NOWOŚCI

wtorek, 19 czerwca 2012

951. Anatomia strachu, reż. Joel Schumacher

Oryginalny tytuł: Trespass
Reżyseria: Joel Schumacher
Scenariusz: Karl Gajdusek
Zdjęcia: Andrzej Bartkowiak
Muzyka: David Buckley
Kraj: USA
Gatunek: Thriller, Dramat, Kryminał
Premiera: 01 września 2011 (Świat) 02 grudnia 2011 (Polska)
Obsada: Nicolas Cage, Nicole Kidman, Liana Liberato, Ben Mendelsohn, Cam Gigandet, Jordana Spiro, Dash Mihok

     Odniosłeś sukces w życiu. Masz sporo pieniędzy, dom jak z bajki i wymarzoną rodzinę, której nie potrafisz docenić. Ludzie tego pokroju nawet nie myślą o zagrożeniu, jakie na nich czyha. Joel Schumacher, znany z nowszej wersji „Upiora w operze” próbuje sił w thrillerze, który ma być przestrogą dla bogaczy. W swoim filmie „Anatomia strachu” robi wszystko, aby udowodnić widzowi jaką potęgą jest strach, a także jak bardzo problematyczny dla innych może być umysł człowieka. Jednakże jest to zdecydowanie za mało, aby film mógł odnieść sukces, zdecydowanie za mało, żeby chociażby nazwać go przeciętniakiem.
     Kyle Miller (Nicolas Cage) ma wszystko. Odnosi sukcesy jako pośrednik w sprzedaży diamentów, ma wspaniały dom zaprojektowany przez jego przepiękną żonę Sarah (Nicole Kidman) i z pozoru szczęśliwą rodzinę. Jednakże Sarah wciąż czuje się odrzucana przez męża, którego nie ma całymi dniami, a ich nastoletnia córka Avery (Liana Libreto) zaczyna być dzieckiem problematycznym, które na różne sposoby stara się odreagować sytuację w domu. Życie rodziny ulega diametralnej zmianie, kiedy do ich wyśnionego domu wkracza banda uzbrojonych rabusiów chcących dobrać się do sejfu Kyle'a pełnego diamentów i pieniędzy. Wśród nich jest ochroniarz Jonah (Cam Gigandet), który spędził wiele miłych chwil z Sarah i który jest powodem całego tego rabunku. Wkrótce jednak okazuje się, że nic nie jest takie jak się wydawało.
     Koncepcja tego filmu nie jest niczym nowym. Już wiele razy mieliśmy do czynienia z fabułą, gdzie banda idiotów włamuje się do domu bogaczy w poszukiwaniu tego czegoś i nie mowa tu o miłości. Tutaj jednak, co zaskakujące, miłość odgrywa kluczową rolę. Początkowo dostajemy obraz tradycyjnej rodziny, której się powodzi. Mąż w rozjazdach, żona, która zaczyna pić zdecydowanie za dużo i pociecha, która zaczyna się staczać z powodu braku silnego wzorca. Typowe! Taki scenariusz prezentują nam twórcy filmowi, często spotyka się taki w codziennym życiu. Rodzina się nie szanuje, nie docenia i czasami ciężko jest o jakiś bodziec, który może im udowodnić jak wiele dla siebie znaczą. I tutaj właśnie, w filmie, wchodzi rabunek. 
Przybywa sobie banda, która chce się dobrać do pieniędzy tychże ludzi. Straszą oczywiście tym, że wystrzelają domowników jeżeli głowa rodziny nie spełni ich żądań. A co on na to? Nie. Buntuje się, dochodzi do jakiejś idiotycznej pogawędki o szlifowaniu diamentów. Jak się później okazuje, gra na zwłokę. Nie, żeby miało to jakikolwiek sens, bo przecież musiałby czekać na jakąś pomoc, a takowa raczej nie zamierza się pojawić. No i zaczyna się... krzyki, piski... Łeb pęka, człowiek zaczyna szczerze nienawidzić tej produkcji, a tu się okazuje, że jeszcze spory kawałek do końca. Zaczyna się to robić nudne w pewnym momencie i widz naprawdę chce zakończyć seans. Jednakże Ci, którzy będą ciekawi finału zostaną przy ekranie. Kiedy wychodzi na jaw romans, kiedy wychodzą na jaw problemy finansowe, zaczynamy się obawiać tego, jak zakończy się ten film. Nie mniej, czekamy na wielki finał, który w żaden sposób nie jest zaskakujący. Nie jest wisienką na torcie, a dodatkowym gwoździem do trumny. Oglądający pozostaje z dziwnym wyrazem twarzy po zakończeniu obrazu.
