Pobudka o 6 rano, aby zdążyć na autobus do Katowic, co by nie
spóźnić się na bus do Krakowa, a co za tym idzie być na czas na
spotkaniu z blogerami. Z Katowic wyruszyliśmy wraz z Damianem z
bloga Filmowe Konkret Słowo oraz Izą z Przeminęło z filmem, aby
przy radosnej rozmowie przeżyć nieco ponad godzinę jazdy. Na
miejsce przybyliśmy mocno przed czasem, więc uraczyliśmy się
tradycyjnymi krakowskimi obwarzankami chronionymi oznaczeniem
geograficznym – od razu przed oczami stanął mi polsatowy program
Top Chef, co odcinek bawiący się podobnymi produktami.
Program naszego zjazdu rozpoczynał się wraz z godziną 10 od
spotkania w uroczej kawiarence przy krakowskim Rynku, gdzie
spotkaliśmy się z Pauliną i Magdą, które miały ambicję ogarnąć
ponad 20 blogerów deklarujących przybycie do Krakowa. Nie długo
przyszło nam czekać na resztę ekipy, aczkolwiek coraz liczniejsze
towarzystwo zmusiło nas do ponownej aranżacji piwnicy kawiarni-
pani kelnerka też miała problem docisnąć się do nas, a wędrówka
do toalety graniczyła z niemożliwością. So much fun! Część
ekipy znała się już z zeszłorocznego spotkania w ramach zjazdu
OBFu (Organizacji Blogów Filmowych), które odbyło się przy okazji
Coke Live Festiwal, gdzie pojawić się miała Florence and the
Machines. Druga część natomiast poznała się przy okazji
warszawskiego spotkania polskiej blogosfery filmowej. Ewidentnie
podzieliliśmy się na grupki, aczkolwiek i tak udało nam się
względnie zamienić słowo z każdym. Okazało się, że już na
etapie kawiarni czekała nas nie lada niespodzianka, gdyż Warner
Bros. przygotował dla nas list, a także małe podarki, które były
nie tylko zaskoczeniem, ale również i powodem do radości i
szalonych komentarzy! Dziękuję! Mojej Godzilli nie oddam nikomu...
!
Po obdarowaniu, ogarnięciu ekipy i rozliczeniu kilometrowego
rachunku za różnorodne napoje wyruszyliśmy do Kina Pod Baranami
(moja dziewicza podróż w to miejsce!), które w swojej dobroci
udostępniło nam salę, gdzie czekała już na nas kolejna atrakcja.
Na Białej sali przywitała nas Paulina, przedstawicielka
dystrybutora Best Film i zaprosiła na wspólny przedpremierowy seans
filmu „Klub Jimmy'ego” (recenzja filmu), który na ekrany polskich
kin wejdzie dopiero w październiku. Każdy z nas poczuł się mega
VIPem, gdy dowiedzieliśmy się, że nie było jeszcze seansu dla
polskich dziennikarzy. Seans uważam za bardzo udany, aczkolwiek z
początku ciężko było mi się wczuć w atmosferę filmu. Nie
pomagało mi także wysokie położenie ekranu, a także
klimatyzacja, która zjeżyła mi włosy na ramionach. Best Film nie
tylko obdarowało nas darmowym seansem, ale również i egzemplarzem
płyty DVD z poprzednim filmem reżysera, czyli „Whisky dla
aniołów”. Tyle wygrać!
Blogerzy w Kinie pod Baranami
|
Po zmarzlinie przyszło nam wygrzać się na placu rynkowym, gdzie
słoneczko radośnie nas witało. Był czas na pogaduszki o filmie,
czyli próby ogarnięcia tego co wydarzyło się na ekranie, a co
niektórzy postanowili na świeżo pospisywać swoje myśli, które
przypłynęły do nich w chwili natchnienia. Zazdraszczam, bo ja do
tej pory mam pustkę w głowie. Wszystko to w wyczekiwaniu na stolik
w pizzerii, w której wedle blogerskiej tradycji musieliśmy zasilić
nasze wygłodniałe brzuszki. Po ciężkich pertraktacjach i totalnym
niezdecydowaniu w końcu złożyliśmy smakowite zamówienia, a w
oczekiwaniu na posiłek wymienialiśmy się poglądami o blogosferze
i PRze z przedstawicielką BestFilm, która sprawiła nam nie małą
radość swoją obecnością na obiedzie. Dyskusję uważam za bardzo
cenną, a towarzystwo Pauliny za bardzo motywujące. Okazała się
być niesamowicie otwartą na całą blogosferę, nie tylko wykazując
się zainteresowaniem naszymi pasjami i blogami, ale też służąc
cennymi radami.
