Tytuł oryginalny: Beautiful Creatures
Seria: Obdarzeni #1
Gatunek: romans paranormalny
Rok wydania: 2009 (Świat), 2010 (Polska)
Tłumaczenie: Irena Chodorowska
ISBN 978-83-927607-2-6
Ilość stron: 536 Format: 148x210 mm
Lektura skończona na 300str.
Tekst tak krótki, jak krótka była przygoda moja z
„Pięknymi istotami”. Książka, która jest bestsellerem, a ujrzała światło dzienne dzięki współpracy amerykańskich autorek i wielbicielek literatury młodzieżowej- Kami Garcii oraz Margaret Stohl, okazała się być dla mnie lekturą nie do przejścia. Po raz pierwszy od bardzo dawna porzuciłam dalszą przygodę z książką, pomimo tego iż zamierzam obejrzeć film, który powstał na kanwie powieści.
„Piękne istoty” to powieść otwierająca cykl „Obdarzonych”. Centralną postacią jest Lena, niezwykła dziewczyna z gatunku Obdarzonych, która w dniu swoich szesnastych urodzin stanie przed wielkim wyborem. Będzie musiała podjąć decyzję, czy pójdzie w ślady swojej matki i stanie się potężną istotą ciemności, czy też podąży drogą światłości. Przybywa do nowej szkoły, w której wszyscy znają przeszłość jej rodu i tylko jeden chłopak nie boi się do niej zbliżyć. Ethan czuje niewytłumaczalną wieź z dziewczyną i wkrótce odkryją, że łączy ich coś o wiele bardziej niesamowitego niż porywiste wichry miłości.
Wiele dobrego słyszało się o tej powieści, wciąż powstają nowe części, a na ekranach kin pojawił się film. I to jest właśnie wyznacznik trendów, młode dziewczyny zaczytują się w kolejnych paranormalnych historiach i wzdychają do męskich bohaterów. „Piękne istoty” to jednak coś zupełnie innego. Oczywiście, mamy tutaj romans niczym z „Romea i Julii”i momentami jest naprawdę bardzo porażający, ale niestety nie wystarcza, aby pomóc przetrwać okrucieństwo tej książki. Na przekór przekonaniu w fabule odnajdą się przede wszyscy Ci, którzy lubują się w swoistych wspomnieniach, które przeplatane są z teraźniejszymi wydarzeniami w powieści. Te nie dotyczą czasów starożytnych walk gladiatorów, czy średniowiecznych światów, a czegoś o wiele bardziej współczesnego- mianowicie, wojny secesyjnej. Dla czytelnika, który nie lubi się z historią przedstawioną w formie słowa na papierze będzie to prawdziwa męka, a pomijanie wspomnień wprowadzanych przez tajemnicze wizje bohaterów okazuje się być błędem. Dlaczego? Bo zwyczajnie nie poczujemy klimatu, nie zatracimy się w opowieści.
Jedną z wad tej książki jest przede wszystkim język. Na pewno jest składny, ale tak bardzo infantylny. Dialogi są na naprawdę niskim poziomie, który dla doroślejszej młodzieży może nie być wystarczający. Poza tym są jeszcze bohaterowie, dwójka najważniejszych- Lena i Ethan, są tak bardzo nijacy, że głowa mała. Już nawet Bella wyrażała więcej emocji, jak i sam Edward. Tutaj są jacyś tacy mało rozbudowani, ale może się to zmienia w późniejszych tomach. Za mało wnika się w psychikę bohatera, ale może to i dobrze, bo po co dodatkowo przynudzać.
„Piękne istoty” to książka tradycyjnego schematu, gdzie pewno na samym końcu akcja się rozkręca. Mnie, niestety, nie wciągnęła na tyle, aby do tego wielkiego finału doczekać. Mało zaskakująca, mało intrygująca, najwyraźniej trzeba naprawdę lubić podobne klimaty, aby uznać książkę za fascynującą. Choć przepadam paranormalami to ponadczasowa historia Leny i Ethana zwyczajnie mnie nie urzekła.
Ocena: 2/6