Premiera: 25 września 2009 (Świat) 04 grudnia 2009 (Polska)
Zombie ponownie w natarciu, tym
razem od Fleischera Rubena, który niczym szczególnie nie zasłynął
w kinematografii. „Zombieland”
nie jest również zbytnim arcydziełem, ale trzeba przyznać, że w
końcu świat o nim usłyszał dzięki temu tytułowi. Jednakże
bardziej z powodu masy niedociągnięć i ogólnej nijakości, niżeli
jego wspaniałości.
Świat zawładnięty przez zombie. Główny bohater pochodzący z
Columbus stworzył sobie całą listę zasad, dzięki której da się
przetrwać w tym straszliwym świecie. Jedyne o czym marzy to dotrzeć
bezpiecznie do swojego domu, do rodziny. Na swojej drodze spotyka
nieustraszonego mężczyznę z Tallahassee pragnącego ciastek
Twinkies, a także dwójkę dziewcząt – Wichitę i Little Rock,
potrafiących rozbroić każdego napastnika.
Choć zombie są teraz na fali i
powstaje całkiem sporo ciekawych produkcji w tym temacie
„Zombieland”
niekoniecznie musi trafić do gustu każdego, w szczególności, że
wypada dość słabo na tle innych. Wszystko przez to, że nie może
się zdecydować, na którą kategorię się załapać. Czy zostać
obrzydliwym horrorem, czy rozbawiać widza absurdalnością, czy
bardziej zaintrygować człowieka nastoletnimi dramatami na ekranie.
Zapowiadało się ciekawie, bo w końcu wątek zombie nie należy do
najnudniejszych. Jednakże poza dość specyficznym poczuciem humoru
objawiającym się przez dość niecodzienną prezentację zasad
Columbusa nie ma tutaj nic co nie zanudziłoby na śmierć. Podejście
do zombie jest może mega luzackie, ale szkoda, że tych stworów
jest ich tutaj tak mało. Przez większość lubiany wątek z Billem
Murrayem dla mnie jest totalnie nie do zaakceptowania. Być może nie
poczułam klimatu komedii, swoistej parodii historii o zombie, gdzie
zazwyczaj świat spustoszony przez zombieapokalipsę jest
niebezpieczny, a tutaj jest on zwyczajnie nudny. Nie urzeka to w
żaden sposób i choć tak bardzo mnie namawiano do seansu, to ja nie
będę namawiać nikogo innego.
Oryginalny tytuł: Silent
Hill- Revelation 3D |
Reżyseria: Michael J. Bassett | Scenariusz: Michael J. Bassett |
Obsada: Adelaide Clemens, Kit Harington, Carrie-Anne Moss, Sean Bean,
Radha Mitchell, Malcolm McDowell, Martin Donovan | Kraj: USA, Kanada,
Francja | Gatunek: Horror
Premiera: 25 października 2012 (Świat) 02 listopada 2012 (Polska)
Ocena: -1/10
Wielu zadaje sobie pytanie,
dlaczego sequele nie dorównują swoim poprzednikom. Faktycznie,
zdarzają się sytuacje, że ciężko jest odpowiedzieć dlaczego nie
podoba nam się to, co następuje po pierwowzorze. Jednakże próba
Michaela J. Bassetta przywrócenia tak świetnego i klimatycznego
filmu jak „Silent Hill”,
stanowi kwintesencję wszystkiego tego, co mogło pójść źle przy
kontynuacji.
Młoda Sharon miewa straszliwe sny o tajemniczym mieście zwanym
Silent Hill. Od kiedy skończyła 9 lat wciąż przeprowadza się
wraz z ojcem. Ten jednak nie mówi jej całej prawdy ani o niej
samej, ani o śmierci jej matki. Pomimo wszelkich jego starań
dziewczyna w końcu trafia do Silent Hill, gdzie czeka na nią zakon
chroniący miasteczko przed demonem Alessą, licząc na to, że w
końcu wyzwoli ich z jej ciemności.
