NOWOŚCI

czwartek, 5 czerwca 2014

1129. X-Men: Przeszłość, która nadejdzie, reż. Bryan Singer

Oryginalny tytuł: X-Men: Days of Future Past
Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Simon Kinberg
Zdjęcia: Newtom Thomas Sigel
Muzyka: John Ottman
Kraj: USA, Wielka Brytania
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Premiera: 10 maja 2014 (Świat) 23 maja 2014 (Polska)
Obsada: Hugh Jackman, James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence, Nicholas Hoult, Peter Dinklage, Patrick Stewart, Ian McKellen, Halle Berry, Ellen Page, Shawn Ashmore, Omar Sy, Peter Evans

 
 
  
     Nie ma nic fajniejszego niżeli dobrze poprowadzona kontynuacja naszej ukochanej serii. „X-meni” ze stajni Marvela są tutaj idealnym przykładem, a Bryan Singer, który odpowiadał za ich filmowe narodziny odwalił kawał porządnej roboty. Kiedy jednak w 2011 roku na świecie pojawił się prequel w reżyserii Matthew Vaughna wszyscy uświadomili sobie, że nic już nie będzie takie jak kiedyś. Teraz na ekran powracają nasi ukochani bohaterowie, ze świeżością Vaughna, ale przede wszystkim miłością Singera. Tak powstał „X-men: Przeszłość, która nadejdzie”, całkowicie zwalający z nóg i uzmysławiający, jak bardzo tęskniliśmy za naszymi mutantami!


