NOWOŚCI

czwartek, 28 sierpnia 2014

Zjazd blogerów filmowych w Krakowie (edycja 2014)


     Pobudka o 6 rano, aby zdążyć na autobus do Katowic, co by nie spóźnić się na bus do Krakowa, a co za tym idzie być na czas na spotkaniu z blogerami. Z Katowic wyruszyliśmy wraz z Damianem z bloga Filmowe Konkret Słowo oraz Izą z Przeminęło z filmem, aby przy radosnej rozmowie przeżyć nieco ponad godzinę jazdy. Na miejsce przybyliśmy mocno przed czasem, więc uraczyliśmy się tradycyjnymi krakowskimi obwarzankami chronionymi oznaczeniem geograficznym – od razu przed oczami stanął mi polsatowy program Top Chef, co odcinek bawiący się podobnymi produktami.
Uroczy i bardzo wymowny prezent od Moni i Kaczego. Nie, nie mówię o złotym zegarku. "I am Groot!"

     Program naszego zjazdu rozpoczynał się wraz z godziną 10 od spotkania w uroczej kawiarence przy krakowskim Rynku, gdzie spotkaliśmy się z Pauliną i Magdą, które miały ambicję ogarnąć ponad 20 blogerów deklarujących przybycie do Krakowa. Nie długo przyszło nam czekać na resztę ekipy, aczkolwiek coraz liczniejsze towarzystwo zmusiło nas do ponownej aranżacji piwnicy kawiarni- pani kelnerka też miała problem docisnąć się do nas, a wędrówka do toalety graniczyła z niemożliwością. So much fun! Część ekipy znała się już z zeszłorocznego spotkania w ramach zjazdu OBFu (Organizacji Blogów Filmowych), które odbyło się przy okazji Coke Live Festiwal, gdzie pojawić się miała Florence and the Machines. Druga część natomiast poznała się przy okazji warszawskiego spotkania polskiej blogosfery filmowej. Ewidentnie podzieliliśmy się na grupki, aczkolwiek i tak udało nam się względnie zamienić słowo z każdym. Okazało się, że już na etapie kawiarni czekała nas nie lada niespodzianka, gdyż Warner Bros. przygotował dla nas list, a także małe podarki, które były nie tylko zaskoczeniem, ale również i powodem do radości i szalonych komentarzy! Dziękuję! Mojej Godzilli nie oddam nikomu... !
     Po obdarowaniu, ogarnięciu ekipy i rozliczeniu kilometrowego rachunku za różnorodne napoje wyruszyliśmy do Kina Pod Baranami (moja dziewicza podróż w to miejsce!), które w swojej dobroci udostępniło nam salę, gdzie czekała już na nas kolejna atrakcja. Na Białej sali przywitała nas Paulina, przedstawicielka dystrybutora Best Film i zaprosiła na wspólny przedpremierowy seans filmu „Klub Jimmy'ego” (recenzja filmu), który na ekrany polskich kin wejdzie dopiero w październiku. Każdy z nas poczuł się mega VIPem, gdy dowiedzieliśmy się, że nie było jeszcze seansu dla polskich dziennikarzy. Seans uważam za bardzo udany, aczkolwiek z początku ciężko było mi się wczuć w atmosferę filmu. Nie pomagało mi także wysokie położenie ekranu, a także klimatyzacja, która zjeżyła mi włosy na ramionach. Best Film nie tylko obdarowało nas darmowym seansem, ale również i egzemplarzem płyty DVD z poprzednim filmem reżysera, czyli „Whisky dla aniołów”. Tyle wygrać!
Blogerzy w Kinie pod Baranami
 
