Oryginalny tytuł: I,
Frankenstein |
Reżyseria: Stuart Beattie | Scenariusz: Stuart Beattie, Kevin
Grevioux | Obsada: Aaron Eckhart, Yvonne Strahovski, Miranda Otto,
Bill Nighy, Jai Courtney | Kraj: USA, Australia | Gatunek: Fantasy,
Akcja
Premiera:
16 stycznia 2014 (Świat) 24 stycznia 2014 (Polska)
Człowiek, który w ostatnich
latach wziął się za ekranizację bestsellerowej powieści „Jutro”
tym razem sięga po klasykę wśród monster movie, czyli
Frankensteina. Nadając mu współczesności, wrzucając w dziwaczną
wojnę demonów z gargulcami powstaje mega niestrawny potwór o
nazwie „Ja, Frankenstein”.
Potwór Frankensteina powstały przed laty i odrzucony przez swojego
stwórcę. Nienawidzący samego siebie przez wieki przemierza świat
zdając sobie sprawę ze swoich potężnych mocy. W końcu natrafia
na gargulce pod przewodnictwem Leonore, które chronią ludzkość
przed demonami. Nie wiedzą jednak, że książę demonów- Naberius,
zrobi wszystko, aby odnaleźć Frankensteina i wykorzystać jego
nieśmiertelność do stworzenia swojej nadprzyrodzonej armii. Potwór
musi więc sprzymierzyć swoje siły z gargulcami oraz przepiękną
pani doktor, aby udaremnić plany upadłego księcia.
Zwiastuny nie dawały nadziei na żadne porywające kino, aczkolwiek
spodziewać można było się naprawdę dynamicznego kina akcji.
Jednakże już po paru minutach „Ja,
Frankenstein” każdy dojdzie do wniosku, że choć
jest to film fajnie zrealizowany pod względem wizualnym, to jednak
potrafi zanudzić prawie na śmierć. Zaskakujące jest to, jak
wykorzystanie tak ciekawych postaci jak potwór Frankensteina oraz
gargulce, może zakończyć się taką porażką. Fabuła rozkręca
się bardzo niemrawo, wręcz w ślimaczym tempie i nawet najbardziej
porywające wątki nie mają szansy na wybronienie się. Twórcy
trochę próbują macać tutaj motyw duszy i przeznaczenia, ale robią
to bardziej po omacku. Okazuje się więc, że jedyne na czym może
się skupić widz to oprawa wizualna. Choć i tutaj film daleki jest
od ideału, to jednak można zawiesić oko na pięknych scenach walk,
czy nie typowych transformacjach. Nic spektakularnego i momentami
wypada to bardzo szkaradnie, ale i tak ma to swój gotycki urok. O
grze aktorskiej może lepiej nawet nie wspominać, bo nawet
pojawienie się takiego nazwiska jak Bill Nighy nie ratuje tego
filmu. Nienaturalność i wtórność, to dwie cechy, które
przewodzą temu obrazowi. Obejrzeć mogą jedynie fascynaci tematu,
którzy ciekawi są innego spojrzenia na starego Frankensteina.
Oryginalny tytuł: The
Big Wedding | Reżyseria:
Justin Zackham | Scenariusz: Justin Zackham | Obsada: Robert De Niro,
Diane Keaton, Katherine Heigl, Amanda Seyfried, Ben Barnes, Topher
Grace, Susan Sarandon, Robin Williams | Kraj: USA | Gatunek: Komedia
Premiera:
25 kwietnia 2013 (Świat) 12 lipca 2013 (Polska)
Ocena:
4/10
Ma w swoim dorobku twórczym taki
megahit jak „Choć goni nas czas”,
który zachwycał sposobem w jakim zaprezentowany został temat
śmierci. Teraz Justin Zackham nie tylko tworzy scenariusz, ale i
reżyseruje obrazowi zgoła odmiennemu, który pozostaje daleeeko w
tyle za poprzednikiem. Mowa o „Wielkim weselu”,
do którego zaproszono wielkie gwiazdy.