     Świat przyszłości zmierza ku końcowi. Napędzani nienawiścią do mutantów ludzie dają życie programowi Strażników zapoczątkowanemu niegdyś przez dr Traska (Peter Dinklage). Ich celem jest jedno, wyszukiwanie ludzi z genem X, a dzięki wyposażeniu ich w zdolności przystosowawcze mutantów stają się niepokonani. Jednakże po pewnym czasie likwidowani byli nie tylko mutanci, ale również potencjalni rodziciele. Profesor Xavier (Patrick Stewart) musi połączyć swoje siły z Magneto (Ian McKellen), aby wraz z przyjaciółmi odwrócić bieg wydarzeń w przeszłości, które przyczyniły się do czarnej, zlanej krwią przyszłości. W tym celu udają się do Kitty (Ellen Page), która wraz z Bishopem (Omar Sy) posiadła zdolność przerzucania do przeszłości czyjejś świadomości. Ostatnią szansą na ocalenie obu ras jest skok do lat 70-tych, do dnia, w którym Mystique (Jennifer Lawrence) skierowała nienawiść świata na mutantów. Jedyną nadzieją na powodzenie misji jest Logan (Hugh Jackman), który musi odnaleźć Charlesa i Erika (James McAvoy, Michael Fassbender) z przeszłości i właściwie ich ukierunkować.
     Filmowi X-Meni są przy nas już od 14 lat. Czas biegnie nieubłaganie, a bohaterowie młodsi się nie stają. Nic więc dziwnego, że postanowiono trochę odmłodzić kadrę za sprawą filmu „Pierwsza klasa”. Wydawałoby się, że dalsze obrazy również utrzymane zostaną w tamtejszym czasie, ale okazuje się być to genialnym otwarciem dla serii dającej o wiele większe możliwości. Tym też sposobem wyklarował się pomysł na „Przeszłość, która nadejdzie”, która łączy w sobie nie tylko nowości poprzedniego filmu, ale również miłość do bohaterów, znanych z wcześniejszych filmów w reżyserii Bryana Singera. Koncepcja na połączenie starego z nowym jest genialna, wydaje się jednak, że z realizacją może być już większy problem, w końcu zabawy z czasoprzestrzenią zawsze wiąże się z mega ryzykiem. Tutaj reżyserowi udaje się sprawnie z tego wyjść, ale przede wszystkim na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być logicznie powiązane. A jeżeli już, to tak zamydlił widzowi oczy wydarzeniami na ekranie, że trudno jest zauważyć jakieś luki, choć nie trudno nie zauważyć pewnych absurdalności, jak spotkanie Charlesa z Charlesem.
     Ten obraz to przede wszystkim wizerunek świata przyszłości i dążenie do tego, aby ten świat nigdy się nie narodził. Program Strażników budzi spore przerażenie, a siły z jaką działają, moce, które wykorzystują wydają się być niepowstrzymane nawet dla najbardziej solidnych, najbardziej the bestowych mutantów. Po raz kolejny doświadczyć można wielkiej solidarności dwóch frakcji X-Menów. Grupa Xaviera znowu łączy się z Magneto i to uczucie wspólnego celu i oddania w walce naprawdę chwyta za serce. Jednakże kulminacją wszystkich emocji, którymi targani są bohaterowie, ale przede wszystkim widzowie jest wielki finał pokazujący gwarantuje nie tylko chwile pełne napięcia, ale tak niewiarygodne poczucie ulgi i rozrastające się w sercu ciepło. Najlepsze zakończenie ze wszystkich X-Menowych filmów! Genialne!
     Do przodu poszło również efekciarstwo w filmie. Niektóre z wydarzeń, niektóre użycie grafiki komputerowej wydaje się być bezcelowe. Wciąż nie ogarniam tej sceny ze stadionem, nie mniej inne, to przede wszystkim niesamowite wrażenia wizualne. Masa wybuchów, nagromadzenie niezwykłych mocy- moimi ulubionymi stały się kanały przestrzenne, wszystko to gwarantuje niezapomnianą rozrywkę. Nie ma tutaj przeładowania, nie ma też i karykaturalnych efektów, wszystko przygotowane ze smakiem, którego kwintesencją jest chyba najbardziej komiczna i genialna scena w jednym, czyli spotkanie Quicksilverem, a w zasadzie to odsłonięcie rąbka tajemnicy, jak to działa jego osoba. Strażnicy to pewien efekt nawarstwienia się grafiki, gdzie nie do końca wydają się być oni naturalni. Nie oznacza to, że nie robią wrażenia, oj robią! I to całkiem spore. Cała reszta otoczki to świetne zdjęcia, genialne kostiumy i klimat lat 70tych. Bardzo dobra robota ekipy pracującej nad stroną wizualną natomiast to co uczynił John Ottman również jest godne uwagi. Skomponowana przez niego muzyka idealnie wtapia się w wydarzenia, nie ma tutaj mowy o jakiejś parodii, czy przerysowania dźwiękowego. Trafnie podkreśla nastrój chwili i nie daje czasu na nudę.
     Obsada nie mogła tutaj za bardzo poszczycić się aktorstwem. Ich role nie były do końca wymagające, aczkolwiek nie oznacza to, że wypadali źle. James McAvoy przeszedł sam siebie w tym filmie. Stał się postacią wielopłaszczyznową, która ukazała Xaviera jako prawdziwego człowieka, a nie dobrze ułożoną personę wszystko robiącą idealnie. Michael Fassbender nie miał się tym razem czym pochwalić, aczkolwiek w roli Magneto znowu wyglądał oschle, chłodno, tak jak powinno być. Jennifer Lawrence to osoba, która dla mnie w ogóle się nie liczyła. Ciekawe jest jednak to, że do filmu zaangażowano kilka nowych znanych twarzy, gdyż do obsady na chwilę dołączył Peter Dinklage, czyli Tyrion z „Gry o tron”, Evan Peters znany z serii „American Horror Story” oraz Omar Sy, którego miliony pokochały za rolę w filmie „Nietykalni”. Tego ostatniego ciężko było rozpoznać, ale może być to również spowodowane tym, że to nie on skupiał uwagę w najważniejszych wydarzeniach. Powróciły także stare twarze, ale to jest mega niespodzianka dla wszystkich. Natomiast mój ulubieniec Hugh Jackman wypada genialnie. Co prawda przez pierwsze parę minut jest całkowicie przezroczysty, a już chwilę później to na nim koncentruje się akcja. Innymi słowy, pojawia się tutaj cała plejada gwiazd, która raz radzi sobie lepiej raz gorzej, ale z pewnością lepszego i bardziej zgranego zestawienia nie da się skomponować.
     „X-Men: Przeszłość, która nadejdzie” jest dokładnie tym, czego oczekujemy po zapowiedziach. Jest zdecydowanie najlepszym obrazem jaki dotychczas powstał z powodu swojego apokaliptycznego i niezwykle brutalnego charakteru. Fabuła kręci się wokół podróży w czasie, co może być powodem wielu potknięć, ale reżyserowi świetnie udaje się to zamydlić natężeniem akcji, dynamizmem, ale przede wszystkim wspaniałymi efektami. Film ten to nie tylko pierwszorzędna rozrywka, ale również i wewnętrzne dramaty bohaterów, walki, które muszą stoczyć i wygrać, aby móc ocalić cały świat. Presja tych działań jest absolutnie odczuwalna, gdy oddech Strażników wyczuwalny jest na naszych karkach. Nic jednak nie przebija tego co u finału podróży. Zaskakujące zakończenie, które porywa serca, zachwyci miłośników poprzednich filmów. I dlatego też właśnie, to fani całej serii X-Mena powinni ruszyć tłumnie do kina. Będą zachwyceni, oczarowani, zupełnie jak ja!

Ocena: 8/10
Recenzja dla portalu A-G-W.info!
a-g-w.info
cinema-city.pl

1 komentarz :

  1. Film ma trochę niedociągnięć (konsekwencja zabawy z czasem), co nie zmienia faktu, że dał nam nowy strat i że będziemy mogli oglądać kolejne filmy z lubianymi mutantami.

    OdpowiedzUsuń