NOWOŚCI

czwartek, 9 czerwca 2016

Książka #407: Pandora, aut. M.R. Carey

    M.R. Carey, czyli tak naprawdę Mike Carey, którego nazwisko znane jest wśród sympatyków mrocznych bohaterów, takich jak znudzony władaniem Piekłem- Lucyfer, czy pogromca demonów- Constantine z najpopularniejszych serii komiksowych. Spośród wielu, wielu, wielu jego powieści na uwagę zasługuje naprawdę wiele pozycji, między innymi bardzo utalentowana dziewczynka, postać prosto z apokaliptycznej „Pandory”.
     Sala szkolna w bazie wojskowej, kilkoro nauczycieli i dzieci. Dzieci niezwykłe, bowiem każdego dnia opuszczające swoje cele przypięte do wózków, aby nikomu nie mogły zrobić krzywdy. Nie są do końca świadome tego, jakie zagrożenie stanowią dla siebie, ale przede wszystkim dla otoczenia. Tym bardziej nie wiedzą, że mogą być również ratunkiem dla całego świata. Największą inteligencję wykazywać zaczyna jedna z nich, Melanie, obiekt numer 1, która darzy wielką sympatią swoją nauczycielką imieniem Helen, i to z wzajemnością. Kiedy to dziewczynka ma trafić na eksperymentalne łoże dr Caldwell nauczycielka przychodzi jej z pomocą. Wtedy jednak mają miejsce wydarzenia, które zmienią wszystko.
     Coś co dobrze się zaczyna, musi zakończyć się dobrze, przynajmniej dobrze! Przypadek „Pandory” jest właśnie taki. Enigmatyczny wstęp zapowiadający naprawdę intrygującą historię, którą łyka się coraz szybciej wraz z kolejnymi stronicami. Jednakże... dość szybko przechodzi to w jedną z tych opowieści, których wiele w dzisiejszej literaturze. Coś co zakrawa na prawdziwy thriller, szybko przeradza się w chodzący horror, aby co jakiś czas uderzyć nas podczas całej lektury. Fabule niedaleko więc do kolejnej apokaliptycznej historyjki, w których kluczową rolę odgrywają umarli inaczej, ale przede wszystkim tajemnicze coś, co sieje spustoszenie w ludzkich głowach przywracając im ich pierwotne zapędy. Brzmi znajomo, nawet bardzo, bowiem taki schemat jest prawie w każdej powieści zawierająca ten rodzaj apokalipsy. Nie mniej, jest coś co odróżnia ten tytuł od pozostałych, sprawia, że jest to bardziej historia typu „The Walking Dead”, gdzie więcej jest dramatu, budowania relacji międzyludzkich niżeli prawdziwego zaganiania w narożnik przez chodzące trupy.
     Tutaj kluczowa jest postać małej dziewczynki, Melanie, Głodnej, która nie wie, że należy do nowego gatunku, bo jej mózg wydaje się pracować całkiem dobrze. Wraz z postępem akcji, który niesie nas aż do zaskakującego finału uzmysławiamy sobie, że umysł małej dziewczynki wydaje się pracować o wiele lepiej niżeli każdego zdrowego człowieka. I choć mała nosi zupełnie inne imię, to wraz z zakończeniem tytułowa Pandora pasuje od niej, jak ulał. To ona stanowi epicentrum wszelkich ludzkich emocji, bowiem chyba po raz pierwszy- przynajmniej od czasu R z „Wiecznie żywego” jakakolwiek teoretycznie nie mająca myśleć i czuć istota nawiązała tak bliski kontakt z drugim człowiekiem. Tutaj nie ma to oczywiście charakteru romantycznego, a bardziej uderza w rodzicielskie nuty. Choć poznając bliżej historię Helen Justineau można dopatrzeć się tutaj również pewnego sposobu na odkupienie swoich win sprzed Wydarzenia, które zmieniło losy ludzkości.
     Książka byłaby niemalże idealną lekturą, bowiem potrafi zaintrygować czytelnika do takiego stopnia, że jednocześnie ma ochotą szybko skończyć, aby poznać prawdziwy jej sens, a z drugiej strony nie chce się z nią rozstawać. Idealnie przeplatają się tutaj wątki dramatyczne ze scenami przepełnionymi grozą, gdzie bohaterowie muszą walczyć o przetrwanie z pragnącymi ich mięsa Głodnymi. Nie sposób nie współczuć bohaterom, ale i też z przerażeniem spoglądamy na to w jakim kierunku zmierza ta fabuła. No, bo serio... co może się wydarzyć w jednotomowej powieści, gdzie zostało gdzieś około 30 stron do końca, a postacie staja przed barierą niemalże nie do pokonania?! Można powiedzieć, że to akurat byłoby dość przewidywalne, gdybyśmy zdali sobie sprawę z nieuchronności zakończenia.
     To co tutaj najbardziej boli to brak jakiejkolwiek genezy. M.R. Carey nie daje nam możliwości oceny bohaterów przez pryzmat ich przeszłości- przynajmniej większości. Nie jest do końca pewne skąd w ogóle wziął się cały ten grzyb i jak to się stało, że aż tylu ludzi zostało zainfekowanych. Nie wiadomo, skąd wzięli się cali Złomiarze, czy mają jakieś początki, czy to po prostu naturalna kolej rzeczy w wizjach postapo. Autor pozostawia czytelnika z bardzo wieloma pytaniami, a udziela tak niewiele odpowiedzi. Jest to bardzo frustrujące!
     Przygoda z „Pandorą” przebiega zupełnie inaczej niż moglibyśmy się spodziewać. Czego można jednak oczekiwać po tak nieoczywistej okładce, która skłania się bardziej ku jakiejś lekkiej, wiosennej opowieści niżeli fabule z piekła rodem. Polski tytuł jest aż nadto wymowny, bowiem każdy kto zna się na mitologii greckiej wie kim była Pandora- łatwo więc powiązać ją z ewentualnym finałem powieści. Finałem, który jest zaskakujący i mocno niepokojący. Pomyśleć, że ten nietypowy dramat, wywołujący dość kontrowersyjne emocje, okraszony grozą nie wskazywał na powstanie małego geniusza, który jedną decyzją zmieni całkowicie wrażenia jakie pozostawia o jego osobie, jak i całej powieści.


Ocena: 5/6
Recenzja dla wydawnictwa Otwarte!

otwarte.eu


Tytuł oryginalny: The Girl with All the Gifts / Tłumaczenie: Martyna Tomczak / Wydawca: Otwarte / Gatunek: horror / ISBN 978-83-7515-352-1 / Ilość stron: 416 / Format: 136x205mm
Rok wydania: 2014 (Świat), 2016 (Polska)

2 komentarze :

  1. Dla mnie Pandora była świetna i zupełnie nie przeszkadzał mi brak przeszłości głównych bohaterów. Myślałam, że jak zombie to będzie oklepane, a wyszło rewelacyjnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ogólnie też się podobała. Dawno się nie wciągnęłam tak w książkę. Szkoda tylko, że nie było genezy tego wszystkiego. Po prostu był grzyb i już.

      Usuń