NOWOŚCI

piątek, 4 grudnia 2015

SZORTy #21: Dziecko Rosemary, Wyścig, Przychodzi facet do lekarza

Punkt #24. Film Romana Polańskiego
Oryginalny tytuł: Rosemary's Baby | Reżyseria: Roman Polański | Scenariusz: Roman Polański | Obsada: Mia Farrow, John Cassavetes, Ruth Gordon, Sidney Blackmer | Kraj: USA | Gatunek: Horror, Psychologiczny

Premiera: 12 czerwca 1968 (Świat)
Ocena: 5/10

      Niezaprzeczalny klasyk gatunku. Jeden z najlepszych filmów wszech czasów, no i przede wszystkim prowodyr wszelkich poczęć diabelskich. „Dziecko Rosemary” jest tworem naszego rodaka Polańskiego i duma rozpiera, że to właśnie jego praca stała się inspiracją dla późniejszych twórców horrorów.
      Pewne małżeństwo przeprowadza się do uroczej kamienicy, aby rozpocząć nowe, wspólne życie. Niestety, ich z pozoru szczęśliwie życie zostaje zaburzone przez śmierć sąsiadki. Wówczas nieocenione okazuje się wsparcie reszty sąsiadów, będący przy nich na każdym kroku. Jednakże gdy kobieta zachodzi w ciążę zaczyna podejrzewać, że współmieszkańcy należą do tajemniczej sekty.
      Z filmami takimi, jak „Dziecko Rosemary” jest spory problem, gdy ogląda się je w dzisiejszych czasach. Widz, który przez wiele lat nasiąkł filmami, które bazowały na klasykach nie do końca potrafią odnaleźć się w klimacie tamtejszej epoki. Zrozumiała jest ówczesna fascynacja tytułem, to uczucie przytłoczenia, osaczenia w związku z nowym miejscem, otoczeniem. Budowanie napięcia dialogami, które teraz wydają się na totalnie nużące, wręcz zupełnie zbędne, niewnoszące niczego do ogólnej fabuły. A może po prostu środek nocy nie jest najlepszą porą na oglądanie takich filmów? Nie trudno docenić jest klimat. Uczucie klaustrofobicznego potrzasku jest zdecydowanie wyczuwalne, budzi mocny niepokój i jest to genialne. Emocjonujące jest to zburzenie ludzkiego spokoju, zaufania do ludzi i sąsiada, sielankowego życia, które dotyczyć może każdego człowieka, a wszystko to dokonane za pomocą deseru! Psychoza bohaterki, tak dobrze odegrana przez Mię Farrow, a jednak tak mocno przesadzona... To wszystko daje w efekcie dość przeciętny obraz, przynajmniej na te czasy, ale może i niegdyś było to wspaniałe zjawisko kinematografii.

Punkt #6. Film sportowy
Oryginalny tytuł: Rush | Reżyseria: Ron Howard | Scenariusz: Peter Morgan | Obsada: Chris Hemsworth, Daniel Brühl, Olivia Wilde, Alexandra Maria Lara | Kraj: USA, Wielka Brytania, Niemcy | Gatunek: Biograficzny, Dramat, Sportowy
Premiera: 02 września 2013 (Świat) 08 listopada 2013 (Polska)
Ocena: 7/10

