NOWOŚCI

czwartek, 20 listopada 2014

[Więcej Niż Film] Disney On Ice, czyli relacja z disneyowskiej rewii na lodzie!

Źródło: Alter Art Show
     Kilka miesięcy przygotowań, wielkie oczekiwanie na wydarzenie, które miało zaprezentować zupełnie nową odsłonę jednej z moich ulubionych animacji Disneya- "Krainy lodu". Krakowska Arena stanąć miała otworem, a na lodzie dziać miały się niesamowite rzeczy. Kupując bilety na "Disney On Ice" nie byłam do końca pewna na co się porywam, nie sądziłam bowiem, że show aż tak bardzo będzie odbiegać od moich oczekiwań.
     Nastał jednak ten dzień, kiedy z naszej małej sosnowieckiej miejscowości wyruszyłam w ponowną podróż do Krakowa, tym razem zupełnie z książkami niezwiązaną. Podążając za moją miłością do bajek Disneya i do oszałamiającej postaci, jaką niewątpliwie jest Olaf jakimś cudem udało mi się nie zgubić w tym chaosie organizacyjnym jaki zapanował na Arenie. Nieumiejętne pokierowania nas do sektora B, a potem dobijanie się przez zamknięte drzwi z nadzieją, aby ktoś akurat przechodził i wpuścił nas na odpowiednią kondygnację było wydarzeniem mega stresującym, o którym szczęśliwie szybko zapomniałam kiedy rozpoczął się spektakl. Disney to Disney, uwielbiam go pod każdą postacią- no może poza przebraniem się za watę cukrową udającą Olafa i to full pieniędzy, ale czego nie robi się, aby towarzyszącemu kuzynowi sprawić odrobinę radości czapeczką Olafa.

