Swoją pierwszą powieść
napisała, gdy miała 11 lat. Co prawda była o psie, a recenzentem
jej własny dziadek, ale najwyraźniej nie stłumiło to jej chęci
do dalszego tworzenia. Jednakże to jej własne życie dostarczyło
odpowiedniej podstawy do najnowszych powieści. Kiedy jej małżeństwo
nie doszło do skutku, a ona postanowiła rzucić się w wir podróży-
za pierwszy cel obrała Tajlandię. Brytyjskie gazety nadały jej
przydomek „Bridget Jones z plecakiem”, a
nazwa tak jej się spodobała, że szybko zrodził się pomysł
na tworzenie bloga. Wkrótce potem Katy Colins napisała „Biuro
Podróży Samotnych Serc: Kierunek Tajlandia”-
smakowitą powieść inspirowaną jej własnymi doświadczeniami.
Georgia
Green nie ma najlepszego tygodnia. Na tydzień przed ślubem rozstaje
się z narzeczonym. Chwilę później dowiaduje się od ojca, że
związał się ze swoją sekretarką, z którą będzie mieć
dziecko. Dodatkowo zostaje zwolniona z pracy, z której zasadniczo
sama chciała odejść, ale nie miała na tyle odwagi. Postanawia
więc odpocząć i wyruszyć na wyprawę do Tajlandii. I choć
początkowo podróż znacząco odbiega od jej wyobrażeń o wakacjach
marzeń, to ostatecznie- pomiędzy dżunglami i cudownymi
regionalnymi smakami, udaje jej się odnaleźć siebie samą.
Przeprawa
przez tę książkę jest dokładnym odzwierciedleniem tego, co
przeżywała Georgia w trakcie swojej podróży po Tajlandii. Z
początku historia jest mocno naiwna, wręcz straszliwie głupia, a
kolejne poczynania kobiety mocno irytują. Nie mniej, z łatwością
można sobie uzmysłowić, że w zasadzie każda z kobiet
pokrzywdzona przez los jest tak emocjonalnie nadwyrężona, więc z
łatwością popełnia kolejne głupoty. Nie mówiąc już o tym, że
jak coś się wali, to najlepiej cały świat w ciągu pięciu minut,
bo skoro straciliśmy narzeczonego, to czemu wraz z nim nie stracić
również domu i pracy? Nieszczęścia chodzą parami, a tym razem
nawet i trójkami. Okazuje się to być jednak idealnym motorem do
tego, aby całkowicie odmienić swoje życie, bo nic nie pomaga tak
zaleczyć ran, jak zmiana otoczenia. Nie dziwi więc, że kobieta tak
szybko podejmuje decyzję o wyjeździe. Wydaje się, że jak Georgia
wyjedzie do Tajlandii, tak pięknej krainy, akcja szybko nabierze
tempa, pełna będzie różnych wyskoków pełnych odwagi i tym
podobnych rzeczy. I choć podobne wydarzenia mają miejsce, to jednak
jakimś dziwnym sposobem nie ma w tym większych emocji. Nie odczuwa
się tej ekscytacji, nie czuje się do końca ducha tego wspaniałego
kraju. Musiał jednak nastać ten kulminacyjny punkt w fabule, aby
zmianie uległo nie tylko postępowanie kobiety, nie tylko miejsce,
ale przede wszystkim odczucia czytelnika. Najwyraźniej Georgia
musiała sięgnąć dna, aby wszyscy zrozumieli prawdziwy sens tych
wakacji życia.
Wówczas
wszystko odmienia się diametralnie. Kolejna zmiana otoczenia daje
nam wspaniałe widoki, cudowne smaki, niesamowitych ludzi, innymi
słowy całe spektrum wrażeń, odczuwanych wszystkimi posiadanymi
zmysłami. Wszystko staje się o kolorowe, bardziej pozytywne! Może
to również z powodu tej zmiany w psychice Georgii, która
postanawia wziąć wszystko w swoje ręce i naprawdę cieszyć się
tym, co daje jej sposobność bycia w tak niezwykłym miejscu. Wtedy
dopiero uznać można, że faktycznie czerpie z życia pełnymi
garściami, nawet jej lista życzeń szybko zaczęła się sama
realizować. Widzimy więc Tajlandię nie tylko od strony wspaniałej
roślinności, ale również i duchowych uniesień, których może
dostarczyć.
Trzeba
przyznać, że bardziej naiwnej od Georgii postaci już dawno nie
było w literaturze kobiecej. Nawet Anastasia Steel miała więcej
rozumu. Nie dość, że porzucona zostaje przez faceta, z którym
łączył ją niezwykle monotonny, bez emocjonalny związek, to jak
tylko ląduje w Tajlandii i spotyka pierwszego lepszego przystojniaka
od razu łyka każde jego słowo i wyznanie. Serio?! Wypadałoby być
wtedy bardziej ostrożnym, więc skoro można zrozumieć początkowe
uczuciowe wpadki, tak ciężko zrozumieć jej późniejsze
irracjonalne zachowanie. To takie oszustwo internetowe bazujące na
domniemanym uczuciu, tylko, że w pięknym kraju. Smutne... Dobrze,
że szybko idzie po rozum do głowy, ale ewidentnie nie wyzbyła się
chęci bycia z pierwszym lepszym facetem, który robił do niej
maślane oczy i okazywał zainteresowanie. Początkowo całkowicie
uzależniona od mężczyzny, można powiedzieć, że stłamszona
zarówno przez niego, jak i jego rodzinę w końcu nabiera wiatru w
skrzydła i prze do przodu niczym błyskawica. Pali za sobą mosty,
które prowadzą do spopielonych już dawno krain, staje się o wiele
bardziej odważna, ale przede wszystkim nie brak jej entuzjazmu i
pomysłów. Jeżeli każda zmiana tak wygląda i tak właśnie wpływa
Tajlandia na osamotnione kobiety, to rzucam wszystko i jadę!
Zachęcona
historią, która mogłaby przydarzyć się każdej z nas, a w
dodatku ulokowana w zjawiskowej scenerii wiedziałam, że jest to
książka dla mnie. Jednakże szczerze się przyznam, że bardzo
szybko „Biuro Podróży Samotnych Serc”
stało się dla mnie prawdziwą męką. Nudnawy początek, który
zarysował strasznie naiwną postać potrafiłby zniechęcić nawet
największego sympatyka egzotycznych krajów. Szczęśliwie, szybko
nastąpiła zmiana klimatu- dosłownie i w przenośni, a cała masa
sympatycznych postaci i cudowności, których dostarczyła nam
wszystkim tajska wycieczka zaczęły się wylewać z kartek,
sprawiając, że z zaciekawieniem sczytywaliśmy kolejne słowa.
Najwspanialsze jest to, że nie tylko pozazdrościliśmy Katy Colins,
zapragnęliśmy spakować się w plecak i wyjechać do nieznanego
kraju, ale i zechcieliśmy szybko złapać w ręce kolejny tom. Na
szczęście... „Kierunek Indie”
już wkrótce!
Ocena:
4/6
Recenzja dla wydawnictwa
HarperCollins Polska!
Tytuł
oryginalny: Destination:
Thailand / Tłumaczenie:
Elżbieta Regulska-Chlebowska / Wydawca: HarperCollins / Gatunek:
obyczajowa / ISBN
978-83-276-2398-0 / Ilość
stron: 304 / Format: 147x212mm
Rok wydania: 2016 (Świat), 2016
(Polska)
Prześlij komentarz