NOWOŚCI

niedziela, 28 grudnia 2014

SZORTy #11: Akademia wampirów, Nieobliczalni, Last Vegas

Oryginalny tytuł: Vampire Academy | Reżyseria: Mark Waters | Scenariusz: Daniel Waters | Obsada: Zoey Deutch, Lucy Fry, Danila Kozlovsky, Dominic Sherwood, Gabriel Byrne, Olga Kurylenko, Sarah Hyland | Kraj: USA, Wielka Brytania | Gatunek: Fantasy, Akcja, Komedia
Premiera: 07 lutego 2014 (Świat) 21 marca 2014 (Polska)


Ocena: 2/10
     Jedna wiadomość i nastolatki całego świata oszalały! A w zasadzie głównie te, które pokochały książki Richelle Mead, w których to dwójka dhampirów Rose i Dimitr próbują się sobie oprzeć. Powstanie ekranizacji „Akademii wampirów” było nieuniknione, ale to, że za kamerą staje Mark Waters- twórca jednych z lepszych filmów komediowych, jest dla mnie totalnie niezrozumiałe.
     Moroje to wielkie rodziny królewskie w wampirzym świecie, których strzegą rzesze dhampirów. Przed czym? Przed stadem rozwrzeszczanych, łaknących krwi Strzyg. Jednym ze strażników jest Rose, która ryzykuje życiem, aby chronić swoją najlepszą przyjaciółkę Lissę Dragomir, następczynię tronu. Dziewczyny ponownie sprowadzone zostają do Akademii wampirów, gdzie Lissa będzie mogła szkolić swój żywioł, a Rose trenować. Na miejscu okazuje się jednak, że ktoś zna ich sekret i czyha na życie morojki.
     Język filmu jest czymś zupełnie odmiennym od książki, aczkolwiek podczas seansu „Akademii wampirów” ciężko jest nie przyrównywać tego bełkotu do pierwowzoru. Jedyne co potrafiło się uchować to klimat opowieści, aczkolwiek i ten mocno kuleje. Coś jest mocno nie w porządku z tym filmem i ciężko powiedzieć, czy jest to wina stylizacji, kanciastego scenariusza, czy tragicznego aktorstwa. Cały obraz pozbawiony jest energii, przekonania i autentycznej grozy, która aż bije ze stronic powieści. Choć pojawia się element tajemniczości, to twórcy nie potrafią dobrze z tego skorzystać, aby zbudować solidne napięcie, o które tu przecież nie trudno. Wraz z innymi fankami serii czekałam na scenę Rose i Dimitra. Była płomienna, oj tak, ale trzeba przyznać, że Danila jest chyba najbardziej aseksualną postacią tego filmu. Lucy jest totalnie pozbawiona wyrazu i próbuje nadrobić przez towarzystwo Zoey, ale nawet jej cięty język i luzacka postawa wyglądają nienaturalnie. Jest to zdecydowanie film dla fanek powieści, ale i tu pewnie nie wszystkie będą zadowolone z efektu, który zaserwował im twórca „Wrednych dziewczyn”. Choć trochę tej wredoty tutaj przemycił.
Oryginalny tytuł: De l'aitre côté du périph | Reżyseria: David Charhon | Scenariusz: David Charhon, Remy Four, Julien War | Obsada: Omar Sy, Laurent Lafitte, Sabrina Ouazani, Lionel Abelanski, Youssef Hajdi | Kraj: Francja | Gatunek: Akcja, Komedia kryminalna
Premiera: 19 grudnia 2012 (Świat) 12 kwietnia 2013 (Polska)

