Reżyseria: Nikhil Advani
Scenariusz: Karan Johar
Zdjęcia: Anil Mehta
Muzyka: Shankar Mahadevan, Joy Mendonsa, Ehsaan Noorani
Kraj: Indie
Gatunek: Musical / Romans / Dramat / Komedia
Premiera światowa: 27 listopada 2003
Premiera polska na DVD: 05 maja 2006
Obsada: Shahrukh Khan, Preity Zinta, Saif Ali Khan, Reema Lagoo, Jaya Bhaduri, Sushma Seth, Lillete Dubey, Delnaaz Paul, Sonali Bendre
Scenariusz: Karan Johar
Zdjęcia: Anil Mehta
Muzyka: Shankar Mahadevan, Joy Mendonsa, Ehsaan Noorani
Kraj: Indie
Gatunek: Musical / Romans / Dramat / Komedia
Premiera światowa: 27 listopada 2003
Premiera polska na DVD: 05 maja 2006
Obsada: Shahrukh Khan, Preity Zinta, Saif Ali Khan, Reema Lagoo, Jaya Bhaduri, Sushma Seth, Lillete Dubey, Delnaaz Paul, Sonali Bendre
Kino
bollywoodzkie od wielu lat cieszy się popularnością wśród mieszkańców
Indii. Jednakże magia owych filmów w formie muzyki, tańców i kolorów
sprawia, że na cały świat rozrasta się miłość do tego typu produkcji. Dla
mnie pierwszym spotkaniem z Bollywoodem okazał się być film „Gdyby jutra
nie było” w reżyserii debiutującego Nikhila Advani, na który w Polsce
trzeba było czekać aż trzy lata po premierze.
Naina
Kapur jest młodą hinduską kobietą, która wraz ze swoją rodziną mieszka w
USA. Pewnego dnia jej ojciec odebrał sobie życie, nie tylko pozostawiając
wszystkich w rozpaczy, ale i wywołując ogromne spięcia pomiędzy matką
Nainy – Jennifer, i jej babcią –Lajjo, która na siłę próbuje znaleźć
męża dla swojej wnuczki. Dziewczyna jednak marzy o innego rodzaju
miłości, a póki co cały swój wolny czas poświęca na uczęszczanie na
zajęcia z zarządzania i spotkania ze swoim uroczym przyjacielem–
Rohitem. Po kolejnej kłótni Jennifer z Lajjo wraz ze swoją rodziną
odmawiają modlitwę do Boga, żeby zesłał im anioła, który nada ich życiu
trochę radości. W międzyczasie do domu po drugiej stronie ulicy wprowadza
się Aman, który przyjechał z Indii wraz ze swoją matką. Okazuje się być
on rozwiązaniem na wszystkie problemy, nie tylko rozwiązuje problemy
finansowe rodziny, ale też stara się naprawić ich relacje. Dzięki niemu
Naina w końcu poznaje smak miłości, gdy zakochuje się w nim. Ten jednak
skrywa pewną tajemnicę, którą zna tylko jego własna matka. Dlatego też
nie może przyjąć uczucia Nainy, ale stara się wyswatać ją z podkochującym
się w niej Rohitem.
Przyznam
się szczerze, że trochę miałam wątpliwości czy zacząć oglądanie tego
filmu. Już dawno temu koleżanka pożyczyła mi w swojej łaskawości 5 filmów
z tego gatunku, a ja dopiero teraz zabrałam się za oglądanie – teraz,
kiedy mam najmniej czasu (dopieszczanie pracy magisterskiej i nauka na
ostatnią sesję egzaminacyjną w życiu! – to były czasy). Muszę jednak
powiedzieć, że coś urzekło mnie w tym filmie. Pomimo tego, że film trwa
trzy godziny w ogóle się tego nie odczuwa. Poza tym okazał się on być
pomieszaniem wielu ciekawych gatunków, gdyż uśmiać można się przy nim
niesamowicie, dramatyzm także tutaj znajdziecie, nie wspominając już o
ciekawych piosenkach, fascynujących układach i ubraniach wewszystkich
kolorach tęczy. Czego chcieć więcej?
W
filmie nie znajdziecie wartkiej akcji, bowiem jest to historia miłosna,
od początku do końca. Przypatrujemy się wyborom naszych bohaterów,
których z czasem zaczynamy lubić. Razem z nimi odczuwamy wszystkie emocje
i wraz z nimi podejmujemy decyzje. Ciekawe jest to, że przez trzy
godziny twórcy potrafią skupić uwagę widza na filmie. Z pewnością nie
uzyskaliby takiego efektu, gdyby wydarzenia filmu były jednostajne i
kolejne wypadki nic nie wnosiłyby do całej fabuły. Tutaj jednak co chwilę
się coś zmienia. Dowiadujemy się jednej prawdy, aby za chwilę
została ona obalona, no może za dłuższą chwilę. Dość dużo jest tutaj
takich objawień i w sumie mogłoby się wydawać to dość irytujące, ale
przynajmniej coś się dzieje. Widz nie ma czasu na nudę, ponieważ twórcy
bardzo dobrze bawią go różnego rodzaju dialogami, sytuacjami, a nawet
samymi postaciami, ale nie dajcie się zwieźć – czasami będziecie musieli
chwycić za chusteczki (chociaż mój mężczyzna nadal pozostawał obojętny).
