NOWOŚCI

piątek, 12 sierpnia 2011

Książka #25. Dotyk mroku, aut. Dorota Wieczorek

Gatunek: fantasy 
Wydawca: Zielona Sowa 
Rok wydania w Polsce: 2011 
Projekt okładki, mapa i elementy graficzne: Tomasz Maroński 
Redakcja: Katarzyna Kolowca-Chmura 
Korekta: Katarzyna Kierejsza 
ISBN 978-83-7623-916-3 
Ilość stron: 304 
Format: 125x195 mm





    „Dotyk Mroku” jest debiutancką powieścią Doroty Wieczorek, która chce się tym samym przypodobać młodemu fanowi literatury fantastycznej. Polacy zazwyczaj, bo nie zawsze, gorsi są od innych w sportach, gorzej tańczą, tworzą gorsze filmy, a teraz możemy dopisać do tego też to, że tworzą gorsze książki. Kiedy w USA bądź Wielkiej Brytanii nowi pisarze cieszą się chwałą i sympatią wśród czytelników zyskując światową sławę, tak Dorota Wieczorek jest przykładem na to, że nowe nie zawsze znaczy lepsze i raczej marne ku temu szanse, aby jej powieść wyszła poza granice naszego kraju.

    We współczesnym świecie ludzie dzielą się na tych, którzy nie dostrzegają niczego niezwykłego w otoczeniu oraz na tych, którzy posiadają Wzrok i mogą cieszyć się magicznym światem. Do tej drugiej grupy należy gimnazjalista o imieniu Jacek, który dzieli swój czas poza zwyczajną szkołą, a praktykami magicznymi. Wśród czarodziejów szerzy się postrach z powodu czyhających w podziemiach Mroków- sługusów Ciemności, których dotknięcie zatruje każdego człowieka tworząc tym samym jednego z nich. Kiedy znika brat bliźniak Jacka – Konrad, chłopak chce czym prędzej go odnaleźć. W szczególności, że rzucony przez wujka Ostrowskiego czar sprawia, że jego matka przestaje go w ogóle pamiętać. Jacek zmuszony jest przenieść się do wujostwa, aby rozwinąć swoje umiejętności i koniec końców, na przekór wszystkim, zejść do Podziemnego Królestwa, aby rozwikłać zagadkę Wielkich Czarodziejów.
    Pomysł na fabułę wydaje się mieć potencjał. Widzimy tutaj pewne nawiązania do znanego nam Harry’ego Pottera. Dobrze jednak byłoby, aby się w tym temacie utrzymywać, a niestety autorka pozwala sobie zbaczać trochę z obranej trasy, wplatając w zwyczajną powieść fantasty dla młodych elementy fantastyki. Dzięki temu dużo się dzieje, na tych zaledwie 300 stronach. Jednakże wydarzenia te są niekiedy tak chaotyczne, że trudno jest skupić się na którymkolwiek z nich. Z początku powieść wydaje się być zdecydowanie za dziecinna, kiedy to wchodzimy w otoczenie młodego chłopca. Pomyłka, jaką okazało się być stworzenie gimnazjum, także nie umyka uwadze autorki. Nie mniej, dobrze jest się chwilami pośmiać ze sposobu prowadzenia lekcji przez panią Kawę, czy też głupoty nastolatek. Autorce idealnie udaje się odzwierciedlić ten charakter. Jednakże później jest już tylko gorzej. Kiedy zaczyna się jakaś ciekawa akcja, to zdecydowanie za szybko się kończy. Reszta to tylko zwykła paplanina, która bardziej męczy niżeli fascynuje. Świat magii także wydaje się być zbyt okrojony. Autorka w zasadzie nie skupia się na niczym konkretnym. W międzyczasie ginie gdzieś także wątek samego zniknięcia Konrada. Dopiero na końcu coś się o nim wspomina. Postacie są w zasadzie nijakie. W zasadzie nie ma tutaj zbyt wielu bohaterów, na których można by skupić swoją uwagę, no może oprócz postaci Pioruna. Boli jednak, że postać Jacka nie jest tak rozbudowana, jak powinna być. Panuje tutaj jeden wielki chaos. Nie wiadomo, czy to książka fantasty, czy nawiązanie do science fiction. Pojawiają się elementy zarówno z jednego, jak i z drugiego. Tych, których fascynuje taka mieszanka książka powinna uradować, natomiast Ci, którzy w tym nie gustują, niesamowicie się zmęczą.
