Oryginalny
tytuł: La
Piel que habito
| Reżyseria: Pedro
Almodóvar | Scenariusz: Pedro Almodóvar | Obsada: Antonio
Banderas, Elena Anaya, Marisa Paredes, Jan Cornet Roberto Álamo,
Eduard Fernández
| Kraj: Hiszpania | Gatunek: Thriller, Dramat
Premiera: 19 maja 2011 (Świat) 16 września 2011 (Polska)
Ocena:
8/10
Jeden
z najchętniej oglądanych i najpopularniejszych hiszpańskich
reżyserów. Pedro Almodóvar daje kolejne genialne dzieło, bazując
na szokującej powieści autorstwa Thierry'ego Jonqueta „Tarantula”.
Hiszpański chirurg plastyczny pracuje nad syntetyczną, odporną na
uszkodzenia skórą. Swoje testy przeprowadza na tajemniczej
kobiecie, pięknej kobiecie, którą przetrzymuje w swoim domu.
Jeden
z najbardziej zaskakujących filmów, jakie przyszło mi oglądać.
Szokujących, a przy tym mocno zdeprawowanych i przerażających.
„Skóra, w której żyję”
rozpoczyna się zdecydowanie za bardzo spokojnie. Od razu zapala się
lampka ostrzegająca, bo coś tutaj nie gra. Mocno medyczny
charakter, z precyzją chemika dobieranie struktur dających pożądany
efekt, pożądany produkt. Wystąpienia na konferencjach, a potem?
Cóż... potem włamanie, dziwaczne w skutkach, które szokuje.
Jednakże jak myślicie, że na tym skończą się zwroty w akcji to
bardzo się mylicie. Tego co ma nadejść nikt się nie spodziewa, no
bo jak? Nie mniej, od pewnego momentu z łatwością można się
domyślić w czym tkwi sekret tej produkcji, co jest jej drugim dnem.
Świetnie jest to zmontowane, Almodóvar sprawnie buduje napięcie-
to pewne. Bierze na barki historię, która wstrząsała
czytelnikami, a niczego nie świadomy widz zaplątał się w siatkę
tajemnic filmowych. Stworzenie psychologicznej warstwy filmu również
się udało, choć nie dla każdego będzie to wystarczające. Można
było co prawda bardziej popracować nad ludzkimi relacjami, stworzyć
większą problematykę postaci, ale i tak efekt jest zachwycający.
Świetnie się to ogląda, film wciąga jak niewiele produkcji.
Zdecydowanie godny polecenia z uwagi na historię i jej
poprowadzenie. Godny polecenia z uwagi na swoją moc w przekazie, no
i klimat, klimat tajemnicy, który jest tutaj traumatyzujący.
Oryginalny
tytuł: Misery |
Reżyseria: Rob Reiner | Scenariusz: William Goldman | Obsada: Kathy
Bates, James Caan, Richard Farnsworth, Frances Sternhagen, Lauren
Bacall, Graham Jarvis | Kraj: USA | Gatunek: Thriller
Premiera: 30 listopada 1990 (Świat) 31 grudnia 1990 (Polska)
Ocena: 7/10
Klasyka
kina grozy, zekranizowana na podstawie kultowej powieści Stephena
Kinga. Nieprzeciętna „Misery” będąca
odskocznią od aktorskiej kariery Reinera, natomiast dla Kathy Bates
stała się przełomem.
Poczytny pisarz ulega wypadkowi podczas śnieżycy. Odnajduje go i
pomaga mu tajemnicza pielęgniarka, która okazuje się być
najwierniejszą fanką jego twórczości, w szczególności tej
związanej z postacią Misery.
Interesująca produkcja, utrzymana w dość kiczowatym klimacie, ale
tak bardzo oddająca charakter przełomu lat 80tych i 90tych
ubiegłego wieku. Fabularnie jest to zdecydowanie coś dla miłośników
książek, którzy tym seansem ustrzec się mogą od pewnej psychozy
wywołanej nadmierną fascynacją treścią ulubionych powieści.
Tutaj zdecydowanie podziałał czynnik zbyt poważnego potraktowania
książki i nadmiernego przywiązania do jej głównej bohaterki.
Jest to przykład genialnego złoczyńcy wykreowanego przez świat,
którego zamiłowaniem stały się powieści konkretnego autora.
