Źródło: Alter Art Show
|
Kilka
miesięcy przygotowań, wielkie oczekiwanie na wydarzenie, które
miało zaprezentować zupełnie nową odsłonę jednej z moich
ulubionych animacji Disneya- "Krainy
lodu".
Krakowska Arena stanąć miała otworem, a na lodzie dziać miały
się niesamowite rzeczy. Kupując
bilety na "Disney On Ice" nie byłam do końca pewna na co
się porywam, nie sądziłam bowiem, że show aż tak bardzo będzie
odbiegać od moich oczekiwań.
Nastał
jednak ten dzień, kiedy z naszej małej sosnowieckiej miejscowości
wyruszyłam w ponowną podróż do Krakowa, tym razem zupełnie z
książkami niezwiązaną. Podążając za moją miłością do bajek
Disneya i do oszałamiającej postaci, jaką niewątpliwie jest Olaf
jakimś cudem udało mi się nie zgubić w tym chaosie organizacyjnym
jaki zapanował na Arenie. Nieumiejętne pokierowania nas do sektora
B, a potem dobijanie się przez zamknięte drzwi z nadzieją, aby
ktoś akurat przechodził i wpuścił nas na odpowiednią kondygnację
było wydarzeniem mega stresującym, o którym szczęśliwie szybko
zapomniałam kiedy rozpoczął się spektakl. Disney to Disney,
uwielbiam go pod każdą postacią- no może poza przebraniem się za
watę cukrową udającą Olafa i to full pieniędzy, ale czego nie
robi się, aby towarzyszącemu kuzynowi sprawić odrobinę radości
czapeczką Olafa.
Źródło: Alter Art Show
|
Odrobina
wyczekiwania, głośna zapowiedź i ostatecznie przedstawienie się
zaczęło. Z początku dość niepozornie jakimiś wygłupami młodych
łyżwiarzy, obsługującymi najnowszej generacji boomerangi. Wkrótce
po nich na lód wjechali tancerze sprawnie sunący po lodzie w rytm
piosenki nieznanego mi pochodzenia, a za nimi gospodarze programu,
czyli myszki Mickey i Minnie wraz z kolegami Goofym oraz kaczorem
Donaldem. Trochę zaskoczona takim obrotem spraw cierpliwie
wyczekiwałam na Olafa i spółkę. Jakież było więc moje
zdziwienie, gdy rewia ślizgnęła w całkiem innym kierunku...
bowiem gospodarze zaczęli zapraszać na lód swoich znajomych, a
także i naszych znajomych, bo przecież tak jak oni wszyscy znamy
każdą jedną postać disneyowskiego świata! Przybrało to
całkowicie zaskakującą, ale nie nużącą formę, bowiem łyżwiarze
prezentowali jedne z najważniejszych wydarzeń w poszczególnych
bajkach. Rozpoczynając od
„Małej Syrenki”
a potem przechodząc do „Pięknej
i Bestii”
sprawili, że cała widownia świetnie się bawiła. Po krótkiej
przerwie powróciliśmy na Arenę, gdzie rozpoczęło się spotkanie
z bohaterami „Zaplątanych”.
W końcu nastała jednak ta wiekopomna chwila, gdzie to debiut
zaliczyła „Kraina
lodu”.
Wówczas cała hala zawrzała! W szczególności w momencie, gdy na
lodzie pojawił się Olaf! Te fragmenty przedstawienia stanowiły
skrótową prezentację wydarzeń- tych najważniejszych i
najbardziej pamiętliwych, jak chociażby przemianę Ariel, walkę
Bestii z Gastonem, spotkanie Roszpunki i Flinta, czy lodowy pałac
Elsy. Przy okazji dając szczególny nacisk na morał i motywy
przewodnie, ale przede wszystkim głównych bohaterów. To nic, że
większość tych historii krąży wokół wątków miłosnych i siły
prawdziwej miłości.
Źródło: Alter Art Show
|
Źródło: Alter Art Show
|
I
choć może fabularnie to nie był specjalny majstersztyk, to
wszystko opierało się tutaj o wrażenia wizualne, w końcu
oglądaliśmy coś na żywo więc organizatorzy postarali się o
niesamowite atrakcje. Mogliśmy zobaczyć pływające rybki na tafli
lodu podczas „Na
morza dnie”
dzięki świetnie pomyślanym kostiumom dla łyżwiarzy, zachwycać
się wspaniałymi podniebnymi akrobacjami Ariel podczas udawanej
próby wypłynięcia na powierzchnię- to był chyba jeden z
najbardziej zaskakujących i magicznych momentów, poczuć ciepło
ognia podczas szturmu na zamek Bestii, pozazdrościć dzieciakom
porwanym przez opryszków z
„Zaplątanych”,
doświadczyć puszczania lampionów do nieba (choć trochę
ograniczonego wysokością), no i przede wszystkim poczuć pierwszy
śnieg na twarzach podczas wszystkich niemalże scen z „Krainy
lodu”.
