Scenariusz:
Jack Paglen
Zdjęcia: Jess Hall
Muzyka: Mychael Danna
Kraj: USA, Wielka Brytania, Chiny
Gatunek: Sci-Fi, Dramat
Premiera: 10 kwietnia 2014 (Świat) 09 maja 2014 (Polska)
Obsada: Johnny Depp, Rebecca Hall, Paul Bettany, Morgan Freeman, Cilian Murphy, Kate Mara, Cole Hauser, Clifton Collins Jr.
     Postęp cywilizacyjny dał nam nowoczesne technologie, w tym także Internet. Dzisiejszego dnia niewielu wyobraża sobie życie sieci, na której zbudowany jest cały świat od telefonów komórkowych, do systemów największych banków. Debiutancki film Wally'ego Pfistera, dotychczasowego autora zdjęć do wszystkich hitów Christophera Nolana, pokazuje, że problem, który wszyscy widzą w tych dobrodziejstwach wcale nie jest taki błahy. „Transcendencja” zagraża wszystkiemu, co podłączone jest do sieci, a scenariusz rodem z „Buntu maszyn” może okazać się naszym jutrem.

     Will i Evelyn Caster (Johnny Depp, Rebecca Hall) to małżeństwo najgenialniejszych umysłów dzisiejszego świata. Wraz z Maxem Watersem (Paul Bettany) pracują nad systemem sztucznej inteligencji, która będzie miała własną świadomość oraz emocje. Jednakże są na świecie ludzie, przeciwni takiemu postępowi cywilizacyjnemu. Należy do nich również i Bree (Kate Mara), która organizuje zamach na wszelkie ośrodki badawcze pracujące nad sztuczną inteligencją. Atakują również Williama i choć kula ledwie go drasnęła zawierała radioaktywny polon, który z dnia na dzień wyniszcza naukowca. Eve i Max podejmują desperacką próbę uratowania go i zgrywają jego świadomość do komputera.
     Z filmami typu „Transcendencja”, czyli przesiąkniętymi naukowymi frazesami i traktującymi o wielce skomplikowanych równaniach neuronowych w powiązaniu z rzeczami, które znamy na co dzień, jest niesamowity problem. Jeżeli fabuła zostanie źle poprowadzona, jeżeli nie znajdziemy w niej odpowiedzi i to w dodatku logicznych na ważne pytania, to seans może zakończyć się klęską. Tak właśnie jest z tym filmem, który miał przeogromne ambicje, a jednak wszystko sprowadziło się do płaskiego i mdłego wizerunku świata jutra. Koncepcja ogólnie jest bardzo ciekawa. Świat, który staje na krawędzi ze względu na dostęp do sieci internetowej, która według twórców wpływa na każdy element naszego życia. Podłączenie do sieci sterować może maluśkimi robocikami, które odbudują zarówno związki nieorganiczne, jak i tkanki żywe. Zaskakujące to jak nie wiadomo co, gdy nagle odżywają zwiędnięte paprotki, a rany same się zasklepiają. Rodzi się tu więc oczywista, logiczna myśl, że z taką potęgą uratować można cały świat! Aspiracje przeogromne, ale co z konsekwencjami?
W tą opowieść zostaje wrzucona dwójka bohaterów, małżeństwo kochające się nad życie. I choć niektóre z ich decyzji wydają się logiczne, to czy nie jest powiedziane, że jak kochasz to pozwól odejść? Eve robi coś całkiem odwrotnego. Niczym masochistyczna istota wgrywa swojego ukochanego do komputera. Co z tego, że nie może go dotknąć, przytulić się do niego? Ważne, że będzie mogła prowadzić z nim inteligentną dyskusję, a za pomocą gigantycznych przyszłościowych ekranów on będzie mógł udawać, że spożywa z nią obiadki, a na dobranoc otuli ją obrazami ich wspólnych wspomnień i nastrojową muzyką. I wszystko to takie niemrawe i ślamazarne, bo w pewnym momencie widz zaczyna zastanawiać się, o czym tak naprawdę jest ten film. Czy jest to historia miłosna- najwyraźniej noworodząca się idea romansu człowieka z komputerem, nieudolna podróbka „Her”, czy brutalna wizja ludzkości podporządkowanej technologii? I choć bluzgać można na głupotę scenariusza i choć zanudzić można się potwornie, to ostatnie 20 minut filmu, jest zdecydowanie najlepszymi, najbardziej wzruszającymi z całej tej filmowej udręki, przy okazji będącymi kwintesencją całego obrazu i, co zaskakujące, również tego co chcieli osiągnąć bohaterowie historii.
     Jak na film fantastyczno-naukowy można powiedzieć, że bardzo mało efekciarski jest ten tytuł. Miałam nadzieję, że choć ten jeden element odbuduje- dosłownie, wrażenia z filmu. Ciężko jest więc stwierdzić, czy wysmakowanie Pfistera co do tworzenia zdjęć i wykorzystywania efektów specjalnych jest tu zaletą, czy wadą. To co on robił niegdyś dla Nolana, dla niego robi Jess Hall. Stworzył naprawdę przepiękne ujęcia. Zawarł w nich całe piękno prawdziwego świata, a także surowość technologiczną. Dzięki niemu genialnie zderzyły się te dwa, całkowicie sprzeczne ze sobą światy i trzeba przyznać, że ten aspekt był jednym z najważniejszych i najbardziej imponujących. Twórczość muzyczna Mychaela Danny („Życie Pi”) nie jest specjalnie charakterna, choć dużo tutaj cybernetycznych oddźwięków. W ogóle nie zauważa się jego kompozycji, choć ponoć to dobrze, bo wtedy świadczy o tym, że idealnie wciela się w sens obrazu.
     Wally Pfister angażuje do obsady całą niemałą plejadę gwiazd! Na pierwszym planie zachwycający dotychczas Johnny Depp, który jako cyfrowy Will w ogóle się nie sprawdza. Barwa głosu ciekawa, ale mimika tym razem nie ta. Niestety, Johnny ostatnio zalicza jedynie doły. Nadzieja jednak jest, że znów pojawi się coś charakterystycznego, bo w takich dziwacznych rolach sprawdza się najlepiej. Jako maszyna pozbawiony emocji, taki był zamysł, więc można powiedzieć, że się spisał. Rebecca Hall to kolejna perła filmu, która względnie radzi sobie na ekranie, tak samo zresztą jak Paul Bettany, czy Cillian Murphy, czy Morgan Freeman. Smutne jest jedynie to, że wszyscy oni to naprawdę dobrzy aktorzy, a tutaj wychodzą całkowicie płasko. Nikt nie wybija się przed szereg, nikt nie porywa emocjami, nawet Freeman, który wydaje się być w tym mistrzem. Za dużo uwagi poświęcone zostaje fabule i detalom technicznymi, niżeli obsadzie i to ewidentnie widać.
     Zwiastuny „Transcendencji” dawały nadzieję na całkiem nie najgorsze filmidło, choć oczywiście już wtedy ukazywały jego kalectwo. Przede wszystkim jest to naprawdę intrygująca historia, w której mieszają się wątki walki z cybertechnologią i chęci wykazania w tym wszystkim prawdziwiej silniej miłości. Twórcy gubią się w tym, co chcą przekazać tym filmem poddając zbyt wielkiej analizie rzeczy nieznaczące, a nie skupiając się na wyjaśnieniu nowinek technicznych mających wpływ na fabułę. Przez to film jest nudny, momentami naprawdę niezrozumiały, nielogiczny. Jednakże pod względem wizualnym nie można mu niczego zarzucić, w szczególności, że pięknie prezentuje zderzenie świata nauki i natury. Nie mniej, ani to, ani piękny finał nie zmieniają faktu, że jest to jeden z najgorszych filmów tego roku.
Ocena: 3/10
Recenzja dla portalu Anime-Games-World!
a-g-w.info
cinema-city.pl

