Twórcy
coraz częściej łączą ze sobą skrajne gatunki, aby podnieść
atrakcyjność filmów. Ostatnimi czasy panuje moda na ulepszanie
tradycyjnych dramatycznych opowieści o dozę magii, tak jak to jest
w przypadku „Niezwykłego życia
Timothy Greena”. Film w
reżyserii Petera Hedgesa to swoista nauka dla przyszłych rodziców
adopcyjnych, a nauczycielem jest mały chłopiec z ogrodu.
Cindy
i Jim Greenowie otrzymują jedną z najgorszych wiadomości (Jennifer
Garner, Joel Edgerton)- nie mogą
mieć dzieci. Zrozpaczeni, pozbawieni ostatnich nadziei, nie potrafią
pogodzić się z prawdą. Postanawiają więc spisać wszystkie
cechy, jakie posiadałby ich wymarzony synek. Kartki wsadzają do
pudełka i zakopują w swoim ogrodzie. Kiedy wyjątkowo burzliwej
nocy słyszą tajemnicze hałasy z zaskoczeniem stwierdzają obecność
małego chłopca (Cameron 'C.J.'
Adams), dokładnie takiego, jak
sobie wyśnili. Ma on tylko jedną małą wadę- małe zielone listki
wokół kostek.
Amerykanie
kolejny raz wyskakują z genialnym przepisem na to jak szybko stać
się rodzicem. Tym razem trochę urozmaicają stary schemat i dodają
do tego nowe ingrediencje tworzące dziecko w ekspresowym tempie. Oj,
gdyby był jakiś magiczny sposób na zamianę dziewięciu miesięcy
męczarni, na jedno zwyczajne hokus pokus, to każda kobieta by z
niego skorzystała. „Niezwykłe
życie Timothy Greena” to
produkcja jakich dużo w światowej kinematografii. Młode małżeństwo
dojrzewające do tego, aby mogło zostać rodzicami, no i dziecko,
które naprawdę dojrzewa, bez względu na to czy w sposób
metaforyczny czy dosłowny. Schemat dość oklepany często
wywlekający na wierzch również coraz częstsze problemy ludzi z
zajściem w ciążę. Przy okazji takiej zawsze pojawiają się
dodatkowo dwa problemy, czy to zapłodnienia in vitro, czy adopcji. W
tym filmie ciężko mówić o tym pierwszym, choć nie jest to tak
całkowicie pozbawione sensu. Nie mniej, uwaga twórców, tak samo
jak i widzów skupia się na tym drugim, czyli adopcji. Jakby nie
było to właśnie tak zaczyna się ta opowieść, od rozmowy
kwalifikacyjnej w biurze adopcyjnym, gdzie to Cindy i Jim starają
się o adopcję dziecka. Wszakże chodzi tu właśnie o
rodzicielstwo, a nawet najróżniejsze jego barwy. Mamy tutaj dopiero
uczących się jak być rodzicami małżonków, których stawia się
naprzeciw prawdziwej pani domu ze swoimi wspaniałymi dzieciakami,
niczym wyciętymi z czasopisma. Z drugiej zaś strony pojawia się
tutaj też bardzo kiepska postawa rodzica, odbiegającego od ideału,
a w którą to nie chcą popaść młodzi Greenowie. Chodzi tu o
prawdziwą dumę z dziecka, bez względu na to czy spełnia nasze
chore ambicje, czy idzie własną drogą. Ponadto w dość
niecodzienny sposób ukazuje się tutaj walkę ze stereotypami, a
także i wychodzeniem poza przyjęte ramy naszej własnej osobowości.
Coś co trącić może lekką pospolitością, dzięki magicznej
atmosferze filmu przeradza się w coś zupełnie innego.
Oryginalny
tytuł: The Odd Life of
Timothy Green /
Reżyseria: Peter Hedges / Scenariusz: Peter Hedges / Zdjęcia: John
Toll / Muzyka: Geoff Zanelli / Obsada: Jennifer Garner, Joel
Edgerton, Cameron 'C.J.' Adams, Ron Livingston, Dianne Wiest,
Rosemarie DeWitt, Odeya Rush, Peter Morse, Common / Gatunek: Dramat,
Fantasy / Kraj: USA
Premiera: 15 sierpnia 2012 (Świat) 18 stycznia 2013 (Polska na DVD)
Magia
towarzyszy obrazowi od chwili, kiedy w życiu Greenów pojawia się
Timothy. Dzieciak idealny, niczym człowiek lasu ozdobiony liśćmi,
które skrywają swój własny sekret. Trudno jest nie polubić tego
dzieciaka, chociaż wystawianie się na budujące działanie promieni
słonecznych może być dość irytujące. W szczególności, kiedy
są ważniejsze rzeczy do zrobienia. Nie mniej, czym jest mecz piłki
nożnej w chwili doładowania swoich witek. Nie mamy tutaj
przeładowania efektami specjalnymi, wszystko skupia się w zasadzie
na niesamowitej grze światła i oczywiście muzyki. Geoff Zanelli
jednym razem potrafi nas zasmucić, innym z kolei rozbawić. Jego
utwory idealnie wkomponowują się w cały obraz.
Rzadko
kiedy zdarza się, aby w produkcji, gdzie istotą są uczucia,
aktorzy nie umieli ich z siebie wykrzesać, ani zarazić nimi widza.
Nie spodziewałabym się tego ani po Jennifer Garner, ani po Davidzie
Morse, którzy byli całkowicie bezpłciowi w tym obrazie. Garner to
jeszcze chociaż dawała nam radość z powodu jej uroczych dołeczków
w policzkach, ale reszta to dno. Joel Edgerton zachowywał się,
jakby ten cały problem w ogóle nie tyczył się jego. Można byłoby
podziękować całej obsadzie za te kiepskie występy, bo
przynajmniej nie przytłoczyli swoimi wątpliwymi osobowościami
małego Camerona 'C.J.' Adamsa. Dzieciak skupia na sobie całą
uwagę, choć oczywiście nie prezentuje sobą szczytu aktorstwa.
Myślę jednak, że jeżeli będzie dalej grywał to na jego filmy
gnać będą tłumy, i to nie tylko dla pięknej buźki.
Kiedy
pierwszy raz zobaczyłam zwiastun „Timothy Greena” od razu
zaświtała mi w głowie myśl, że muszę obejrzeć ten film! Po
długim czasie, w końcu nastał ten piękny dzień i ciężko jest
mi jednoznacznie stwierdzić, czy czuję się tym zawiedziona. Z
pewnością oczekiwania miałam znacznie większe, bowiem nie trudno
spodziewać się wystrzałowych efektów i prawdziwie fascynującej
historii. I nie jestem do końca pewna, czy to beznamiętna gra
aktorska, drugorzędna historia o ołówkach, czy to właśnie
minimalizm twórczy sprawia, że film jest zwyczajnie średni. Nie
mniej, tak właśnie jest, ale dla zielonych listków, wzruszającej
końcówki i uroczego dzieciaka warto zobaczyć ten film.
Ocena:
6/10

Premiera: 15 sierpnia 2012 (Świat) 18 stycznia 2013 (Polska na DVD)
Prześlij komentarz