NOWOŚCI

poniedziałek, 31 marca 2014

1116. Klopsiki kontratakują, reż. Cody Cameron, Kris Pearn

Oryginalny tytuł: Cloudy with a Chance of Meatballs 2
Reżyseria: Cody Cameron, Kris Pearn
Scenariusz: John Francis Daley, Jonathan M. Goldstein, Erica Rivinoja
Muzyka: Mark Mothersbaugh
Kraj: USA
Gatunek: Animacja, Familijny, Komedia
Premiera: 10 sierpnia 2013 (Świat) 11 października 2013 (Polska)
Dubbing polski: Jacek Bończyk, Monika Pikuła, Tomasz Borkowski, Anna Sztejner, Piotr Bąk, Jakub Szydłowski, Robert Tondera

Data wydania DVD: 28. lutego 2014
Wydanie: 1-płytowe
Dystrybutor: FilmFreak
Dodatki: komentarze twórców, Jak powstały jedzeniowo-zwierzęce hybrydy, „Z powrotem w kuchni” - rozmowy z twórcami; Odlotowe napisy końcowe; „Cloudy Cafe: Kto jest dziś w Menu?”; Tajemniczy Sasquash; Przepyszna produkcja; Cody Simpson „La Da Dee” - teledysk i reportaż o realizacji
     Jeszcze kilka lat temu nikt nie pomyślałby, że świat animacji wkroczy w sferę kulinarną i to z takim impetem z jakim uczynił to obrazem „Klopsiki i inne zjawiska pogodowe”. Miller i Lord zaskoczyli pomysłowością, która zadowalała dzieci i dorosłych widzów. Po kilku latach trzeba było więc odgrzać przysłowiowego kotleta- tudzież klopsika, co uczynił całkiem nowy duet- dopiero raczkujący w produkcjach animowanych- Cameron i Pearn. Potrawy tym razem dostały nogi, mózgi i inne organy, aby terroryzować ludzkość. W końcu przyszło im dopełnić zemsty w „Klopsiki kontratakują”.