Jeden ze skarbów rozwiedzionych
Dona i Ellie Griffinów- Alejandro, wkrótce bierze ślub ze swoją
najukochańszą Missy. Nie byłby to żaden problem, gdyby nie fakt,
że młodzieniec zaprasza na to wydarzenie swoją biologiczną matkę,
kobietę bardzo konserwatywną i religijną. Niestety, nie uprzedził
jej, że jego rodzice adopcyjni już od dawna są rozwiedzeni i
próbują ułożyć sobie życie na nowo. Wobec tego, żeby nie
przyprawić kobiety o zawał serca Griffinowie postanawiają udawać
zgodne i szczęśliwe małżeństwo.
I tak oto powstał chyba jeden z
najdziwaczniejszych scenariuszy wszech czasy. „Wielkie
wesele” nie dość, że
wcale nie takie wielkie to przyprawiające kłopoty o jakich człowiek
nawet by nie pomyślał. Nie byłoby prościej po prostu powiedzieć
prawdę? Nie, bo na czym wówczas opierałaby się koncepcja.
Pierwsze minuty zapowiadające nader śmiechowy film szybko odeszły
w niepamięć. Nadmiar problemów egzystencjalnych reszty członków
rodziny sprawia, że film zaczyna tracić ogólny sens nadawany mu
przez sam tytuł. Szybko więc przemienia się w swoisty dramat, w
którym każdy dorzuca kilka groszy do ogólnej fabuły. Jedyne co
mogłoby zachwycić to chociaż wesele, aczkolwiek i tutaj twórcy
nie poszaleli zbytnio. Momentami interesujące zdjęcia nie
wystarczają, żeby udźwignąć całość, a mocno wtórna i
przewidywalna fabuła nie pomaga. Szkoda, bo mógł być to naprawdę
lekki i zabawny film, a tak to powstała religijna przepychanka, w
której gdzieś tam próbują pojawić się uczucia. Dziwne metody na
rozwinięcie dziwnej akcji i choć lekkie to jednak nie do końca
strawne.
Oryginalny tytuł: That
Awkward Moment |
Reżyseria: Tom Gormican | Scenariusz: Tom Gormican | Obsada: Zac
Efron, Miles Teller, Michael B. Jordan, Imogen Poots, Mackenzie
Davis, Jessica Lucas | Kraj: USA | Gatunek: Komedia romantyczna
Premiera:
27 stycznia 2014 (Świat) 28 lutego 2014 (Polska)
Ocena:
3/10
Samotny weekend kiedy to
mamy ochotę obejrzeć coś niezobowiązującego. Wybór pada na
debiutancki film Toma Gormicana „Ten niezręczny
moment”, w którym
gwiazda przeboju Disneya odpowiada na pytanie, co zrobić kiedy
kobieta zadanie niewygodne pytanie „Co dalej?”.
Trójka najlepszych przyjaciół uwielbia spędzać wspólnie
wieczory i razem wychodzić na miasto, aby wyrywać panienki.
Interesują ich jedynie niezobowiązujące związki, dlatego też na
każde pytanie „Co dalej?” reagują ucieczką. Wszystko się
jednak zmienia podczas jednego z takowych wypadów Jason wydaje się
poznać swoja bratnią duszę.
Film, który miał być czymś
naprawdę przyjemnym, z założenia wyładowanym najbardziej
rozbrajającym poczuciem humoru szybko udowadnia, że jest czymś
wręcz przeciwnym. „Ten niezręczny moment”
to nie jest wyśmiewanie stałych związków, ale badanie ich i
prezentowanie o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. I choć
przesłanie jest tutaj bardzo jasne, to jednak przedstawione w bardzo
ślamazarny, ciężki do zniesienia sposób. Momentami nie ma żadnego
elementu, jakiego można by się uczepić, aby pozostać skupionym na
tej produkcji. Do tego stopnia, że po kilku dniach z łatwością
wylatuje nam z pamięci spotkanie z produkcją Gormicana. Przykre
jest to niesamowicie z uwagi na to, że w obrazie drzemał spory
potencjał. Niestety, choć gwiazda „High School
Musical” stara się
zrobić wszystko, aby podratować odrobinę ten film, to anemiczność
fabuły i jej prezentacji podziałała tu jedynie na niekorzyść.
Z powyższych widziałam jedynie "Ja, Frankenstein" i zgadzam się - film słaby, nie wart zachodu :)
OdpowiedzUsuń