Oryginalny tytuł: The
Grand Budapest Hotel |
Reżyseria: Wes Anderson | Scenariusz: Wes Anderson | Obsada: Ralph
Fiennes, Tony Revolori, F. Murray Abraham, Adrien Brody, Willem
Dafoe, Edward Norton, Saoirse Ronan, Jude Law | Kraj: USA, Wielka
Brytania, Niemcy | Gatunek: Komedia, Dramat
Premiera: 06 lutego 2014 (Świat) 28 marca 2014 (Polska)
Wes Anderson, czyli człowiek o bardzo dobrym wyczuciu smaku, co
udowodnił chociażby takim filmem, jak „Kochankowie z
księżyca”. Jednakże to co uczynił przy okazji „Grand
Budapest Hotel” przechodzi najśmielsze oczekiwania.
Najwyraźniej jego wyrazistość spodobała się również Akademii,
która uznała go jednym z najlepszych filmów 2014 roku.
Grand Budapest Hotel lata świetności ma już za sobą. Nie zmienia
to faktu, że poczytny pisarz chce zaznajomić się z jego historią
i przyjeżdża na miejsce, aby porozmawiać z właścicielem.
Dzięki niemu nie tylko poznaje początki jego kariery jako boya
hotelowego, ale również historię niezwykłego przyjaciela,
ulubionego szefa, konsjerża- sir Gustava.
Najnowszy film Andersona jest jednym z tych wyjątkowych. Bardzo
przeciętna, z pozoru historia, która skrywa pod swoją powierzchnią
opowieść o wielkiej przyjaźni i niezwykłej lojalności. Ulokowana
w czasach wojennych akcja ukazująca nietypowe podejście do
nielegalnych imigrantów. W końcu to także obraz pełen
sentymentów, emocji, dający szanse na poznanie niezwykłego
człowieka jakim był sir Gustav. Ralph Fiennes cudownie odnalazł
się w tej nietuzinkowej roli- zachwycając gestami i ogólnym
poczuciem humoru, bo tego nie można odmówić ani jemu, ani całej
produkcji. Film bowiem naśmiewa się z ówczesnych czasów, dając
pstryczka w nos bogaczom. Dla podkreślenia fabuły z lekkim
przymrużeniem oka twórca wybiera dość osobliwą formę przekazu.
Każdy element jest wyrazisty i z przytupem staje na stanowisku, że
film jest wyjątkowy. Genialna oprawa wizualna, kostiumy w
najcudowniejszych barwach, no i ta scenografia... coś wspaniałego!
Muzyka stworzona przez mistrza Desplata podkreśla lekkość i
zdystansowanie do filmu. Pomysł jest i to się sprawdza. I choć
fabuła nie należy może do najbardziej ambitnych, a akcja do
najbardziej dynamicznych to jednak forma prezentacji jak najbardziej
urzeka, czyniąc film o wiele ciekawszym niż można by oczekiwać.
Niebanalny, wyjątkowy – konieczny do obejrzenia.
Oryginalny tytuł: Boyhood
| Reżyseria: Richard Linklater | Scenariusz: Richard Linklater |
Obsada: Ellar Coltrane, Patricia Arquette, Ethan Hawke, Lorelei
Linklater, Elijah Smith | Kraj: USA | Gatunek: Dramat
Premiera:
19 stycznia 2014 (Świat) 29 sierpnia 2014 (Polska)
Ocena: 7/10
Mówią, że jest wielki. Mówią, że jest przełomowy. Niektórzy
twierdzą nawet, że jest najlepszym. „Boyhood” od
Richarda Linklatera zbiera wszelkie nagrody filmowej branży ze
względu na swoją innowacyjną formę realizacji.
Mason jest zwyczajnym dzieciakiem pochodzącym ze zwyczajnej
rodziny, niepełnej rodziny. Wraz ze swoją matką i starszą siostrą
starają znaleźć sobie miejsce w świecie po tym jak odszedł od
nich mąż i ojciec.
