Świat dzieli się
na trzy typy ludzi- tych, którzy kochają psy, tych, którzy wolą
koty, a także takich co mają gdzieś istoty żywe i robią im
krzywdę na każdym kroku. Osobiście należę do tej pierwszej grupy
i cieszę się, że są na tym świecie tacy ludzie jak Lauren Fern
Watt. Młoda kobieta, która przed 20stką poznała swoją najlepszą
przyjaciółkę i była z nią w jej najpiękniejszych chwilach. W
końcu napisała książkę o ich wspólnych przygodach, nadając jej
tytuł „Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem”.
Gdy Lauren miała
19 lat matka, która sama przed sobą nie chciała się przyznać do
problemu alkoholowego, sprawiła jej uroczego szczeniaka. Dała jej
na imię Gizelle, na część księżniczki Disneya, która trafiła
ze swojego bezpiecznego bajkowego świata prosto do miejskiej
rzeczywistej dżungli. Szybko się okazało, że suczka będzie
gigantycznym psem, jak to mają w zwyczaju mastify angielskie, gdy
już jako 3-miesięczny szczeniak ważyła 22kg. Lauren i Gizelle
były niemalże nierozłączne. Dziewczyna zabrała swojego psiaka
nawet do Nowego Jorku, gdzie przeniosła się zaraz po skończeniu
college'u. Kiedy na psią towarzyszkę spadła straszliwa diagnoza,
Lauren postanowiła spełnić jej największe marzenia.
„Gizelle.
Moje życie z bardzo dużym psem” jest jedną z takich
książek, że od razu staje się oczywiste- wypłaczemy sobie na
niej oczy. Oczywiście ci, którzy choć odrobinę lubią zwierzaki,
bo bezduszne zwyrodnialce będą się naśmiewać nawet z takiej
historii. Jednakże, zanim spadnie na nas straszliwa trauma, którą
odczuwać będziemy wraz z bohaterką i jednocześnie autorką musimy
wpierw pokochać ten duet. Jak można tego nie poczuć kiedy jest się
z dziewczynami od pierwszej ich wspólnej chwili. Cieszymy się każdą
ich radością i smucimy każdą tragedią. Na szczęście tych
drugich było bardzo niewiele, dzięki czemu możemy nauczyć się
dokładnie tego samego co Lauren- radości z życia. Tę młodą
kobietę i jej ukochanego psa połączyła niesamowita więź. Więź,
której pozazdrości im każdy, a niewielu ma szansę doświadczyć-
bez względu na to czy z psem, czy z człowiekiem. Jest to
rewelacyjny przykład na terapeutyczną moc psiaków, których
bezwarunkowa miłość dodaje nam skrzydeł i motywuje do zmian, do
stawania się lepszymi. Lauren, piękna i młoda o wielu marzeniach i
niekoniecznie wysokiej wierze w siebie. Sporo przeżyła podczas tych
wspólnych lat z Gizelle i z zawziętością odhaczała kolejne
punkty z listy rzeczy do zrobienia. Mieszkanie? Praca? Mężczyzna
przy boku? Najlepsza przyjaciółka? Wszystko jest! Jednakże
dopiero, gdy przychodzi do realizacji marzeń suczki odczuwamy
prawdziwą moc tej powieści. To nie tylko siła jaką znalazła w
sobie Lauren, aby w końcu dorosnąć i inaczej spojrzeć na swoje
życie, ale również i przepiękna siła więzi z Gizelle, które
odmieniła jej życie i dała moc do działania.
Nie mniej, na pewnym
etapie historii, a w zasadzie przez zdecydowaną większość uwaga
zdecydowanie bardziej skupia się na Lauren. Oczywiście, psiak
istnieje w jej życiu i nie daje o sobie zapomnieć, ale z drugiej
strony nie poświęca się jej aż tak dużo uwagi. Można by
oczekiwać, że miłość do Gizelle będzie się aż wylewać z
każdej kartki... Jednakże odmiana ma przyjść dopiero później.
Rozsądnym jest wzięcie pod uwagę, że skupia całej uwagi na
relacjach z psem mogłoby być na dłuższą matę męczące, dlatego
też Fernie inaczej poprowadziła tę historię. Dzięki temu mamy w
niej niemalże wszystko, czego można oczekiwać od powieści
obyczajowych i rasowych wyciskaczy łez. Trudno będzie to przyznać,
ale książki o zwierzętach lubią wyciskać łzy, a „Gizelle”
sprawia, że zalewamy się nimi jeszcze na długo przed pożegnaniem.
Czytanie książek
opartych o wydarzenia prawdziwe jest o tyle fajne, że można się
spokojnie odnaleźć w rzeczywistości w jakiej rozgrywa się akcja.
Jeśli jest to jeszcze książka biograficzna lub autobiograficzna, a
autor uraczy nas jakimiś smaczkami, to wykorzystując moc internetu
można odnaleźć właściwe elementy układanki. Lauren odsyła nas
do swojego Instagrama, a przy okazji bombarduje nas solidną dawką
zdjęć, dzięki czemu poznać można zarówno ją, jak i Gizelle, a
dodatkowo można zobaczyć te niesamowite proporcje, przez które
nazywa swojego psiaka „minicooperem”. Urocze.
„Gizelle.
Moje życie z bardzo dużym psem” to naprawdę wyjątkowa
historia. Niepozorna dziewczyna i jej przyjaciółka, zdecydowanie
należąca do tych, co przytłaczają swoimi gabarytami. Połączyła
je niezwykła więź, a teraz czytelnicy mogą poczuć tę magię
wraz z nimi. Ta powieść to również rzesza wspaniałych ludzi,
których ta dwójka spotkała na drodze, ale przede wszystkim jest to
ciepła opowieść, która nie boi się wyrwać ludziom serca i
utopić ich we własnych łzach. Łatwo jest pokochać duet Lauren-
Gizelle, łatwo jest cierpieć wraz z nimi, łatwo jej wraz z nimi
się śmiać i bawić. Zdecydowanie warta uwagi historia, która
wzruszy każdego.
Ocena:
5/6
Recenzja dla
wydawnictwa HarperCollins Polska!
Tytuł
oryginalny: Gizelle's
Bucket List. My Life with a Very Large Dog /
Tłumaczenie: Dorota Stadnik / Wydawca: HarperCollins / Gatunek:
obyczajowe, biografie / ISBN
978-83-276-2936-4 / Ilość
stron: 208 / Format: 195x205mm
Rok wydania: 2017
Prześlij komentarz