Rzadko
spotyka się powieści wyjątkowe. W szczególności, gdy chodzi o
romanse. Jednakże jeżeli spojrzymy na książki Colleen Hoover
możemy być pewni, że ich wybór będzie jak najbardziej trafiony.
W każdym przypadku. Jej niebanalne opowieści trafiają prosto w
serce i nie inaczej jest z jej najnowszą propozycją o tajemniczym
tytule “November
9”.
9
listopada to dzień, w którym życie nastoletniej gwiazdy telewizji-
Fallon O’Neil, dramatycznie się zmieniło. Pożar, w którym
ucierpiała odebrał jej nie tylko karierę aktorską, ale również
pewność siebie pozostawiając po sobie blizny nie tylko na jej
skórze, ale i duszy. Kiedy dwa lata później, w rocznicę
traumatycznego wydarzenia, spotyka się z ojcem na obiedzie nie
spodziewa się, że jej życie znowu zaliczy niespodziewany zwrot.
Wszystko za sprawa tajemniczego chłopaka, który chcąc jej pomóc w
rozmowie z ojcem udaje jej chłopaka. Ten związek na niby szybko
nabrałby realnego kształtu, gdyby nie to, że dziewczyna opuszcza
Los Angeles chcąc robić karierę w Nowym Jorku. Pomimo tego, że
świetnie się dogadują z Benem dziewczyna pragnie poznać siebie i
nie ma zamiaru zakochiwać się zanim nie skończy 23 lat. Zawierają
więc pakt, że nie będą się ze sobą kontaktować przez pięć
najbliższych lat, ale ten jeden dzień w roku będą spędzać
razem, a Ben będzie to upamiętniał w książce, do powstania
której zainspirowała go Fallon.
Cóż
to jest za urocza historia, pomimo tego, że “November
9”
początkowo zaskakuje prostotą. Wydaje się, że historia niczym nas
nie uwiedzie, ale już po chwili przekonujemy się w jak wielkim
byliśmy błędzie. Opowieść jest to o miłości i można by zacząć
krzyczeć, że znowu te same sflaczałe i mdłe banały, których nie
ustrzegą się liczne powieści tej kategorii. Jednakże ten kto zna
twórczość Colleen Hoover wie, że nie będzie miał do czynienia z
nijaką historią ani wyblakłymi bohaterami. To co wyróżnia tę
akurat opowieść to przede wszystkim tajemniczość. Niby wydaje nam
się, że wszystko jest oczywiste i w zasadzie nie ma nad czym
gdybać, aż tu nagle zaskoczenie,
niespodziewany zwrot w akcji. I to nie jeden. Takie nieoczywistości
powinno nieść za sobą więcej lektur. Niektórych rzeczy nie da
się jednak obejść więc finał łatwo da się przewidzieć, ale na
szczęście droga ku niemu jest bardzo wyboista. Nie raz złamane
zostanie nasze serce, a traumatyczność przeżyć nie da nam pójść
spać dopóki nie skończymy czytać. Nie ważne, że od ostatniej
strony dzieli nas nieco ponad 50 kartek a zegarek uparcie
sygnalizuje, że pora spać. Po prostu się nie da!
Nie
jest to zwyczajna opowieść, gdzie dwójka młodych ludzi zakochuje
się w sobie, od tak, bo może. Świetna jest tutaj baza ich relacji,
bodziec do działania, jakim jest pożar, w którym ucierpiała
Fallon i który zniszczył jej aktorską karierę. To świetna
podstawa do stworzenia czegoś więcej niż typowe love story. Dzięki
temu wydarzeniu buduje się całą otoczkę, gdzie istotna jest wiara
w siebie i walka z wewnętrznymi demonami. To ciągle odbudowywanie
pewności siebie i przekładanie tego na swoją przyszłą karierę.
Druga sprawa to koncept fabularny. Wprowadzenie układu, którego
zasadą jest zero kontaktu przez pięć lat poza tym jednym dniem, 9
listopada- czysta magia, a przy okazji rewelacyjny patent na
zbudowanie zachwycającego napięcia. Zastanawiamy się nie tylko nad
tym, czy tej dwójce tak na sobie zależy, że będą na siebie
czekać te pięć lat i pamiętać o tym jednym dniu. Rozmyślamy też
nad tym, czy my sami bylibyśmy gotowi na coś takiego, gdybyśmy
znali daną osobę niecały dzień.
Colleen
Hoover świetnie radzi sobie z budowaniem napięcia. Również
seksualnego. Tutaj flirty zyskują innego wymiaru. To coś na
zasadzie ubóstwiania partnera. Czuć te iskry wypadające z kartek,
do tego stopnia, że obawiamy się, czy książka czasem się nie
zajmie. Bije z nich nie tylko miłość i uwielbienie, ale również
delikatność niczym dotyk piórka. Wszystko po, to aby za chwilę
wbić nam nóż w plecy, bo przecież takich rzeczy się nie robi
ludziom, którzy zakochali się w bohaterach.
Fallon
i Ben to wręcz idealna para. Nie tylko razem, ale również osobno.
Młodzi ludzie ze sporym bagażem doświadczeń więc cechuje ich
nieskrywana mądrość. Inteligencja daje im możliwość prowadzenia
genialnych rozmów- zabawnych, ale i niegłupich. Dzięki temu tak
uwielbiamy, gdy ta dwójka łączy się 9 listopada. Ona jest
niesamowicie silną kobietą, prawdziwym wzorem do naśladowania. On
z kolei najlepszym motywatorem na świecie i do tego niesamowicie
czułym. Takich mężczyzn bierze się na mężów. Choćby i tych
urojonych, wykreowanych jedynie na łamach książki. I tak samo jak
tę dwójkę ciągnie do siebie, tak samo i nas do nich ciągnie. To
niesamowite!
Książka
idealna! Szkoda, że więcej tytułów nie można określić tym
mianem, ale dzięki temu dostrzegamy takie perełki jak “November
9”.
Oczywiście, można przyczepić się lekkiego surrealizmu w tej
historii, bo przecież niewielu zakochuje się w kimś w ciągu kilku
godzin i czeka rok na kolejne spotkanie bez żadnego kontaktu, ale ta
historia jest tak piękna, że trudno się od niej oderwać. Opowieść
wywołująca tak wiele emocji i to w tak krótkim czasie, którą
pragnie się skończyć jak najszybciej, a jednocześnie nie chce się
z nią rozstać. Niesamowici bohaterowie, tak ludzcy i tak dojrzali
pomimo młodego wieku, w których z łatwością się zakochujemy i
chcemy się z nimi przyjaźnić. Takich powieści nam trzeba, a
Colleen Hoover zawsze nam takie dostarcza!
Ocena:
6/6
Recenzja dla
wydawnictwa Otwarte!
Tytuł
oryginalny: November 9 / Tłumaczenie:
Piotr Grzegorzewski / Wydawca: Otwarte / Gatunek: romans /
ISBN 978-83-7515-143-5 / Ilość
stron: 336 / Format: 136x205mm
Rok wydania: 2015
(Świat), 2016 (Polska)
Prześlij komentarz