    Dorota Wieczorek zdecydowanie nie dała sobie rady z tą powieścią. Wprowadziła tu kilku bohaterów, których osobowość zepchnęła na dalszy plan. Narrator ogranicza się do prostych sformułowań i z wymuszoną precyzją opisuje każdy szczegół. Pisarka tworzy bardzo rozbudowane opisy, aż za bardzo. Stara się dopracować każdy element, ale czasami więcej nie znaczy lepiej. Prawda jest bowiem taka, że opisy te nie wzbudzają większych emocji, trudno jest sobie cokolwiek zobrazować, ponieważ autentycznie męczą. Rzadko się to zdarza, a jednak. Autorce udaje się jednak rozbawić czytelnika. Używa także wielu skomplikowanych i nowych słów. Na szczęście na samym końcu książki tworzy genialny słowniczek, więc czytelnik, może sobie zerknąć jeżeli coś jest dla niego niezrozumiałe i wtedy nastanie jasność w jego umyśle.
    Prawa do wydania książki zakupiło Wydawnictwo Zielona Sowa, które specjalizuje się w książkach dla młodych czytelników. Oprawa książki jest po prostu… zdumiewająca. Okładka Tomasz Marońskiego zachwyca w każdym calu i przykuwa uwagę dając nadzieję na niesamowitą podróż. Niestety, jest to typowa zmyłka. W środku stworzono dla czytelnika także interesującą mapkę Gdańska, gdzie możemy sobie zobaczyć, gdzie dokładnie miesza i mieszkał Jacek, a także część bohaterów. W sumie fajnie to wygląda i stanowi uatrakcyjnienie powieści, ale nigdy nie rozumiałam po co się to tworzy… Czytelnik równie dobrze mógłby żyć bez tego. Sama treść powieści także jest przestawiona w interesujący sposób. Zdecydowanie odznaczone są kolejne rozdziały książki, poprzez wymyślne wywijasy i nazwy rozdziału. Przynajmniej daje to możliwość zobaczenia jak daleko zostało nam jeszcze do końca rozdziału. Ogólnie książka jest przyjazna dla oka i tylko dlatego tak szybko się ją czyta.
    Gdyby oceniać książkę ze względu na jej okładkę, można by powiedzieć, że „Dotyk mroku” to istne arcydzieło. Jednakże, nie o to chodzi w powieści. Tutaj liczy się fabuła, barwne postacie i to jak bardzo utrudnia się czytelnikowi lekturę. Sama idea pierwszej powieści Doroty Wieczorek być może i jest interesująca, jednakże ze strony na stronę jest coraz gorzej. Czytelnik w ogóle nie potrafi skupić się na tej historii, autorka nie potrafi przykuć jego uwagi, oczywiście poza paroma przebłyskami. Najciekawsze fragmenty okrojone są do granic możliwości, zanim człowiek wkręci się w akcję, ta już zaczyna się kończyć. Porównywana do Harry’ego Pottera i Terry’ego Prachetta, jednakże pozostaje daleko… daleko w tyle.


Ocena: 1/6


Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zielona Sowa i portalu Sztukater. 

3 komentarze :

  1. Nie moje klimaty, no i ta ocena:P Nie mam pytań:d

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka to prawdziwe mistrzostwo, szkoda że środek nie jest równie atrakcyjne. Znając jednak moje podejście do książek to na przekór wszystkiemu przeczytam, w moim przypadku słaba ocena motywuje do sprawdzenia tego na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka przepiękna, ale ocena odstraszająca. Szkoda, że wnętrze nie jest takie jak wygląd zewnętrzny..

    OdpowiedzUsuń