Reżyseria:
Cody Cameron, Kris Pearn
Scenariusz:
John Francis Daley, Jonathan M. Goldstein, Erica Rivinoja
Muzyka:
Mark Mothersbaugh
Kraj:
USA
Gatunek:
Animacja, Familijny, Komedia
Premiera:
10 sierpnia 2013 (Świat) 11 października 2013 (Polska)
Dubbing
polski: Jacek Bończyk, Monika Pikuła, Tomasz Borkowski, Anna
Sztejner, Piotr Bąk, Jakub Szydłowski, Robert Tondera
Data
wydania DVD: 28. lutego 2014
Wydanie:
1-płytowe
Dystrybutor:
FilmFreak
Dodatki: komentarze twórców, Jak powstały jedzeniowo-zwierzęce
hybrydy, „Z powrotem w kuchni” - rozmowy z twórcami; Odlotowe
napisy końcowe; „Cloudy Cafe: Kto jest dziś w Menu?”;
Tajemniczy Sasquash; Przepyszna produkcja; Cody Simpson „La Da Dee”
- teledysk i reportaż o realizacji
Jeszcze kilka lat temu nikt nie pomyślałby, że świat animacji
wkroczy w sferę kulinarną i to z takim impetem z jakim uczynił to
obrazem „Klopsiki i inne zjawiska pogodowe”. Miller
i Lord zaskoczyli pomysłowością, która zadowalała dzieci i
dorosłych widzów. Po kilku latach trzeba było więc odgrzać
przysłowiowego kotleta- tudzież klopsika, co uczynił całkiem nowy
duet- dopiero raczkujący w produkcjach animowanych- Cameron i Pearn.
Potrawy tym razem dostały nogi, mózgi i inne organy, aby
terroryzować ludzkość. W końcu przyszło im dopełnić zemsty w
„Klopsiki kontratakują”.
Flint Lockwood i jego wynalazek niemalże zrównały z ziemią jego
rodzinne miasteczko. Na szczęście w porę udało się
unieszkodliwić maszynę, która zaginęła bez śladu. Przydałoby
się jednak posprzątać miasto z nadmiaru jedzenia, a tu przybywa na
ratunek Chester V- światowej sławy wynalazca, idol Flinta, który
zainspirował go do swoich pomysłowych tworów. Na czas oczyszczania
wszyscy mieszkańcy zostali przesiedleni, a sam Flint podjął pracę
w firmie Chestera, gdzie miał szansę zostać jeszcze lepszym
wynalazcą. Gdy okazuje się, że sprzęt Lockwooda nadal pracuje i w
dodatku mutuje żywność zamieniając ją w żywe stworzenia,
Chester V prosi chłopaka o pomoc w uratowaniu całego świata przed
nowym zagrożeniem. Flint wyrusza do domu wraz ze swoimi przyjaciółmi
i małpim asystentem, aby odnaleźć swoje dzieło i uratować świat.
Nie wie jednak, że jego idol ma zupełnie inne plany.
Pamiętacie jak dawno temu pisałam o tym, że „Klopsiki i
inne zjawiska pogodowe” mają najdurniejszą fabułę pod
słońcem i chyba nic nie może się z tym równać? Otóż okazuje
się, że może być gorzej. Od jedzenia spadającego prosto z nieba,
może być jedynie koncepcja przemieniania tegoż jedzenia w żyjątka
wszelkiego rodzaju. Gorsze mogą być już chyba tylko ryby z
nogami... Nie ma co ukrywać, „Klopsiki kontratakują”
to niesamowicie tragiczny film pod względem fabularnym. Motyw
zwierzaków z owoców, warzyw i innych produktów spożywczych jest
niemożliwie oszałamiający, o logice nie wspominając. Oczywiście,
nie oznacza to jednak, że animacja nie przekazuje wartości
młodszemu i starszemu widzowi. Co z tego, że powiela wszelkie
możliwe schematy w tym zakresie, w dodatku tak straszliwie banalne.
