Oryginalny tytuł: Vampire
Academy | Reżyseria:
Mark Waters | Scenariusz: Daniel Waters | Obsada: Zoey Deutch, Lucy
Fry, Danila Kozlovsky, Dominic Sherwood, Gabriel Byrne, Olga
Kurylenko, Sarah Hyland | Kraj: USA, Wielka Brytania | Gatunek:
Fantasy, Akcja, Komedia
Ocena: 2/10
Jedna wiadomość i nastolatki
całego świata oszalały! A w zasadzie głównie te, które
pokochały książki Richelle Mead, w których to dwójka dhampirów
Rose i Dimitr próbują się sobie oprzeć. Powstanie ekranizacji
„Akademii wampirów” było nieuniknione, ale to, że za kamerą
staje Mark Waters- twórca jednych z lepszych filmów komediowych,
jest dla mnie totalnie niezrozumiałe.
Moroje to wielkie rodziny
królewskie w wampirzym świecie, których strzegą rzesze dhampirów.
Przed czym? Przed stadem rozwrzeszczanych, łaknących krwi Strzyg.
Jednym ze strażników jest Rose, która ryzykuje życiem, aby
chronić swoją najlepszą przyjaciółkę Lissę Dragomir,
następczynię tronu. Dziewczyny ponownie sprowadzone zostają do
Akademii wampirów, gdzie Lissa będzie mogła szkolić swój żywioł,
a Rose trenować. Na miejscu okazuje się jednak, że ktoś zna ich
sekret i czyha na życie morojki.
Język filmu jest czymś zupełnie
odmiennym od książki, aczkolwiek podczas seansu „Akademii
wampirów” ciężko jest
nie przyrównywać tego bełkotu do pierwowzoru. Jedyne co potrafiło
się uchować to klimat opowieści, aczkolwiek i ten mocno kuleje.
Coś jest mocno nie w porządku z tym filmem i ciężko powiedzieć,
czy jest to wina stylizacji, kanciastego scenariusza, czy tragicznego
aktorstwa. Cały obraz pozbawiony jest energii, przekonania i
autentycznej grozy, która aż bije ze stronic powieści. Choć
pojawia się element tajemniczości, to twórcy nie potrafią dobrze
z tego skorzystać, aby zbudować solidne napięcie, o które tu
przecież nie trudno. Wraz z innymi fankami serii czekałam na scenę
Rose i Dimitra. Była płomienna, oj tak, ale trzeba przyznać, że
Danila jest chyba najbardziej aseksualną postacią tego filmu. Lucy
jest totalnie pozbawiona wyrazu i próbuje nadrobić przez
towarzystwo Zoey, ale nawet jej cięty język i luzacka postawa
wyglądają nienaturalnie. Jest to zdecydowanie film dla fanek
powieści, ale i tu pewnie nie wszystkie będą zadowolone z efektu,
który zaserwował im twórca „Wrednych dziewczyn”.
Choć trochę tej wredoty tutaj przemycił.
Oryginalny tytuł: De
l'aitre côté
du périph
| Reżyseria: David Charhon | Scenariusz: David Charhon, Remy Four,
Julien War | Obsada: Omar Sy, Laurent Lafitte, Sabrina Ouazani,
Lionel Abelanski, Youssef Hajdi | Kraj: Francja | Gatunek: Akcja,
Komedia kryminalna
Premiera:
19 grudnia 2012 (Świat) 12 kwietnia 2013 (Polska)
Ocena:
5/10
To miał być hit na skalę
„Nietykalnych”,
ale nie oszukujmy się- David Charhon, to nie Nakache, czy Toledano.
Aż przykro jest patrzyć. I nawet Omar Sy nie pomaga, kiedy do akcji
wkraczają „Nieobliczalni”.
Nieokrzesany Diakhité
służy w policji w jednej z ubogich dzielnic. To właśnie tam
odnalezione zostaje ciało brutalnie zamordowanej kobiety. Na miejsce
przyjeżdżają służby aż ze stolicy, a sprawą zajmuje się
niejaki Monge, który liczy na szybki awans na komisarza policji.
Teraz ta dwójka całkowicie różnych osobowości musi ze sobą
współpracować, aby rozwiązać sprawę, a być może zaryzykować
swoje posady, aby odkryć coś znacznie więcej.
Wykorzystywanie oklepanego
schematu nie przysporzy sławy Charhonowi, a to już czuć na
kilometr podczas pierwszych minut filmu. „Nieobliczalni”
mieli być naprawdę lekkim kryminałem nafaszerowanym poczuciem
humoru, no i oczywiście momentami rzeczywiście tak jest, ale tylko
momentami. Niby cały czas rozgrywa się tutaj konkretna akcja.