     Jedyne, czym można się pozachwycać przy tym filmie to praca scenografów. Wspaniałe wnętrza niezwykle wspaniałego domu. Można by się tutaj rozwodzić nad jego eleganckim stylem, nad nowoczesnym wyposażeniem i technologiami. Jest po prostu niesamowity, każdy chciałby mieć podobny.
Gdzieś tam pomiędzy tymi beznadziejnymi wydarzeniami rozgrywają się melodie skomponowane przez Davida Buckleya. Człowieka, który jest jeszcze na etapie raczkowania w branży filmowej choć na swoim koncie ma prace przy takich produkcjach jak „Zakazane królestwo”, czy „Miasto złodziei”. Jego utwory są niemalże niezauważalne, ale starają się w mniej bądź bardziej udany sposób wkomponować w wydarzenia.
     W filmie tym największą porażką, oprócz tego fabularnego chaosu, jest oczywiście gra aktorska. Nicolas Cage, nazywany aktorem jednego wyrazu twarzy, tutaj stara się robić wszystko, aby wypaść jak najlepiej. Być może chodziło o wygląd, bowiem aktorsko daje ciała. Ciężko jest na niego patrzeć, słuchać jego wytłumaczeń, jego biadolenia i tym podobnych rzeczy. Gdyby się było tym włamywaczem to od razu by się go odstrzeliło. Jednakże jak się okazuje, może być ktoś gorszy w tym filmie i tym razem jest to Nicole Kidman! Zaskakujące. Jest to największa niespodzianka tego filmu, bowiem nie tylko prezentuje się jako kobieta, która nie gra już rozważnej romantyczki, ale przede wszystkim wypada w nowej roli fatalnie. Ma się już dość słuchania jej wrzasków, powtarzających się notorycznie wysokich tonów. Dialogi ma raczej okrojone i co tutaj dużo mówić- mądrych rzeczy to ona nie wypowiada. Tragedia jakich mało. Jest całkowicie nieprzekonująca. W zasadzie to wszyscy przetrzymywani nie są przekonujący. Ich strach nie jest rzeczywisty, można powiedzieć, że nawet bawi. A rabusie? Cam Gigandet nie potrafił być przerażający nawet jako wampir, więc w sumie nie dziwi, że tutaj nie straszy. Aczkolwiek nie takie było jego zadanie. Ten cel mieli osiągnąć jego towarzysze, czyli przede wszystkim jego filmowy brat- Ben Mendelsohn („Australia”). W połączeniu ze swoją dziewczyną- psychopatyczną ćpunką imieniem Petal (w tej roli Jordana Spiro- „Facet z ogłoszenia”) tworzyli naprawdę straszną parę. Choć w sumie ćpunka była chyba najciekawszą postacią z całego filmu i wzbudzała jakieś skrajne emocje. Po niej było widać, że ma problemy i Spiro przekonała nas do nich. Jako jedyna!
     „Anatomia strachu” to najgorszy film jaki miałam okazję oglądać w tym roku, ale w sumie rok się jeszcze nie skończył. Mamy tu co prawda wątki miłosne, mamy niby dziwaczną tajemnice rozgrywającą się w głowie jednego z napastników, problemy rodzinne i wszystko inne, ale czy ten film naprawdę uczy nas czegoś oprócz szacunku do własnej rodziny? Wątpliwe. Fabuła autentycznie nudzi, a gdy dodać do niej tragiczne występy znanych i teoretycznie lubianych Cage'a i Kidman produkcja ta okazuje się być nader wkurzająca i męcząca, a o jakimkolwiek strachu można zapomnieć.

1 komentarz :

  1. To wszystko nie brzmi zbyt zachęcająco, filmy tego pokroju już na dzień dobry mnie odstraszają, a po twojej recenzji już wg nie mam ochoty go oglądać.

    Zapraszam do siebie na recenzję "Królewny Śnieżki i Łowcy" http://parfois-je-vois.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń