NOWOŚCI

poniedziałek, 26 września 2016

1211. Księga dżungli, reż. Jon Favreau

      Wszystkie klasyczne animacje Disneya przechodzą ostatnimi czasy wielką metamorfozę. Angażuje się najchętniej oglądane gwiazdy światowego ekranu nie po to, aby podkładały głosy znanym wszystkim postaciom, a żeby zagrały je w prawdziwym filmie aktorskim! Po racjonalnych wyborach z udziałem istot ludzkich trochę zaskakującym wydaje się być urzeczywistnienie animowanych wersji postaci z „Księgi dżungli”. Jednakże dzięki specom od animacji komputerowej klasyczne postacie z poczytnej powieści Rudyarda Kiplinga nabrały zupełnie nowego wymiaru.
Źródło: Galapagos Films
     Mały ludzki chłopiec przyprowadzony do wspaniałej dżungli przez czarną panterę nazywaną Bagheerą znajduje schronienie w watasze wilków z samcem alfa- Akelą. Nadaje mu się imię Mowgli i od tamtej pory jest najbardziej pokracznym, choć jednym z najlojalniejszych członków stada. Gdy po kilku latach na jego ślad trafia siejący postrach tygrys Shere Khan, który pragnie dostać chłopca w swoje szpony, Bagheera postanawia odprowadzić go do najbliższej wioski ludzi, gdzie będzie bezpieczny. Po drodze Mowgli spotyka osobliwych przyjaciół i doświadcza różnych przeżyć nie wiedząc, że jego koci wróg zrobi wszystko, aby ludzkie szczenię wpadło wprost w jego sidła.
     „Księga dżungli” nigdy nie należała do moich najulubieńszych animacji Disneya. W zasadzie... nie mieściła się nawet w pierwszej dziesiątce. Wszystko przez bardzo banalną fabułę, która czyniła rysunkowy pierwowzór bajką o niczym. Z tego też powodu po dziecięcym zawodzie nigdy nie powróciłam do tego tytułu, jednakże tak wiele pozytywnych opinii o najnowszym filmie Jona Favreau skłoniłoby do seansu nawet najbardziej zagorzałego przeciwnika.
Fabularnie niewiele uległo zmianie. Nadal pozostaje to ta sama ckliwa opowieść o lojalności i chęci przynależności do „stada”. Dość to takie... żadne i bez charakteru. Sceny, które denerwowały wcześniej wciąż to robią tylko w zupełnie nowym wymiarze. To co nudziło, nadal wywołuje te same emocje- mam na myśli m.in. akcję z królem Louiem, więc nawet wielokrotne powiększenie bohatera małpiej akcji, a także wprowadzenie rozróby na miarę filmu „2012” nie sprawiło, że można by piać z zachwytu. Pomimo wszystko fajnie, że obraz oferuje szerokie spektrum emocji i nie tylko nudzi, ale poza tym potrafi też świetnie budować napięcie. Nie można też nie wspomnieć o humorze w wykonaniu uzależnionego od miodziku Baloo- to te chwile kiedy naprawdę można się odprężyć i cieszyć z produkcji, bowiem powraca beztroski klimat. Szkoda tylko, że finał jest rozczarowujący. Nie ze względu na odejście od znanego nam zamknięcia, a raczej z powodu kierunku, w którym podążył.
Źródło: Galapagos Films
     Pewne jest jednak to, że film koniecznie trzeba obejrzeć, ale z zupełnie innego powodu niż historia. Bowiem tworząc go postawiono na zupełnie unikatową formę animacji. Cały film to tylko jeden człowiek, kilka rekwizytów i cała masa komputerowej iluzji. To niesamowite jakim sprzętem dysponujemy w dzisiejszych czasach, że potrafi stworzyć coś z niczego i jeszcze tak bardzo to urzeczywistnić. Bo czy ktokolwiek podczas seansu pomyślał, że patrzy na sztuczne liście indyjskiej dżungli? Za to właśnie kochamy kino, za magię, której nam dostarcza. Jeśli jeszcze zobaczymy film w 3D (jakimś cudownym sposobem), to będziemy mogli poczuć jakbyśmy naprawdę przyjechali do dżungli. Każdy jeden liść na każdej jednej palmie, każda jedna kropla deszczu- wszystko wygenerowane bądź zmodyfikowane komputerowo. Inną sprawą są zwierzęta- to raczej oczywiste, że nikt nie wytrenowałby pantery, aby tak przytulała się do dziecka lub niedźwiedzia, żeby dał małemu pływać po rzece na swoim brzuchu. Cóż... mieć świadomość