NOWOŚCI

sobota, 26 stycznia 2013

1019. Życie Pi, reż. Ang Lee

Oryginalny tytuł: Life of Pi
Reżyseria: Ang Lee
Scenariusz: David Magee
Na podstawie: powieści Yanna Martela "Życie Pi"
Zdjęcia: Claudio Miranda
Muzyka: Mychael Danna
Kraj: USA, Chiny
Gatunek: Dramat, Przygodowy
Premiera: 28 września 2012 (Świat) 11 stycznia 2013 (Polska)
Obsada: Suraj Sharma, Irrfan Khan, Adil Hussain, Tabu, Rafe Spall, Gerard Depardieu i inni

    Film, który zdobył 11 nominacji do tegorocznych Oscarów, między innymi dla najlepszego filmu roku 2012. Film, zainspirowany książką, w której zakochały się miliony czytelników na całym świecie. „Życie Pi” to przepięknie opowiedziana historia, bestsellerowa historia, poruszająca miliony widzów, miliony czytelników, w zaskakujący sposób przekazująca mądrość życiową i zmuszająca do refleksji, a wyreżyserowana przez samego Ang Lee, który 24 lutego chce powtórzyć sukces swojego kontrowersyjnego filmu sprzed 8 lat o tytule „Tajemnica Brokeback Mountain”.


