NOWOŚCI

wtorek, 20 września 2016

Książka #415: Never Never, aut. Colleen Hoover, Tarryn Fisher

    Każdy kto kiedykolwiek spotkał się z twórczością Colleen Hoover doskonale wie, jakie huśtawki emocjonalne potrafi ona zaserwować swoim bohaterom, jak i czytelnikom ich historii. Autorka przebojowej powieści „Hopeless” oraz „Maybe someday” powraca, aby uderzyć ze zdwojoną siłą. Do pomocy zaprzęga Tarryn Fisher i razem tworzą niesamowicie wciągającą i enigmatyczną opowieść miłosną o tytule „Never Never”, która jeszcze długo po lekturze nie daje o sobie zapomnieć.
     Para nastolatków, którą połączyło wielkie uczucie. Jeden dzień, który ma już na zawsze wszystko odmienić. Charlie i Silas znają się od dziecka, po czternastu latach zakochują się w sobie i stają się jeszcze bardziej nierozłączni. Jednakże pewnego przedpołudnia wszystko to znika. Nie ma już Charlie, nie ma Silasa. Zamiast nich pozostaje dwójka całkowicie obcych sobie ludzi, nie wiedzących kim są, nie znających siebie wzajemnie i nie wiedzących o miłości, która ich łączy. Mają jeden cel- dowiedzieć się co im się przydarzyło i dlaczego w ogóle ich to spotkało. Czy jednak naprawdę pragną wiedzieć kim byli wcześniej i przypomnieć sobie to, co odmieniło ich życie?
     Jeżeli o mnie chodzi, to półki księgarniane mogłyby być od góry do dołu wypchane powieściami takimi jak „Never Never”, czyli wciągającymi, wielowątkowymi historiami, które na zawsze odmieniają oblicze klasycznego romansu. Nie da się ukryć, że jest to miłosna opowieść, jednakże to, co autorki robią z okolicznościami budowania emocji jest niesamowite, wręcz niezwykłe. Już sama koncepcja utraty przez bohaterów pamięci zyskuje wymiaru nadnaturalnego, choć chwilami zastanawiamy się, czy nie ma to znamiona sytuacji rodem z filmu „50 pierwszych randek”. Do tego dochodzi cała masa wątków pobocznych począwszy od machlojek finansowych, przez zdrady rodzinne, aż po manipulacje młodymi umysłami. Między innymi dzięki temu lektura wciąga. Jednakże sukces ten przewidzieć można już po pierwszych jej stronach, bowiem bez zbędnych wprowadzeń, bez rozciągniętych opisów i mdłych frazesów zostajemy wrzuceni w sam środek przedziwnej akcji. Sytuacji, którą bohaterowie- Charlie i Silas, będą próbowali rozwikłać przez całą powieść. Przeogromną zaletą jest udane budowanie napięcia. Żadne z nas nie wie, co spotkało bohaterów, a co więcej... żadne z nas nie wie, kim oni w ogóle są. Zarówno dla samych bohaterów, jak i czytelników są pustymi postaciami- bez wspomnień, bez doświadczeń, bez dotychczasowych emocji. Wraz z nimi odkrywamy kolejne sekrety i dzieje się wtedy rzecz magiczna- wraz z nimi dzielimy radości, smutki, jesteśmy równie zszokowani lub zaintrygowani. Już na tym etapie udaje się zbudować rewelacyjną więź czytelników z tą typową parą zakochanych. Oczywiście, można się tutaj dopatrywać tego z jaką łatwością przychodzi odnajdywanie kolejnych elementów układanki, nie mówiąc już o tym, jak wygodnym dla rozwoju fabuły było rozpoczęcie jej w szkolnej ławce, gdzie poboczni bohaterowie z łatwością mogli nakierować naszych ulubieńców na właściwe tory. Może i odrobinę naciągane, ale nikt tak naprawdę nie ma tego za złe ani Colleen Hoover, ani Tarryn Fisher.
     Charlie i Silas to ludzie, których można kochać lub nienawidzić. Jako, że nie znamy dokładnie wydarzeń, które doprowadziły do ich stanu, nie znamy początków ich związku, bo poznajemy ich na jakimś jego etapie- to wszystko sprawia, że patrzymy na nich jako na zagubionych, wymagających naszej opieki osobników. Ich postawy zmuszają nas do refleksji, czy na ich miejscu sami chcielibyśmy być nami sprzed utraty pamięci, czy na nowo określalibyśmy samych siebie. Emocje, które łączą tych dwojga są niebywałe. Nie bez powodu mówi się o takich ludziach, że są sobie pisani, tzw. bratnie dusze, które zawsze powinny być razem. Jako para są naprawdę cudowni. Ciągnie ich do siebie, a i czytelników nie pozostawiają niewzruszonych na ich umizgi. Rozczulają drobnymi gestami i uroczymi uśmiechami. Trzeba przyznać, że o wiele łatwiej o sympatię dla Silasa niżeli Charlie. On wydaje się być ułożony i choć ma bogatych rodziców- nie jest rozpieszczony. Z kolei ona sprawia wrażenie zbuntowanej i rozwydrzonej dziewczyny z problemami większymi niż Mount Everest. Jej dziwaczne zachowanie wobec Silasa irytuje niemalże każdą czytelniczkę. Na szczęście takie wydarzenia jak „magiczna utrata pamięci” pomagają na nowo ukształtować samych siebie.
     „Never Never” zachwyciło mnie od pierwszych stron! Z trudem przychodziło mi odkładać książkę na bok, aby zająć się obowiązkami. Jest tutaj wszystko to, czego oczekiwać można od powieści idealnej- fascynująca zagadka, która z każdą chwilą wydaje się być jeszcze bardziej zawiła, porywająca historia miłosna, która potrafi rozczulić do łez, ale przede wszystkim różnobarwność uczuć jakich dostarcza. Chwilami będziemy mieli ochotę płakać z radości, innym razem zapragniemy schować się w kąt z przerażenia, a momentami zapragniemy przyłożyć bohaterom w te nastoletnie głowy. Magiczna historia, cudownie opowiedziana i jakże wciągająca. Aż ciężko było się rozstawać z tymi wszystkimi emocjami!

Ocena: 6/6
Recenzja dla wydawnictwa Otwarte!
otwarte.eu


Tytuł oryginalny: Never Never / Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski / Wydawca: MoondriveGatunek: romans / ISBN 978-83-751-5256-2 / Ilość stron: 300 / Format: 136x205mm
Rok wydania: 2015 (Świat), 2016 (Polska)

Prześlij komentarz