Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: Terence Winter
Na podstawie: książki Jordana Belforta „Wilk z Wall Street”
Zdjęcia: Rodrigo Prieto
Muzyka: Howard Shore
Kraj: USA
Gatunek: Dramat, Biograficzny
Premiera: 19 grudnia 2013 (Świat) 03 stycznia 2014 (Polska)
Obsada: Leonardo DiCaprio, Jonah Hill, Margot Robbie, Matthew McConaughey, Kyle Chandler, Rob Reiner, Jon Bernthal, Jon Favreau, Jean Dujardin
Ten
film to jedna wielka impreza. Tak można by zacząć opowieść o
najnowszej produkcji Martina Scorsese. Reżyser podejmował się już
najrozmaitszych wyzwań, teraz przyszło mu zmierzyć się z
prawdziwą historią człowieka, który w młodym wieku dorobił się
milionów. „Wilk z Wall Street” jest dokładnie
taki, jak bohater o którym traktuje- barwny, chciwy i odrobinę
szalony. Sam reżyser nie boi się stworzyć czegoś innego niż do
tej pory. Piękne golizny, dużo finansjery i przepychu, czyli niczym
nieograniczone możliwości zaprezentowania jednej z najbardziej
porywających historii świata finansów.
Pochodzący
z rodziny księgowych- Jordan Belfort (Leonardo DiCaprio), od
zawsze marzył o tym, że zostanie milionerem. Dlatego też wyruszył
na podbój miejsca, w którym mógłby się czegoś dorobić- na Wall
Street. Tam podejmuje pracę w jednym z domów maklerskich, ale choć
szybko udaje mu się zrozumieć na czym polega sukces, upadek jednej
ze znaczących spółek całkowicie rujnuje jego marzenia. Przy
pełnym wsparciu żony znajduje pracę w małym biurze, którego
pracownicy zajmują się obrotem akcji tzw. „groszowych spółek”.
Szybko okazuje się, że na czymś tak mało dochodowym Jordan zbija
majątek. Dlatego też wraz z nowo poznanym przyjacielem- Donniem
(Jonah Hill), zakłada swoją własna firmę, która z czasem
zyskuje nazwę Stratton Oakmont. Od tamtej pory Belfort zarabia
miliony. Szybki sukces i bogactwo nie tylko wywracają do góry
nogami jego życie osobiste, ale czynią z niego człowieka
uzależnionego od wszelkich używek oraz zwracają uwagę FBI.
Przez
wiele lat ludzkie oczy napatrzyły się na całą masę filmów,
wśród nich były też te i od Scorsese. Jednakże jeszcze chyba
żaden obraz z jego dotychczasowej twórczości nie zrobił mi z
mózgu takiej miazgi, no chyba, że weźmiemy pod uwagę „Wyspę
tajemnic”, ale tam fascynacja kreowała się na zupełnie
innym poziomie. Po Martinie Scorsese spodziewać się można jedynie
samych dobrych filmów, ale to co pokazał „Wilkiem z Wall
Street” po prostu bije sam siebie na kolana. Nie dość, że
widz przez cały seans siedzi jak zahipnotyzowany, to w dodatku jest
to dla niego nie lada rozrywką. Tym właśnie jest najnowszy obraz
mistrza reżyserii- nieustającą zabawą łączącą w sobie
finanse, dragi i ostre imprezowanie.
Od samego początku dostajemy to, czego spodziewać można się po całym filmie. Nie ma gładkiego wprowadzenia do historii, widz od razu wrzucany zostaje w rozrywkowe życie Jordana Belforta. Wszystko po to, aby za chwilę odrobinę zwolnić i pokazać nam jak to rozpoczęła się jego droga na szczyt i ku wielkim problemom. Wielka kasa wiąże się z wielką rozrzutnością. Kilka domów, jachty, śmigłowce, no i oczywiście najrozmaitsze uzależnienia- od narkotyków, seksu, alkoholu. Nieustające imprezowe życie, które skończyć się może w jedyny możliwy sposób, a którego ewidentnym obrazem staje się najbardziej powalająca scena w filmie, czyli kolejna faza, w którą wchodzi zaćpany umysł Belforta- porażenie mózgowe! Leo DiCaprio napręża się i ślini, a cała sala kinowa płacze ze śmiechu. Jednakże przy tym całym szale, przy fabule, która niejednokrotnie rozbawia nas do granic możliwości, próbuje wkraść się trochę powagi, bo w końcu zwrócenie na siebie uwagi FBI nie do końca legalnymi zarobkami może być problematyczne. Nie mniej i tutaj twórcy postanawiają troszkę popuścić wodze fantazji i przedstawić to w jak najmniej drastyczny sposób, czy to odziewając piękną żonę Brada w pliki setek tysięcy dolarów, czy uderzając do pięknej brytyjskiej ciotki.
