Ten
rok jest wyjątkowy. Co rusz superbohaterowie toczą ze sobą walki
lub zwyczajnie zlewają cały system. Nie wspominając już o tym, że
studio Marvela dominuje w tym roku ze swoimi produkcjami. Kwiecień
„należał” do starcia dwóch gigantów DC Comics- Batmana i
Supermana, więc Marvel nie mógł pozostać w tyle- triumfując
miesiąc później. Ponownie zaangażował braci Russo do kontynuacji
przygód Kapitana Ameryki. Tym razem jednak skupił się na
wyjątkowym konflikcie, który doprowadził do „Wojny
bohaterów”
i na zawsze, albo przynajmniej długi czas, podzielił fanów
komiksowych ekranizacji na team Tony'ego Starka i team Stevena
Rogersa.
Grupa
Avengers podzieliła cały świat. Choć dzielnie broni cywilów, to
jednak ich ruchy nie obywają się bez strat w ludziach. Odpowiedzią
na ich samowolną działalność staje się Protokół Sokovia,
podpisany przez ponad 100 państw, który ma podporządkować
decyzjom ONZ ruchy superbohaterów. Jedni z członków Avengers nie
mają problemów, aby na to przystać- jak chociażby Tony Stark
(Robert
Downey Jr.),
natomiast inni nie są w stanie przyjąć takich ograniczeń,
przykładowo Steven Rogers (Chris
Evans). Konflikt
między bohaterami i dotychczasowymi przyjaciółmi pogłębia się,
gdy na scenie ponownie pojawia się Zimowy Żołnierz (Sebastian
Stan),
ponownie siejąc zamęt. Stark musi powstrzymać Rogersa przed
popełnieniem większej ilości błędów i wraz ze swoją ekipą
wzbogaconą o nowicjuszy staje do walki z jego poplecznikami.
Na
to starcie czekali chyba wszyscy fani Marvela. To właśnie oni
podzieleni zostali na dwie przeciwstawne frakcje. Tak Team Stark
stanął naprzeciw Team Rogers nie tylko na ekranie, ale również
wśród ludu fascynującego się ekranizacjami komiksów. „Wojna
bohaterów”
to jednak nie tylko rozgrywka między tym kto jest przystojniejszy,
kto sympatyczniejszy, a kto mądrzejszy. Jest to przede wszystkim
sprawnie przeprowadzona, dramatyczna rozgrywka o rzeczy ważne i
ważniejsze. Zaskakujące jest to, jak bardzo rozbudowane są
płaszczyzny tego konfliktu. Na etapie zapowiedzi determinujący
wydaje się być zaledwie jeden czynnik, natomiast w trakcie trwania
fabuły okazuje się, że dostajemy aż trzy bodźce do podziału i
chęci sympatyzowania z jedną z drużyn- o dziwo... za każdym
razem inną.
Kwestie, które dzielą Starka i Rogersa mają swoje
korzenie już praktycznie w „Avengersach”,
gdzie zawzięcie skakali sobie do gardeł, bo ich rozbuchane ego nie
dawało dojść im do porozumienia. To co się wydarzyło w
kontynuacji przygód ekipy superherosów pogłębiło ten problem i
efekty widać już na samym początku filmu. Tym razem jednak każdy
z nich ma więcej bądź mniej racji, ale każdego rozumowanie jest
warte rozważenia i poparcia. Bardzo dobrze, że twórcom udało się
zrobić coś więcej niżeli kino akcji z bohaterami w roli głównej.
Obnażyli ich dusze, pomogli dotrzeć do początków i przestali
robić z nich bogów, a w końcu zrobili ludzi posiadających serce
oraz wyrzuty sumienia, a także ludzi którzy mogą upaść. W końcu
przestała być to zwykła naparzanka tych dobrych ze złymi z
kosmosu, bądź z Ziemi. Ostatecznie dostaliśmy przejmujący obraz
drugiej strony barykady, czyli ludzi cierpiących po wybrykach
Avengersów. Nie ma się jednak co martwić, bowiem nawet i w tym
filmie pojawiają się sceny walki i to naprawdę bardzo dobre. Tak
świetnie skrojone, że początek seansu to praktycznie taniec na
ekranie z Czarna Wdową w roli primabaleriny, a nie kino
superbohaterskie. Walka na lotnisku przypominająca te avengerskie,
tak pięknie rozciągająca w czasie bieg Kapitana Ameryki i Zimowego
Żołnierza. No i ostateczna bitwa, która najnormalniej w świecie
łamie serce, bo przenosi się na zupełnie inny grunt. Zaskakuje i
przede wszystkim wzrusza, jak nigdy dotąd żaden film Marvela.