Ludzie, którzy zajmowali się scenografią zachwycili chyba każdego.
Wspaniałe odniesienia do podmorskich otchłani, świetnie
odwzorowana biblioteka, czy genialnie pomyślana kwestia stworzenia
zamku z lodu- to tylko niektóre z elementów geniuszu, wprowadzonego
na lód. Nie obyło się bez wybuchów, bez wspaniałego oświetlenia,
bez tych rewelacyjnych kostiumów, które idealnie odzwierciedlały
bohaterów i naprawdę mieliśmy wrażenie, jakbyśmy to waśnie ich
widzieli. Tutaj na uwagę zasługują przede wszystkim te stroje,
które wyglądały na najcięższe, czyli ośmiornicze cielsko
Ursuli, zwierzęce przybranie Bestii, no i kulczaste wdzianko Olafa.
Wszystkie trzy wyglądały na duże, ciężkie i przede wszystkim za
ciepłe, aby można było poruszać się w nich dłużej.
Sama
jazda figurowa na łyżwach nie była być może aż tak
spektakularna. Łyżwiarze musieli się bardziej wysilić, aby
wygestykulować odpowiednio swoje emocje do akurat przygrywanego
dubbingu prosto z filmów Disneya. Tutaj oczywiście przesadą była
postać Bestii, która miotała się dość dziwacznie w rytm swojego
własnego ryku. O dziwo, dzieciaki wkoło wydawały się
przestraszone bowiem po tych odgłosach zapanowała grobowa cisza, ja
natomiast pozostałam mega rozbawiona! Sunięcie po lodzie nie wymaga
może zbyt wielkiej filozofii, aczkolwiek trzeba przyznać, że
niektórym z panów tancerzy wyjętych z kontekstu- czyli
towarzyszącym ekipie myszki Mickey, przydałaby się odrobina więcej
energii, gdyż ani ich piruety nie wyglądały zdumiewająco, ani
łyżwy chyba nie chciały z nimi współpracować. Jednakże w
większości przypadków zapominało się o tym, że jest to rewia na
lodzie. Dziwne, ale prawdziwe, bowiem jak już widz skupił się na
przedstawieniu to zapomniał, że to nie zwyczajne buty, czy
zwyczajna scena. W szczególności, gdy rozbrzmiały znane rytmy
naszych ukochanych piosenek, a także nadzwyczajnych podkładów
muzycznych, jak z „Pięknej
i Bestii”.
Najwięcej emocji dostarczyło mi oczywiście „Mam
tę moc”,
w szczególności, że długo kazano mi na niego czekać! Największa
zabawa była jednak przy „Na
morza dnie”,
gdzie to rozbłysły się kolory, ale tak naprawdę to dopiero
później mniejsze dzieciaki się rozkręciły i zaczęły szaleć w
najlepsze. Dotyczyło to jednak głównie dziewczynek, które
najwyraźniej znały słowa każdej piosenki, a ich ruchy taneczne
odbiegały od perfekcji, ale ze wzruszeniem patrzyło się zarówno
na nie, jak i na ulubione sceny z filmów. Tutaj twórcy najwyraźniej
świadomi są fenomenu Olafa i jego „Taaak, a co?”, bo i ten
fragment znalazł się na lodzie.
Źródło: Alter Art Show
|
Wszystko
to może było mało składne, mocno zagubione w prawdziwej
chronologiczności, aby dopasować się do przedstawienia i wnieść
odrobinę nowatorskości, ale z pewnością wszyscy znakomicie się
bawili- nie tylko tańczące dzieciaki, nie tylko tacy fascynaci
Disneya, jak ja, ale również Ci, którzy nie do końca przepadają
za bajkami. Prawda jest jednak taka, że jest to show nastawione
głównie na dzieci, bowiem infantylność niektórych ze scen,
zachowań, tekstów mogła wydać się zbyt żenująca dla nieco
starszych widzów. Co nie oznacza, że i oni nie bawili się dobrze!
Przykro
było opuszczać schłodzoną Arenę skrytą wśród ciemnego już
oraz równie chłodnego wieczoru i wracać do szarego miasta. Z
uśmiechem spoglądałam jednak na te rozanielone twarze dzieci,
które w końcu postanowiły się uspokoić i dać pożyć innym. Z
zazdrością patrzyłam też na tych, którzy dopiero mieli przeżywać
to samo, co my przed chwilą skończyliśmy. Tyle kolorów, tyle
magii, tyle niesamowitych emocji i to wszystko w jednym niesamowitym
show przygotowanym przez Magiczny Świat Lodu oraz Alter Art Show.
Wooow, wygląda super :)
OdpowiedzUsuńco prawda nie podobają mi się produkcje Disneya z ostatnich lat, ale chętnie obejrzałabym takie widowisko, głównie ze względu na sentyment do Myszki Mickey i reszty postaci :)
OdpowiedzUsuń