Od samego początku dostajemy to, czego spodziewać można się po całym filmie. Nie ma gładkiego wprowadzenia do historii, widz od razu wrzucany zostaje w rozrywkowe życie Jordana Belforta. Wszystko po to, aby za chwilę odrobinę zwolnić i pokazać nam jak to rozpoczęła się jego droga na szczyt i ku wielkim problemom. Wielka kasa wiąże się z wielką rozrzutnością. Kilka domów, jachty, śmigłowce, no i oczywiście najrozmaitsze uzależnienia- od narkotyków, seksu, alkoholu. Nieustające imprezowe życie, które skończyć się może w jedyny możliwy sposób, a którego ewidentnym obrazem staje się najbardziej powalająca scena w filmie, czyli kolejna faza, w którą wchodzi zaćpany umysł Belforta- porażenie mózgowe! Leo DiCaprio napręża się i ślini, a cała sala kinowa płacze ze śmiechu. Jednakże przy tym całym szale, przy fabule, która niejednokrotnie rozbawia nas do granic możliwości, próbuje wkraść się trochę powagi, bo w końcu zwrócenie na siebie uwagi FBI nie do końca legalnymi zarobkami może być problematyczne. Nie mniej i tutaj twórcy postanawiają troszkę popuścić wodze fantazji i przedstawić to w jak najmniej drastyczny sposób, czy to odziewając piękną żonę Brada w pliki setek tysięcy dolarów, czy uderzając do pięknej brytyjskiej ciotki.
Gdzieś
pod tymi milionami dolarów, gołymi laskami i pięknymi furami skrył
się człowiek pochłonięty swoją ambicją do tego stopnia, że nie
dostrzega iż sam siebie ciągnie na dno. Ciągła zachłanność,
żądza pieniądza i dostatniego życia chwilami odbiera mu rozum,
zdolność racjonalnego myślenia, przez co sam siebie czyni
rozpieszczonym dzieciakiem. Z jednej strony Jordan Belfort
przedstawiony zostaje jako złodziej żerujący na biednych i
niedokształconych ludziach, którym wcisnąć można cokolwiek, a z
drugiej zaś człowieka troszczącego się o innych i dających im
szansę. Nic więc dziwnego, że dalsze jego losy toczą się w taki
czy inny sposób. Postanowił spożytkować inaczej swój talent do
sprzedaży i pomagać innym w ulepszaniu ich życia. Leonardo
DiCaprio w tej roli? Wprost przegenialny! Belfort to jedna z jego
najlepszych ról, jeżeli nawet nie najlepsza. Z wrodzonym talentem
ubiera najrozmaitsze maski- rozpieszczonego dzieciaka, troskliwego
ojca, zaćpanego imprezowicza i zjawiskowego kochanka. W każdej z
nich czuje się jak ryba w wodzie i to widać. Oddaje się kreacji
całym sobą, a przez to udowadnia, że jest wręcz stworzony do tej
roli. Najlepszą rolą drugoplanową okazuje się być tutaj Matthew
McConaughey. Choć im starszy, tym gorzej wygląda, to jednak odkrywa
kluczową rolę na początku podróży Belforta. Szczery,
ekscentryczny, a przy tym rewelacyjnie zagrany, a scena wybijania
rytmu na własnej klatce piersiowej podczas lunchu- bezcenna!
O
„Wilku z Wall Street” można pisać w samych
superlatywach, gdyż ciężko dostrzec tutaj jakiekolwiek potknięcie
reżysera. Można uczepić się, że reżyser zbyt swobodnie
potraktował historię człowieka, który ostatecznie wzbogacał się
na nieszczęściu innych, przeszedł całkowitą przemianę i spadł
na samo dno, ale to co tu najważniejsze to raczej możliwość
otrzymania drugiej szansy od losu. Odważnie przedstawiona i
opowiedziana z humorem bez problemu zafascynuje każdego widza.
Świetny pomysł z wprowadzeniem narracji, a także przybliżeniem
świata finansów w rytmach wspaniałej muzyki Howarda Shore. Nie jest to w końcu poradnik o tym, jak szybko
się wzbogacić, a jedynie jak nie zatracić siebie w podążaniu za
karierą i marzeniami. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych
filmów tego roku- wartościowy, dynamiczny i po prostu... czadowy!
Ocena:
9/10
Recenzja dla portalu A-G-W.info!
Normalnie muszę Cie zacytowac, bo to zdanie bardzo mi się spodobało: "Gdzieś pod tymi milionami dolarów, gołymi laskami i pięknymi furami skrył się człowiek pochłonięty swoją ambicją do tego stopnia, że nie dostrzega iż sam siebie ciągnie na dno." Znakomicie opisuje Belforta :)
OdpowiedzUsuńA co do oceny to mniej więcej mamy podobne zdania, jeśli będziesz miała chwilkę to zapraszam na świeżutką recenzję "Wilka z Wall Street" na kino-strefa.blogspot.com
Pozdrawiam !
A dziękuję :) Starałam się zawrzeć jego kwintesencję w jednym zdaniu, cieszę się, że mi się to udało :)))
Usuń