Reżyseria:
Bryan Singer
Scenariusz:
Simon Kinberg
Zdjęcia:
Newtom Thomas Sigel
Muzyka:
John Ottman
Kraj:
USA, Wielka Brytania
Gatunek:
Akcja, Sci-Fi
Premiera: 10 maja 2014 (Świat) 23 maja 2014 (Polska)
Obsada: Hugh Jackman, James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence, Nicholas Hoult, Peter Dinklage, Patrick Stewart, Ian McKellen, Halle Berry, Ellen Page, Shawn Ashmore, Omar Sy, Peter Evans
Premiera: 10 maja 2014 (Świat) 23 maja 2014 (Polska)
Obsada: Hugh Jackman, James McAvoy, Michael Fassbender, Jennifer Lawrence, Nicholas Hoult, Peter Dinklage, Patrick Stewart, Ian McKellen, Halle Berry, Ellen Page, Shawn Ashmore, Omar Sy, Peter Evans
Nie
ma nic fajniejszego niżeli dobrze poprowadzona kontynuacja naszej
ukochanej serii. „X-meni”
ze stajni Marvela są tutaj idealnym przykładem, a Bryan Singer,
który odpowiadał za ich filmowe narodziny odwalił kawał porządnej
roboty. Kiedy jednak w 2011 roku na świecie pojawił się prequel w
reżyserii Matthew Vaughna wszyscy uświadomili sobie, że nic już
nie będzie takie jak kiedyś. Teraz na ekran powracają nasi
ukochani bohaterowie, ze świeżością Vaughna, ale przede wszystkim
miłością Singera. Tak powstał „X-men:
Przeszłość, która nadejdzie”,
całkowicie zwalający z nóg i uzmysławiający, jak bardzo
tęskniliśmy za naszymi mutantami!
Świat
przyszłości zmierza ku końcowi. Napędzani nienawiścią do
mutantów ludzie dają życie programowi Strażników
zapoczątkowanemu niegdyś przez dr Traska (Peter
Dinklage).
Ich celem jest jedno, wyszukiwanie ludzi z genem X, a dzięki
wyposażeniu ich w zdolności przystosowawcze mutantów stają się
niepokonani. Jednakże po pewnym czasie likwidowani byli nie tylko
mutanci, ale również potencjalni rodziciele. Profesor Xavier
(Patrick
Stewart)
musi połączyć swoje siły z Magneto (Ian
McKellen),
aby wraz z przyjaciółmi odwrócić bieg wydarzeń w przeszłości,
które przyczyniły się do czarnej, zlanej krwią przyszłości. W
tym celu udają się do Kitty (Ellen
Page),
która wraz z Bishopem (Omar
Sy)
posiadła zdolność przerzucania do przeszłości czyjejś
świadomości. Ostatnią szansą na ocalenie obu ras jest skok do lat
70-tych, do dnia, w którym Mystique (Jennifer
Lawrence)
skierowała nienawiść świata na mutantów. Jedyną nadzieją na
powodzenie misji jest Logan (Hugh
Jackman),
który musi odnaleźć Charlesa i Erika (James
McAvoy, Michael Fassbender)
z przeszłości i właściwie ich ukierunkować.
Filmowi
X-Meni są przy nas już od 14 lat. Czas biegnie nieubłaganie, a
bohaterowie młodsi się nie stają. Nic więc dziwnego, że
postanowiono trochę odmłodzić kadrę za sprawą filmu „Pierwsza
klasa”.
Wydawałoby się, że dalsze obrazy również utrzymane zostaną w
tamtejszym czasie, ale okazuje się być to genialnym otwarciem dla
serii dającej o wiele większe możliwości. Tym też sposobem
wyklarował się pomysł na „Przeszłość,
która nadejdzie”,
która łączy w sobie nie tylko nowości poprzedniego filmu, ale
również miłość do bohaterów, znanych z wcześniejszych filmów
w reżyserii Bryana Singera. Koncepcja na połączenie starego z
nowym jest genialna, wydaje się jednak, że z realizacją może być
już większy problem, w końcu zabawy z czasoprzestrzenią zawsze
wiąże się z mega ryzykiem. Tutaj reżyserowi udaje się sprawnie z
tego wyjść, ale przede wszystkim na pierwszy rzut oka wszystko
wydaje się być logicznie powiązane. A jeżeli już, to tak
zamydlił widzowi oczy wydarzeniami na ekranie, że trudno jest
zauważyć jakieś luki, choć nie trudno nie zauważyć pewnych
absurdalności, jak spotkanie Charlesa z Charlesem.
Ten obraz to przede wszystkim
wizerunek świata przyszłości i dążenie do tego, aby ten świat
nigdy się nie narodził. Program Strażników budzi spore
przerażenie, a siły z jaką działają, moce, które wykorzystują
wydają się być niepowstrzymane nawet dla najbardziej solidnych,
najbardziej the bestowych mutantów. Po raz kolejny doświadczyć
można wielkiej solidarności dwóch frakcji X-Menów. Grupa Xaviera
znowu łączy się z Magneto i to uczucie wspólnego celu i oddania w
walce naprawdę chwyta za serce. Jednakże kulminacją wszystkich
emocji, którymi targani są bohaterowie, ale przede wszystkim
widzowie jest wielki finał pokazujący gwarantuje nie tylko chwile
pełne napięcia, ale tak niewiarygodne poczucie ulgi i rozrastające
się w sercu ciepło. Najlepsze zakończenie ze wszystkich X-Menowych
filmów! Genialne!