7 komentarzy :

  1. Eh, no słyszałam, że słabiutko wypada ten film, miałam nadzieję, ęe chociaż warto dla Johnnego, a tu potwierdzasz ostatnio brak jego dobrej filmowej passy. Do obejrzenia bo lubię takie klimaty, ale wygląda na to, że nie w kinie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nawet Johnny filmu nie ratuje, dość marnie wypada.

      Usuń
  2. z takiego tematu zderzenia świata realnego z komputerem lubię komedie simone z al pacino bo jest tam sporo niezłych popkulturowych obserwacji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widząc zwiastun miałam mieszane uczucia, a siliłam się na większy entuzjazm ze względu na Paula i Rebeccę. To, że Depp mi bardziej działa na nerwy nie miało wielkiego znaczenia.

    Zobaczę kiedyś, bo z pewnością nie w kinie. Swoją recenzją utwierdziłaś mnie w owym postanowieniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak myślałam! :) Dobrze, że Ty obejrzałaś i ja już nie muszę :D
    Pozdrawiam,
    http://pocalunekkultury.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wlaśnie słyszałam /czytałam że film szału nie robi, a teraz tylko sie utwierdziłam.... A szkoda bo zapowiadał sie ciekawie i miałam ochotę go obejrzeć..

    OdpowiedzUsuń