     Po zmarzlinie przyszło nam wygrzać się na placu rynkowym, gdzie słoneczko radośnie nas witało. Był czas na pogaduszki o filmie, czyli próby ogarnięcia tego co wydarzyło się na ekranie, a co niektórzy postanowili na świeżo pospisywać swoje myśli, które przypłynęły do nich w chwili natchnienia. Zazdraszczam, bo ja do tej pory mam pustkę w głowie. Wszystko to w wyczekiwaniu na stolik w pizzerii, w której wedle blogerskiej tradycji musieliśmy zasilić nasze wygłodniałe brzuszki. Po ciężkich pertraktacjach i totalnym niezdecydowaniu w końcu złożyliśmy smakowite zamówienia, a w oczekiwaniu na posiłek wymienialiśmy się poglądami o blogosferze i PRze z przedstawicielką BestFilm, która sprawiła nam nie małą radość swoją obecnością na obiedzie. Dyskusję uważam za bardzo cenną, a towarzystwo Pauliny za bardzo motywujące. Okazała się być niesamowicie otwartą na całą blogosferę, nie tylko wykazując się zainteresowaniem naszymi pasjami i blogami, ale też służąc cennymi radami.
     Po sytym posiłku ruszyliśmy w pieszą wędrówkę, co byśmy mogli spalić zbędne kalorie. Naszym celem stało się Muzeum Narodowe w Krakowie, gdzie od kilku miesięcy podziwiać można wystawę o twórczości Stanleya Kubricka. Oczywistym jest, że filmowych blogerów nie mogło tam zabraknąć, a i tam czekały nas niespodzianki- nie tylko pod postacią niesamowitych przeżyć z Kubrickiem. Sama byłam dość sceptycznie nastawiona do tej wyprawy, jako, że do tej pory widziałam jedynie „Oczy szeroko zamknięte”, ale muszę przyznać, że oglądanie tych wszystkich zdjęć, filmów i gadżetów z produkcji reżysera jedynie zachęciły mnie do nadrobienia zaległości związanych z jego twórczością. Przepiękne maski z „Oczy szeroko zamknięte”, cudowne kostiumy prosto ze „Spartakusa” i „Barry'ego Lyndona”, korytarze świetlne i makiety stacji kosmicznej niczym w „2001: Odyseja kosmiczna”, a do tego możliwość wczucia się w rolę reżysera przy kamerze i wyboru najlepszych ujęć. Wystawa to także fragmenty filmów Kubricka, które obejrzeć można w najrozmaitszych formach- na wielkich rzutach, w klaustrofobicznych salkach, czy w niezwykłych siedziskach. Do tego słuchowiska... wymieniać można by jeszcze długo. Na pewno fan tych specyficznych produkcji nie wyszedłby stamtąd niezadowolony. Dla mnie najbardziej fascynująca była wystawa masek, a najbardziej przerażająca sekcja „Lśnienia”. Pełna byłam podziwu, jak fajnie to wszystko zostało pomyślane, choć nie powiem... byłoby wręcz idealnie, jakby odwiedzający mógł wejść w większe interakcje z gadżetami i poczuć się jak jeden z bohaterów filmów. Jak już w końcu odnaleźliśmy się w zawiłych korytarzach Muzeum, właściciele obdarowali nas podarunkami związanymi z wystawą Kubricka, na koniec jeszcze było wspólne zdjęcie dla potomnych i mogliśmy ruszać wypełnić ostatni punkt wyprawy krakowskiej.
     A co nim było? To, co poza pizzą musi towarzyszyć każdemu spotkaniu- także filmowych blogerów, czyli danie upustu emocjom przy kuflu, tudzież dwóm i więcej kuflom piwa/cydru. W końcu był czas na prawdziwe dyskusje, śmiechy, wygłupy, czyli zacieśnianie znajomości- tych starszych, ale również i nowych. Rozmowom dotyczącym filmów i seriali nie było końca. Do najciekawszych form integracji zaliczyć można było zachwycanie się moim kotałkiem Belzebubem, ale przede wszystkim zwierzenia dotyczące m.in. naszych wstydliwych filmowych sekretów, czyli to co my kochamy, a znienawidzone jest przez ogół. Tutaj musiałam podjąć temat wciąż poruszany przez mojego dobrego przyjaciela Damiana z Filmowe Konkret Słowo, który śmieje się z tego, że na świecie pozostały już tylko dwie osoby, które lubią filmy M. Night Shyamalana. Jest to sam Shyamalan i Agniecha. W międzyczasie odbyły się liczne sesje zdjęciowe, focie z rąsi, słitfocie, od których można cukrzycy dostać, a także cała masa przytulania. Nie byłoby osoby, która by się dobrze nie bawiła, a ja osobiście bardzo się cieszę, że z każdym z tej licznej grupy udało mi się zamienić choć jedno słowo- a tak się tego obawiałam.
Historia pojawiającej się głowy
      Na podsumowanie mogę powiedzieć tylko tyle, że po takim zderzeniu ze światem filmu i takimi pasjonatami jak ja ciężko było mi wrócić do szarej, przytłaczającej rzeczywistości, gdzie o filmie pogadać mogę jedynie ze swoim odbiciem w lustrze. Dlatego też bardzo gorąco ślę GIGANTYCZNE podzięki:
 