     Filmy biograficzne sprzedają się najlepiej, w szczególności jeżeli przedstawiają wyraziste charaktery i niebanalne historie. Ron Howard sięga do życiorysu dwóch gwiazd Formuły 1 i przenosi na ekran ich nietypową przyjaźń nadając jej tytuł „Wyścig”.
      Niki Lauda może mieć wszystko, a pragnie tylko jednego – ścigania się w wyścigach i wygrywania. Ma jednak mocnego przeciwnika w postaci człowieka nieznającego strachu, gotowego na wszystko Jamesa Hunta. Żaden nie spocznie dopóki nie pokona tego drugiego. Daje to początek niezwykłej rywalizacji na torze wyścigowym Formuły.
      Filmografia Howarda prezentuje cały wachlarz najrozmaitszych gatunków i historii. „Wyścig” dołącza do tych wspaniałości wraz ze swoim dynamizmem, fabułą i bohaterami. Nie jest to jednak tytuł, w którym darzyć będziemy postaci szczerą sympatią- wręcz przeciwnie. Arogancja tej dwójki przyćmi ich wszelkie inne zalety, czy wady, wykrzykując jedno – zapomnij, że ich polubisz! Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegamy mocy w ich przyjaźni. Chorobliwa rywalizacja, w której każdy gotowy jest niemalże na wszystko- daje momenty ogromnych zaskoczeń, a przy okazji również wzruszeń. Wypadki, ogień, szpitale, kontuzje... wszystko to bardzo bolesne i odczuwalne również dla widza. Tworzą dramaturgię, budują napięcie i przede wszystkim koncentrują uwagę widza. Samochody są szybkie, choć może nie tak urodziwe jakbyśmy chcieli, ale nie o wygląd tutaj chodzi, a siłę. Fascynująca jest ta determinacja, porywające są wyścigi, bardzo dobra gra aktorska zarówno Hemswortha, który nie jest już jedynie Thorem, jak i Brühla. Pomimo wszystko pełno tutaj dłużyzn dających dość senną atmosferę, a także dialogów, które rozbijają napięcie. Nie zmienia to jednakże faktu, że jest to jeden z najlepszych filmów o samochodach, jakie przyszło mi oglądać.

Punkt #47. Francuska komedia
Oryginalny tytuł: Supercondriaque | Reżyseria: Dany Boon | Scenariusz: Dany Boon | Obsada: Dany Boon, Alice Pol, Kad Merad, Jean-Yves Berteloot, Judith El Zein | Kraj: Francja, Belgia | Gatunek: Komedia
Premiera: 26 lutego 2014 (Świat) 11 lipca 2014 (Polska)
Ocena: 7/10

      Znany francuski komik powraca jako reżyser i aktor w swojej najnowszej komedii. „Przychodzi facet do lekarza” to humorystyczne rozliczenie z jego osobistą dolegliwością, a także prezentacja własnych obserwacji i doświadczeń.
    Romain Faubert jest skrajnym hipochondrykiem. Unika kontaktu z ludźmi, a także z przedmiotami, nie rozstając się ze środkiem dezynfekującym. Jest utrapieniem dla swojego lekarza, przyjaciela, rodzinnego, który chciałby, aby jego najwierniejszy pacjent w końcu znalazł sobie kogoś innego do dręczenia, np. jakąś kobietę. Życie Romaina ulega jednak diametralnej zmianie, gdy przyjaciel zabiera go do bazy pomagającej emigrantom. Tam odnajduje miłość, a także wielkie kłopoty.
      Najnowsza komedia od Dany'ego Boona to genialna propozycja na leniwy wieczór. Produkcja prezentująca niezwykłą postać Romaina, którym jest każdy zwykły człowiek diagnozujący się na podstawie tego co wyczyta na internetowych forach. Przy okazji staje się ciekawą analizą ludzkiej psychiki i relacji człowieka z własnym lekarzem. Genialnie zaprezentowane przez świetne dowcipy, ale przede wszystkim wpadki sytuacyjne, które niejednokrotnie rozbawią nas do łez. Może trąci to banałem, bo z takich chwytów już dawno powinno dorosnąć dojrzałe kino, ale właśnie te tanie manewry bawią najbardziej. Sam Boon świetnie sprawdza się w tej roli, w końcu sam podziela dolegliwość swojego bohatera, choć jak sam twierdzi nie aż tak paranoidalnie. Nie stanowiło więc dla niego większego problemu wcielenie się w najważniejszą z postaci i jednocześnie reżyserowanie całego obrazu. Film zyskuje jednak większego rozmachu, kiedy do akcji wkracza rewolucjonista, tematyka wojny domowej, no i elementy grozy. Boon idealnie odgrywa udawanie owej persony, bowiem wychodzi mu to tak komicznie, że bardzo szybko traci się powaga sytuacji. Francuski twórca może trochę za bardzo popuścił wodze fantazji, kiedy to puścił w świat swojego bohatera. Lekka przesada z tą rewolucją, choć i tutaj nie zabrakło humoru i chęci odzyskiwania własnych korzeni. Nie mniej, to o wiele za dużo. Można było poprzestać na elemencie hipochondrii, który całkowicie sam by sobie poradził.

Prześlij komentarz