Punkt
#31. Film niemy
Oryginalny
tytuł: Nosferatu, eine
Symphonie des Grauens |
Reżyseria: Friedrich Wilhelm Murnau | Scenariusz: Henrik Galeen |
Obsada: Max Schreck, Alexander Granach, Gustav von Wangenheim, Greta
Schröder
| Kraj: Niemcy | Gatunek: Horror, Niemy
Premiera: 17 lutego 1922 (Świat)
Ocena: 7/10
Klasyk
nad wszystkie klasyki. Klasyk kina grozy. Klasyk kina
wampirystycznego. Pierwszy w tym temacie, niemiecki, a to wszystko
przez Friedricha Wilhelma Murnau, który w czasach kina niemego dał
widzom przerażającego „Nosferatu- symfonia
grozy”.
Młody mężczyzna, pomocnik agenta nieruchomości, wyrusza do
Transylvanii, aby ubić interes życia. Na miejscu ma się zająć
sprzedażą posiadłości hrabiego Orloka. Nie spodziewa się jednak,
że jego klient skrywa tajemnicę, która nie tylko odstrasza
okolicznych mieszkańców, ale przede wszystkim odmienia życie
młodzieńca.
Film
Murnau jest tworem dość specyficznym, bowiem rozgorzała wokół
niego walka o prawa autorskie. „Nosferatu-
symfonia grozy”
jest luźną interpretacją kultowej i równie klasycznej powieści
Brama Stokera, o której prawa upomniała się później wdowa po
Stokerze. Jako, że reżyser bezprawnie wykorzystał powieść musiał
wyzbyć się wszystkich kopii filmu. Na szczęście kilka cudem
ocalało i dziś można je oglądać na całym świecie. Szczęśliwie
obraz zawdzięcza sukces nie tylko całej tej awanturze wokół
niego, ale przede wszystkim temu jak został zrealizowany.
Oczywiście, fabuła z lekka kuleje, można wręcz powiedzieć, że
jest dosyć nijaka, bowiem momentami wydaje się mocno nielogiczna i
bezsensowna. Pokraczne zwroty akcji, dziwne reakcje bohaterów i
naprawdę skrajne emocje, które wzbudza. Na szczęście jej
wykonanie to zupełnie inna bajka. Mroczny obraz z bardzo surowymi
wnętrzami, który jest niesamowicie klimatyczny i o dziwo budzi
swoisty dyskomfort nawet teraz, po prawie stu latach od produkcji.
Skoro film niemy, to bardzo dużą rolę w budowaniu napięcia gra
oczywiście muzyka. Mam co do niej mocno mieszane uczucia, bo choć
kompozycje ekipy Jamesa Bernarda są całkiem melodyjne i ciekawe w
swoim brzmieniu, to jednak... momentami zamiast podsycać uczucie
przerażenia, sprawiają, że mamy ochotę roześmiać się podczas
seansu. Daje to mocno karykaturalny wyraz i zdecydowanie potęguje
naszego strachu- a szkoda. Inną znaczącą kwestią jest oczywiście
gra aktorska. Bez dobrych aktorów potrafiących wyrażać swoje
emocje w przesadny sposób film niemy nie mógłby istnieć. Tutaj
ekipa sprawdza się na medal, co nie oznacza, że nie mamy ochoty
parsknąć śmiechem na widok tych przerysowanych reakcji. Kluczową
postacią jest tutaj oczywiście Nosferatu. Max Schreck jest naprawdę
świetny w tej kreacji. Dzięki rewelacyjnej charakteryzacji jest
naprawdę realistyczny, więc nic dziwnego, że swego czasu naprawdę
uważano go za wampira. Produkcja ta wywołuje skrajnie mieszane
uczucia, bowiem bardziej bawi niżeli straszy. Nie mniej, szacunek
dla tego klasyka się należy.
Punkt
#35. Poproś o
polecenie filmu nowopoznaną osobę
Oryginalny
tytuł: The Horse
Whisperer | Reżyseria:
Robert Redford | Scenariusz: Eric Roth, Richard LaGravenese | Obsada:
Robert Redford, Kristin Scott Thomas, Scarlett Johansson, Sam Neill,
Dianne Wiest, Chris Cooper, Cherry Jones | Kraj: USA | Gatunek:
Melodramat
Premiera: 15 maja 1998 (Świat) 02 października 1998 (Polska)
Ocena: 7/10
Robert
Redford to prawdziwy człowiek orkiestra. Świetny aktor, któremu
raz na jakiś czas zdarza się pobawić w reżysera, tak jak
chociażby przy realizacji ekranizacji
„Zaklinacza koni”,
gdzie nie tylko stanął za kamerą, ale również i przed nią.
Młode pasjonatki jeździectwa konnego ulegają wypadkowi w zimowy
dzień. Jedna z nich ginie na miejscu pod kołami ciężarówki, a
druga ląduje w szpitalu leczy rany. Jednakże wydarzenie to o wiele
silniej wpłynęło na psychikę jej ukochanego konia, dlatego też
jej matka postanawia poprosić o pomoc znakomitego zaklinacza koni.