* dwóm wspaniałym krakowskim dziewczynom, którym udało się ogarnąć całe spotkanie i ułożyć tak fascynujący harmonogram, który sprawnie był realizowany, czyli Paulinie z Apetyt na film i Magdzie z bloga Dziś oglądam - w kinie i o kinie ! Buziaki dla Was!
* dystrybutorowi Warner Bros. za wspaniałe upominki (ja dziękuję osobiście za Godzilkę i książkę, na którą tak długo polowałam - „Bez mojej zgody”),
* Best Film za egzemplarz DVD filmu „Whisky dla Aniołów”, towarzystwo Pauliny, no i oczywiście udostępnienie przedpremierowej unikatowej kopii filmu „Klub Jimmy'ego”,
* Kino pod Baranami, które go udostępniło nam salę na zamknięty pokaz filmu od Best Film,
* Muzeum Narodowemu w Krakowie, dzięki któremu udało nam się głębiej zapoznać z twórczością Stanleya Kubricka po promocyjnej cenie, no i oczywiście za prezenty.
Podziękować należy również obsłudze kawiarni Castor Coffee Club oraz pizzerii Dominium, która potrafiła nie tylko ogarnąć miejsce dla tak licznej grupy blogerów, ale również nie pogubiła się w zamówieniach i rozliczaniu rachunku. No i oczywiście wszystkim ludziom dookoła nas, którzy jakoś przetrwali te niekiedy głośne pogaduszki blogerów i ani razu nas nie upomnieli.
No i na sam koniec podziękowania dla wszystkich tych, którym udało się dotrzeć na nasze spotkanie- chociażby na chwilę. To było niesamowite uczucie móc Was zobaczyć- niektórych już po raz kolejny, a innych po raz pierwszy. Wspaniale się z Wami rozmawia, ale oczywistym jest, że to właśnie z ludźmi o takich samych pasjach jak nasze dogadujemy się najlepiej. Jesteście super! Już za Wami tęsknię!

6 komentarzy :

  1. Czytam wszystkie relacje blogerów i wprost bije z monitora pozytywna energia :D
    Szkoda, że z InLoveWithMovie miałyśmy po drodze pod górkę i ostatecznie nie dojechałyśmy do Was, zwłaszcza, że po warszawskim spotkaniu mam pewność, że z blogerami filmowymi zawsze miło spędza się czas!
    Pozdrawiam, do zobaczenia (jeszcze, mam nadzieję, nie raz będzie okazja!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. także żałuję, ale wierzę, że w końcu uda nam się spotkać! :D

      Usuń
  2. Jak ja jeszcze mało wiem o blogosferze, skoro nie miałam pojęcia, że są spotkania blogerów filmowych! Jeśli będziecie mieli kolejne daj mi cynk :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zjazdy blogerów filmowych to raczej rzadkość. Niestety, w tym roku nie mogliśmy się spotkać w Krakowie, a i od dłuższego czasu nie było konkretnego zjazdu. Zazwyczaj spotykamy się przy okazji jakichś eventów. Centralna nasza część miała spotkania w Łodzi przy okazji festiwali :)Ale jak będzie, to dam znać :)

      Usuń