Nie
zauważyłam, aby temat zombie został wyczerpany do końca, czy może
znudził się komukolwiek. Gdzie się nie spojrzy można obejrzeć
film o trupach, przeczytać książkę o nieumarłych, czy pograć w
grę na Xboxie. I tak, seriale też można obejrzeć. Póki co świat
stanął na etapie jednego „The
Walking Dead”.
Wszystko miało się dobrze aż do jesieni roku 2014, kiedy rozpoczął
się nowy sezon w amerykańskiej telewizji. Wtedy to dwa całkiem
odmienne stacje dały nam dwa zupełnie różne, ale przede wszystkim
całkiem nowe, seriale o żywych umarłych.
„Z Nation”
opowiada o grupce ocalałych, która stara się przetransportować
kolesia do Waszyngtonu. Jest on ich skarbem, gdyż był poddał się
on eksperymentowi i teraz nosi w sobie lekarstwo na wirusa Z.
Natomiast „iZombie”
to historia młodej kobiety, która na skutek nieszczęśliwej
decyzji o wyborze miejsca na imprezę zostaje zombie. Chcąc uniknąć
pożerania ludzi zatrudnia się w prosektorium, gdzie szamie mózgi
ofiar przestępstw przejmując ich wspomnienia i zdolności. Jak
widać są to dwa różne typy seriali. Asylum dało nam typowy
survival, produkcję postapo, która świetnie się odnajduje w
dzisiejszej popkulturze. Uczucie osamotnienia, utraty nadziei i
innego tego typu bzdety są mocno wyczuwalne, ale w sumie po co się
dołować skoro można przełamać to poczuciem humoru. Natomiast
Table Six we współpracy z DC Comics i Warner Bros. daje nam mocno
komiksowy świat, realny świat, gdzie zombie to jakaś choroba, nie
gorsza wcale od grypy, która daje możliwość całkowicie żywego
funkcjonowania przy odpowiednich zasobach. Tutaj można zapomnieć o
horrorze. Serial ten to bardziej kryminał powiązany z dramatem i
romansem.
Przeprawa
przez oba seriale chwilami wydaje się niemożliwa. W przypadku „Z
Nation”
króluje nierówność konstrukcji. Na przemian doświadczamy
odcinków świetnych i odcinków mocno średnich. Problem jednak w
tym, że dajemy mu szansę, a potem już całkowicie toniemy w
fascynacji tym, co dało nam Asylum. Najbardziej widoczna jest jego
odmienność od „The Walking Dead”
- serialu, w którym zombie są jedynie tłem, a całość skupia się
na relacjach międzyludzkich. Tutaj tak naprawdę ciężko jest
poczuć jakiekolwiek więzi. Tutaj wszystko nastawia się na
dynamiczną akcje i chęć zaskoczenia widza. To co w produkcji
Darabonta dzieje się dopiero w sezonie 5,
Schaefer
daje nam już w pierwszych epizodach. Postęp jest tutaj
niewiarygodny, o czym idealnie świadczy epizod ze sztafetą zombie.
Głupie to było, jak nie wiem co! Śmieszne, szokujące i takie
nietypowe. Trochę inna historia przydarza się „iZombie”.
Koncepcja fabularna początkowo wydaje się nader ciekawa, ale
niestety... szybko tracimy zainteresowanie schematycznością
kolejnych epizodów. I kiedy już mamy ustawić nasze myśli z dala
od kolejnych seansów dzieje się rzecz niesamowita- akcja zaczyna
nabierać tempa, robi się intrygująco, a my nie możemy przetrwać
czasu, który musimy zmarnować w oczekiwaniu na kolejny odcinek.
Tym
co radykalnie odróżnia jeden serial od drugiego to przede wszystkim
prezentacja zombie. „Z Nation”
oferuje bardzo dobrze znany nam wizerunek tych istot. Nie dość, że
biorą się z tajemniczego wirusa to dodatkowo są krwiożercze,
bezmózgie- no przecież dlatego chcą jeść mózgi! To maszyny do
zabijania, które nie są niezniszczalne. Gorzej jedynie stajemy w
pojedynkę do walki z całą hordą. No sorry, wtedy nie ma co liczyć
na nasze instynkty przetrwania. Kwestią istotną w serialu jest to,
że tak jak przy „The
Walking Dead”
- wszyscy są już zarażeni, więc jak padniemy trupem- bez względu
na to, czy poprzez to, że wszamały nas zombie, czy po prostu
dostaliśmy zawału serca z nadmiaru wrażeń, to pewniakiem obudzimy
się jako chodzący nieumarły. Inna rzecz ma się w serialu
„iZombie”.
Tamte twory niczym nie przypominają klasycznych monstrów, no może
poza sympatią do ludzkich mózgów, a w zasadzie nie sympatią, a
potrzebą, bo w gruncie rzeczy muszą sobie przyprawiać ten rarytas,
aby szamnąć go bez mdłości. Wygląda to tak, jakby ludzie nabyli
zmutowaną wersję grypy- bardzo to możliwe, gdyż bierze się to z
jakiegoś tajemniczego chemicznego, narkotykowego ustrojstwa, która
wzmaga ich pragnienie na ludzkie mózgi, a przy okazji strasznie
wybiela skórę i rozjaśnia włosy. Pozostają jednak w pełni władz
umysłowych, a nawet mogą nabywać nowe zdolności poprzez
pałaszowanie ich ulubionego smakołyku. Od czasu do czasu włącza
się instynkt morderczego zombie, ale w sumie któż nie zmienia się
radykalnie, kiedy jest szalenie głodny? W tym przypadku jednak
Snickers nie pomoże, no chyba, że doda się do tego mózg.
Zarówno pierwszy, jak i drugi serial to niezłe
ciekawostki w amerykańskiej telewizji. Oba całkowicie odmienne, oba
tak samo interesujące. Wszystko zależy od tego, jaki styl bardziej
komu odpowiada. Jeżeli ktoś bardziej preferuje klimaty postapo z
brutalnymi pożeraczami mózgów, to zdecyduje się na produkcję
Asylum. Ci jednak, którzy gustują w ekranizacjach komiksów, a wolą
mniejszą ilość flaków na ekranie, powinni zdecydować się na
obraz od DC Comics. Dla każdego coś dobrego, odnajdziecie się
jednak w każdym serialu z zombie jeżeli tylko przepadacie za tymi
monstrami. Poza tym... idealnie rozłożycie sobie czas makabrycznego
oczekiwania, gdyż pierwszy z nich śledzić możecie w pierwszej
połowie sezonu, na jesieni, podczas gdy drugi emitowany jest po
nowym roku. Osobiście polecam oba, ale ja zaliczam się do tej
trzeciej grupy fanów, czyli sympatyków wszystkich zombie.
Prześlij komentarz