Już jest! Tu i teraz! Wielki finał, na który czekaliśmy trzynaście tomów. Wielkie rozwiązanie wielkiej zagadki nadeszło, a wraz z nim... lekkie rozczarowanie. Lemony Snicket w końcu skończył spisywać historię trójki rodzeństwa Baudelaire. Nie zrobił tego tak jak dotychczas w trzynastu rozdziałach, ale dołożył coś dodatkowego, coś co może zaskoczyć. Nigdy nikt nie spodziewałby się takiego rozwoju wydarzeń, jak w „Koniec końców”. No bo... któż tak kończy taką poczytną serię?!
Po opuszczeniu Hotelu
Ostateczność wraz z Hrabią Olafem, sierotki Baudelaire wpadają w
sztorm i lądują z nim na tajemniczej wyspie. W całkiem nowym
miejscu od razu znajdują sojuszników, którym nie są do końca
nieznani, tak samo zresztą, jak i Olaf. Szybko jednak przekonają
się, że wyspa rządzi się swoimi prawami, których pilnuje
tajemniczy doradca Isz. Tam w końcu mają szansę ukryć się przed
wszelkimi niebezpieczeństwami, które czyhają na nich w świecie, a
przy okazji odkryć ostateczny sekret ich rodziny. I jest spora
nadzieja na realizację tego planu jeżeli tylko pozbędą się
demona ich przeszłości, Hrabiego Olafa.
Kto by przypuszczał, że finał
jednej z najgorętszych serii będzie się rozgrywał na jednej z
najgorętszych wysp? Niemalże w całkowitym odosobnieniu, bez
zbędnych postaci mogących okazać się być wrogami. Jedynym
problemem wydaje się być Olaf, który przepędzony przez
mieszkańców wyspy, tuła się gdzieś po jej piaskach. Niby jedna
wyspa, tak ograniczona swoją wielkością, a jednak skrywająca tyle
sekretów. Młodzi bohaterowie w końcu mają szansę znaleźć
spokój, ale też i rozwikłać tajemnicę swojej rodziny. W
szczególności, gdy wychodzi na jaw ich powiązanie z Iszmaelem i
wyspą. Jest to w pewien sposób zaskakujące, zważywszy na to, że
takiego obrotu czytelnik by się nie spodziewał. Choć z drugiej
strony, skoro trafiają właśnie tam, a to już finał opowieści,
to chyba oczywistym zdaje się, że tam musi się wszystko zakończyć.
W miejscu, w którym wszystko się rozpoczęło. W miejscu tym, gdzie
poznają prawdę i odnajdują prawdziwe oblicze hrabiego Olafa. Nic
nie jest takie jak się wydawało, a niektóre z odpowiedzi dają
niestety jeszcze więcej pytań. Jest to frustrujące, ale w zasadzie
daje ciekawą furtkę dla wyobraźni czytelnika. Poznamy wielkie
tradycje WZS, które odbijają się nie tylko na Baudelaire'ach.
Dowiemy się kim naprawdę jest Lemony Snicket, a także słynna
Beatrycze, której dedykuje każdy kolejny tom. Zrozumiemy prawdę na
temat całej serii i skąd wziął się w ogóle jej tytuł. Nie do
końca pojmiemy jednak udział Olafa w tym wszystkim, co jest prawdą
a co zwykłą manipulacją? To już pozostawia się luźnej
interpretacji. Na część zagadek odpowiedź dostajemy wprost, a w
sprawie innych wielu rzeczy musimy się domyślić.
Nie mniej, rozwiązywanie zagadek
nie jest tutaj jedynym wątkiem, choć faktycznie determinuje to
wszystko i tego najbardziej pragniemy. Cała fabuła kumuluje się
wokół wątku wyspy i rządów Iszmaela, którego wszyscy zaczynają
mieć powoli dość. On nie wydaje rozkazów, on jedynie sugeruje,
ale tak naprawdę każdy podporządkowuje się jego sugestiom. Niby
prawo, ale bezprawie praktykowane przez samego czcigodnego doradcę.
Na swój pokręcony sposób motyw ten pokazuje jak łatwo można
sterować ludźmi, jeżeli tylko przedstawi im się sprawy w
określony sposób i przy wykorzystaniu odpowiednich środków, na
przykład jakiegoś uzależniającego trunku. Niczym mała sekta, z
której ciężko jest się wyrwać. Zaskakujące jest jak bardzo
logiczne myślenie przestaje mieć tutaj wówczas sens.
Oczywiście, spora część
akcji jest tutaj mocno naciągana. Rozwiązania jakie wpadają do
głowy młodym Baudelaire'om są raczej ciężkie do zrozumienia, ale
to w końcu są sierotki, z której każdy ma swoje własne talenty.
Zaskakujący jest tutaj również nieoczekiwany zwrot dotyczący
hrabiego Olafa. Nagle stał się zupełnie innym człowiekiem w
ludzkich oczach i przestał ziać groza, tak jak dotychczas- a
przynajmniej przestał sprawiać takie wrażenie. Tym bardziej
zaskakuje koniec jego opowieści. Choć zaskakujący sposób, to
jednak bardziej przewidywalnego sposobu nie można byłoby chyba
wymyślić.
„Koniec
końców”
daje nam niemalże wszystko to, czego pragnęlibyśmy po finale
takiej opowieści. Co prawda, sama końcówka lekko rozczarowuje, a
także samo miejsce akcji, ale ogólnie zamysł jest zrozumiały i
ciekawie jest dochodzić do prawdy wraz z sierotkami Baudelaire.
Szkoda tylko, że nie zamyka się tak wiele wątków... Natomiast
niefortunne zdarzenia, które spotykały je przez trzynaście tomów
w końcu znajdują swoje zakończenie i kumulują się w ostatnich
chwilach lektury. Więcej już wrażeń nie można byłoby sobie
wyobrazić więc cud niesamowity, że sierotki to wszystko
przetrwały! Z pewnością ktoś nad nimi czuwał, być może
rodzice, a być może sam Lemony Snicket!
Ocena:
5/6
Tytuł
oryginalny: The End /
Tłumaczenie:
Jolanta Kozak / Wydawca: Egmont / Gatunek:
przygodowa / ISBN
978-83-237-1862-8 / Ilość
stron: 352 / Format: 130x180mm
Rok wydania: 2006 (Świat), 2007
(Polska)
Prześlij komentarz