Źródło: Alter Art Show
     Odrobina wyczekiwania, głośna zapowiedź i ostatecznie przedstawienie się zaczęło. Z początku dość niepozornie jakimiś wygłupami młodych łyżwiarzy, obsługującymi najnowszej generacji boomerangi. Wkrótce po nich na lód wjechali tancerze sprawnie sunący po lodzie w rytm piosenki nieznanego mi pochodzenia, a za nimi gospodarze programu, czyli myszki Mickey i Minnie wraz z kolegami Goofym oraz kaczorem Donaldem. Trochę zaskoczona takim obrotem spraw cierpliwie wyczekiwałam na Olafa i spółkę. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy rewia ślizgnęła w całkiem innym kierunku... bowiem gospodarze zaczęli zapraszać na lód swoich znajomych, a także i naszych znajomych, bo przecież tak jak oni wszyscy znamy każdą jedną postać disneyowskiego świata! Przybrało to całkowicie zaskakującą, ale nie nużącą formę, bowiem łyżwiarze prezentowali jedne z najważniejszych wydarzeń w poszczególnych bajkach. Rozpoczynając od „Małej Syrenki” a potem przechodząc do „Pięknej i Bestii” sprawili, że cała widownia świetnie się bawiła. Po krótkiej przerwie powróciliśmy na Arenę, gdzie rozpoczęło się spotkanie z bohaterami „Zaplątanych”. W końcu nastała jednak ta wiekopomna chwila, gdzie to debiut zaliczyła „Kraina lodu”. Wówczas cała hala zawrzała! W szczególności w momencie, gdy na lodzie pojawił się Olaf! Te fragmenty przedstawienia stanowiły skrótową prezentację wydarzeń- tych najważniejszych i najbardziej pamiętliwych, jak chociażby przemianę Ariel, walkę Bestii z Gastonem, spotkanie Roszpunki i Flinta, czy lodowy pałac Elsy. Przy okazji dając szczególny nacisk na morał i motywy przewodnie, ale przede wszystkim głównych bohaterów. To nic, że większość tych historii krąży wokół wątków miłosnych i siły prawdziwej miłości.
Źródło: Alter Art Show
Źródło: Alter Art Show
     I choć może fabularnie to nie był specjalny majstersztyk, to wszystko opierało się tutaj o wrażenia wizualne, w końcu oglądaliśmy coś na żywo więc organizatorzy postarali się o niesamowite atrakcje. Mogliśmy zobaczyć pływające rybki na tafli lodu podczas „Na morza dnie” dzięki świetnie pomyślanym kostiumom dla łyżwiarzy, zachwycać się wspaniałymi podniebnymi akrobacjami Ariel podczas udawanej próby wypłynięcia na powierzchnię- to był chyba jeden z najbardziej zaskakujących i magicznych momentów, poczuć ciepło ognia podczas szturmu na zamek Bestii, pozazdrościć dzieciakom porwanym przez opryszków z „Zaplątanych”, doświadczyć puszczania lampionów do nieba (choć trochę ograniczonego wysokością), no i przede wszystkim poczuć pierwszy śnieg na twarzach podczas wszystkich niemalże scen z „Krainy lodu”. Ludzie, którzy zajmowali się scenografią zachwycili chyba każdego. Wspaniałe odniesienia do podmorskich otchłani, świetnie odwzorowana biblioteka, czy genialnie pomyślana kwestia stworzenia zamku z lodu- to tylko niektóre z elementów geniuszu, wprowadzonego na lód. Nie obyło się bez wybuchów, bez wspaniałego oświetlenia, bez tych rewelacyjnych kostiumów, które idealnie odzwierciedlały bohaterów i naprawdę mieliśmy wrażenie, jakbyśmy to waśnie ich widzieli. Tutaj na uwagę zasługują przede wszystkim te stroje, które wyglądały na najcięższe, czyli ośmiornicze cielsko Ursuli, zwierzęce przybranie Bestii, no i kulczaste wdzianko Olafa. Wszystkie trzy wyglądały na duże, ciężkie i przede wszystkim za ciepłe, aby można było poruszać się w nich dłużej.
     Sama jazda figurowa na łyżwach nie była być może aż tak spektakularna. Łyżwiarze musieli się bardziej wysilić, aby wygestykulować odpowiednio swoje emocje do akurat przygrywanego dubbingu prosto z filmów Disneya. Tutaj oczywiście przesadą była postać Bestii, która miotała się dość dziwacznie w rytm swojego własnego ryku. O dziwo, dzieciaki wkoło wydawały się przestraszone bowiem po tych odgłosach zapanowała grobowa cisza, ja natomiast pozostałam mega rozbawiona! Sunięcie po lodzie nie wymaga może zbyt wielkiej filozofii, aczkolwiek trzeba przyznać, że niektórym z panów tancerzy wyjętych z kontekstu- czyli towarzyszącym ekipie myszki Mickey, przydałaby się odrobina więcej energii, gdyż ani ich piruety nie wyglądały zdumiewająco, ani łyżwy chyba nie chciały z nimi współpracować. Jednakże w większości przypadków zapominało się o tym, że jest to rewia na lodzie. Dziwne, ale prawdziwe, bowiem jak już widz skupił się na przedstawieniu to zapomniał, że to nie zwyczajne buty, czy zwyczajna scena. W szczególności, gdy rozbrzmiały znane rytmy naszych ukochanych piosenek, a także nadzwyczajnych podkładów muzycznych, jak z „Pięknej i Bestii”. Najwięcej emocji dostarczyło mi oczywiście „Mam tę moc”, w szczególności, że długo kazano mi na niego czekać! Największa zabawa była jednak przy „Na morza dnie”, gdzie to rozbłysły się kolory, ale tak naprawdę to dopiero później mniejsze dzieciaki się rozkręciły i zaczęły szaleć w najlepsze. Dotyczyło to jednak głównie dziewczynek, które najwyraźniej znały słowa każdej piosenki, a ich ruchy taneczne odbiegały od perfekcji, ale ze wzruszeniem patrzyło się zarówno na nie, jak i na ulubione sceny z filmów. Tutaj twórcy najwyraźniej świadomi są fenomenu Olafa i jego „Taaak, a co?”, bo i ten fragment znalazł się na lodzie.
Źródło: Alter Art Show
     Wszystko to może było mało składne, mocno zagubione w prawdziwej chronologiczności, aby dopasować się do przedstawienia i wnieść odrobinę nowatorskości, ale z pewnością wszyscy znakomicie się bawili- nie tylko tańczące dzieciaki, nie tylko tacy fascynaci Disneya, jak ja, ale również Ci, którzy nie do końca przepadają za bajkami. Prawda jest jednak taka, że jest to show nastawione głównie na dzieci, bowiem infantylność niektórych ze scen, zachowań, tekstów mogła wydać się zbyt żenująca dla nieco starszych widzów. Co nie oznacza, że i oni nie bawili się dobrze!
     Przykro było opuszczać schłodzoną Arenę skrytą wśród ciemnego już oraz równie chłodnego wieczoru i wracać do szarego miasta. Z uśmiechem spoglądałam jednak na te rozanielone twarze dzieci, które w końcu postanowiły się uspokoić i dać pożyć innym. Z zazdrością patrzyłam też na tych, którzy dopiero mieli przeżywać to samo, co my przed chwilą skończyliśmy. Tyle kolorów, tyle magii, tyle niesamowitych emocji i to wszystko w jednym niesamowitym show przygotowanym przez Magiczny Świat Lodu oraz Alter Art Show.
    

2 komentarze :

  1. co prawda nie podobają mi się produkcje Disneya z ostatnich lat, ale chętnie obejrzałabym takie widowisko, głównie ze względu na sentyment do Myszki Mickey i reszty postaci :)

    OdpowiedzUsuń