Typowy stalker, który tworzy ołtarzyki z ukochanym pisarzem i marzy
o podejściu z nim do ślubnego kobierca. Trzeba przyznać, że motyw
całkiem przedni wywołujący sporo niepokoju w człowieku. Jednakże
trzeba przyznać również, że jest to tytuł mocno przewidywalny,
niczym nie zaskakujący widza, aczkolwiek pewnie w ówczesnych
czasach ktoś jeszcze mógł uwierzyć uroczej buźce Annie. Rozwój
wydarzeń bardzo dobrze buduje napięcie, gdyż nie do końca
wiadomo, co stanie się ze wspomnianym pisarzem. Aż ciężko
rozmyślać nad tym, czy i sam Stephen King przeżył podobne chwile
grozy. Hm. Jest tutaj również kilka scen, które kumulują w nas
emocje, jak chociażby wykradanie się z pokoju, a później prędkie
do niego wracanie, przed powrotem Annie. Takich emocji człowiek nie
chciałby doświadczyć w realu. Jak dla mnie jest to naprawdę
bardzo fajny film, który potrafi zaintrygować i przykuć uwagę
widza. Nietuzinkowy, a z drugiej strony na tyle życiowy, aby poczuć
się nim całkowicie omamionym.
Oryginalny
tytuł: Desert Flower
| Reżyseria: Sherry Hormann | Scenariusz: Sherry Hormann | Obsada:
Liya Kebede, Sally Hawkins, Craig Parkinson, Meera Syal, Anthony
Mackie, Juliet Stevenson, Timothy Spall | Kraj: Wielka Brytania,
Austria, Niemcy | Gatunek: Dramat, Biograficzny
Premiera: 05 września 2009 (Świat) 26 marca 2010 (Polska)
Ocena: 8/10
Produkcja
Sherry Hormann, amerykańskiej reżyserki cichych obrazów, która u
swoich podstaw ma wstrząsającą historię modelki Waris Dirie.
Kobieta po latach postanowiła opowiedzieć całemu światu o
dramacie somalijskich dziewcząt, a przyjęło to powieść jej
autobiograficznej powieści o tytule- „Kwiat
pustyni”.
Młoda i piękna dziewczyna, ucieka ze swojego rodzinnego domu w
Somalii i przyjeżdża na Wyspy Brytyjskie. Kiedy po sześciu latach,
rodzina, u której się zatrzymała postanawia powrócić do kraju,
ona szuka swojego szczęścia gdzie indziej. Przypadkowo wkracza w
świat mody, choć piętno tego co jej zrobiono w dzieciństwie, nie
pozwala jej otworzyć się na ludzi.
Czasami
słyszymy historie, które wydają się nam bardzo obce. Historie,
które dotykają małych zakątków naszego świata. Często są to
historie, o których w ogóle się nie mówi z uwagi na religijne,
plemienne przekonania. Czasami ktoś się przełamie i potem powstają
takie traumatyczne książki, jak „Kwiat
pustyni”,
na podstawie których robi się filmy. Obraz Sherry Hormann
przesycony jest emocjami. Prezentuje obraz wycofanej dziewczyny,
która nie włada dobrze językiem angielskim, a pęta jej
przeszłości nie ograniczają jej swobodę w kontaktach z innymi
ludźmi- w szczególności mężczyznami. Jak można bowiem żyć z
taką krzywdą wyrządzoną przez bliskich? I to jeszcze w tak młodym
wieku? Waris jakoś żyła i radziła sobie z tym świetnie, choć i
nie bez skrępowania. Ze łzami w oczach obserwujemy jak traumatyczne
są to dla niej wspomnienia. Ze łzami w oczach obserwujemy relację
z tej straszliwej chwili. Inaczej nie da się na to patrzeć.
Oczywistym jest, że takie sceny zawsze najbardziej będą poruszać
i wydaje się, że są to jedyne chwile, które wzbudzają większe
emocje w widzu. Nie mniej, kogo nie cieszą postępy dziewczyny w
świecie mody? Kogo nie ucieszy przemiana jaką przechodzi? Może i
nie jest to poprowadzone dynamicznie, bo jakże może skoro to
dramat, ale z pewnością jest w stanie przykuć uwagę. W
szczególności, że Waris jest niesamowicie piękna. Każda sesja z
jej udziałem uwydatnia jej urodę coraz bardziej, choć nie trudno
oprzeć się wrażeniu, że modelka trafiła do jakiegoś zupełnie
innego światka modelingu. Na ekranie towarzyszy jej cudowna Sally
Hawkins, która stara się realizować tu swoje własne marzenia, ale
znajomość z Waris nie pozostała bez wpływu na nią samą. Kolejna
cudowna przemiana. Film może i nie jest jakiś wielce wybitny, może
momentami zanudza, a innym razem ułagadza fakty. Pewne jest jednak
to, że porusza i to niejednokrotnie, a fakt, że rytualne
okaleczanie dziewczynek jest wciąż praktykowane, nawet po
interwencji Waris w ONZ jest po prostu... obezwładniające.
Prześlij komentarz