Czarna Pantera
Czarna Pantera powraca! Tym razem jednak wrażenia po ponownym seansie plasują się gdzieś pomiędzy "co ja takiego w tym widziałem?!", a "naprawdę niesamowite zjawisko".
Czarna Pantera powraca! Tym razem jednak wrażenia po ponownym seansie plasują się gdzieś pomiędzy "co ja takiego w tym widziałem?!", a "naprawdę niesamowite zjawisko".
Opowieść o tym jak korzystać z nowinki od Naszej Księgarni, z przymrużeniem oka.
Do tej pory powieści, które wyleciały spod skrzydeł wydawnictwa Szósty zmysł, zaskakiwały swoją niebanalnością. Tym razem wydawnictwo poszło w trochę odmienną stronę i zaserwowało coś, co łączy ze sobą miłość i sport. k jak i nasz w zetknięciu z tą lekturą.
Jenny i John (Jennifer Aniston, Owen Wilson) to młode małżeństwo, które prowadzi radosne życie. Przeprowadzają się do słonecznej części kraju i oboje chcą mieć dzieci. Są jednak pełni obaw czy sobie poradzą, w związku z czym postanawiają się do tego odpowiednio przygotować. Dlatego też John kupuje Jenny uroczego Labradora, którego nazywają Marley. Okazuje się jednak, że Marley nie jest zwykłym psem. Jest bardzo żywiołowy, wszystko zjada, a w dodatku trudno jest go okiełznać. Sąsiedzi się go boją i nawet treser psów nie potrafi sobie z nim poradzić. Jenny i John starają się jednak tym nie przejmować, gdyż John dostaje własną rubrykę w gazecie, w której pracuje dzięki czemu gazeta zwiększa obroty. Po pewnym czasie John i Jenny postanawiają postarać się o dziecko. Kiedy za pierwszym razem się nie udaje nie zniechęcają się i już wkrótce cieszą się swoim dzieckiem. Na szczęście Marley dobrze znosi towarzystwo malucha. Gdy pojawia się kolejne dziecko rodzina zaczyna przechodzić poważny kryzys, którego ukojeniem zdaje się być uroczy pies.
Jakoś trudno było mi się zabrać do tego filmu, ale kiedy w jednej z głównych ról występuje pies trudno jest mi się jakoś oprzeć. W szczególności, że zwierzęta najlepiej wypadają w roli komików. Film zapowiadał się także dość sympatycznie, więc stwierdziłam „dlaczego nie?”. Większości rzeczy się spodziewałam. Inne sceny najchętniej bym usunęła, ponieważ tylko niepotrzebnie przedłużają film. Spodziewałam się także jakie będzie zakończenie tego filmu, bo jak inaczej mogłaby się skończyć ta historia. No w sumie, gdyby skończyła się inaczej go Grogan nie napisałby tej książki.
Cieszę się także, że to właśnie pies był bohaterem tej historii. Dzięki temu można trochę się utożsamić z głównymi bohaterami, bo w sumie to mnóstwo ludzi ma psy w dzisiejszych czasach. Sama także mam jednego. Wiem jak to jest cierpieć kiedy pies, najbliższy przyjaciel, zaczyna chorować. W filmie towarzyszyły temu wszystkiemu także problemy, które się nawarstwiały przez dzikie zachowanie Marleya. No, ale w sumie jak ktoś jest z niemowlakiem 24 godziny na dobę i nie ma nawet chwili odpoczynku, bo gdy tylko dziecko zaśnie, a Marley znowu coś przyuważy i zaczyna szczekać, to wiadomo, że za długo niemowlak sobie nie pośpi, a przy tym my także nie pośpimy i jesteśmy wiecznie wykończeni. No, a jak jesteśmy zmęczeni to kończy się to tym, że wszystko nam przeszkadza, nawet nasz ukochany pies, który w tym filmie faktycznie pokazał jak prawdziwym jest przyjacielem. Groganowie wiele wycierpieli. Ich miłość niejednokrotnie była wystawiana na próbę, ale wszystkie przeszli oni znakomicie. Podobała mi się ta rodzinna atmosfera, która za tym wszystkim szła. To jak wszyscy potrafili docenić to co robił dla nich, jak przy nich był. Był prawdziwym członkiem ich rodziny, zresztą chyba każdego psa traktuje się podobnie.
W filmie główną rolę odegrał oczywiście pies. Chociaż wraz z biegiem wydarzeń jego rola spadła na dalszy plan ustępując miejsca Jennifer Aniston oraz Owenowi Wilsonowi. Odnoszę dziwne wrażenie, że od kiedy Jennifer opuściła „Przyjaciół” przestała się rozwijać. W „Przyjaciołach” zawsze była zabawna, robiła zabawne miny i gesty. Brakuje mi tego. Teraz jest jakaś taka bez życia i widać to niestety w tym filmie. Nie wiem czy to rozstanie z Bradem ją tak przybiło czy co, ale no wyssano z niej energię. Owen Wilson natomiast wcale nie był lepszy, tzn. no może trochę był, ale także jakoś nie powalał swoim aktorstwem w tym filmie. Wciąż nie potrafię się do niego przekonać. Może w przyszłości. Całokształt obsady i gry oceniam jednak całkiem dobrze. Zawsze przecież mogło być gorzej, co nie pozwoliłoby nam na dotarcie do końca filmu.