Każdy
kto kiedykolwiek spotkał się z twórczością Colleen Hoover
doskonale wie, jakie huśtawki emocjonalne potrafi ona zaserwować
swoim bohaterom, jak i czytelnikom ich historii. Autorka przebojowej
powieści „Hopeless”
oraz „Maybe
someday”
powraca, aby uderzyć ze zdwojoną siłą. Do pomocy zaprzęga Tarryn
Fisher i razem tworzą niesamowicie wciągającą i enigmatyczną
opowieść miłosną o tytule „Never
Never”,
która jeszcze długo po lekturze nie daje o sobie zapomnieć.
Para nastolatków, którą
połączyło wielkie uczucie. Jeden dzień, który ma już na zawsze
wszystko odmienić. Charlie i Silas znają się od dziecka, po
czternastu latach zakochują się w sobie i stają się jeszcze
bardziej nierozłączni. Jednakże pewnego przedpołudnia wszystko to
znika. Nie ma już Charlie, nie ma Silasa. Zamiast nich pozostaje
dwójka całkowicie obcych sobie ludzi, nie wiedzących kim są, nie
znających siebie wzajemnie i nie wiedzących o miłości, która ich
łączy. Mają jeden cel- dowiedzieć się co im się przydarzyło i
dlaczego w ogóle ich to spotkało. Czy jednak naprawdę pragną
wiedzieć kim byli wcześniej i przypomnieć sobie to, co odmieniło
ich życie?
Jeżeli
o mnie chodzi, to półki księgarniane mogłyby być od góry do
dołu wypchane powieściami takimi jak „Never
Never”,
czyli wciągającymi, wielowątkowymi historiami, które na zawsze
odmieniają oblicze klasycznego romansu. Nie da się ukryć, że jest
to miłosna opowieść, jednakże to, co autorki robią z
okolicznościami budowania emocji jest niesamowite, wręcz niezwykłe.
Już sama koncepcja utraty przez bohaterów pamięci zyskuje wymiaru
nadnaturalnego, choć chwilami zastanawiamy się, czy nie ma to
znamiona sytuacji rodem z filmu „50
pierwszych randek”.
Do tego dochodzi cała masa wątków pobocznych począwszy od
machlojek finansowych, przez zdrady rodzinne, aż po manipulacje
młodymi umysłami. Między innymi dzięki temu lektura wciąga.
Jednakże sukces ten przewidzieć można już po pierwszych jej
stronach, bowiem bez zbędnych wprowadzeń, bez rozciągniętych
opisów i mdłych frazesów zostajemy wrzuceni w sam środek
przedziwnej akcji. Sytuacji, którą bohaterowie- Charlie i Silas,
będą próbowali rozwikłać przez całą powieść. Przeogromną
zaletą jest udane budowanie napięcia. Żadne z nas nie wie, co
spotkało bohaterów, a co więcej... żadne z nas nie wie, kim oni w
ogóle są. Zarówno dla samych bohaterów, jak i czytelników są
pustymi postaciami- bez wspomnień, bez doświadczeń, bez
dotychczasowych emocji. Wraz z nimi odkrywamy kolejne sekrety i
dzieje się wtedy rzecz magiczna- wraz z nimi dzielimy radości,
smutki, jesteśmy równie zszokowani lub zaintrygowani. Już na tym
etapie udaje się zbudować rewelacyjną więź czytelników z tą
typową parą zakochanych. Oczywiście, można się tutaj dopatrywać
tego z jaką łatwością przychodzi odnajdywanie kolejnych elementów
układanki, nie mówiąc już o tym, jak wygodnym dla rozwoju fabuły
było rozpoczęcie jej w szkolnej ławce, gdzie poboczni bohaterowie
z łatwością mogli nakierować naszych ulubieńców na właściwe
tory. Może i odrobinę naciągane, ale nikt tak naprawdę nie ma
tego za złe ani Colleen Hoover, ani Tarryn Fisher.
Charlie i Silas to ludzie,
których można kochać lub nienawidzić. Jako, że nie znamy
dokładnie wydarzeń, które doprowadziły do ich stanu, nie znamy
początków ich związku, bo poznajemy ich na jakimś jego etapie- to
wszystko sprawia, że patrzymy na nich jako na zagubionych,
wymagających naszej opieki osobników. Ich postawy zmuszają nas do
refleksji, czy na ich miejscu sami chcielibyśmy być nami sprzed
utraty pamięci, czy na nowo określalibyśmy samych siebie. Emocje,
które łączą tych dwojga są niebywałe. Nie bez powodu mówi się
o takich ludziach, że są sobie pisani, tzw. bratnie dusze, które
zawsze powinny być razem. Jako para są naprawdę cudowni. Ciągnie
ich do siebie, a i czytelników nie pozostawiają niewzruszonych na
ich umizgi. Rozczulają drobnymi gestami i uroczymi uśmiechami.
Trzeba przyznać, że o wiele łatwiej o sympatię dla Silasa niżeli
Charlie. On wydaje się być ułożony i choć ma bogatych rodziców-
nie jest rozpieszczony. Z kolei ona sprawia wrażenie zbuntowanej i
rozwydrzonej dziewczyny z problemami większymi niż Mount Everest.
Jej dziwaczne zachowanie wobec Silasa irytuje niemalże każdą
czytelniczkę. Na szczęście takie wydarzenia jak „magiczna utrata
pamięci” pomagają na nowo ukształtować samych siebie.
„Never
Never”
zachwyciło mnie od pierwszych stron! Z trudem przychodziło mi
odkładać książkę na bok, aby zająć się obowiązkami. Jest
tutaj wszystko to, czego oczekiwać można od powieści idealnej-
fascynująca zagadka, która z każdą chwilą wydaje się być
jeszcze bardziej zawiła, porywająca historia miłosna, która
potrafi rozczulić do łez, ale przede wszystkim różnobarwność
uczuć jakich dostarcza. Chwilami będziemy mieli ochotę płakać z
radości, innym razem zapragniemy schować się w kąt z przerażenia,
a momentami zapragniemy przyłożyć bohaterom w te nastoletnie
głowy. Magiczna historia, cudownie opowiedziana i jakże wciągająca.
Aż ciężko było się rozstawać z tymi wszystkimi emocjami!
Ocena:
6/6
Recenzja dla wydawnictwa
Otwarte!
Tytuł
oryginalny: Never Never
/ Tłumaczenie:
Piotr Grzegorzewski / Wydawca: Moondrive / Gatunek:
romans / ISBN
978-83-751-5256-2 / Ilość
stron: 300 / Format: 136x205mm
Rok wydania: 2015 (Świat), 2016
(Polska)
Prześlij komentarz