NOWOŚCI

niedziela, 22 lutego 2015

SZORTy #12: Grand Budapest Hotel, Boyhood, Whiplash

Oryginalny tytuł: The Grand Budapest Hotel | Reżyseria: Wes Anderson | Scenariusz: Wes Anderson | Obsada: Ralph Fiennes, Tony Revolori, F. Murray Abraham, Adrien Brody, Willem Dafoe, Edward Norton, Saoirse Ronan, Jude Law | Kraj: USA, Wielka Brytania, Niemcy | Gatunek: Komedia, Dramat
Premiera: 06 lutego 2014 (Świat) 28 marca 2014 (Polska)

Ocena: 8/10


      Wes Anderson, czyli człowiek o bardzo dobrym wyczuciu smaku, co udowodnił chociażby takim filmem, jak „Kochankowie z księżyca”. Jednakże to co uczynił przy okazji „Grand Budapest Hotel” przechodzi najśmielsze oczekiwania. Najwyraźniej jego wyrazistość spodobała się również Akademii, która uznała go jednym z najlepszych filmów 2014 roku.
      Grand Budapest Hotel lata świetności ma już za sobą. Nie zmienia to faktu, że poczytny pisarz chce zaznajomić się z jego historią i przyjeżdża na miejsce, aby porozmawiać z właścicielem. Dzięki niemu nie tylko poznaje początki jego kariery jako boya hotelowego, ale również historię niezwykłego przyjaciela, ulubionego szefa, konsjerża- sir Gustava.
      Najnowszy film Andersona jest jednym z tych wyjątkowych. Bardzo przeciętna, z pozoru historia, która skrywa pod swoją powierzchnią opowieść o wielkiej przyjaźni i niezwykłej lojalności. Ulokowana w czasach wojennych akcja ukazująca nietypowe podejście do nielegalnych imigrantów. W końcu to także obraz pełen sentymentów, emocji, dający szanse na poznanie niezwykłego człowieka jakim był sir Gustav. Ralph Fiennes cudownie odnalazł się w tej nietuzinkowej roli- zachwycając gestami i ogólnym poczuciem humoru, bo tego nie można odmówić ani jemu, ani całej produkcji. Film bowiem naśmiewa się z ówczesnych czasów, dając pstryczka w nos bogaczom. Dla podkreślenia fabuły z lekkim przymrużeniem oka twórca wybiera dość osobliwą formę przekazu. Każdy element jest wyrazisty i z przytupem staje na stanowisku, że film jest wyjątkowy. Genialna oprawa wizualna, kostiumy w najcudowniejszych barwach, no i ta scenografia... coś wspaniałego! Muzyka stworzona przez mistrza Desplata podkreśla lekkość i zdystansowanie do filmu. Pomysł jest i to się sprawdza. I choć fabuła nie należy może do najbardziej ambitnych, a akcja do najbardziej dynamicznych to jednak forma prezentacji jak najbardziej urzeka, czyniąc film o wiele ciekawszym niż można by oczekiwać. Niebanalny, wyjątkowy – konieczny do obejrzenia.

Oryginalny tytuł: Boyhood | Reżyseria: Richard Linklater | Scenariusz: Richard Linklater | Obsada: Ellar Coltrane, Patricia Arquette, Ethan Hawke, Lorelei Linklater, Elijah Smith | Kraj: USA | Gatunek: Dramat
Premiera: 19 stycznia 2014 (Świat) 29 sierpnia 2014 (Polska)