    Imię Pi Patela wcale nie wzięło się od zamiłowania jego wujka do matematyki, ale basenów. Choć w dzieciństwie sprawiało mu wiele problemów, w końcu zyskał sympatię rówieśników. Teraz opowiada historię swojego życia znanemu pisarzowi szukającemu inspiracji do napisania nowej książki. Dorosły już Pi (Irrfan Khan) wykazując się niebywałą mądrością przeprowadza go przez najbardziej niezwykłą przygodę swojego życia, która pomogła mu odnaleźć Boga. A wszystko to w czasie, gdy w podróży do Kanady katastrofie ulega frachtowiec, którym płynęli on, jego rodzina oraz zwierzęta rodzinnego ZOO. Przy życiu, na małej szalupie, pozostaje jedynie Pi (Suraj Sharma) oraz przepiękny drapieżca, tygrys bengalski – Richard Parker.
    "Życie Pi” od pierwszych chwil urzeka widza swoim niepowtarzalnym klimatem. Film otwiera „Pi's lullaby” w wykonaniu Bombay Jayashree [link], która od razu rzuca nas na głęboką wodę. Ciężko nie dać się uwieść dźwiękom hinduskich melodii i słów, które na myśl przywołują nam znane i tak pełne mistycyzmu utwory z produkcji bollywoodzkich. Dalej nie jest wcale gorzej, choć może nieco w bardziej stonowanym klimacie kompozycji Mychaela Danna. Uwaga! Nominowany do Oscara za swoją pracę na rzecz tej produkcji, choć mało to szokujące. Do tego dochodzi oczywiście warstwa wizualna, która zapiera dech w piersi bez względu na to, czy występuje w wersji tradycyjnej, czy trójwymiarowej. W końcu chodzi tu głównie o kolory, o smukłość linii, o piękno świata nie do końca prawdziwego, ale też i nie sztucznego. Ludzi wrażliwych na piękno zafascynują więc zdjęcia. Świetne ujęcia jednej małej łódeczki, ale za to z jak wielu perspektyw. Nawet i ten aspekt filmu ma wymiar refleksyjny, niemalże boski. Coś wspaniałego. Wydaje się jednak, że w starciu z niektórymi innymi filmami, z którymi będzie walczył o Oscara w kategorii efektów specjalnych ten nie będzie miał najmniejszych szans. Choć Akademia nie raz zaskakiwała więc może będzie inaczej, w szczególności, że film jest naprawdę piękny. Efekciarstwo technologii 3D jest w zasadzie znikome, jedyne co fajnie się tutaj sprawdza to sztorm, skok tygrysa, czy też atak latających ryb.
    Cała oprawa filmu to jedynie tło dla wspaniałej historii pełnej niemożliwości, wiary oraz refleksji. Wydawać by się mogło, że opowieść tak prosta, to jedynie przegląd niebywałego żywota młodego hindusa i jego zdumiewającej przygody na morzu. Pełno w niej wiary w Boga, nawet w wielu bogów, a także swoistej mądrości wynikającej z chrześcijaństwa, czy też hinduizmu. Twórcy prowadzą widza przez zagmatwany świat ludzkiej wiary prezentując najrozmaitsze jej barwy. Produkcja choć pełna emocji, napięcia związanego z dramatycznymi wydarzeniami na morzu, w dość zaskakujący sposób okazuje się być bardzo kojąca, uspokajająca. Wprawia w zaiste refleksyjny klimat, a wszystko dlatego, że bez trudu dostrzeżemy tu drugie dno skrywane za postawą tygrysa, hieny, orangutana oraz zebry. Kiedy dociera do nas, o co tak naprawdę tutaj chodzi i jaki jest główny przekaz tego obrazu, wydaje się to dla nas oczywiste i na jakimś poziomie trafia w nasze serca oraz wrażliwość. Nie ma tu co liczyć na zaskakujące zwroty w akcji, nie ma jakiegoś maltretującego psychikę finału, ale prawda jest taka, że nic tak nie wstrząsa widzem jak piękna, a jednocześnie mądra historia Pi Patela i tego jak właśnie Bóg pomógł mu przetrwać na morzu. O dziwo, w ogóle nie nużąca.
    O samym aktorstwie za bardzo nie ma się co rozpisywać, bowiem bohaterem jest tutaj jedynie Pi Patel. Okazuje się jednak, że może on wystąpić w kilku postaciach, na różnych etapach swojego życia. Tę samą postać odgrywa Gautam Belur, Suraj Sharma, czy też Irrfan Khan. Uwaga nasza skupia się głównie na tych dwóch ostatnich wcieleniach, jako, że oni są najdłużej obecnie na ekranie. Dla Suraja rola Pi jest pierwszą w jego życiu i można powiedzieć, że bardzo dobrze poradził sobie w tym debiucie, co odrobinę zaskakuje. Potrafił do siebie przekonać, a i jego ekspresja była nienaganna. Irrfan Khan występuje zarówno w rodzimych produkcjach, jak i tych zza wielkiego oceanu, które mieliśmy większą szansę zobaczyć, jak chociażby „Cena odwagi”, czy też „Slumdog”. Nie jest to może mega ambitne aktorstwo, ale jednak dzięki swojej charyzmie potrafi przykuć uwagę do ekranu. Wciąż będę mówić, że największą zbrodnią, jaką można popełnić na obcojęzycznym filmie jest jego zdubbingowanie. Zdecydowanie ujmuje to aktorstwu i choć zbyt wiele dialogów w „Życiu Pi” nie usłyszymy, to jednak polskie głosy znacząco ranią uszy.
     Być może najnowszy film Anga Lee nie jest najwybitniejszą jego propozycją, ale trzeba przyznać, że „Życie Pi” to obraz niezwykły. Nie brakuje mu świeżości, trzeźwego, czy nawet i mistycznego spojrzenia na cały świat i tak dobrze znane nam ścieżki dobra i zła. Ostatecznie rozmyśla nad szczerością ludzkich serc w obliczu wielkich tragedii, stających przed najtrudniejszymi w życiu wyborami. Wydawałoby się, że nic lepiej nie trafi do widza jak sama historia, która zmusi nas do myślenia, ale reżyser ukazuje to wszystko w sposób wielowymiarowy, niecodzienny, wręcz magiczny. Ciężko nie zakochać się więc w pięknych zdjęciach, uspokajających efektach specjalnych, czy też muzyce, która wprowadzi widza w odpowiedni klimat. „Życie Pi” to produkcja, z którą każdy powinien się zapoznać, a ja, po części, będę trzymać kciuki za choć częściowe powodzenie na gali wręczenia Oscarów.

Ocena: 8/10

Recenzja dla portalu Anime-Games-World.
 



3 komentarze :

  1. Z jednej strony przerost formy nad treścią. Ale nieznaczny. Bo choć głównie Życie Pi operuje tanimi banałami, to jednak ma coś do powiedzenia i dlatego warto ten film obejrzeć. Mnie się podobało.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowicie mnie zachęciłaś swoją recenzją:) Czasami mam straszną ochotę na film spokojny i zwyczajnie ładny, wydaje się, że "Życie Pi" taki właśnie jest. W trakcie czytania słuchałam sobie piosenki, do której podałaś link. Coś pięknego. Jeśli cała ścieżka dźwiękowa jest taka klimatyczna, to już wiem czego będę słuchać w najbliższych dniach.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uczta dla oka, to prawda. A "Pi's Lullaby" uwielbiam:)

    OdpowiedzUsuń