Reżyseria:
Bradley Parker
Scenariusz: Oren Peli, Carey Van Dyke, Shane Van Dyke
Scenariusz: Oren Peli, Carey Van Dyke, Shane Van Dyke
Zdjęcia:
Morten Søborg
Muzyka:
Diego Stocco
Kraj:
USA
Gatunek:
Horror
Premiera: 25 maja 2012 (Świat) 22 czerwca 2012 (Polska)
Obsada: Devin Kelley, Jonathan Sadowski, Olivia Dudley, Jesse McCartney, Ingrid Bolsø Berdal, Nathan Phillips, Dimitri Diatchenko
Premiera: 25 maja 2012 (Świat) 22 czerwca 2012 (Polska)
Obsada: Devin Kelley, Jonathan Sadowski, Olivia Dudley, Jesse McCartney, Ingrid Bolsø Berdal, Nathan Phillips, Dimitri Diatchenko
26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa w historii
katastrofa elektrowni jądrowej. Po tej dacie, Czarnobyl stał się
tematem wielu rozważań, także scenarzystów filmowych. Wśród
wielu filmów dokumentalnych musiało pojawić się coś fabularnego,
a więc do akcji wkroczył Oren Peli, który połączył dwa gatunki
i stworzył nowy film na podobieństwo swojego debiutu w wielkim
świecie- „Paranormal Activity”. Stery oddał w
ręce innego początkującego reżysera Bradleya Parkera i dał
szansę na wykazanie się. Szkoda, że ten z tej możliwości nie
skorzystał.
Dwójka braci, Paul i Chris, wraz ze swoimi dziewczynami wyruszają
na wycieczkę po Ukrainie. Jednakże zamiast podążyć dalej do
Moskwy zmieniają plany i decydują się na zwiedzanie zrujnowanego i
nadal skażonego miasta Prypeć, obok którego mieścił się niegdyś
reaktor jądrowy Czarnobyl. Wraz z przewodnikiem i jeszcze dwójką
żądnych niezapomnianych wrażeń młodych ludzi wyruszają na
zwiedzanie opuszczonego miasta. Ze względu na skażenie nie mogą
przebywać tam dłużej niż dwie godziny. Niestety, w
niewyjaśnionych okolicznościach uszkodzony zostaje ich van i
zmuszeni są oczekiwać na pomoc w tych opustoszałych terenach.
Szybko jednak przekonają się, że nie są tam sami.
„Czarnobyl. Reaktor strachu” to idealny przykład
na to, że genialny pomysł nie koniecznie musi decydować o
świetności produkcji. Opowieść o Czarnobylu pełna jest tajemnicy
i nieodkrytych miejsc. Jednakże wprowadzając kilkoro młodych
bohaterów czyni się go niemalże zwyczajnym i trochę tandetnym
slasherem. Początkowo pełen zapału i niespodziewanego klimatu
wprowadza widza w mroczny i skażony świat po wybuchu reaktora.
Jednakże, kiedy tylko dowiadujemy się jakie zło czyha na bohaterów
w pustych ścianach starych budynków mieszkalnych robotników obraz
ten traci cały swój urok. Traci pewną świeżość i zamiast
trzymać nas w napięciu wywołuje nie tylko chichoty, ale wręcz
masakryczne znudzenie. O idiotycznych zagrywkach bohaterów nawet nie
ma co wspominać, bowiem niektóre wprawiają nas w chęć wyrywania
sobie włosów z głowy. Co tu dużo mówić, z taką fascynującą
ideą człowiek spodziewa się naprawdę niezapomnianych wrażeń, a
dostaje jedynie banalną historię pełną schematyczności i nawet
taki finał, który dla wielu jest mocny i całkowicie zaskakujący,
dla znawców podobnego kina nie będzie nowością. Tym samym okazuje
się, że nawet wielkie ucieczki i chęci na pobieganie po terenach
skażonych mogą wywoływać epidemię ziewu.
Trzeba jednak przyznać, że klimat jest pierwszorzędny. Pomimo
tego, że nakręcony został w Serbii i Węgrzech, ze względu na
ciągłe promieniowanie, utrzymał pełną grozy atmosferę. Zabiera
się widza w podróż po zniszczonych lasach, po opuszczonych i
równie mało żywych budynkach. Z brutalnością pokazuje się to
czego sami nie moglibyśmy zobaczyć. Wszystko to podsycane jest
charakterem filmu, bowiem utrzymany został on w popularnym i tak
bardzo lubianym przez Orena Peli mockdokumencie. Wszędzie względna
cisza, a gdzieniegdzie pojawiające się istotki ludzkie, czy
zwierzęce budują całkiem nie najgorsze napięcie. Szkoda, że
później, gdzieś gubi się to uczucie niepewności.
Zazwyczaj, gdy do takich filmów zaangażowani zostają młodzi,
piękni i do tego mało znani aktorzy, sprawia to, że widz bardziej
wczuwa się w opowieści i wierzy w autentyczność postaci. Tutaj
tak nie jest i przez to trudno jest złapać jakikolwiek kontakt z
bohaterami. Tym samym nie robi na nas większego wrażenia śmierć
kolejnych jednostek, które pozostają dla nas jedynie ofiarami. Mało
znane twarze nie dodają tutaj większej świeżości, można wręcz
powiedzieć, że tak samo poradziliby sobie Ci, dla których
aktorstwo to nie pierwszyzna.
Choć uwielbiam produkcje udające dokument, to z przykrością
muszę stwierdzić, że „Czarnobyl. Reaktor strachu” to
straszliwie marna próba dosięgnięcia gwiazd przez początkującego
reżysera. Klimat choć całkiem sprawnie utworzony został
zniweczony przez przewidywalną i wtórną fabułę, bowiem od razu
ma się wrażenie, że już coś podobnego się widziało. Zmienia
się jedynie sceneria, zmieniają się twarze, zmienia się ogólna
koncepcja, ale sens pozostaje ten sam. Trochę to męczące, trochę
to bolesne, bowiem po filmie, który dotyka problemu Czarnobyla
spodziewać można było się o wiele wiele więcej. Dlatego też ten
tytuł zwyczajnie zawodzi!
Ocena: 3/10
Film miał potencjał, ale słabe aktorstwo zniszczyło efekt. Temat chwytliwy, zdjęcia świetne, chociaż wieczna ciemność mnie trochę denerwowała
OdpowiedzUsuń