Pierwsza część ekranizacji
niezwykle mrocznej gry, jaką jest „Silent
Hill” została
przyjęta niesłychanie ciepło. Miało to wszystkie znamiona
idealnego filmu grozy- niebanalną opowieść, mrożący krew w
żyłach klimat, przerażające stwory, ale przede wszystkim...
traumatyczny finał. Druga część nie powinna w ogóle powstać,
przynajmniej nie w taki sposób. Jest to chyba najgorsza kontynuacja
i najbardziej zaprzepaszczona szansa na zrealizowanie genialnej serii
filmów. Nie ma tutaj w zasadzie nic. Opowieść jest tak bezmyślna
i przewidywalna, że od pierwszej chwili pojawienia się Kita można
wyznaczyć sens jego postaci. Głupot jest tutaj cała masa, a
scenariusz jest całkowicie niespójny. Do tego powiela się schematy
w straszliwych stworach, choć ich wykorzystanie jest co najmniej
bezsensowne. Zwykła prezentacja nie trzymająca się historii.
Efekty specjalne mogłyby być interesujące, w końcu jest tu
potencjał, ale nie da się na nie patrzyć. Nawet najciekawszy z
potworów- pająk lalkowy, wygląda przeokropnie. Jedyną klimatyczną
sceną jest rozsiewanie ciemności przez Alessę, ale i tak trąci to
efektami komputerowymi- zero realności. A już totalną porażką
jest tutaj gra aktorska... Adelaide Clemens była nie do zniesienia
ze swoją bezbarwnością. Kit Harington lepiej wygląda z brodą i
wąsem, bo jego wygolenie ewidentnie odebrało mu jego męskość.
Sean Bean natomiast mógłby się trzymać standardu, że w
większości filmach jego postaci umierają. Cały film przypomina
kiepskiej jakości obraz telewizyjny. Jest na tak żenująco niskim
poziomie, że już po 10 minutach seansu żałujemy, że w ogóle się
na niego zdecydowaliśmy...
Oryginalny tytuł: The
Purge: Anarchy |
Reżyseria: James DeMonaco | Scenariusz: James DeMonaco | Obsada:
Frank Grillo, Carmen Ejogo, Zach Gilford, Kiele Sanchez, Zoë
Soul,
Jack Conley | Kraj: USA, Francja | Gatunek: Thriller
Premiera: 18 czerwca 2014 (Świat) 18 lipca 2014 (Polska)
Ocena: 7/10
Kiedy filmy postapokaliptyczne,
dystopijne i antyutopijne zawładnęły światem pojawiła się „Noc
oczyszczenia”. Z
niekonwencjonalnym podejściem do dawania upustu agresji obywateli
zawróciła w głowie widzom na całym świecie. Teraz powraca,
wychodzi na ulice i przekracza granice w „Anarchii”.
Nowy rząd, nowe zasady, ale jedna pozostaje bez zmian- noc
oczyszczenia wciąż odbywa się raz do roku. Już od dłuższego
czasu podejrzewa się, że to niewygodne wydarzenie daje szansę na
zlikwidowanie biedoty. Takie hasła głosi ruch oporu przewodzony
przez niejakiego Carmelo. O jego słuszności przekonują się dwie
kobiety- matka i córka, które ocalone zostają przed zgubą przez
tajemniczego Sierżanta. Teraz muszą tylko przetrwać do rana...
Oglądanie najnowszej „Noc
oczyszczenia” jest niczym
przejście przez morze absurdalności i to nie związane z logiką i
nieskładnym scenariuszem, ale upadkiem moralności człowieka.
Najnowszy film od DeMonaco wstrząsa swoistą prawdą rządzącą
światem- kto ma pieniądze, ten ma władzę, może wykupić swoją
niewinność, przysłonić prawdę milionami. Produkcja trzyma w
napięciu może nie od pierwszej chwili, ale od pierwszego gongu
wybijanego w noc oczyszczenia. Nawet Ci niewinni nie pozostają
bezpieczni, a ich historia jest tak przejmująca, że ciężko
ogarnąć to rozumem. A co zrobić jak system nie do końca się
sprawdza? Trzeba wspomóc jego realizację za sprawą zamaskowanych
pomocników. Świetna jest tutaj ta wielowarstwowość, bowiem
historia nie skupia się jedynie na bohaterach i ich problemach (tym
razem o wiele bardziej złożonych, niż w pierwszym filmie), ale
również na mechanizmie działania tej wyjątkowej nocy. Z jednej
strony jest to bardzo frustrujący obraz, gdzie w niedowierzaniu
będziemy łapać się za głowy, ale z drugiej strony to jest
właśnie genialne w tym filmie, tym, że widz faktycznie angażuje
się w opowiadaną historię, zżywa się z bohaterami i wraz z nimi
przeżywa.
Prześlij komentarz