Jest to jeden z nielicznych filmów, które rozpoczynają z mocnym
przytupem. Dla większości okazuje się być to falstartem i potem
toczą się po równi pochyłej. Z filmem Redforda niekoniecznie tak
jest, choć z pewnością nie jest to mrożąca krew w żyłach
produkcja, jaką zapowiedział nam straszliwy wypadek z początku
filmu. Traumatyczne wydarzenia, które mocno weszły na psychikę
bohaterów, ale również i widzów, bowiem każdy chyba ma problem z
patrzeniem na cierpienie zwierząt, a sytuacja na drodze i to co
widzimy pod mostem zmraża krew wyciskając łzy. Na szczęście,
później atmosfera odrobinę się uspokaja, bowiem produkcja
zamienia się w dramatyczną walkę o konia, a także swobodę młodej
dziewczyny, która musi dostosować się do nowych warunków jakie
zostały jej narzucone. Proces długi, niekiedy dość bolesny, ale
jakże łagodzący skołatane serca. Najwyraźniej te zaniedbane
również, bowiem gdzieś po drodze w tym wszystkim wkrada się motyw
romansu, który chyba nie może być bardziej chybionym przy takich
wydarzeniach. Idealnie prezentuje się tutaj więc jak konkretni
ludzie reagują na konkretne problemy i w jaki sposób sobie z nimi
radzą. Nikt nie jest idealny i z taką właśnie myślą pozostawia
się widza, bowiem nie ma tutaj jednoznacznego zamknięcia, które
dałoby odpowiedzi na wszystkie pytania, nawet te moralne. Robert
Redford jest tutaj niezwykły. Jako zaklinacz sprawdza się wręcz
idealnie z tym swoim stoickim spokojem. Kreuje się na bardzo ciepłą
choć lekko zdystansowaną postać. Towarzyszące mu na ekranie
Kristin Scott Thomas oraz młodziutka Scarlett Johansson dzielnie
dotrzymują mu kroku. I tak we trójkę, a nawet czwórkę- razem z
koniem, tworzą niezwykle ciepły, choć momentami wstrząsający
film, który pomimo długości powinien przypaść do gustu każdemu
wrażliwcowi.
Oryginalny
tytuł: Dangerous
Liaisons | Reżyseria:
Stephen Frears | Scenariusz: Christopher Hampton | Obsada: Glenn
Close, John Malkovich, Michelle Pfeiffer, Swoosie Kurtz, Keanu
Reeves, Uma Thurman | Kraj: USA | Gatunek: Melodramat, Kostiumowy
Premiera: 16 grudnia 1988 (Świat) 31 grudnia 1988 (Polska)
Ocena:
8/10
Wiekopomne
dzieło najwyższych lotów. Ekranizacja znakomitej powieści
epistolarnej, w której zobaczymy całą plejadę gwiazd.
Wielokrotnie nagradzane „Niebezpieczne związki”
szturmem podbiły moje serce.
Markiza wchodzi w układ ze swoim kochankiem, jakoby miała mu się
oddać jeżeli tylko uda mu się uwieść nową wybrankę jej byłego
męża. Intryga ta przybiera jednak nieoczekiwany obrót, bowiem
mężczyzna ma własny cel, którym jest piękna mężatka.
Historia znana przez wszystkich i tak często będąca inspiracją
dla współczesnych twórców. Schemat uwodzenia kobiety dla swoich
własnych powódek, niczym nie różni się od prawdziwego życia,
dlatego właśnie tak ciepło przyjęto zarówno powieść
Choderlosa, jak i jej ekranizację Frearsa. Obraz ma niesamowicie
intymny charakter, w którym nie ma czasu na zbędności. Atmosfera
budowana jest gestem, dotykiem, mimiką... jest to niesamowicie
subtelne i jakże bardzo pociągające. Niechciane romanse,
odpychające zaloty, kłamliwe przyjaźnie i wysoce zaawansowane
intrygi. Cała masa listów płynąca od nadawcy do adresata,
zapisywane wiecznym piórem rękami mężczyzn i kobiet. Jest w tym
coś niesamowicie osobliwego, bowiem już na pewnym etapie filmu
oczywistym staje się, że słowa są zbędne. Aktorzy zapewniają
całkowite zrozumienie fabuły, ale przede wszystkim rozłożenie na
czynniki pierwsze niesamowitych osobowości. Znakomite role Glenn
Close, czy Michelle Pfeiffer dają się zapamiętać na zawsze. John
Malkovich stale jest odpychający, ale to najwyraźniej kwestią jest
gustu. Cały obraz jest jednak niesamowicie piękny. Cudowne
kostiumy, przepiękne wnętrza, no i te krajobrazy... Urzeka z każdą
minutą coraz bardziej i pozwala się zatopić w tej momentami
przewrotnej historii. Będzie więc to jeden z moich najbardziej
ulubionych tytułów, do których pewnie i nie raz jeszcze wrócę. W
końcu... jest do czego!
Prześlij komentarz