Po bardzo udanym
wprowadzeniu do Wiecznego życia, Gena Showalter zabiera sympatyków
serii „Evelife” do krainy po śmierci. Wszyscy pokochali
losy rozdartej pomiędzy dwoma światami dziewczyny, wszyscy wraz z
nią przeżywali jej skrajne emocje, aby teraz towarzyszyć jej w
pierwszych krokach w nieznane i na polu bitwy. „Lifeblood.
Krew życia” to godna kontynuacja pierwszego tomu, nie tak
porywająca, ale równie zachwycająca i interesująca.
Tenley na
łożu śmierci sprzymierzyła się z Trojką. Pomimo tego, Miriada
nie ustaje w próbach przeciągnięcia jej na swoją stronę i
przygotowuje się do tego realizując niecny plan. Tymczasem
dziewczyna stawia pierwsze kroki jako przyszły Przewodnik, a może
nawet i Generał. Nie budzi jednak zbyt wielkiej sympatii wśród
kolegów, którzy powątpiewają w jej oddanie swoim ludziom z uwagi
na przebywanie Kiliana po przeciwnej stronie. Kiedy jednak wśród
ludzi zaczyna się pojawiać tajemnicza infekcja zwana Półcieniem-
może to zagrozić obu stronom konfliktu. Wszyscy z niecierpliwością
wyczekują pojawienia się tajemniczego daru, którzy może być
zbawieniem dla wszystkich.
Zabieranie się za
kontynuację poza życiowych poczynań Tenley, kiedy wrażenia po
pierwszym tomie są jeszcze świeże, jest najgenialniejszym
pomysłem. Brawa za to, że nie trzeba czekać kilku lat na ukazanie
się dalszych przygód. Dzięki temu od razu przeskakujemy do nowej
rzeczywistości, bez konieczności odświeżania sobie tego, co
wydarzyło się wcześniej i doprowadziło do tego stanu rzeczy. A
trzeba przyznać... się dzieje! Oczywiście, mamy nowe tereny więc
konieczne jest słowo wstępu. Niestety... trochę za bardzo rozwleka
się to w czasie, bo Ten musi przejść trening, poznać tereny,
poznać nowych ludzi, docierać się z nowymi ludźmi i tak dalej, i
tak dalej. I kiedy już myślimy, że nic ciekawego się nie wydarzy,
nadchodzi... BUM! Akcja za akcją. Walka za walką. Śmierć za
śmiercią. W sensie... druga śmierć. Dużo tego się kumuluje i
wydaje mi się, że genialnie wyglądałoby to na ekranie, w
szczególności, gdyby reżyserią zajął się Peter Jackson. Przy
„Władcy Pierścieni” pokazał, że ma talent do scen
batalistycznych. To by było coś. A tak to tworzymy sobie w głowie
swoją własną ekranizację. Krew się leje, flaki latają, dywanik
z zamordowanych Skorup się ściele... A do tego wszystkiego
niesamowita moc wrażeń romantycznych i wciąż kotłujące się w
głowie pytanie: „Czy to prawda, czy tylko gra?”. W zasadzie do
ostatniej chwili nie wiemy, co jest prawdą. Kilian dał już się
poznać jako mężczyzna pełen sprzeczności, więc nie powinno
dziwić, że nie do końca darzymy go zaufaniem. Dziwne, że Ten
darzy... miłość jest ślepa. Czekać trzeba tylko na finał, gdzie
nastąpi zapewne wielki zwrot akcji, który wyrwie nam serca z klatek
piersiowych! Albo i nie.
Fabuła rozwija się
w bardzo ciekawym kierunku. To dobrze rokuje na przyszłość Tenley
w Trojce, a także jej relacje z Kilianem. Autorka pozostawiła nas
ze sporym niedopowiedzeniem na koniec tego tomu. Z jednej strony
zapowiada prawdziwe COŚ, z drugiej spodziewać można się
niesamowitych emocji i całych litrów wylanych łez- nie, żeby przy
lekturze „Firstlife” i „Lifeblood” nie zabrakło
nam chusteczek. Najlepsze jest w tej chwili wyczekiwanie. Najgorsze
co może zrobić Showalter to osiąść na laurach i dać nam
zwykłego zapychacza czasu niegodnego całej tej serii i nie będącego
idealną jego kwintesencją. Oczekuję czegoś mrocznego, równie, a
może nawet bardziej wstrząsającego niż to co otrzymaliśmy przy
starciach Trojki i Miriady.
Koniec końców, pod
wieloma względami, „Lifeblood” bije na głowę
„Firstlife”. Jest bardziej brutalnie, a gęstniejące
napięcie ciąć można nożem. Rozwijają się bohaterowie-
oczywiście ci co przetrwali te wszystkie niespodziewane ataki,
autorka wprowadza zupełnie inne pojęcie zdrady oraz poświęcenia.
Te dwa dojmujące i potęgujące inne emocje uczucia spychają na
dalszy plan pojęcie życia po życiu, odwiecznego starcia dobra ze
złem, które było wszechobecne w poprzednim tomie. Nie umniejsza to
jednak całości, bowiem historia ma nadal sporo do przekazania.
Pozostaje nam czekać na to, jak dalej potoczą się losy walczących
ze sobą Trojki i Miriady. Szkoda tylko, że na odpowiedź która z
nich wygra, jak rozwinie się związek Ten i Kiliana, a także kto
powróci z martwych... przyjdzie nam trochę poczekać. A ja
wyczekiwać będę tego z niecierpliwością.
Ocena:
5/6
Recenzja dla
wydawnictwa HarperCollins Polska!
Tytuł
oryginalny: Lifeblood
/
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik / Wydawca: HarperCollins / Gatunek:
fantasy / ISBN
978-83-276-3051-3 / Ilość
stron: 432 / Format: 145x215mm
Rok wydania: 2017
(Świat) 2017 (Polska)
Prześlij komentarz