Po sytym posiłku ruszyliśmy w pieszą wędrówkę, co byśmy mogli
spalić zbędne kalorie. Naszym celem stało się Muzeum Narodowe w
Krakowie, gdzie od kilku miesięcy podziwiać można wystawę o
twórczości Stanleya Kubricka. Oczywistym jest, że filmowych
blogerów nie mogło tam zabraknąć, a i tam czekały nas
niespodzianki- nie tylko pod postacią niesamowitych przeżyć z
Kubrickiem. Sama byłam dość sceptycznie nastawiona do tej wyprawy,
jako, że do tej pory widziałam jedynie „Oczy szeroko
zamknięte”, ale muszę przyznać, że oglądanie tych
wszystkich zdjęć, filmów i gadżetów z produkcji reżysera
jedynie zachęciły mnie do nadrobienia zaległości związanych z
jego twórczością. Przepiękne maski z „Oczy szeroko
zamknięte”, cudowne kostiumy prosto ze „Spartakusa”
i „Barry'ego Lyndona”, korytarze świetlne i makiety
stacji kosmicznej niczym w „2001: Odyseja kosmiczna”, a do
tego możliwość wczucia się w rolę reżysera przy kamerze i
wyboru najlepszych ujęć. Wystawa to także fragmenty filmów
Kubricka, które obejrzeć można w najrozmaitszych formach- na
wielkich rzutach, w klaustrofobicznych salkach, czy w niezwykłych
siedziskach. Do tego słuchowiska... wymieniać można by jeszcze
długo. Na pewno fan tych specyficznych produkcji nie wyszedłby
stamtąd niezadowolony. Dla mnie najbardziej fascynująca była
wystawa masek, a najbardziej przerażająca sekcja „Lśnienia”.
Pełna byłam podziwu, jak fajnie to wszystko zostało pomyślane,
choć nie powiem... byłoby wręcz idealnie, jakby odwiedzający mógł
wejść w większe interakcje z gadżetami i poczuć się jak jeden z
bohaterów filmów. Jak już w końcu odnaleźliśmy się w zawiłych
korytarzach Muzeum, właściciele obdarowali nas podarunkami
związanymi z wystawą Kubricka, na koniec jeszcze było wspólne
zdjęcie dla potomnych i mogliśmy ruszać wypełnić ostatni punkt
wyprawy krakowskiej.
A co nim było? To, co poza pizzą musi towarzyszyć każdemu
spotkaniu- także filmowych blogerów, czyli danie upustu emocjom
przy kuflu, tudzież dwóm i więcej kuflom piwa/cydru. W końcu był
czas na prawdziwe dyskusje, śmiechy, wygłupy, czyli zacieśnianie
znajomości- tych starszych, ale również i nowych. Rozmowom
dotyczącym filmów i seriali nie było końca. Do najciekawszych
form integracji zaliczyć można było zachwycanie się moim
kotałkiem Belzebubem, ale przede wszystkim zwierzenia dotyczące
m.in. naszych wstydliwych filmowych sekretów, czyli to co my
kochamy, a znienawidzone jest przez ogół. Tutaj musiałam podjąć
temat wciąż poruszany przez mojego dobrego przyjaciela Damiana z
Filmowe Konkret Słowo, który śmieje się z tego, że na świecie
pozostały już tylko dwie osoby, które lubią filmy M. Night
Shyamalana. Jest to sam Shyamalan i Agniecha. W międzyczasie odbyły
się liczne sesje zdjęciowe, focie z rąsi, słitfocie, od których
można cukrzycy dostać, a także cała masa przytulania. Nie byłoby
osoby, która by się dobrze nie bawiła, a ja osobiście bardzo się
cieszę, że z każdym z tej licznej grupy udało mi się zamienić
choć jedno słowo- a tak się tego obawiałam.