Przyznam,
że trochę dziwne były niektóre manewry kamerą, które wydawały się być
typowe dla telenowel- kamera krążąca wokół rozpaczających bohaterów,
przybliżenia na twarze poszczególnych postaci, itp. Anil Mehta jednakże
bardzo dobrze zbudował klimat tego filmu dzięki swoim zdjęciom. Udało mu
się znakomicie ująć każdy szczegół– nawet te udawane łzy. Dzięki niemu
film tętnił życiem, a kolory pozostały żywymi. To ostatnie można było co
prawda podziwiać także dzięki wspaniałym kostiumom – wciąż tylko
zachwycałam się sari podczas różnego rodzaju uroczystości.
Charakterystyczna
dla filmów bollywoodu jest także muzyka, no i oczywiście choreografie.
Piosenek nie było tutaj zbyt wiele, bo patrząc na soundtrack można tam
znaleźć jedynie sześć utworów, ale za to jakich. Twórcą podkładu
muzycznego do większości z nich są panowie Shankar, Ehsaan i Loy.
Tytułowa piosenka „Kal No Haa No” towarzyszy nam przez cały film od
momentu kiedy Aman ją śpiewa. Osobiście uważam, że jest niezwykle
nastrojowa, a chwilami wręcz doprowadza do łez. Inną ciekawą
piosenką jest „Kuch To Hua Hai”. Ta z kolei wprawia człowieka w radosny
nastrój, ale w tym zadaniu nic nie przebije „Pretty Woman”. Tak,
dokładnie – jest to indyjska wersja starego przeboju, który każdy z Was z
pewnością zna. Bardzo spodobał mi się także „Maahi Ve”. Śmieszne jest
to, że w ogóle nie wiem o czym śpiewają w tych piosenkach, ale czy to
ważne? Najistotniejsze jest to, że są one bardzo rytmiczne i dzięki temu
szybko wpadają w ucho. Do tego jak dołożymy fantastyczne układy to już w
ogóle cała akcja pozostaje na długo w pamięci. Jak człowiek patrzy na
tych tańczących ludzi to od razu ma ochotę zapisać się nakurs tańca
bollywodzkiego – myślę, że nie byłoby to aż takie trudne.
Z
pewnością królem sceny jest Shahrukh Khan, gdyż ma on spore
doświadczenie w tej dziedzinie. Nie tylko tańczy, ale też udaje, że
śpiewa. Do tej pory uważałam go za okropnego człowieka, ale w sumie...
nie jest taki zły. Chociaż, jakby nie było, to gra podlotka w tym filmie,
kiedy sam ma ponad 40 lat na karku. No, ale skoro Amerykanie mogą grać
nastolatków mając ponad 30 lat to czemu 40-latek w Indiach nie może
zagrać 20-sto latka. Śmieszne jest to w sumie, ale cóż. Niestety,
gra aktorska wydaje się strasznie sztuczna i to bez względu na to czy
patrzy się na Khana, czy uroczą Zinta. Preity Zinta gra naprawdę uroczą
dziewczynę, którą główny bohater wyzywa od „Okularnicy”. Podobała mi się,
w szczególności kiedy zaczęła się uśmiechać. Aktorsko wypadała nawet
całkiem nie najgorzej. Moje serce w pełni zdobył jednak Saif Ali Khan.
Zarówno zabawny, jak i przystojny. No i w dodatku z całej trójki wypadł
najlepiej jeżeli chodzi o aktorstwo– przynajmniej w moim mniemaniu. Ale
ogólnie nie było tak najgorzej.
Trudno
jest mi wydać jakąś jednoznaczną ocenę dla tego filmu. Wciąż biję się z
myślami i zastanawiam się, czy moje upodobania powinny ustąpić przed
rozsądkiem. Film mi się podobał, ba, spodobał się nawet mojemu facetowi –
co tak mnie zaskoczyło, że aż mnie zatkało. Bardzo dobrze bawiłam się na
tym filmie i pomimo trochę rozwlekłych wątków w ogóle się nie nudziłam.
Film pomimo wszystko wprawiał w dobry nastrój, chociaż typowego happy
endu to tutaj nie odnajdziecie. Jednakże myślę, że jak na początek
przygody z kinem bollywoodzkim to dobrze trafiłam z
wyborem – zresztą, koleżanka polecała. Myślę, że na tym filmie się nie
skończy i przy kolejnym weekendzie uda mi się znowu wygrzebać trzy
godziny czasu i poświecić go na obejrzenie podobnej produkcji. Tymczasem
polecam wszystkim ten film i pamiętajcie, żeby spróbować się na
niego otworzyć, bo tylko wtedy dostrzeżecie prawdziwe jego walory.
Miałam go obejrzeć, ale okazało się, że w pudełku były inne płyty, a po dotarciu do właścicielki było już za późno na bollywoodzkie recenzje :)
Przyznaję się bez bicia - filmy bollywodzkie oglądam głównie ze względu na muzykę i indyjskie kobiety :D Ale filmy same w sobie również czasem mi się podobają, jak na przykład "Fanaa" czy "Zawsze będę przy Tobie". Tego akurat nie oglądałam.
OdpowiedzUsuńFanaa będzie następne :D:) też uwielbiam :)
Usuń