NOWOŚCI

poniedziałek, 6 stycznia 2014

1096. Idealne matki, reż. Anne Fontaine

Oryginalny tytuł: Adore
Reżyseria: Anna Fontaine
Scenariusz: Christopher Hampton
Na podstawie: opowiadania Doris Lessing „The Grandmothers: Four Short Novels”
Zdjęcia: Christophe Beaucarne
Muzyka: Christopher Gordon
Kraj: Francja, Australia
Gatunek: Dramat
Premiera: 18 stycznia 2013 (Świat) 21 czerwca 2013 (Polska)
Obsada: Naomi Watts, Robin Wright, Xavier Samuel, James Frecheville, Ben Mendelsohn, Sophie Lowe, Jessica Tovey, Gary Sweet

Data wydania DVD: 24. października 2013
Wydanie: 1- płyowe
Dystrybutor: Kino Świat
Dodatki: bezpośredni dostęp do scen, menu interaktywne, zwiastun


     Miłość ma bardzo wiele twarzy, które oglądamy przez całe swoje życie. Uczucia, które darzymy własnych rodziców, przyjaciół, czy życiowego partnera to te dodające nam energii, wsparcia. A co gdyby miłością naszego życia okazał się być ktoś znacznie młodszy? A co, gdyby wybrankiem naszego serca okazało się być dziecko naszego najlepszego przyjaciela? Takie pytania, ale przede wszystkim odpowiedzi na nie i emocje z nimi związane stały się podstawą opowiadań Doris Lessing, a następnie filmu. Za kamerą „Idealnych matek” stanęła Anna Fontaine („Coco Chanel”) rozpracowując dość trudny i niewygodny temat wśród krajobrazów przepięknej Australii.