Do przodu poszło również
efekciarstwo w filmie. Niektóre z wydarzeń, niektóre użycie
grafiki komputerowej wydaje się być bezcelowe. Wciąż nie ogarniam
tej sceny ze stadionem, nie mniej inne, to przede wszystkim
niesamowite wrażenia wizualne. Masa wybuchów, nagromadzenie
niezwykłych mocy- moimi ulubionymi stały się kanały przestrzenne,
wszystko to gwarantuje niezapomnianą rozrywkę. Nie ma tutaj
przeładowania, nie ma też i karykaturalnych efektów, wszystko
przygotowane ze smakiem, którego kwintesencją jest chyba
najbardziej komiczna i genialna scena w jednym, czyli spotkanie
Quicksilverem, a w zasadzie to odsłonięcie rąbka tajemnicy, jak to
działa jego osoba. Strażnicy to pewien efekt nawarstwienia się
grafiki, gdzie nie do końca wydają się być oni naturalni. Nie
oznacza to, że nie robią wrażenia, oj robią! I to całkiem spore.
Cała reszta otoczki to świetne zdjęcia, genialne kostiumy i klimat
lat 70tych. Bardzo dobra robota ekipy pracującej nad stroną
wizualną natomiast to co uczynił John Ottman również jest godne
uwagi. Skomponowana przez niego muzyka idealnie wtapia się w
wydarzenia, nie ma tutaj mowy o jakiejś parodii, czy przerysowania
dźwiękowego. Trafnie podkreśla nastrój chwili i nie daje czasu na
nudę.
Obsada
nie mogła tutaj za bardzo poszczycić się aktorstwem. Ich role nie
były do końca wymagające, aczkolwiek nie oznacza to, że wypadali
źle. James McAvoy przeszedł sam siebie w tym filmie. Stał się
postacią wielopłaszczyznową, która ukazała Xaviera jako
prawdziwego człowieka, a nie dobrze ułożoną personę wszystko
robiącą idealnie. Michael Fassbender nie miał się tym razem czym
pochwalić, aczkolwiek w roli Magneto znowu wyglądał oschle,
chłodno, tak jak powinno być. Jennifer Lawrence to osoba, która
dla mnie w ogóle się nie liczyła. Ciekawe jest jednak to, że do
filmu zaangażowano kilka nowych znanych twarzy, gdyż do obsady na
chwilę dołączył Peter Dinklage, czyli Tyrion z „Gry
o tron”,
Evan Peters znany z serii „American
Horror Story”
oraz Omar Sy, którego miliony pokochały za rolę w filmie
„Nietykalni”.
Tego ostatniego ciężko było rozpoznać, ale może być to również
spowodowane tym, że to nie on skupiał uwagę w najważniejszych
wydarzeniach. Powróciły także stare twarze, ale to jest mega
niespodzianka dla wszystkich. Natomiast mój ulubieniec Hugh Jackman
wypada genialnie. Co prawda przez pierwsze parę minut jest
całkowicie przezroczysty, a już chwilę później to na nim
koncentruje się akcja. Innymi słowy, pojawia się tutaj cała
plejada gwiazd, która raz radzi sobie lepiej raz gorzej, ale z
pewnością lepszego i bardziej zgranego zestawienia nie da się
skomponować.
„X-Men:
Przeszłość, która nadejdzie”
jest dokładnie tym, czego oczekujemy po zapowiedziach. Jest
zdecydowanie najlepszym obrazem jaki dotychczas powstał z powodu
swojego apokaliptycznego i niezwykle brutalnego charakteru. Fabuła
kręci się wokół podróży w czasie, co może być powodem wielu
potknięć, ale reżyserowi świetnie udaje się to zamydlić
natężeniem akcji, dynamizmem, ale przede wszystkim wspaniałymi
efektami. Film ten to nie tylko pierwszorzędna rozrywka, ale również
i wewnętrzne dramaty bohaterów, walki, które muszą stoczyć i
wygrać, aby móc ocalić cały świat. Presja tych działań jest
absolutnie odczuwalna, gdy oddech Strażników wyczuwalny jest na
naszych karkach. Nic jednak nie przebija tego co u finału podróży.
Zaskakujące zakończenie, które porywa serca, zachwyci miłośników
poprzednich filmów. I dlatego też właśnie, to fani całej serii
X-Mena powinni ruszyć tłumnie do kina. Będą zachwyceni,
oczarowani, zupełnie jak ja!
Ocena: 8/10
Recenzja dla portalu
A-G-W.info!
Film ma trochę niedociągnięć (konsekwencja zabawy z czasem), co nie zmienia faktu, że dał nam nowy strat i że będziemy mogli oglądać kolejne filmy z lubianymi mutantami.
OdpowiedzUsuń