Obławy, śledztwa, każde kolejne kroki wynikające z wybranych
dowodów. Wszystko wydaje się być logiczne i bardzo proceduralne.
No i takie właśnie jest, a co za tym idzie totalnie pozbawione
emocji. Oczywiście, gdzieniegdzie próbuje się wkraść dramat
rodzinny Diakhité,
czy wygórowana ambicja Monge'a, ale to wszystko jest tak potwornie
nudne, że ciężko jest odkryć chociażby mały element
rozweselenia. Szkoda, bo zapowiadało się coś naprawdę fajnego,
ale niestety... zostało wciągnięte do czarnej dziury nijakości.
Oryginalny tytuł: Last
Vegas | Reżyseria: Jon
Turteltaub | Scenariusz: Dan Fogelman | Obsada: Michael Douglas,
Robert De Niro, Morgan Freeman, Kevin Kline, Mary Steenburgen | Kraj:
USA | Gatunek: Komedia
Premiera:
31 października 2013 (Świat) 22 listopada 2013 (Polska)
Ocena:
7/10
Był w kinie już wieczór
kawalerski- nawet kilka razy, był także wieczór panieński, a
teraz przyszła pora na „Kac Vegas”
w wersji dla emerytów. Urządza go Jon Turteltaub, któremu do wieku
emerytalnego jeszcze daleko, ale dzięki ponadczasowej obsadzie udaje
mu się stworzyć naprawdę niezapomniany wieczór „Last
Vegas”.
Czwórka przyjaciół, która w wieku 6 lat była nierozłączna. Po
58 latach wciąż utrzymują ze sobą kontakt, ale każdy pochłonięty
jest nowymi obowiązkami lub też marzeniami- ograniczonymi jedynie
przez wiek emerytalny. Jednakże, gdy jeden z nich postanawia się
ożenić z kobietą dwa razy młodszą wszyscy chętnie uczestniczą
w jego wieczorze kawalerskim urządzanym w Las Vegas. Każdy z nich
przybywa w innym celu, ale z pewnością złączy ich chęć
ożywienia swojej wieloletniej przyjaźni.
Emeryci zawsze wpływali na mnie
rozczulająco (i zapewne nie tylko na mnie tak działają). Wszelkie
historie, które po dziesiątkach lat wciąż kontynuują przyjaźnie,
czy pierwsze miłości nadają sens codziennemu życiu. I być może
właśnie tym tropem szli twórcy, którzy stworzyli zupełnie nowe
oblicze wieczoru kawalerskiego, pokazując, że nie ważne w jakim
jest się wieku- zawsze i wszędzie można odnaleźć miłość
swojego życia, nigdy nie jest za późno, aby cieszyć się życiem,
a wręcz można pokazać, że nadal jej się w stanie radować każdym
jego elementem. Pokazane zostaje interesujące oblicze emerytury w
Stanach Zjednoczonych- niedościgłe marzenie wielu polskich
emerytów, ale również problemy z ustatkowaniem się, radzeniem
sobie ze stratą ukochanej osoby, która była nam bliska przez
dziesiątki lat, a nawet gasnącym życiem intymnym. Film w bardzo
zabawny sposób traktuje o starości, okazując oczywisty szacunek,
ale śmiejąc się również z typowych stereotypów. Trzeba jednak
przyznać, że zabawa jest tu przednia i może nie ma tutaj odpałów
typu porwanego tygrysa, ale pojawia się jeden słynny raper, no i
jedna polska aktoreczka. Gwiazdorska obsada, jak najbardziej się
sprawdza. Mając więc do wyboru seniorów pokroju „Niezniszczalni”,
a „Last Vegas”
zdecydowanie stawiam na tę drugą ekipę, która emocjonująco i z
humorem opowiada o blaskach i cieniach przemijania.
Oglądałam Last Vegas, całkiem przyjemny film :)
OdpowiedzUsuńO, 'Last Vegas' to coś dla mnie. Też mam jakiś sentyment do tych opowieści o trwających w przyjaźni emerytach. Chciałabym kiedyś móc pochwalić się podobnie trwałą relacją...
OdpowiedzUsuń"Last Vegas" jest komedią godną uwagi. Film bardzo przypadł mi do gustu. Mam nadzieję, że następne komedie pójdą w tą stronę.
OdpowiedzUsuń