Od pogoni za idolem i chęci spełnienia własnych marzeń, poprzez
poszukiwanie własnej tożsamości i odzyskiwanie utraconych chwil,
aż do typowych rodzinnych wartości. Nie jest to nic nowego,
aczkolwiek zaprezentowana w taki sposób, że aż boli. Dialogi nie
należą do najbystrzejszych, a tym samym tylko pogłębiają
dojmujące uczucie zmaltretowania naszej inteligencji. Nie mniej
trzeba przyznać, sam obraz prezentuje bardzo barwnie, bardzo
nietuzinkowo i chyba to jest najważniejszą zaletą obrazu.
Wykonanie animacji jest pierwszorzędne. To samo dotyczyło zresztą
pierwszego filmu, który sprawnie się wyzwolił z dojmującej
beznadziejności fabularnej i wszystko nadrobił wizualnymi efektami.
Tak barwnej, tak porywającej pod względem pomysłowości opowieści
dawno świat nie widział, bo przecież kto wpadły na to, aby
stworzyć ludki z produktów żywnościowych? Widać tutaj dotyk
rodzica, który próbuje zachęcić dziecko do jedzenia wszystkich
produktów poprzez tworzenie dla niego niecodziennych kombinacji.
Patrząc na to w ten sposób, film wcale głupi nie jest. Mamy tutaj
więc burgero pajączki, uzębione gigantyczne tacosy, słodziutkie
marshmallows, a nawet gadające truskawki. Wszystko to straszliwie
słodkie i dopracowane w najmniejszym calu. W dodatku kolorystyka,
efekciarstwo wyspy, a w szczególności miejsca,w którym ulokował
się wynalazek Flinta, to prawdziwy majstersztyk. Jest czym nacieszyć
oczy, a dla dzieci będzie to nie lada rozrywka. Muzycznie wszystko
ładnie się komponuje, choć najbardziej ze wszystkiego wybija się
kawałek w wykonaniu Cody'ego Simpsona „La Da Dee”. Porywający i
w dodatku oddający beztroski charakter filmu, ale przede wszystkim,
tak bardzo radosny, że pozostawia bardzo dobre emocje po zakończeniu
seansu, jeszcze długo wędrując po naszej pamięci.
Niestety, bohaterowie uzbrojeni zostają w dość nijakie
charaktery, które przytłoczone zostają całokształtem tego
obrazu. Większość z nich mogłaby w ogóle zniknąć i w ogóle
nie byłoby po nich śladu, czego przykładem jest karłowaty
kamerzysta, który jest tam chyba tylko po to, aby faktycznie pełnić
rolę kamerzysty (choć też po co?). Mocno zaskakuje za to postać
policjanta, tak mocno trzymająca się wytyczonych przez zawód
ścieżek, straszliwie przesadzona, ale przez to w jakiś sposób
urzekająca. Najwięcej emocji wzbudza oczywiście Chester, gdyż
jest tutaj taką bardzo elastyczną personą- może nawet za bardzo.
Dość przerażające za to jest fakt, iż widz największą sympatią
obdarza nie człekokształtne postaci, a jedzeniowe zwierzątka
momentami straszliwie rozczulające. Dziwne, ale taki jest już
paradoks animacji dotykających tak dziwacznych tematów.
Produkcje pokroju „Klopsiki kontratakują” wzbudzają wiele
bardzo skrajnych emocji. Z jednej strony nie grzeszą inteligencją
powielając utarte ścieżki i trzymając się oklepanych tematów,
ale z drugiej zachwycają wykonaniem i niebanalnym, poniekąd,
podejściem do tematu. Owszem, wątek gonitwy za marzeniami i
poczucia zdrady są dość sztampowe, ale za to pomysłowe
zarysowanie relacji, więzów rodzinnych poprzez jedzeniowe żyjątka
jest już czymś niecodziennym. Z jednej strony może i jest to
głupiutkie podejście, ale to właśnie dzięki niemu dostaliśmy
sporą dawkę emocji, no i przede wszystkim niezapomnianą rozrywkę.
Tym razem to nie Disney, ani Pixar, Sony Pictures Animations
rozpieszcza nas wizualnymi atrakcjami i to się podoba!
Ocena: 6/10
Tę niezwykłą podróż odbyłam dzięki FilmFreak!
Prześlij komentarz