     Lil i Roz (Naomi Watts, Robin Wright) przyjaźnią się od zawsze. Kiedy Lil traci męża i zostaje sama z małym Ianem jej więź z Roz i jej synem Tomem znacznie się zacieśnia. Teraz Ian i Tom (Xavier Samuel, James Frecheville) są już niemalże dorosłymi mężczyznami kochającymi surfowanie, Lil odpędza od siebie kolejnych mężczyzn, a mąż Roz- Harold (Ben Mendelsohn), wyjeżdża do pracy do Sydney. Po jego wyjeździe relacje przyjaciółek i ich synów ulegają diametralnej zmianie. Podczas kolejnego nocowania u Toma, Ian uwodzi Roz, a ta ulega jego pięknu i młodości. Kiedy Tom zaczyna łączyć fakty przychodzi do Lil z szokującą nowiną iż jej najlepsza przyjaciółka ma romans z jej synem. Szybko jednak otrząsa się z zaskoczenia i idzie za przykładem z koleżanki.
     Łatwo jest robić filmy o uczuciach oczywistych, o świecie, w którym wszystko jest zrozumiałe, a wszelkie patologie i odchylenia stają się tematem tabu. Zdecydowanie większą filozofią jest stworzenie czegoś niebanalnego, zmuszającego do refleksji i pozostawiającego widza z pewnym tematem. Choć „Idealne matki” to moje pierwsze spotkanie z filmami Anne Fontaine to śmiem stwierdzić, że reżyserka nie boi się tematów trudnych i o dziwo bardzo dobrze sobie z nimi radzi pod każdym względem. O etycznym charakterze tego obrazu lepiej nie wspominać. Ciężko jest sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której to nasz syn ma romans z naszą przyjaciółką. Jest to zupełnie nowe spojrzenie na wątek romansu dojrzałej kobiety z o wiele młodszym mężczyzną. Do tego dochodzi przecież i motyw zdrady, bo w końcu Roz nadal jest mężatką. Innymi słowy scenariusz nagina wszelkie możliwe zasady zdrowego rozsądku. Nie mniej, uwaga nie skupia się jedynie na samym romansie. W grę wchodzi przede wszystkim przyszłość, a mianowicie to, jakie konsekwencje będzie to miało na późniejsze relacje obu mężczyzn, a także ich matek. Zaskakujące jest to, że przy tak jednostajnym klimacie reżyserce udaje się utrzymać skupienie widza. O dziwo nie ma tutaj możliwości znużenia, gdyż sama idea filmu jest tak frapująca, że zatracamy się w obrazie do samego końca. A zakończenie? Lepszego nie można byłoby napisać. Stanowi idealne zwieńczenie tego niepokojącego filmu.
    Gdyby jednak zastanowić się, z czego tak naprawdę wynika nasza interesowność co do tego filmu można śmiało postawić na otoczenie. Fontaine nie bez powodu wybrała akurat Australię na miejsce kręcenia zdjęć. Przede wszystkim miała do dyspozycji jednego z lepszych operatorów, który pracował z nią już razem przy „Coco Chanel”. Nie było więc wątpliwości, że wydobędzie z krainy kangurów wszystko to co najlepsze. I mamy tutaj świetne ujęcia cudownych nadmorskiego Shelly Beach i innych nabrzeżnych okolic. Klimat tam panujący całkowicie nas pochłania i zazdrościmy bohaterom takiej rejonizacji. Nikt by nas nie zmusił do opuszczenia tej oazy spokoju. Miejsce czaruje, więc maskuje wszelkie mankamenty scenariusza.
     Jest jednak coś jeszcze co oderwać może naszą uwagę od ewentualnych potknięć fabularnych. Dwóch przystojniaków, choć to oczywiście rzecz gustu, czyli Xavier Samuel i James Frecheville. Ich występ ciężko nazwać jakimkolwiek aktorstwem. Ten pierwszy to dziecię „Zmierzchu”, a drugi rozpoczyna karierę w filmie. Bardzo często trudno jest oprzeć się wrażeniu, że stanowią tutaj jedynie element zdobniczy dla dwóch wspaniałych aktorek. Tych dwóch mężczyzn ma po prostu być, prężyć się na plaży, bądź też pokazywać swoje zgrabne tyłeczki podczas wszelkich scen łóżkowych. Nie ma co, jest na co popatrzeć, choć raczej mało imponujące posiadają klatki. Może to dzięki takiemu oparciu Naomi Watts i Robin Wright wydają się być tu świetnymi aktorkami. Obie te kobiety do najmłodszych nie należą, ale nawet z tymi swoimi uroczymi zmarszczkami wyglądają przepięknie. Najwyraźniej same są tego świadome, bo bez większych przeszkód paradują w kusych kostiumach kąpielowych i bez większego makijażu na twarzy wypalają sobie skórę w australijskim słońcu. Każda z nich gra zupełnie inną postać, ale o charakterach dość zbliżonych. Z tych też powodów łatwo dajemy się nabrać na to, że są przyjaciółkami od dziecka.
     Podsumowując, „Idealne matki” nie jest filmem złym, ale daleko mu również do ideału. Choć Australia jest tutaj przepiękna, a historia niebanalna to jednak całość wykonania pozostawia sporo do życzenia. Ogląda się przyjemnie, to fakt, ale ciężko stwierdzić, że nasze uczucia byłyby podobne, gdyby z nadmorskiego raju przenieść akcję w zatłoczone i zimne miasto. Watts i Wright dają sobie bardzo dobrze radę, choć asystę mają dobrą jedynie pod względem wizualnym, a nie aktorskim. Okazuje się jednak, że sama dziwna i niepokojąca historia patologicznego romansu potrafi wybronić się sama. Nie mniej, nawet i to by się nie sprawdziło, gdyby nie zwykła ludzka ciekawość, bo w końcu każdy z nas chce wiedzieć, jaki będzie finał tej opowieści.

Ocena: 6/10

Recenzja dla Kino Świat!

kinoswiat.pl

5 komentarzy :

  1. Bardzo mi się ten film podobał. Takie kontrowersyjne spojrzenie na miłość, z genialną Watts.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również się bardzo podobał...ma to coś co pobudza nasze zmysły i powoduje, że można poczuć motylki w brzuchu...a w życiu wszystko jest możliwe..nigdy nie mów nigdy..

      Usuń
  2. Nie lubię dramatów. Bardzo nie lubię dramatów. Nie chcę ich oglądać, o nich myśleć. Czapka z głowy za to, że obejrzałaś i nawet zrecenzowałaś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Doceniam, ale nie podobał mi się. Po prostu nie byłam w żaden sposób zidentyfikować się z żadną z postaci. Muszę jednak przyznać, że Robin Wright fantastycznie się starzeje, po prostu kobieta z klasą, ach.

    OdpowiedzUsuń
  4. zdecydowanie jak wyżej, w House of Cards - świetna. a mnie samej film tez się podobał ;)

    OdpowiedzUsuń