Przez niemalże trzy godziny obserwujemy dwunastoletnie męki tej
typowej amerykańskiej rodziny. To właśnie ten element jest
największą sensacją wśród filmoznawców, uważających
realizację za majstersztyk. „Boyhood” to historia
o dorastaniu nie tylko chłopca, ale i całej jego rodziny. Każdy
tutaj starzeje się z godnością. Faktem jest, że ciekawie jest
spoglądać na Masona i Samanthę na różnych etapach ich życia,
tak bardzo rozwijających się. Aczkolwiek poza tym, film nie oferuje
sobą zbyt wiele. Jest to zwyczajna opowieść, niczym nie
zachwycająca. Dramatyczna jak życie każdego. Pełna pomyłek,
nieudanych związków, marzeń i zawodów. Nic nadzwyczajnego, bo tak
naprawdę jest to film o niczym. Ciekawie zaprezentowany jest tutaj
upływ czasu, sygnalizowany jedynie chyba zmianami fryzur, bo
chwilami ciężko jest się połapać w wydarzeniach rozgrywających
się na ekranie. Czy to wciąż teraźniejszość, czy może już
minęło kilka lat? Nie mniej, nie zaburza to płynności obrazu- o
dziwo. Efekt świetnego montażu, najzwyczajniej. Trudno jest mówić
o aktorstwie, jeżeli oglądane sceny nie wymagają zbyt wielkiego
nakładu twórczego od aktorów. Ellar
Coltrane, choć jest tutaj czołową postacią, po prostu jest, nic
więcej. Całość dźwiga osoba Arquette, której też daleko do
perfekcji. Ach... zdziwię się, jak to ona dostanie Oscara za swoją
rolę. Ogólnie film jest dobry, ale w moim odczuciu nie zasługuje
na miano najlepszego.
Oryginalny tytuł: Whiplash
| Reżyseria: Damien Chazelle | Scenariusz: Damien Chazelle | Obsada:
Miles Teller, J.K. Simmons, Paul Reiser, Melissa Benoist, Austin
Stowell, Nate Lang | Kraj: USA | Gatunek: Dramat, Muzyczny
Premiera:
16 stycznia 2014 (Świat) 02 stycznia 2015 (Polska)
Ocena: 8/10
Każdego roku zdarza się, że
przy okazji oscarowej gali kibicuję jednej wybranej produkcji ze
wszystkich obejrzanych. Nie inaczej jest w tym roku. Wydawało mi
się, że miałam już swój typ, ale wszystko się zmieniło z
chwilą, gdy zakończyłam seans „Whiplash”.
Najnowszy obraz Damiena Chazelle odmienił moje spojrzenie na
perkusję, które tak krystalicznie się nakreśliło po obejrzeniu
„Birdmana”.
Andrew od maleńkości stara się
doścignąć największych gigantów muzyki jazzowej. Biorąc sobie
za przykład najlepszych perkusistów stara się wspiąć na wyżyny
muzyki w jednej ze szkół. Wie, że aby osiągnąć świetność
musi dostać się do grupy Terence'a Fletchera, jednego z najlepszych
i najtrudniejszych nauczycieli.
Jeszcze nigdy muzyczne doznania
nie były tak oczywiste. Jeżeli wydawało Ci się, że wiesz
wszystko o perkusji i jej wykorzystaniu, to myśl jeszcze raz i
obejrzyj film od Chazelle'a. „Whiplash”
to wspaniałość nad wspaniałości, w każdym tego słowa
znaczeniu. Opowieść jest to o wielkich aspiracjach, ale przede
wszystkim o wielkiej pasji, momentami nawet i chorobliwej. Ukazuje
jak spora może być cena realizacji własnych marzeń, którą
przypłacić możemy nie tylko łzami, potem, ale nawet i krwią.
Każdy kto z lekką rezerwą podchodzi do kakofonicznego brzmienia
perkusji nie zawiedzie się na tej produkcji. Uderzanie o talerze
jeszcze nigdy nie było tak melodyjne, tak cudowne w swoim brzmieniu.
Wraz z innymi instrumentami stworzyło naprawdę znakomite kawałki
muzyczne, które uznać można za ulubione. Gdyby mało było jeszcze
zachęty do obejrzenia filmu, trzeba wspomnieć o gigantach filmu,
czyli znakomitej aktorskiej obsadzie, która rewelacyjnie spisuje się
na ekranie. Duet Tellera i Simmonsa jest elektryzujący i dynamiczny!
Ich wzajemne interakcje wzbudzają napięcie, zrozumienie, ale
również i rozpacz. Simmons zdecydowanie króluje w tym starciu.
Jest jedną z najgenialniejszych postaci, jakie przyszło mi oglądać.
Zdecydowanie oscarowy występ, jak i cały film!
Prześlij komentarz