     Flint Lockwood i jego wynalazek niemalże zrównały z ziemią jego rodzinne miasteczko. Na szczęście w porę udało się unieszkodliwić maszynę, która zaginęła bez śladu. Przydałoby się jednak posprzątać miasto z nadmiaru jedzenia, a tu przybywa na ratunek Chester V- światowej sławy wynalazca, idol Flinta, który zainspirował go do swoich pomysłowych tworów. Na czas oczyszczania wszyscy mieszkańcy zostali przesiedleni, a sam Flint podjął pracę w firmie Chestera, gdzie miał szansę zostać jeszcze lepszym wynalazcą. Gdy okazuje się, że sprzęt Lockwooda nadal pracuje i w dodatku mutuje żywność zamieniając ją w żywe stworzenia, Chester V prosi chłopaka o pomoc w uratowaniu całego świata przed nowym zagrożeniem. Flint wyrusza do domu wraz ze swoimi przyjaciółmi i małpim asystentem, aby odnaleźć swoje dzieło i uratować świat. Nie wie jednak, że jego idol ma zupełnie inne plany.
     Pamiętacie jak dawno temu pisałam o tym, że „Klopsiki i inne zjawiska pogodowe” mają najdurniejszą fabułę pod słońcem i chyba nic nie może się z tym równać? Otóż okazuje się, że może być gorzej. Od jedzenia spadającego prosto z nieba, może być jedynie koncepcja przemieniania tegoż jedzenia w żyjątka wszelkiego rodzaju. Gorsze mogą być już chyba tylko ryby z nogami... Nie ma co ukrywać, „Klopsiki kontratakują” to niesamowicie tragiczny film pod względem fabularnym. Motyw zwierzaków z owoców, warzyw i innych produktów spożywczych jest niemożliwie oszałamiający, o logice nie wspominając. Oczywiście, nie oznacza to jednak, że animacja nie przekazuje wartości młodszemu i starszemu widzowi. Co z tego, że powiela wszelkie możliwe schematy w tym zakresie, w dodatku tak straszliwie banalne. Od pogoni za idolem i chęci spełnienia własnych marzeń, poprzez poszukiwanie własnej tożsamości i odzyskiwanie utraconych chwil, aż do typowych rodzinnych wartości. Nie jest to nic nowego, aczkolwiek zaprezentowana w taki sposób, że aż boli. Dialogi nie należą do najbystrzejszych, a tym samym tylko pogłębiają dojmujące uczucie zmaltretowania naszej inteligencji. Nie mniej trzeba przyznać, sam obraz prezentuje bardzo barwnie, bardzo nietuzinkowo i chyba to jest najważniejszą zaletą obrazu.
     Wykonanie animacji jest pierwszorzędne. To samo dotyczyło zresztą pierwszego filmu, który sprawnie się wyzwolił z dojmującej beznadziejności fabularnej i wszystko nadrobił wizualnymi efektami. Tak barwnej, tak porywającej pod względem pomysłowości opowieści dawno świat nie widział, bo przecież kto wpadły na to, aby stworzyć ludki z produktów żywnościowych? Widać tutaj dotyk rodzica, który próbuje zachęcić dziecko do jedzenia wszystkich produktów poprzez tworzenie dla niego niecodziennych kombinacji. Patrząc na to w ten sposób, film wcale głupi nie jest. Mamy tutaj więc burgero pajączki, uzębione gigantyczne tacosy, słodziutkie marshmallows, a nawet gadające truskawki. Wszystko to straszliwie słodkie i dopracowane w najmniejszym calu. W dodatku kolorystyka, efekciarstwo wyspy, a w szczególności miejsca,w którym ulokował się wynalazek Flinta, to prawdziwy majstersztyk. Jest czym nacieszyć oczy, a dla dzieci będzie to nie lada rozrywka. Muzycznie wszystko ładnie się komponuje, choć najbardziej ze wszystkiego wybija się kawałek w wykonaniu Cody'ego Simpsona „La Da Dee”. Porywający i w dodatku oddający beztroski charakter filmu, ale przede wszystkim, tak bardzo radosny, że pozostawia bardzo dobre emocje po zakończeniu seansu, jeszcze długo wędrując po naszej pamięci.
     Niestety, bohaterowie uzbrojeni zostają w dość nijakie charaktery, które przytłoczone zostają całokształtem tego obrazu. Większość z nich mogłaby w ogóle zniknąć i w ogóle nie byłoby po nich śladu, czego przykładem jest karłowaty kamerzysta, który jest tam chyba tylko po to, aby faktycznie pełnić rolę kamerzysty (choć też po co?). Mocno zaskakuje za to postać policjanta, tak mocno trzymająca się wytyczonych przez zawód ścieżek, straszliwie przesadzona, ale przez to w jakiś sposób urzekająca. Najwięcej emocji wzbudza oczywiście Chester, gdyż jest tutaj taką bardzo elastyczną personą- może nawet za bardzo. Dość przerażające za to jest fakt, iż widz największą sympatią obdarza nie człekokształtne postaci, a jedzeniowe zwierzątka momentami straszliwie rozczulające. Dziwne, ale taki jest już paradoks animacji dotykających tak dziwacznych tematów.
     Produkcje pokroju „Klopsiki kontratakują” wzbudzają wiele bardzo skrajnych emocji. Z jednej strony nie grzeszą inteligencją powielając utarte ścieżki i trzymając się oklepanych tematów, ale z drugiej zachwycają wykonaniem i niebanalnym, poniekąd, podejściem do tematu. Owszem, wątek gonitwy za marzeniami i poczucia zdrady są dość sztampowe, ale za to pomysłowe zarysowanie relacji, więzów rodzinnych poprzez jedzeniowe żyjątka jest już czymś niecodziennym. Z jednej strony może i jest to głupiutkie podejście, ale to właśnie dzięki niemu dostaliśmy sporą dawkę emocji, no i przede wszystkim niezapomnianą rozrywkę. Tym razem to nie Disney, ani Pixar, Sony Pictures Animations rozpieszcza nas wizualnymi atrakcjami i to się podoba!
Ocena: 6/10
Tę niezwykłą podróż odbyłam dzięki FilmFreak!
filmfreak.pl

Prześlij komentarz