Ocena: 5/10
     To miał być hit na skalę „Nietykalnych”, ale nie oszukujmy się- David Charhon, to nie Nakache, czy Toledano. Aż przykro jest patrzyć. I nawet Omar Sy nie pomaga, kiedy do akcji wkraczają „Nieobliczalni”.
     Nieokrzesany Diakhité służy w policji w jednej z ubogich dzielnic. To właśnie tam odnalezione zostaje ciało brutalnie zamordowanej kobiety. Na miejsce przyjeżdżają służby aż ze stolicy, a sprawą zajmuje się niejaki Monge, który liczy na szybki awans na komisarza policji. Teraz ta dwójka całkowicie różnych osobowości musi ze sobą współpracować, aby rozwiązać sprawę, a być może zaryzykować swoje posady, aby odkryć coś znacznie więcej.
     Wykorzystywanie oklepanego schematu nie przysporzy sławy Charhonowi, a to już czuć na kilometr podczas pierwszych minut filmu. „Nieobliczalni” mieli być naprawdę lekkim kryminałem nafaszerowanym poczuciem humoru, no i oczywiście momentami rzeczywiście tak jest, ale tylko momentami. Niby cały czas rozgrywa się tutaj konkretna akcja. Obławy, śledztwa, każde kolejne kroki wynikające z wybranych dowodów. Wszystko wydaje się być logiczne i bardzo proceduralne. No i takie właśnie jest, a co za tym idzie totalnie pozbawione emocji. Oczywiście, gdzieniegdzie próbuje się wkraść dramat rodzinny Diakhité, czy wygórowana ambicja Monge'a, ale to wszystko jest tak potwornie nudne, że ciężko jest odkryć chociażby mały element rozweselenia. Szkoda, bo zapowiadało się coś naprawdę fajnego, ale niestety... zostało wciągnięte do czarnej dziury nijakości.
Oryginalny tytuł: Last Vegas | Reżyseria: Jon Turteltaub | Scenariusz: Dan Fogelman | Obsada: Michael Douglas, Robert De Niro, Morgan Freeman, Kevin Kline, Mary Steenburgen | Kraj: USA | Gatunek: Komedia
Premiera: 31 października 2013 (Świat) 22 listopada 2013 (Polska)

Ocena: 7/10

     Był w kinie już wieczór kawalerski- nawet kilka razy, był także wieczór panieński, a teraz przyszła pora na „Kac Vegas” w wersji dla emerytów. Urządza go Jon Turteltaub, któremu do wieku emerytalnego jeszcze daleko, ale dzięki ponadczasowej obsadzie udaje mu się stworzyć naprawdę niezapomniany wieczór „Last Vegas”.
      Czwórka przyjaciół, która w wieku 6 lat była nierozłączna. Po 58 latach wciąż utrzymują ze sobą kontakt, ale każdy pochłonięty jest nowymi obowiązkami lub też marzeniami- ograniczonymi jedynie przez wiek emerytalny. Jednakże, gdy jeden z nich postanawia się ożenić z kobietą dwa razy młodszą wszyscy chętnie uczestniczą w jego wieczorze kawalerskim urządzanym w Las Vegas. Każdy z nich przybywa w innym celu, ale z pewnością złączy ich chęć ożywienia swojej wieloletniej przyjaźni.
     Emeryci zawsze wpływali na mnie rozczulająco (i zapewne nie tylko na mnie tak działają). Wszelkie historie, które po dziesiątkach lat wciąż kontynuują przyjaźnie, czy pierwsze miłości nadają sens codziennemu życiu. I być może właśnie tym tropem szli twórcy, którzy stworzyli zupełnie nowe oblicze wieczoru kawalerskiego, pokazując, że nie ważne w jakim jest się wieku- zawsze i wszędzie można odnaleźć miłość swojego życia, nigdy nie jest za późno, aby cieszyć się życiem, a wręcz można pokazać, że nadal jej się w stanie radować każdym jego elementem. Pokazane zostaje interesujące oblicze emerytury w Stanach Zjednoczonych- niedościgłe marzenie wielu polskich emerytów, ale również problemy z ustatkowaniem się, radzeniem sobie ze stratą ukochanej osoby, która była nam bliska przez dziesiątki lat, a nawet gasnącym życiem intymnym. Film w bardzo zabawny sposób traktuje o starości, okazując oczywisty szacunek, ale śmiejąc się również z typowych stereotypów. Trzeba jednak przyznać, że zabawa jest tu przednia i może nie ma tutaj odpałów typu porwanego tygrysa, ale pojawia się jeden słynny raper, no i jedna polska aktoreczka. Gwiazdorska obsada, jak najbardziej się sprawdza. Mając więc do wyboru seniorów pokroju „Niezniszczalni”, a „Last Vegas” zdecydowanie stawiam na tę drugą ekipę, która emocjonująco i z humorem opowiada o blaskach i cieniach przemijania.

3 komentarze :

  1. Oglądałam Last Vegas, całkiem przyjemny film :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, 'Last Vegas' to coś dla mnie. Też mam jakiś sentyment do tych opowieści o trwających w przyjaźni emerytach. Chciałabym kiedyś móc pochwalić się podobnie trwałą relacją...

    OdpowiedzUsuń
  3. "Last Vegas" jest komedią godną uwagi. Film bardzo przypadł mi do gustu. Mam nadzieję, że następne komedie pójdą w tą stronę.

    OdpowiedzUsuń