NOWOŚCI

środa, 5 kwietnia 2017

1223. Doktor Strange, reż. Scott Derrickson

     Epoka filmowego uniwersum Marvela trwa w najlepsze. Wielkimi krokami zbliżamy się do „Infinity War” więc studio musi się spieszyć z wprowadzaniem nowych bohaterów, którzy mają się pojawić w starciu Avengers z Thanosem. „Doktor Strange” jest jedną z bardziej enigmatycznych postaci, równie zapatrzoną w siebie jak Iron Man, a film o nim jest jeszcze bardziej strange niż on sam. Scott Derrickson też jest w sumie strange. Tak samo, jak i dwa jego wcześniejsze horrory.
Źródło: Galapagos Films
     Doktor Stephen Strange (Benedict Cumberbatch) jest jednym z najgenialniejszych neurochirurgów jakiego widział świat, widząc ratunek tam, gdzie inni spisali pacjenta na straty. Niestety, ulega poważnemu wypadkowi, który uszkadza nerwy w jego rękach- wyrok jest okrutny, neurochirurgia musi odejść w zapomnienie. Szukając pomocy trafia do Nepalu, gdzie trenując pod czujnym okiem Starożytnej (Tilda Swinton) próbuje sięgnąć dalej niż ludzki umysł i wziąć w posiadanie kosmiczną materie, która wspomoże jego leczenie. Nieoczekiwanie znajdzie się pośrodku wojny z byłym mistrzem Kaeciliusem (Mads Mikkelsen), który chce sprowadzić do naszego świata złego i bezdusznego pożeracza światów.
      Po raz pierwszy od czasu „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” pojawił się u mnie problem z przetrawieniem filmu Marvela. Zapytacie, ale jak to?! Ty... Geek Marvela ma mieszane uczucia co do seansu z udziałem tak genialnej postaci jak Doktor Strange?! Zaskakujące, ale prawdziwe. W szczególności, że sama produkcja ma bardzo wiele płaszczyzn, z czego jedna przemawia do mnie bardziej, druga już zdecydowanie mniej. „Doktor Strange” bowiem okazał się być swoistym- ciekawym, acz bardzo... dziwnym, połączeniem „House'a”, „Incepcji” i „Siedem lat w Tybecie”. I jak etap neurochirurgicznych poczynań tego Strange'a uważam za całkiem fascynujące, a w dodatku uznaję go za naprawdę wkurzającą, acz intrygującą postać, tak etapu joginistycznego nie potrafię ogarnąć. Całkowicie naciągany wydaje mi się wątek projekcji astralnych, czakr i innych dziwnych reinkarnacji- tak jak tytułowy bohater, jestem totalnie ograniczona rozumowo w tym zakresie. Nie przyjmuję do wiadomości takich możliwości, a tym bardziej w wykonaniu Marvela, który ostro pojechał po bandzie. Atrakcje rodem z „Incepcji” choć spektakularne, wydają się być bezsensowne. Dzięki nim mamy tutaj troszkę akcji, kiedy w końcu skończą się te filozoficzne treningi i rozważania. Twórcy nie stronią również od humoru. Rozbrajające są akcje z lewitującą pelerynką, a i nawet najbardziej makabryczna sekwencja rozluźniona została lekkim dowcipem.
Źródło: Galapagos Films
     Strange, jedno słowo, które idealnie opisuje wrażenia po tym filmie- także wizualne, o dziwo. Tutaj w najbardziej absurdalnych momentach przypomina odrobinę „Ant-Mana”- w jego najbardziej absurdalnych wizualnie scenach. Po prostu... było to za ciężkie, zbyt przytłaczające, co nie oznacza, że nie piękne. Łamanie Nowego Jorku, aż za bardzo przypomina ujęcia z „Incepcji”. Spektakularne, zachwycające i konieczne do obejrzenia w 3D. Może wtedy jakaś ściana biurowca nas przygniecie dla podsycenia atmosfery. Wygląda to jednak bardzo poprawnie, bardzo gładko i o dziwo... realistycznie. Jak na typową marvelową bajeczkę przystało nie zabrakło i malowniczym detali. Te niekoniecznie trafiają w gusta. Główny boss, z którym przychodzi zmierzyć się naszym protagonistom wygląda jeszcze gorzej niż Thanos, a te wszędobylskie obłoczki z materii są komicznie kolorowe. Dziwnie wygląda również wątek astralny. Serio. Dziwnie. Po prostu. Niby ładnie, ale zbyt przesadnie. Efekty są więc na przyzwoitym poziomie, w szczególności, gdy skupiają się na tworzeniu rozetek z kamienic.
