NOWOŚCI

sobota, 24 czerwca 2017

SZORTy #41: Skóra, w której żyję, Misery, Kwiat pustyni

Oryginalny tytuł: La Piel que habito | Reżyseria: Pedro Almodóvar | Scenariusz: Pedro Almodóvar | Obsada: Antonio Banderas, Elena Anaya, Marisa Paredes, Jan Cornet Roberto Álamo, Eduard Fernández | Kraj: Hiszpania | Gatunek: Thriller, Dramat
Premiera: 19 maja 2011 (Świat) 16 września 2011 (Polska)
Ocena: 8/10

     Jeden z najchętniej oglądanych i najpopularniejszych hiszpańskich reżyserów. Pedro Almodóvar daje kolejne genialne dzieło, bazując na szokującej powieści autorstwa Thierry'ego Jonqueta „Tarantula”.
     Hiszpański chirurg plastyczny pracuje nad syntetyczną, odporną na uszkodzenia skórą. Swoje testy przeprowadza na tajemniczej kobiecie, pięknej kobiecie, którą przetrzymuje w swoim domu.
     Jeden z najbardziej zaskakujących filmów, jakie przyszło mi oglądać. Szokujących, a przy tym mocno zdeprawowanych i przerażających. „Skóra, w której żyję” rozpoczyna się zdecydowanie za bardzo spokojnie. Od razu zapala się lampka ostrzegająca, bo coś tutaj nie gra. Mocno medyczny charakter, z precyzją chemika dobieranie struktur dających pożądany efekt, pożądany produkt. Wystąpienia na konferencjach, a potem? Cóż... potem włamanie, dziwaczne w skutkach, które szokuje. Jednakże jak myślicie, że na tym skończą się zwroty w akcji to bardzo się mylicie. Tego co ma nadejść nikt się nie spodziewa, no bo jak? Nie mniej, od pewnego momentu z łatwością można się domyślić w czym tkwi sekret tej produkcji, co jest jej drugim dnem. Świetnie jest to zmontowane, Almodóvar sprawnie buduje napięcie- to pewne. Bierze na barki historię, która wstrząsała czytelnikami, a niczego nie świadomy widz zaplątał się w siatkę tajemnic filmowych. Stworzenie psychologicznej warstwy filmu również się udało, choć nie dla każdego będzie to wystarczające. Można było co prawda bardziej popracować nad ludzkimi relacjami, stworzyć większą problematykę postaci, ale i tak efekt jest zachwycający. Świetnie się to ogląda, film wciąga jak niewiele produkcji. Zdecydowanie godny polecenia z uwagi na historię i jej poprowadzenie. Godny polecenia z uwagi na swoją moc w przekazie, no i klimat, klimat tajemnicy, który jest tutaj traumatyzujący.

Oryginalny tytuł: Misery | Reżyseria: Rob Reiner | Scenariusz: William Goldman | Obsada: Kathy Bates, James Caan, Richard Farnsworth, Frances Sternhagen, Lauren Bacall, Graham Jarvis | Kraj: USA | Gatunek: Thriller
Premiera: 30 listopada 1990 (Świat) 31 grudnia 1990 (Polska)
Ocena: 7/10

     Klasyka kina grozy, zekranizowana na podstawie kultowej powieści Stephena Kinga. Nieprzeciętna „Misery” będąca odskocznią od aktorskiej kariery Reinera, natomiast dla Kathy Bates stała się przełomem.
     Poczytny pisarz ulega wypadkowi podczas śnieżycy. Odnajduje go i pomaga mu tajemnicza pielęgniarka, która okazuje się być najwierniejszą fanką jego twórczości, w szczególności tej związanej z postacią Misery.
     Interesująca produkcja, utrzymana w dość kiczowatym klimacie, ale tak bardzo oddająca charakter przełomu lat 80tych i 90tych ubiegłego wieku. Fabularnie jest to zdecydowanie coś dla miłośników książek, którzy tym seansem ustrzec się mogą od pewnej psychozy wywołanej nadmierną fascynacją treścią ulubionych powieści. Tutaj zdecydowanie podziałał czynnik zbyt poważnego potraktowania książki i nadmiernego przywiązania do jej głównej bohaterki. Jest to przykład genialnego złoczyńcy wykreowanego przez świat, którego zamiłowaniem stały się powieści konkretnego autora. Typowy stalker, który tworzy ołtarzyki z ukochanym pisarzem i marzy o podejściu z nim do ślubnego kobierca. Trzeba przyznać, że motyw całkiem przedni wywołujący sporo niepokoju w człowieku. Jednakże trzeba przyznać również, że jest to tytuł mocno przewidywalny, niczym nie zaskakujący widza, aczkolwiek pewnie w ówczesnych czasach ktoś jeszcze mógł uwierzyć uroczej buźce Annie. Rozwój wydarzeń bardzo dobrze buduje napięcie, gdyż nie do końca wiadomo, co stanie się ze wspomnianym pisarzem. Aż ciężko rozmyślać nad tym, czy i sam Stephen King przeżył podobne chwile grozy. Hm. Jest tutaj również kilka scen, które kumulują w nas emocje, jak chociażby wykradanie się z pokoju, a później prędkie do niego wracanie, przed powrotem Annie. Takich emocji człowiek nie chciałby doświadczyć w realu. Jak dla mnie jest to naprawdę bardzo fajny film, który potrafi zaintrygować i przykuć uwagę widza. Nietuzinkowy, a z drugiej strony na tyle życiowy, aby poczuć się nim całkowicie omamionym.