„Wojna
bohaterów”
to chyba pierwszy film ze świata Marvela, który w końcu łączy w
sobie całość. Niesamowite jest to, jak fabuła jest skutkiem
wydarzeń z poprzednich filmów i to nie tylko „Avengers”,
ale również
„Kapitana Ameryki”.
Zachwycające jest to jak wiele potrafi nagromadzić przy sobie
postaci. Tutaj nie ma przypadkowych osobników. Pojawiają się ci,
podziwiani i poznani wcześniej- jak chociażby Ant-Man, a także ci,
których historie dopiero poznamy- przykładowo Czarna Pantera.
Marvel pokusza się nawet o powołanie do życia, do nowego życia,
bohatera już nam znanego, czyli Spidermana. Ten ostatni dostarcza
zdecydowanie najwięcej humoru. Zaprezentowanie go jako dzieciaka ze
szkoły, totalnego fanboya bohaterów, to chwyt niemalże idealny,
bowiem każdy mógłby się z nim utożsamiać. Natomiast Pantera...
zachwyca pod względem wizualnym, ale również i mentalnym. Zarówno
w swojej wersji zakamuflowanej, jak i obnażonej. Aż nie mogę
doczekać się jego osobnego filmu. Natomiast starzy wyjadacze? Tony
Stark bardzo zyskuje w ludzkich oczach. Po raz pierwszy od dawna, o
ile w ogóle, pokazuje swoje prawdziwe oblicze, wrażliwe oblicze,
skrywane pod tym nonszalanckim uśmiechem i ciętym dowcipem. Żarty
idą na bok, a pojawiają się wyrzuty sumienia. Natomiast Steven
Rogers... ten człowiek to ma przechlapane już na całej linii.
Postać, która dotychczas uznawana była za wcielenie praworządności
i lojalności również pokazała swoją prawdziwą twarz. I to nie
taką jakiej byśmy oczekiwali. To sprawia, że w końcu przestał
być nudnym lalusiem i stał się kimś o wiele bardziej
interesującym.
Choć
tytuł „Wojna
bohaterów”
nie jest naszym wymarzonym dla nowej odsłony Kapitana Ameryki, to
trzeba przyznać, że wszyscy wiele się po nim spodziewali- w tym
też ja. Starcie wielkich ludzi, tak różnych charakterami, przeszło
jednak najśmielsze oczekiwania. Wielopłaszczyznowy konflikt, który
powoduje rozdarcie nie tylko w światku superbohaterów, ale także
fanów tej serii filmów, wynosi to kino na zupełnie inny poziom. Ze
zwyczajnej opowieści dla dzieciaków, gdzie walka goni walkę, a
robot uderza drugiego potwora prosto w ryjek, stało się tu coś
zjawiskowego- Marvelowi udaje się widza poruszyć dramatyzmem swojej
produkcji. Do tego świetnie łączy w jedno wszystkie
dotychczasowego wątki, a także nienachalnie wprowadza nowe twarze
do kinowego uniwersum. Świetnie zrealizowane, naprawdę
pierwszorzędne kino, który zaspokaja wszystkie nasze zmysły, a
także i moje osobiste pragnienia związane z... Czarną Panterą!
Ocena:
8/10
Oryginalny
tytuł: Captain
America. Civil War
/
Reżyseria:
Anthony
Russo, Joe Russo
/ Scenariusz: Christopher
Markus, Stephen McFeely
/ Na podstawie: komiksu Marka Millara / Zdjęcia: Trent Opaloch /
Muzyka: Henry Jackman / Obsada:
Chris Evans, Robert Downey Jr., Scarlett Johansson, Sebastian Stan,
Anthony Mackie, Don Cheadle, Jeremy Renner, Chadwick Boseman, Paul
Bettany, Elizabeth Olsen, Paul Rudd, Tom Holland, Daniel Brühl,
Emily VanCamp, William Hurt, Martin Freeman / Kraj:
USA / Gatunek: Akcja,
Sci-Fi
Premiera:
12 kwietnia 2016 (Świat) 06 maja 2016 (Polska)
Prześlij komentarz