     To co naprawdę jest tutaj wyjątkowe, to muzyka Michaela Giacchino. To co ten człowiek robi z dźwiękami jest obezwładniające. Idealnie podkreślające atmosferę, dramatyzm i waleczność kolejnych scen. Podsyca mistyczną atmosferę, nadaje duchowości, a także orientalności. Każdy jeden dźwięk stopniuje napięcie i wyzwala skrywane emocje. Jest czym się zachwycić. Zdecydowanie!
Źródło: Galapagos Films
     Doktor Strange nie jest jakimś niezwykłym superbohaterem. Jego moc nie wynika z tego, że ugryzł go pająk, albo pijawka, która pojawiła się w rzeczce. Nie natchnęło go, kiedy uległ wypadkowi, a uderzenie nie przestawiło mu kręgu, odblokowując magiczną klepkę w mózgu odpowiadającą za czary. Wszystko to zostaje przez niego przestudiowane i wyuczone. Więc skoro supermocą Batmana jest to, że jest bogaty, tak u Strange'a jest to genialny umysł. W tej roli pojawia się Sherlock Holmes, który idealnie się tutaj sprawdza. Benedict miał więc już do czynienia z trochę separacyjnym umysłem, który się wielbi za jego wielkość, ale nie pomaga w pokochaniu go. Zapatrzony w siebie, uważający się za Boga. Przystojny, ale lekko chamowaty. Och, zupełnie jak Tony Stark- ten na szczęście się ogarnął, może w końcu dojrzał. W opozycji do niego stawia się bohaterów całkiem wyblakłych. Na ich czele stoi Rachel McAdams, która niby jest, a równie dobrze mogłoby jej nie być. Lepszy duet udało się Cumberbatchowi stworzyć z lewitującą pelerynką. Miło było znowu popatrzeć na Madsa Mikkelsena, a Tilda Swinton idealnie wpasowała się urodą w Starożytną mniszkę.
Źródło: Galapagos Films
     „Doktor Strange” to film, wobec którego mam naprawdę mieszane uczucia. Typowe rozdarcie pomiędzy byciem wiernym fanem Marvela, świetną postacią i dość niemrawą akcją. Pierwsza połowa za bardzo monotonna, ale szybko nabiera rozpędu, aby doprowadzić widza do zaskakującego finału. Za dużo tutaj nawiązań do innych obrazów, za dużo warstw filmu, które o dziwo tworzą spójną całość. Pomimo wszystko jest to interesująca historia z rewelacyjnymi rozwiązaniami wizualnymi. Ciekawe zabawy z czasem, przestrzenią oraz materią, zabarwione humorem w idealnej wręcz proporcji. Postaci mogłyby być bardziej zaangażowane w relacje z innymi bohaterami, ale za czerwoną pelerynkę, która wybrała Stephena Strange'a, niczym różdżka Olivandera postawiła na Harry'ego Pottera, zdecydowanie na plus. Rozdarcie trwa, nawet po dwóch seansach.


Ocena: 7/10
Recenzja filmu DVD „Doktor Strange” - dystrybucja Galapagos Films
Film dostępny na DVD, Blu-Ray oraz Blu-Ray 3D. Tę ostatnią można otrzymać również w Steelbooku.


Oryginalny tytuł: Doctor Strange / Reżyseria: Scott Derrickson / Scenariusz: Scott Derrickson, C. Robert Cargilll, Jon Spaihts / Na podstawie: komiksu Steve'a Ditko / Zdjęcia: Ben Davis / Muzyka: Michael Giacchino / Obsada: Benedict Cumberbatch, Chiwetel Ejiofor, Rachel McAdams, Benedict Wong, Tilda Swinton, Mads Mikkelsen / Kraj: USA / Gatunek: Akcja, Przygoda, Sci-Fi
Premiera kinowa: 22 września 2016 (Świat) 14 października 2016 (Polska)
Premiera DVD: 15 marca 2017

Prześlij komentarz