Oryginalny tytuł: Desert Flower | Reżyseria: Sherry Hormann | Scenariusz: Sherry Hormann | Obsada: Liya Kebede, Sally Hawkins, Craig Parkinson, Meera Syal, Anthony Mackie, Juliet Stevenson, Timothy Spall | Kraj: Wielka Brytania, Austria, Niemcy | Gatunek: Dramat, Biograficzny
Premiera: 05 września 2009 (Świat) 26 marca 2010 (Polska)
Ocena: 8/10

     Produkcja Sherry Hormann, amerykańskiej reżyserki cichych obrazów, która u swoich podstaw ma wstrząsającą historię modelki Waris Dirie. Kobieta po latach postanowiła opowiedzieć całemu światu o dramacie somalijskich dziewcząt, a przyjęło to powieść jej autobiograficznej powieści o tytule- „Kwiat pustyni”.
     Młoda i piękna dziewczyna, ucieka ze swojego rodzinnego domu w Somalii i przyjeżdża na Wyspy Brytyjskie. Kiedy po sześciu latach, rodzina, u której się zatrzymała postanawia powrócić do kraju, ona szuka swojego szczęścia gdzie indziej. Przypadkowo wkracza w świat mody, choć piętno tego co jej zrobiono w dzieciństwie, nie pozwala jej otworzyć się na ludzi.
     Czasami słyszymy historie, które wydają się nam bardzo obce. Historie, które dotykają małych zakątków naszego świata. Często są to historie, o których w ogóle się nie mówi z uwagi na religijne, plemienne przekonania. Czasami ktoś się przełamie i potem powstają takie traumatyczne książki, jak „Kwiat pustyni”, na podstawie których robi się filmy. Obraz Sherry Hormann przesycony jest emocjami. Prezentuje obraz wycofanej dziewczyny, która nie włada dobrze językiem angielskim, a pęta jej przeszłości nie ograniczają jej swobodę w kontaktach z innymi ludźmi- w szczególności mężczyznami. Jak można bowiem żyć z taką krzywdą wyrządzoną przez bliskich? I to jeszcze w tak młodym wieku? Waris jakoś żyła i radziła sobie z tym świetnie, choć i nie bez skrępowania. Ze łzami w oczach obserwujemy jak traumatyczne są to dla niej wspomnienia. Ze łzami w oczach obserwujemy relację z tej straszliwej chwili. Inaczej nie da się na to patrzeć. Oczywistym jest, że takie sceny zawsze najbardziej będą poruszać i wydaje się, że są to jedyne chwile, które wzbudzają większe emocje w widzu. Nie mniej, kogo nie cieszą postępy dziewczyny w świecie mody? Kogo nie ucieszy przemiana jaką przechodzi? Może i nie jest to poprowadzone dynamicznie, bo jakże może skoro to dramat, ale z pewnością jest w stanie przykuć uwagę. W szczególności, że Waris jest niesamowicie piękna. Każda sesja z jej udziałem uwydatnia jej urodę coraz bardziej, choć nie trudno oprzeć się wrażeniu, że modelka trafiła do jakiegoś zupełnie innego światka modelingu. Na ekranie towarzyszy jej cudowna Sally Hawkins, która stara się realizować tu swoje własne marzenia, ale znajomość z Waris nie pozostała bez wpływu na nią samą. Kolejna cudowna przemiana. Film może i nie jest jakiś wielce wybitny, może momentami zanudza, a innym razem ułagadza fakty. Pewne jest jednak to, że porusza i to niejednokrotnie, a fakt, że rytualne okaleczanie dziewczynek jest wciąż praktykowane, nawet po interwencji Waris w ONZ jest po prostu... obezwładniające.

Prześlij komentarz