NOWOŚCI

wtorek, 11 kwietnia 2017

Książka #439: Akademia antypatii, aut. Lemony Snicket

     Piąta księga przygód rodzeństwa Baudelaire. Lektura, która fascynuje młodych na całym świecie, doczekała się aż 13 tomów. Jak więc widać, nie jestem nawet w połowie, a „Seria niefortunnych zdarzeń” stała się irytująca. Muszę jednak przyznać, że w „Akademii antypatii” ani razu nie padło słowo „wizytówka” i nie było głupawych rozkmin w tym stylu. Czyżby droga ku lepszemu?
     Sierotki Baudelaire- Wioletka, Klaus i Słoneczko, tym razem nie trafiają do nowego opiekuna. Zostają za to umieszczone w szkole z internatem imienia Prufrocka. Tam mają się pilnie uczyć, a dyrektor ma zapewniać im bezpieczeństwo przed zbiegłym Hrabią Olafem, który czyha tylko na ich majątek. Niestety, obietnice obietnicami, ale sierotkom wcale nie jest tam ani tak dobrze, ani bezpiecznie jak mogłoby się wydawać. Jednakże pomimo nieprzyjemności jakich zaznają ze strony okropnej Karmelity Plujko, a także poniżej od strony wicedyrektora, udaje im się odnaleźć przyjaciół w osobach trojaczków Bagiennych. Oczywiście, sielanka nie trwa zbyt długo, gdy u progu szkoły staje nowy nauczyciel w-fu.
      Trzeba przyznać Lemony'emu Snicketowi- potrafi sfrustrować czytelnika do granic możliwości. Aczkolwiek błędem może być też nadrabianie wszystkich kolejnych tomów jego powieści w tak krótkich odstępach czasowych, kiedy schematyczność aż bije po oczach, a infantylność ciężka jest do przetrawienia. Prawdę mówiąc, „Akademia antypatii” trochę tutaj wybija się na tle poprzedników. Już sam fakt nieposiadania opiekuna frapuje z każdą kolejną chwilą, gdyż im głębiej w lekturę, tym bardziej odczuwalny staje się owy brak. Sierotki zostają poddane najrozmaitszym próbom, które wystawiają na próbę ich cierpliwość, ale też i zdrowie. Nikt normalny nie wytrzymałby absurdów szkoły, w której przyszło im się uczyć. Od dziwacznych kar za spóźnianie się na lekcje, poprzez obowiązek uczestnictwa w sześciogodzinnym recitalu wicedyrektora, który zamiast melodii wydobywa ze swych skrzypiec kakofonię dźwięku, aż po przydzieleniu najbardziej dziwacznego obowiązku małemu dzieciątku, jakim jest Słoneczko. Absurd goni absurd, a groteskowość całej opowieści jest na tyle widoczna, że ciężko jest się z nią pogodzić. Szczęśliwie, w tym całym bajzlu i nagromadzeniu dziwaczności zjawiają się dwa promyczki nadziei, czyli trojaczki Bagienne. Nie jest to oczywiście żadna pomyłka, bowiem Bagienni przypominają bardzo Baudelaire swoją sytuacją życiową, z tym, że byli trojaczkami, gdyż ich malutki braciszek zginął w pożarze. O! Lampka się zapala. Uważacie, że to dziwaczny zbieg okoliczności, że historia Bagiennych jest tak bardzo podobna do historii naszych sierotek? No cóż... niestety będzie miało swój dramatyczny finał, którego można się bez problemu domyślić, gdy tylko poznajemy nowe rodzeństwo.
      A jak tym razem mają się czarne charaktery? Całkiem dobrze, powiedzmy. Najwięcej nieprzyjemności naszym dzieciakom daje wicedyrektor, który jest chyba najgorszym człowiekiem i pedagogiem, jakiego tylko można sobie wyobrazić. Zapatrzony w siebie, przekonany o swojej świetności, a jego domniemany talent nie umywa się nawet do zdolności najgorszych grajków. Przedrzeźniacz, którego strategia jest tak bardzo irytująca, że aż dziw bierze jak sierotki były w stanie to znosić. Zachowanie, jak u pięciolatka, nie ma co! Mogliby sobie podać rękę z nauczycielem Dżingisem. W końcu to najbardziej złowieszczy czarny charakter książkowy EVER! Pazerny na cudze majątki i co ciekawe... nie tylko sierotek Baudelaire. W interesującym kierunku podąża rozwój jego osoby, a tak naprawdę odkrywanie jego wcześniejszych występków, które jedynie przekonają nas we wcześniejszym stwierdzeniu, że Hrabia Olaf złym człowiekiem jest. Aż interesujące, co z tego może wyniknąć dalej.
     „Akademia antypatii” zawodzi na swój sposób, ale z zupełnie odmiennych powodów potrafi również zaskoczyć. Standardowo powiela schemat, ale to już wiadome i raczej trzeba się oswoić z myślą, że inaczej nie będzie. Jednakże pojawia się tutaj kilka motywów, które na nowo starają się rozbujać fabułę. Nowi bohaterowie- i negatywni i pozytywni, a ci drudzy tak, jakby mieli zawitać na odrobinę dłużej. Zaskakujący rozwój wydarzeń, który co prawda dałoby się przewidzieć wcześniej, ale przecież i tak przynoszą frajdę. Interesująca, już nie tak bardzo banalna, ale zastanawiająca w niektórych uderzeniach w czytelnika. Nie kończy się w sposób, taki jak pozostałe tomy. Aż ciekawość bierze, co to się pojawi w następnym tomie.

Ocena: 3/6

Tytuł oryginalny: The Austere Academy / Tłumaczenie: Jolanta Kozak / Wydawca: Egmont / Gatunek: przygodowa / ISBN 83-237-1695-1 / Ilość stron: 248 / Format: 130x180mm
Rok wydania: 2000 (Świat), 2003 (Polska)

Prześlij komentarz