Historia pojawiającej się głowy
|
Na podsumowanie mogę powiedzieć tylko tyle, że po takim zderzeniu
ze światem filmu i takimi pasjonatami jak ja ciężko było mi
wrócić do szarej, przytłaczającej rzeczywistości, gdzie o filmie
pogadać mogę jedynie ze swoim odbiciem w lustrze. Dlatego też
bardzo gorąco ślę GIGANTYCZNE podzięki:
* dwóm wspaniałym krakowskim dziewczynom,
którym udało się ogarnąć całe spotkanie i ułożyć tak
fascynujący harmonogram, który sprawnie był realizowany, czyli
Paulinie z Apetyt na film i Magdzie z bloga Dziś oglądam - w kinie i o kinie ! Buziaki dla Was!
* dystrybutorowi Warner Bros. za wspaniałe upominki (ja dziękuję osobiście za
Godzilkę i książkę, na którą tak długo polowałam - „Bez
mojej zgody”),
* Best Film za egzemplarz DVD filmu „Whisky dla Aniołów”,
towarzystwo Pauliny, no i oczywiście udostępnienie przedpremierowej
unikatowej kopii filmu „Klub Jimmy'ego”,
* Kino pod Baranami, które go udostępniło nam salę na zamknięty
pokaz filmu od Best Film,
* Muzeum Narodowemu w Krakowie, dzięki któremu udało nam się
głębiej zapoznać z twórczością Stanleya Kubricka po promocyjnej
cenie, no i oczywiście za prezenty.
Podziękować należy również obsłudze kawiarni Castor Coffee Club
oraz pizzerii Dominium, która potrafiła nie tylko ogarnąć miejsce
dla tak licznej grupy blogerów, ale również nie pogubiła się w
zamówieniach i rozliczaniu rachunku. No i oczywiście wszystkim
ludziom dookoła nas, którzy jakoś przetrwali te niekiedy głośne
pogaduszki blogerów i ani razu nas nie upomnieli.
No i na sam koniec podziękowania dla wszystkich tych, którym udało
się dotrzeć na nasze spotkanie- chociażby na chwilę. To było
niesamowite uczucie móc Was zobaczyć- niektórych już po raz
kolejny, a innych po raz pierwszy. Wspaniale się z Wami rozmawia,
ale oczywistym jest, że to właśnie z ludźmi o takich samych
pasjach jak nasze dogadujemy się najlepiej. Jesteście super! Już
za Wami tęsknię!
Czytam wszystkie relacje blogerów i wprost bije z monitora pozytywna energia :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że z InLoveWithMovie miałyśmy po drodze pod górkę i ostatecznie nie dojechałyśmy do Was, zwłaszcza, że po warszawskim spotkaniu mam pewność, że z blogerami filmowymi zawsze miło spędza się czas!
Pozdrawiam, do zobaczenia (jeszcze, mam nadzieję, nie raz będzie okazja!)
także żałuję, ale wierzę, że w końcu uda nam się spotkać! :D
UsuńAchh było wspaniale! <3
OdpowiedzUsuńoj było! :D
UsuńJak ja jeszcze mało wiem o blogosferze, skoro nie miałam pojęcia, że są spotkania blogerów filmowych! Jeśli będziecie mieli kolejne daj mi cynk :)
OdpowiedzUsuńZjazdy blogerów filmowych to raczej rzadkość. Niestety, w tym roku nie mogliśmy się spotkać w Krakowie, a i od dłuższego czasu nie było konkretnego zjazdu. Zazwyczaj spotykamy się przy okazji jakichś eventów. Centralna nasza część miała spotkania w Łodzi przy okazji festiwali :)Ale jak będzie, to dam znać :)
Usuń