Pochodząca z
Krakowa autorka, Katarzyna Misiołek, już od trzech powieści
szarpała za nasze emocje z ogromną zawziętością. Tworząc
literaturę obyczajową i sięgając po coraz bardziej zaskakujące
pomysły, w końcu musiała wziąć na warsztat jeden z najbardziej
intymnych sekretów ludzi, ale wciąż najczęstszy z powodów
rozwodów. Jej czwarta, z kolei, powieść o tytule „Ironia
losu” oferuje historię z pozoru dość lekką, ale nie
pozbawioną brutalnego realizmu.
Marzena ma z pozoru
szczęśliwe i proste życie- spokojna praca, cudowny dom i kochający
mąż Hubert. Jednakże tylko z pozoru, bowiem bardzo często daje
sobie zachwiać tę równowagę, gdy ukradkiem wymyka się na
spotkanie ze swoim młodym kochankiem, dzięki któremu czuje się
pożądana. Powoli dystansuje się od znajomych, a także i
zapracowanego w szpitalu męża. Do czasu, gdy drzwi obok wprowadza
się nowa sąsiadka- młoda i piękna Patrycja. Dzięki niej kobieta
uzmysławia sobie co może stracić, choć wciąż nie może odpuścić
sobie adrenaliny, którą dają jej potajemne schadzki z Jackiem.
Jeszcze nigdy
powieść Katarzyny Misiołek nie wprawiła mnie w taką
konsternację. A przecież znam każdą jej książkę! Każdą jedną
historię. I choć poznałyśmy się, gdy dotykała bardzo osobistego
dla mnie tematu, tak tym razem poszło to o krok dalej- tym razem nie
potrafiłam zrozumieć tej historii, a właściwie- zachowania
głównej bohaterki, Marzeny. Tematyka zdrady zawsze jest bardzo
śliska. W każdym kręgu, także czytelniczym, znajdzie się osoba
zdradzona, zdradzana bądź znająca takie osoby. Jest to tak
powszechny temat, że aż dziwnie błahy. Można nawet podejrzewać,
że co drugie małżeństwo kończy się rozwodem z tego powodu. I
choć da się zrozumieć dreszczyk emocji towarzyszący tajemnicy,
schadzkom, czy nawet ryzyku nakrycia, tak aż takiego uzależnienia
jakie pokazywała Marzena, już niekoniecznie. Zaniedbane kobiety
popełniają głupstwa. Zaniedbani mężczyźni popełniają
głupstwa. Rzadko z takich głupstw da się stworzyć coś dobrego,
realnego i szczerego. Oczywisty jest więc finał wydarzeń w
powieści, choć można było jeszcze bardziej „pojechać po
bandzie”. Sięgnąć po naprawdę mroczny akcent ludzkiej psychiki.
Pozostaje nam zaczytywać się w rozdartej duszy Marzeny i patrzeć
jak z każdą kolejną stroną zatraca się w swoim kłamstwie trując
nim wszystkich wokół.
Autorka słynie
jednak z nieoczywistych rozwiązań i sama przyznaje, że jej
powieści nigdy nie kończą się w banalny sposób- czyli typowym
happy endem dla romansów. Jednakże z „Ironią losu”
to już lekka przesada. Oczywiście, fajnie, że historia rozwija
się w wielu kierunkach, że nie skupia się jedynie na moralnych
dylematach Marzeny. Autorka bardzo zgrabnie rozprawia się z
mentalnością małych społeczeństw i wścibstwem sąsiadów, dając
tym drugim pstryczka w nos i pokazując, gdzie jest ich miejsce.
Dobrym pomysłem jest też poświęcenie uwagi drugiej istotnej
postaci tej powieści, jaką jest Patrycja. To ona przyjmuje cios
uformowany z ludzkiej obsesji, który powinien uderzyć w jej
najlepszą przyjaciółkę- wtedy byłoby jeszcze dramatycznie.
Jednakże to właśnie ona wnosi do historii spory bagaż doświadczeń
więc i dostarcza wielu emocji.
Patrząc na
wielopłaszczyznowość najnowszej powieści Katarzyny Misiołek
ciężko jest zrozumieć tak zaskakujący jej finał. Z jednej strony
nieoczywistości są tu oczywiste, ale z drugiej... motyw ten pojawił
się praktycznie znikąd. Nie mówiąc już o pokracznym zachowaniu
Marzeny, która do tej pory wydawała się być względnie stabilna
emocjonalnie, a przynajmniej psychicznie. Trochę zaburza to cały
wizerunek tej postaci wykreowany przez te 400 stron. Nie do końca
wykorzystany został również potencjał Jacka. Mógł być tutaj
naprawdę ciekawą postacią, a poza drobnymi incydentami pozostał
jedynie dosłowną odskocznią od najistotniejszych kwestii tej
historii i głównych problemów Marzeny. Szkoda.
Zazwyczaj kończąc
lekturę pióra Katarzyny Misiołek rozpływam się w zachwytach. Za
każdym razem uderzała w samo sedno, a książka wydawała się
opowiadać moją własną historię. Jednakże „Ironia losu”
oferuje coś zupełnie innego, daje możliwość wejścia w psychikę
kobiety zdradzającej i tym jak próbuje żyć z tak przytłaczającym
sekretem. Autorka porusza temat tak osobisty, że aż prosiło się,
aby pokazać go właśnie od tej strony. Dobrze jednak, że nie jest
to jedyny wątek w tej powieści. Znajdziemy tutaj elementy
obsesyjnej miłości, skrajnej rozpaczy, a nawet i kobiecej
przyjaźni. Szkoda tylko, że niektóre z wątków potraktowane są
po macoszemu. Pojawiając się tylko po to, aby wypełnić historię,
być dopowiedzeniem dającym pewną ciągłość fabularną, ale nie
będącym na tyle frapującym, aby zakończyć go we właściwy
sposób. I choć wciąż jestem rozdarta- nawet po kilku dniach od
lektury, i choć jestem zaskoczona finałem, jego nieoczywistym
pojawieniem się, i choć wciąż nie do końca rozumiem dlaczego, to
jednak spędziłam przyjemne chwile podczas potajemnych schadzek z tą
książką.
Ocena: 5/6
Recenzja dla
wydawnictwa MUZA!
Tytuł
oryginalny: Ironia
losu
/
Redakcja: Małgorzata Bułakiewicz / Wydawca: MUZA / Gatunek:
obyczajowe / ISBN 978-83-287-0570-8 / Ilość stron: 416 / Format:
130x200mm
Rok wydania: 2017
(Polska)
Prześlij komentarz