NOWOŚCI

niedziela, 26 października 2014

1151. Sędzia, reż. David Dobkin

Oryginalny tytuł: The Judge
Reżyseria: David Dobkin
Scenariusz: Nick Schenk, Bill Dubuque
Zdjęcia: Janusz Kamiński
Muzyka: Thomas Newman
Kraj: USA
Gatunek: Dramat
Premiera: 04 września 2014 (Świat) 17 października 2014 (Polska)
Obsada: Robert Downey Jr., Robert Duvall, Vera Farmiga, Billy Bob Thorton, Vincent D'Onofrio, Jeremy Strong, Dax Shepard, Leighton Meester
     Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że człowiek, który tworzy nie do końca śmieszne i udane komedie stworzy film o niezwykle oscarowym temacie i z wielkim wyczuciem, kazałabym mu się stuknąć w głowę. Prawda jest jednak taka, że choć Dobkin ma na swoim koncie chociażby „Faceta od W-F'u” stworzył niezwykle emocjonalną, intymną opowieść o tytule „Sędzia”. Wad tu nie brak, ale pomimo tego wielkiego miszmaszu obraz ma szansę spodobać się wielu!

     Henry Palmer (Robert Downey Jr.) jest jednym z najlepszych adwokatów w mieście. Kiedy dostaje telefon o śmierci swojej matki rzuca wszystko i rusza w rodzinne strony na pogrzeb, nie zabierając ze sobą ani żony, z którą aktualnie się rozwodzi, ani młodej córki. Na miejscu musi stawić czoła nie tylko swojemu ojcu (Robert Duvall)- szanowanego wśród lokalnej społeczności sędziemu, ale także i przeszłości, którą widzi w twarzy swojego brata Glenna (Vincent D'Onofrio), czy ukochanej Sam (Vera Fermiga). I gdy ma już wyjeżdżać na skutek kolejnej utarczki z ojcem okazuje się, że jego doświadczenie i umysł stanie się niezbędne na miejscu, bowiem jego ojciec zostaje oskarżony o zabójstwo z premedytacją.
     Jedni filmem są zachwyceni, inni uważają, że jest to typowa monotonna produkcja pod Oscary. Innymi słowy- opinia nie do końca zachęcająca dla kogoś targanego sprzecznościami, toczącego w głowie bitwę, czy dać się obrazowi zanudzić na śmierć, czy stanąć przed tym wyzwaniem z podniesionym czołem. Nie taki diabeł straszny jak go malują, a wręcz przeciwnie... pomimo wszelkich niechęci do oglądania czegokolwiek film potrafi zaskoczyć. Zamiast być nużącym autentycznie zaintrygował, a momentami straszliwie wzruszył. Jak to się w ogóle stało? Z początku sceptyczne podejście do filmu pozwoliło mi nie przykuwać do niego uwagi i gryzmolić sobie na karteczkach luźne spostrzeżenia o tym, na co właśnie patrzę. Pierwsza myśl? „Co ten obraz taki nieczysty?”. Jednakże już wkrótce po tych słowach całkowicie zatraciłam się w seansie. Niejednokrotnie przyrównywany do „Sierpnia w hrabstwie Osage” okazuje się być dokładnym odzwierciedleniem tegoż właśnie obrazu, a właściwie męskim jego zwierciadlanym odbiciem i to w dodatku prawniczym. Można by rzec, że prawo to najnudniejszy aspekt scenariusza, nic bardziej mylnego. Wątek ten zostaje tak fascynująco poprowadzony, że od chwili usłyszenia historii o Blackwellu i Hope dostajemy gęsiej skórki. Jest to bowiem idealny pokaz trudu zawodu sędziego, który bardzo często podejmować musi trudne decyzje, a później żyć z ich konsekwencjami, w szczególności w tak małym miasteczku. Pod tym względem „Sędzia” różni się od wspomnianego obrazu Johna Wellsa. Jednakże najważniejszą różnicą jest to, że ma jakąś konkretną fabułę i całą masę wątków osadzonych na prawniczym tle. Być może jest ich nawet za dużo, ale w jakiś bardzo dziwny sposób ten cały miszmasz tematyczny klei się w jedną całość. Dramatyczna, kryminalna przyszłość Hanka łączy się z jego konfliktem na linii ojciec-syn (dość oklepanym, tak na marginesie!), a także z jego uczuciem do Sam. Dziwne jest jednak zapychanie czasu jego drugim życiem- tym prawdziwym, gdzie ciąży nad nim widmo rozwodu, a także ten przyjemniejszy ciężar pod postacią córeczki. Do tego jest jeszcze przecież historia z przeszłości, która staje ością w gardle całej rodzinie, niszczenie kariery i inne tego typu opowieści. Innymi słowy chodząca „rodzina problem”, w której mało emocji, a więcej prawniczych odzywek.
