NOWOŚCI

piątek, 24 lipca 2015

Pożeracze mózgów przybywają wraz z premierowymi serialami „Z Nation” oraz „iZombie”

     Nie zauważyłam, aby temat zombie został wyczerpany do końca, czy może znudził się komukolwiek. Gdzie się nie spojrzy można obejrzeć film o trupach, przeczytać książkę o nieumarłych, czy pograć w grę na Xboxie. I tak, seriale też można obejrzeć. Póki co świat stanął na etapie jednego „The Walking Dead”. Wszystko miało się dobrze aż do jesieni roku 2014, kiedy rozpoczął się nowy sezon w amerykańskiej telewizji. Wtedy to dwa całkiem odmienne stacje dały nam dwa zupełnie różne, ale przede wszystkim całkiem nowe, seriale o żywych umarłych.
     „Z Nation” opowiada o grupce ocalałych, która stara się przetransportować kolesia do Waszyngtonu. Jest on ich skarbem, gdyż był poddał się on eksperymentowi i teraz nosi w sobie lekarstwo na wirusa Z. Natomiast „iZombie” to historia młodej kobiety, która na skutek nieszczęśliwej decyzji o wyborze miejsca na imprezę zostaje zombie. Chcąc uniknąć pożerania ludzi zatrudnia się w prosektorium, gdzie szamie mózgi ofiar przestępstw przejmując ich wspomnienia i zdolności. Jak widać są to dwa różne typy seriali. Asylum dało nam typowy survival, produkcję postapo, która świetnie się odnajduje w dzisiejszej popkulturze. Uczucie osamotnienia, utraty nadziei i innego tego typu bzdety są mocno wyczuwalne, ale w sumie po co się dołować skoro można przełamać to poczuciem humoru. Natomiast Table Six we współpracy z DC Comics i Warner Bros. daje nam mocno komiksowy świat, realny świat, gdzie zombie to jakaś choroba, nie gorsza wcale od grypy, która daje możliwość całkowicie żywego funkcjonowania przy odpowiednich zasobach. Tutaj można zapomnieć o horrorze. Serial ten to bardziej kryminał powiązany z dramatem i romansem.
      Przeprawa przez oba seriale chwilami wydaje się niemożliwa. W przypadku „Z Nation” króluje nierówność konstrukcji. Na przemian doświadczamy odcinków świetnych i odcinków mocno średnich. Problem jednak w tym, że dajemy mu szansę, a potem już całkowicie toniemy w fascynacji tym, co dało nam Asylum. Najbardziej widoczna jest jego odmienność od „The Walking Dead” - serialu, w którym zombie są jedynie tłem, a całość skupia się na relacjach międzyludzkich. Tutaj tak naprawdę ciężko jest poczuć jakiekolwiek więzi. Tutaj wszystko nastawia się na dynamiczną akcje i chęć zaskoczenia widza. To co w produkcji Darabonta dzieje się dopiero w sezonie 5, Schaefer daje nam już w pierwszych epizodach. Postęp jest tutaj niewiarygodny, o czym idealnie świadczy epizod ze sztafetą zombie. Głupie to było, jak nie wiem co! Śmieszne, szokujące i takie nietypowe. Trochę inna historia przydarza się „iZombie”. Koncepcja fabularna początkowo wydaje się nader ciekawa, ale niestety... szybko tracimy zainteresowanie schematycznością kolejnych epizodów. I kiedy już mamy ustawić nasze myśli z dala od kolejnych seansów dzieje się rzecz niesamowita- akcja zaczyna nabierać tempa, robi się intrygująco, a my nie możemy przetrwać czasu, który musimy zmarnować w oczekiwaniu na kolejny odcinek.
      Tym co radykalnie odróżnia jeden serial od drugiego to przede wszystkim prezentacja zombie. „Z Nation” oferuje bardzo dobrze znany nam wizerunek tych istot. Nie dość, że biorą się z tajemniczego wirusa to dodatkowo są krwiożercze, bezmózgie- no przecież dlatego chcą jeść mózgi! To maszyny do zabijania, które nie są niezniszczalne. Gorzej jedynie stajemy w pojedynkę do walki z całą hordą. No sorry, wtedy nie ma co liczyć na nasze instynkty przetrwania. Kwestią istotną w serialu jest to, że tak jak przy „The Walking Dead” - wszyscy są już zarażeni, więc jak padniemy trupem- bez względu na to, czy poprzez to, że wszamały nas zombie, czy po prostu dostaliśmy zawału serca z nadmiaru wrażeń, to pewniakiem obudzimy się jako chodzący nieumarły. Inna rzecz ma się w serialu „iZombie”. Tamte twory niczym nie przypominają klasycznych monstrów, no może poza sympatią do ludzkich mózgów, a w zasadzie nie sympatią, a potrzebą, bo w gruncie rzeczy muszą sobie przyprawiać ten rarytas, aby szamnąć go bez mdłości. Wygląda to tak, jakby ludzie nabyli zmutowaną wersję grypy- bardzo to możliwe, gdyż bierze się to z jakiegoś tajemniczego chemicznego, narkotykowego ustrojstwa, która wzmaga ich pragnienie na ludzkie mózgi, a przy okazji strasznie wybiela skórę i rozjaśnia włosy. Pozostają jednak w pełni władz umysłowych, a nawet mogą nabywać nowe zdolności poprzez pałaszowanie ich ulubionego smakołyku. Od czasu do czasu włącza się instynkt morderczego zombie, ale w sumie któż nie zmienia się radykalnie, kiedy jest szalenie głodny? W tym przypadku jednak Snickers nie pomoże, no chyba, że doda się do tego mózg.
       Zarówno pierwszy, jak i drugi serial to niezłe ciekawostki w amerykańskiej telewizji. Oba całkowicie odmienne, oba tak samo interesujące. Wszystko zależy od tego, jaki styl bardziej komu odpowiada. Jeżeli ktoś bardziej preferuje klimaty postapo z brutalnymi pożeraczami mózgów, to zdecyduje się na produkcję Asylum. Ci jednak, którzy gustują w ekranizacjach komiksów, a wolą mniejszą ilość flaków na ekranie, powinni zdecydować się na obraz od DC Comics. Dla każdego coś dobrego, odnajdziecie się jednak w każdym serialu z zombie jeżeli tylko przepadacie za tymi monstrami. Poza tym... idealnie rozłożycie sobie czas makabrycznego oczekiwania, gdyż pierwszy z nich śledzić możecie w pierwszej połowie sezonu, na jesieni, podczas gdy drugi emitowany jest po nowym roku. Osobiście polecam oba, ale ja zaliczam się do tej trzeciej grupy fanów, czyli sympatyków wszystkich zombie.

Prześlij komentarz