NOWOŚCI

niedziela, 16 lipca 2017

Książka #453: Zjezdne zbocze, aut. Lemony Snicket

     Każdy kolejny tom tej, coraz bardziej niezwykłej, „Serii niefortunnych zdarzeń” przybliża nas do odkrycia sekretu, który frapuje nas już od pierwszego tomu. Szczęśliwie, mamy oto część 10 o tytule „Zjezdne zbocze”, w której to śledztwo Lemony'ego Snicketa daje coraz więcej odpowiedzi, odsłaniając kolejne zaskakujące karty.
     Słoneczko zostało schwytane przez Hrabiego Olafa, który podąża teraz śladem głównej kwatery WZS, podczas gdy Wioletka i Klaus Baudelaire robią wszystko, aby ujść z życiem w rozpędzonym barakowozie. Rozdzielone rodzeństwo nie marzy o niczym innym jak znów znaleźć się w swoich ramionach. Zanim to jednak nastąpi przebyć muszą wiele kilometrów pokrytych śniegiem i lodem, a pomoc znajdują u człowieka, który od dłuższego czasu uznawany był za jedną z ofiar straszliwego pożaru.
     I takim oto sposobem dochodzimy do kolejnego miejsca, w którym Seria zdarzeń niefortunnych wybija się całkowicie od schematu wytyczonego przez pierwsze części. Nie ma tutaj żadnych opiekunów, bowiem od pewnego czasu, od czasu szpitala, młodzi Baudelaire zdani są jedynie na siebie samych. Nie mogą liczyć już w żaden sposób na pomoc pana Poe, a jedynie przypadkowych ludzi, na których trafiają podczas swoich poszukiwań. Co jest teraz na tapecie? Aktualnie wciąż szukamy Akt Snicketa, które ponoć zawierają wystarczające dowody przeciwko Hrabiemu Olafowi, a dodatkowo mogą dać odpowiedź na temat domniemanego ocalałego z pożaru domu rodziny Baudelaire. Tyle sekretów, tyle pytań i tak niewiele odpowiedzi. Okazuje się jednak, że chociaż jedna wątpliwość została rozwiana. Szkoda tylko, że dotyczy to zupełnie innej rodziny o wielkim majątku. Nie mniej, taki obrót w wydarzeniach... tego chyba nikt się nie spodziewał. Dzięki temu powieść zyskuje zupełnie inny wymiar, odkrywa przed nami naprawdę niezgłębione wcześniej płaszczyzny, więc i daje chwilę na zastanowienie. Skończyły się bajki na zasadzie „sierotki poszły do opiekuna, gdzie odnalazł je Olaf, ale na szczęście udało im się ujść cało”. Teraz akcja nabiera tempa, jest tutaj więcej dramatyzmu, ale także chwil grozy. Dzieciaki nie są już bezpieczne, w końcu są jedynie dziećmi, a okazuje się, że same walczyć muszą z kryminalistami, którzy mają wielkie ambicje, a także środki, aby osiągnąć własne cele.
     Oczywiście, nie ma szans na to, aby książki nie przestały trącić banalnością i dziecinnością. W końcu, są to lektury przeznaczone stricte dla dzieci. Zdarzają się więc liczne wpadki i rzeczy, które nadal będą frustrować, bo serio... kiedy Słoneczko zacznie się poprawnie wysławiać?! Choć z drugiej strony, ma to swój urok i stanowi pewną cechę charakterystyczną tejże powieści, więc jak dla mnie mogłoby pozostać takim berbeciem do samego końca. Zaskakująca przemiana odbywa się u sierotek. Nie są już całkowicie bezbronnymi osobnikami, którymi trzeba pomagać na każdym kroku. Stały się bardziej odpowiedzialne, bardziej inteligentne, choć też niestety... bardziej nikczemne. Pomysły, na które wpadają momentami wzbudzają kontrowersje, pomimo tego, że cel wydaje się być szczytny. Dorośleją jednak w zastraszającym tempie, nabierają hardu ducha i odwagi! Czego nie można powiedzieć o Hrabim Olafie, którego w „Zjezdnym zboczu” jest zdecydowanie więcej. Czytelnik ma wrażenie, że jego osoba jest niezwykle ogłupiająca. Niby taki bandzior, a jednak zakrawa na osobnika o dziecięcym umyśle. To już więcej grozy wprowadzają jego pomocnicy, którzy nie dość, że wyglądają nieszablonowo, to jeszcze swoimi zachowaniami sieją postrach.
     „Zjezdne zbocze” to kolejna, bardzo udana część serii niefortunnych zdarzeń, która przytrafia się sierotom Baudelaire. Odkrywa zupełnie nowe tereny naszego osobistego zaskoczenia. Być może nie zachwyca, ale ciągłość jaką tworzy fabuła od czasu szpitala jest wprost zdumiewająca i o wiele lepiej sprawdza się niż schematyczność pierwszych tomów. Dzięki 10 tomowi wszystko zaczyna składać się w logiczną całość. Wszystkie te szyfry, sekrety, nawet i odkrycie skrótu WZS, nad którymi bohaterowie głowią się od bodajże 6go tomu, wszystko zaczyna mieć większy sens. A jak jeszcze dodamy do tego odrobinę dramatyzmu i grozy, a w dodatku połączymy to z niezwykłymi zwrotami wydarzeń to cóż... mamy prawie idealną propozycję dla młodych czytelników, która nie zanudzi też tych starszych.

Ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: The Slippery Slope / Tłumaczenie: Jolanta Kozak / Wydawca: Egmont / Gatunek: przygodowa / ISBN 83-237-2099-1 / Ilość stron: 360 / Format: 130x180mm
Rok wydania: 2003 (Świat), 2004 (Polska)

Prześlij komentarz