     Gdy zapomnimy o sklerozie Joe Palmera, próby wygrzebania z zakamarków jego umysłu odpowiedzi na pytanie „Rozjechałeś go, czy nie?!” i tym ciągłym napięciu wyczekując na poznanie prawdy, można uznać, że jest to niesłychanie wzruszający film. Oczywiście, raczej niedopuszczalne jest, aby na rozprawie tego typu można było wyciągać podobne brudy, nie zmienia to jednak faktu, że proces stał się o wiele bardziej osobisty niż oczekiwaniu, a dzięki temu atmosfera była tak gęsta, iż można było ciąć ją nożem. Dochodzi tutaj do kilku bardzo wzruszających scen, niektórzy mogą nawet uronić łezkę po ogłoszeniu wyroku. To wszystko co robi Dobkin z widzem jest nie do pomyślenia, całkowicie manipuluje jego emocjami. Do tego dochodzi jeszcze zaangażowanie do gry świetnego kompozytora Thomasa Newmana, który pisze przecudownie nastrojową muzykę, od słuchania której łzy zbierają się w oczach. No i za całym tym klimatem stoi też i nagradzany wielokrotnie nasz rodak Janusz Kamiński, któremu udało się oczarować nas pracą kamery- momentami jej surowością, a innym razem ciepłem, które biło z obrazu. Cudownie!
     Choć byłabym w wielkim szoku gdyby Dobkin albo jego koledzy scenarzyści dostali Oscara albo chociaż nominację za ten film, to jeżeli chodzi o Roberta Duvalla to wydaje mi się to być oczywiste. Może nie jest to jego życiowa rola, ale z pewnością był to znakomity występ pod każdym względem. Surowość, a przede wszystkim etyka, którą kierował się bohater to coś pięknego. Staje się swoistym symbolem upadku niektórych ludzkich wartości, ale przede wszystkim uosobieniem szacunku, który wzbudza w ludziach sędzia. Jednakże ponad wszystko wciąż pozostawał człowiekiem. Człowiekiem z ambicjami nie tylko swoimi, ale również wobec swoich synów. Wspaniała rola! Drugi Robert, Robert Downey Jr. pokazał się z zupełnie innej strony. Oczywiście, mógł odrobinę poszpanować niczym Tony Stark, ale jak wyskoczył w jednej chwili w koszulce z Metalliki i to w dodatku z różowymi rękawami... to było zjawiskowe! Po raz kolejny dał się poznać światu jako człowiek z charakterem. Udało mu się urzec każdego! Bardzo dobra rola, ale w moim mniemaniu nieoscarowa.
     „Sędzia”- film, który przed seansem wywoływał we mnie najrozmaitsze uczucia. Po seansie pamiętam te cudowne sceny nad jeziorem, humor wspinający się po belkach i wybijający okna. Pamiętam uczucie rozdarcia w trakcie postępowania sądowego, podczas przesłuchań, dojmujące uczucie przerażenia na widok sceny sklepowej i tak bardzo traumatyzujące mnie uczucie pustki w związku z finałem historii. Tyle emocji, tyle wrażeń, których w ogóle nie spodziewałabym się po tym seansie. I choć świadoma jestem, że niektóre wątki to zwykła tandeta, pewne szarpnięcie za serca krytyków i członków Akademii filmowej, to jednak uznaję nowy obraz od Dobkina za bardzo wartościowy, ale przede wszystkim bardzo ciepły, choć tak niezwykle surowy. Podoba mi się ten miszmasz wątkowy, bowiem wywołuje tak wiele sprzecznych emocji. A to uwielbiam!
Ocena: 8/10

Za możliwość obejrzenia filmu serdecznie dziękuję dystrybutorowi- Warner Bros.!
 
http://ad.doubleclick.net/ddm/clk/285426391;112330340;s
Advertisement

1 komentarz :

  1. jeszcze tego nie widziałem, ale mam zamiar się wybrać do kina :) dzięki za recenzje

    OdpowiedzUsuń