ich animacji to jedno, ale zobaczyć jak to wygląda w filmie to zupełnie coś innego. Każdy ten egzotyczny zwierzak wygląda nie tylko zjawiskowo, ale tak bardzo realnie jakbyśmy oglądali film przyrodniczy. Oczywiście, twórcy wzorowali się na prawdziwych zwierzętach, aby jeszcze bardziej urzeczywistnić postacie. Trzeba przyznać, że efekt jest zachwycający. Zasadniczo to już na etapie załączenia płyty DVD można było być pewnym, że film będzie bardzo udany pod względem wizualnym, bowiem już samo intro zachwycało budową, a także i muzyczną oprawą Johna Debneya.
Źródło: Galapagos Films
     W filmie pojawiają się postaci bardzo dobrze wszystkim znane, a reprezentujące różne oblicza egzotycznej dżungli. To przede wszystkim niesforny, acz bardzo bystry Mowgli, a w tej roli debiutujący- choć jakoś dziwnie znajomy z twarzy Neel Sethi. Ciężko jest mu teraz wróżyć większą karierę aktorską, ale potencjał jest. Tutaj jednak przytłoczony został przez rewelacyjne zwierzęce postaci. Cudowny Bagheera, czyli wielki opiekun w wersji polskiej mówiący bardzo przyjemnym głosem Jana Peszka, który przede wszystkim intryguje swoim wyglądem. Zabawowy, całkowicie wyluzowany misiek zbierający miodek na zimę bez zimy, czyli Baloo to synonim beztroski. Chyba ciekawej brzmi w polskiej wersji w wykonaniu Jerzego Kryszaka. Sporym problemem jest hipnotyzujący wąż Kaa, który najwyraźniej stał się kobietą i niestety... był tak samo beznamiętny jako Scarlett Johanson, jak i Anna Dereszowska. Nie można było tego bardziej wysssssyczeć? Już Harry Potter w „Komnacie tajemnic” miał lepsze syczenie w rękawie. Niebezpieczny Shere Khan był świetnym postrachem nie tylko z wyglądu, ale i z brzmienia zarówno głosem Idrisa Elby, jak i Jana Frycza. Aczkolwiek ten pierwszy ma większą moc. Z kolei dubbingowanie małpiego i jakże chciwego króla Louiego lepiej wyszło Christopherowi Walkenowi. Bardzo sobie cenię zabawy głosowe Piotra Fronczewskiego, którego potrafię rozpoznać w każdej animacji, ale barwa Walkena bardziej pasowała do szalonej małpy rasy King Kong, najwyraźniej. Serio... co to za małpa?!
Źródło: Galapagos Films
     Każdy kto choć raz widział „Księgę dżungli” wie, czego można się spodziewać, więc nie ma opcji o żadne rozczarowanie. Jest to ta sama historia, ale technicznie podkręcona do granic możliwości. Dalej królują te same ukochane piosenki, w lekko odświeżonej formie, a także symbolizm zwierzęcych postaci. Nadal bawią nas pełne radości sceny z misiem Baloo frustruje zachłanność Louiego, a Bagheera jest wzorem do naśladowania. Schematy pozostały te same, ale jak to teraz wygląda... Jeżeli wszystkie filmy animowane zdominowane przez florę i faunę będą się tak prezentować, to ja chcę więcej tej magii, tej zieleni i pojedynczego włosa na sierści wilka, czy tygrysa. I choćby dla cudowności jaką zapewnili spece od efektów trzeba to zobaczyć. Wówczas pewnym jest, że zobaczyliście już w kinematografii zobaczyliście już chyba wszystko, a takich wrażeń nie tylko się nie zapomina, ale też i nie żałuje.

Ocena: 7/10
Recenzja filmu DVD „Księga dżungli” - dystrybucja Galapagos Films


Oryginalny tytuł: The Jungle Book / Reżyseria: Jon Favreau / Scenariusz: Justin Marks / Na podstawie: powieści Rudyarda Kiplinga „Księga dżungli” / Zdjęcia: Bill Pope / Muzyka: John Debney / Dubbing polski: Bernard Lewandowski, Jan Peszek, Jerzy Kryszak, Jan Frycz, Lidia Sadowska, Artur Żmijewski, Anna Dereszowska, Piotr Fronczewski / Kraj: USA / Gatunek: Przygodowy
Premiera kinowa: 04 kwietnia 2016 (Świat) 15 kwietnia 2016 (Polska)
Premiera DVD: 31 sierpnia 2016

Film dostępny na DVD, Blu-Ray oraz Blu-Ray 3D

2 komentarze :

  1. Też niedawno miałam okazję oglądać ten film   Nawet pisałam o nim u siebie   Naprawdę mi się spodobał :)

    OdpowiedzUsuń