Ocena: 7/10

       Mówią, że jest wielki. Mówią, że jest przełomowy. Niektórzy twierdzą nawet, że jest najlepszym. „Boyhood” od Richarda Linklatera zbiera wszelkie nagrody filmowej branży ze względu na swoją innowacyjną formę realizacji.
      Mason jest zwyczajnym dzieciakiem pochodzącym ze zwyczajnej rodziny, niepełnej rodziny. Wraz ze swoją matką i starszą siostrą starają znaleźć sobie miejsce w świecie po tym jak odszedł od nich mąż i ojciec.
      Przez niemalże trzy godziny obserwujemy dwunastoletnie męki tej typowej amerykańskiej rodziny. To właśnie ten element jest największą sensacją wśród filmoznawców, uważających realizację za majstersztyk. „Boyhood” to historia o dorastaniu nie tylko chłopca, ale i całej jego rodziny. Każdy tutaj starzeje się z godnością. Faktem jest, że ciekawie jest spoglądać na Masona i Samanthę na różnych etapach ich życia, tak bardzo rozwijających się. Aczkolwiek poza tym, film nie oferuje sobą zbyt wiele. Jest to zwyczajna opowieść, niczym nie zachwycająca. Dramatyczna jak życie każdego. Pełna pomyłek, nieudanych związków, marzeń i zawodów. Nic nadzwyczajnego, bo tak naprawdę jest to film o niczym. Ciekawie zaprezentowany jest tutaj upływ czasu, sygnalizowany jedynie chyba zmianami fryzur, bo chwilami ciężko jest się połapać w wydarzeniach rozgrywających się na ekranie. Czy to wciąż teraźniejszość, czy może już minęło kilka lat? Nie mniej, nie zaburza to płynności obrazu- o dziwo. Efekt świetnego montażu, najzwyczajniej. Trudno jest mówić o aktorstwie, jeżeli oglądane sceny nie wymagają zbyt wielkiego nakładu twórczego od aktorów. Ellar Coltrane, choć jest tutaj czołową postacią, po prostu jest, nic więcej. Całość dźwiga osoba Arquette, której też daleko do perfekcji. Ach... zdziwię się, jak to ona dostanie Oscara za swoją rolę. Ogólnie film jest dobry, ale w moim odczuciu nie zasługuje na miano najlepszego.
Oryginalny tytuł: Whiplash | Reżyseria: Damien Chazelle | Scenariusz: Damien Chazelle | Obsada: Miles Teller, J.K. Simmons, Paul Reiser, Melissa Benoist, Austin Stowell, Nate Lang | Kraj: USA | Gatunek: Dramat, Muzyczny
Premiera: 16 stycznia 2014 (Świat) 02 stycznia 2015 (Polska)
Ocena: 8/10
      Każdego roku zdarza się, że przy okazji oscarowej gali kibicuję jednej wybranej produkcji ze wszystkich obejrzanych. Nie inaczej jest w tym roku. Wydawało mi się, że miałam już swój typ, ale wszystko się zmieniło z chwilą, gdy zakończyłam seans „Whiplash”. Najnowszy obraz Damiena Chazelle odmienił moje spojrzenie na perkusję, które tak krystalicznie się nakreśliło po obejrzeniu „Birdmana”.
      Andrew od maleńkości stara się doścignąć największych gigantów muzyki jazzowej. Biorąc sobie za przykład najlepszych perkusistów stara się wspiąć na wyżyny muzyki w jednej ze szkół. Wie, że aby osiągnąć świetność musi dostać się do grupy Terence'a Fletchera, jednego z najlepszych i najtrudniejszych nauczycieli.
      Jeszcze nigdy muzyczne doznania nie były tak oczywiste. Jeżeli wydawało Ci się, że wiesz wszystko o perkusji i jej wykorzystaniu, to myśl jeszcze raz i obejrzyj film od Chazelle'a. „Whiplash” to wspaniałość nad wspaniałości, w każdym tego słowa znaczeniu. Opowieść jest to o wielkich aspiracjach, ale przede wszystkim o wielkiej pasji, momentami nawet i chorobliwej. Ukazuje jak spora może być cena realizacji własnych marzeń, którą przypłacić możemy nie tylko łzami, potem, ale nawet i krwią. Każdy kto z lekką rezerwą podchodzi do kakofonicznego brzmienia perkusji nie zawiedzie się na tej produkcji. Uderzanie o talerze jeszcze nigdy nie było tak melodyjne, tak cudowne w swoim brzmieniu. Wraz z innymi instrumentami stworzyło naprawdę znakomite kawałki muzyczne, które uznać można za ulubione. Gdyby mało było jeszcze zachęty do obejrzenia filmu, trzeba wspomnieć o gigantach filmu, czyli znakomitej aktorskiej obsadzie, która rewelacyjnie spisuje się na ekranie. Duet Tellera i Simmonsa jest elektryzujący i dynamiczny! Ich wzajemne interakcje wzbudzają napięcie, zrozumienie, ale również i rozpacz. Simmons zdecydowanie króluje w tym starciu. Jest jedną z najgenialniejszych postaci, jakie przyszło mi oglądać. Zdecydowanie oscarowy występ, jak i cały film!

Prześlij komentarz