NOWOŚCI

niedziela, 16 marca 2014

1112. Czarnobyl. Reaktor strachu, reż. Bradley Parker

Oryginalny tytuł: Czernobyl Diaries
Reżyseria: Bradley Parker
Scenariusz: Oren Peli, Carey Van Dyke, Shane Van Dyke
Zdjęcia: Morten Søborg 
Muzyka: Diego Stocco
Kraj: USA
Gatunek: Horror
Premiera: 25 maja 2012 (Świat) 22 czerwca 2012 (Polska)
Obsada: Devin Kelley, Jonathan Sadowski, Olivia Dudley, Jesse McCartney, Ingrid Bolsø Berdal, Nathan Phillips, Dimitri Diatchenko
     26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa w historii katastrofa elektrowni jądrowej. Po tej dacie, Czarnobyl stał się tematem wielu rozważań, także scenarzystów filmowych. Wśród wielu filmów dokumentalnych musiało pojawić się coś fabularnego, a więc do akcji wkroczył Oren Peli, który połączył dwa gatunki i stworzył nowy film na podobieństwo swojego debiutu w wielkim świecie- „Paranormal Activity”. Stery oddał w ręce innego początkującego reżysera Bradleya Parkera i dał szansę na wykazanie się. Szkoda, że ten z tej możliwości nie skorzystał.

     Dwójka braci, Paul i Chris, wraz ze swoimi dziewczynami wyruszają na wycieczkę po Ukrainie. Jednakże zamiast podążyć dalej do Moskwy zmieniają plany i decydują się na zwiedzanie zrujnowanego i nadal skażonego miasta Prypeć, obok którego mieścił się niegdyś reaktor jądrowy Czarnobyl. Wraz z przewodnikiem i jeszcze dwójką żądnych niezapomnianych wrażeń młodych ludzi wyruszają na zwiedzanie opuszczonego miasta. Ze względu na skażenie nie mogą przebywać tam dłużej niż dwie godziny. Niestety, w niewyjaśnionych okolicznościach uszkodzony zostaje ich van i zmuszeni są oczekiwać na pomoc w tych opustoszałych terenach. Szybko jednak przekonają się, że nie są tam sami.
     „Czarnobyl. Reaktor strachu” to idealny przykład na to, że genialny pomysł nie koniecznie musi decydować o świetności produkcji. Opowieść o Czarnobylu pełna jest tajemnicy i nieodkrytych miejsc. Jednakże wprowadzając kilkoro młodych bohaterów czyni się go niemalże zwyczajnym i trochę tandetnym slasherem. Początkowo pełen zapału i niespodziewanego klimatu wprowadza widza w mroczny i skażony świat po wybuchu reaktora. Jednakże, kiedy tylko dowiadujemy się jakie zło czyha na bohaterów w pustych ścianach starych budynków mieszkalnych robotników obraz ten traci cały swój urok. Traci pewną świeżość i zamiast trzymać nas w napięciu wywołuje nie tylko chichoty, ale wręcz masakryczne znudzenie. O idiotycznych zagrywkach bohaterów nawet nie ma co wspominać, bowiem niektóre wprawiają nas w chęć wyrywania sobie włosów z głowy. Co tu dużo mówić, z taką fascynującą ideą człowiek spodziewa się naprawdę niezapomnianych wrażeń, a dostaje jedynie banalną historię pełną schematyczności i nawet taki finał, który dla wielu jest mocny i całkowicie zaskakujący, dla znawców podobnego kina nie będzie nowością. Tym samym okazuje się, że nawet wielkie ucieczki i chęci na pobieganie po terenach skażonych mogą wywoływać epidemię ziewu.
     Trzeba jednak przyznać, że klimat jest pierwszorzędny. Pomimo tego, że nakręcony został w Serbii i Węgrzech, ze względu na ciągłe promieniowanie, utrzymał pełną grozy atmosferę. Zabiera się widza w podróż po zniszczonych lasach, po opuszczonych i równie mało żywych budynkach. Z brutalnością pokazuje się to czego sami nie moglibyśmy zobaczyć. Wszystko to podsycane jest charakterem filmu, bowiem utrzymany został on w popularnym i tak bardzo lubianym przez Orena Peli mockdokumencie. Wszędzie względna cisza, a gdzieniegdzie pojawiające się istotki ludzkie, czy zwierzęce budują całkiem nie najgorsze napięcie. Szkoda, że później, gdzieś gubi się to uczucie niepewności.
     Zazwyczaj, gdy do takich filmów zaangażowani zostają młodzi, piękni i do tego mało znani aktorzy, sprawia to, że widz bardziej wczuwa się w opowieści i wierzy w autentyczność postaci. Tutaj tak nie jest i przez to trudno jest złapać jakikolwiek kontakt z bohaterami. Tym samym nie robi na nas większego wrażenia śmierć kolejnych jednostek, które pozostają dla nas jedynie ofiarami. Mało znane twarze nie dodają tutaj większej świeżości, można wręcz powiedzieć, że tak samo poradziliby sobie Ci, dla których aktorstwo to nie pierwszyzna.
     Choć uwielbiam produkcje udające dokument, to z przykrością muszę stwierdzić, że „Czarnobyl. Reaktor strachu” to straszliwie marna próba dosięgnięcia gwiazd przez początkującego reżysera. Klimat choć całkiem sprawnie utworzony został zniweczony przez przewidywalną i wtórną fabułę, bowiem od razu ma się wrażenie, że już coś podobnego się widziało. Zmienia się jedynie sceneria, zmieniają się twarze, zmienia się ogólna koncepcja, ale sens pozostaje ten sam. Trochę to męczące, trochę to bolesne, bowiem po filmie, który dotyka problemu Czarnobyla spodziewać można było się o wiele wiele więcej. Dlatego też ten tytuł zwyczajnie zawodzi!
Ocena: 3/10

1 komentarz :

  1. Film miał potencjał, ale słabe aktorstwo zniszczyło efekt. Temat chwytliwy, zdjęcia świetne, chociaż wieczna ciemność mnie trochę denerwowała

    OdpowiedzUsuń