Reżyseria: Anna Fontaine
Scenariusz: Christopher Hampton
Na podstawie: opowiadania Doris Lessing „The Grandmothers: Four Short Novels”
Zdjęcia: Christophe Beaucarne
Muzyka: Christopher Gordon
Kraj: Francja, Australia
Gatunek: Dramat
Premiera: 18 stycznia 2013 (Świat) 21 czerwca 2013 (Polska)
Obsada: Naomi Watts, Robin Wright, Xavier Samuel, James Frecheville, Ben Mendelsohn, Sophie Lowe, Jessica Tovey, Gary Sweet
Data
wydania DVD: 24. października 2013
Wydanie: 1- płyowe
Dystrybutor: Kino Świat
Dodatki: bezpośredni dostęp do scen, menu interaktywne, zwiastun
Wydanie: 1- płyowe
Dystrybutor: Kino Świat
Dodatki: bezpośredni dostęp do scen, menu interaktywne, zwiastun
Miłość ma bardzo wiele twarzy, które oglądamy przez całe swoje
życie. Uczucia, które darzymy własnych rodziców, przyjaciół,
czy życiowego partnera to te dodające nam energii, wsparcia. A co
gdyby miłością naszego życia okazał się być ktoś znacznie
młodszy? A co, gdyby wybrankiem naszego serca okazało się być
dziecko naszego najlepszego przyjaciela? Takie pytania, ale przede
wszystkim odpowiedzi na nie i emocje z nimi związane stały się
podstawą opowiadań Doris Lessing, a następnie filmu. Za kamerą
„Idealnych matek” stanęła Anna Fontaine („Coco
Chanel”) rozpracowując dość trudny i niewygodny temat
wśród krajobrazów przepięknej Australii.
Lil i Roz (Naomi Watts, Robin
Wright) przyjaźnią się od zawsze. Kiedy Lil traci męża
i zostaje sama z małym Ianem jej więź z Roz i jej synem Tomem
znacznie się zacieśnia. Teraz Ian i Tom (Xavier Samuel, James
Frecheville) są już niemalże
dorosłymi mężczyznami kochającymi surfowanie, Lil odpędza od
siebie kolejnych mężczyzn, a mąż Roz- Harold (Ben
Mendelsohn), wyjeżdża do pracy
do Sydney. Po jego wyjeździe relacje przyjaciółek i ich synów
ulegają diametralnej zmianie. Podczas kolejnego nocowania u Toma,
Ian uwodzi Roz, a ta ulega jego pięknu i młodości. Kiedy Tom
zaczyna łączyć fakty przychodzi do Lil z szokującą nowiną iż
jej najlepsza przyjaciółka ma romans z jej synem. Szybko jednak
otrząsa się z zaskoczenia i idzie za przykładem z koleżanki.
Łatwo jest robić filmy o
uczuciach oczywistych, o świecie, w którym wszystko jest
zrozumiałe, a wszelkie patologie i odchylenia stają się tematem
tabu. Zdecydowanie większą filozofią jest stworzenie czegoś
niebanalnego, zmuszającego do refleksji i pozostawiającego widza z
pewnym tematem. Choć „Idealne matki”
to moje pierwsze spotkanie z filmami Anne Fontaine to śmiem
stwierdzić, że reżyserka nie boi się tematów trudnych i o dziwo
bardzo dobrze sobie z nimi radzi pod każdym względem. O etycznym
charakterze tego obrazu lepiej nie wspominać. Ciężko jest sobie
bowiem wyobrazić sytuację, w której to nasz syn ma romans z naszą
przyjaciółką. Jest to zupełnie nowe spojrzenie na wątek romansu
dojrzałej kobiety z o wiele młodszym mężczyzną. Do tego dochodzi
przecież i motyw zdrady, bo w końcu Roz nadal jest mężatką.
Innymi słowy scenariusz nagina wszelkie możliwe zasady zdrowego
rozsądku. Nie mniej, uwaga nie skupia się jedynie na samym
romansie. W grę wchodzi przede wszystkim przyszłość, a mianowicie
to, jakie konsekwencje będzie to miało na późniejsze relacje obu
mężczyzn, a także ich matek. Zaskakujące jest to, że przy tak
jednostajnym klimacie reżyserce udaje się utrzymać skupienie
widza. O dziwo nie ma tutaj możliwości znużenia, gdyż sama idea
filmu jest tak frapująca, że zatracamy się w obrazie do samego
końca. A zakończenie? Lepszego nie można byłoby napisać. Stanowi
idealne zwieńczenie tego niepokojącego filmu.
Gdyby jednak zastanowić się, z
czego tak naprawdę wynika nasza interesowność co do tego filmu
można śmiało postawić na otoczenie. Fontaine nie bez powodu
wybrała akurat Australię na miejsce kręcenia zdjęć. Przede
wszystkim miała do dyspozycji jednego z lepszych operatorów, który
pracował z nią już razem przy „Coco Chanel”.
Nie było więc wątpliwości, że wydobędzie z krainy kangurów
wszystko to co najlepsze. I mamy tutaj świetne ujęcia cudownych
nadmorskiego Shelly Beach i innych nabrzeżnych okolic. Klimat tam
panujący całkowicie nas pochłania i zazdrościmy bohaterom takiej
rejonizacji. Nikt by nas nie zmusił do opuszczenia tej oazy spokoju.
Miejsce czaruje, więc maskuje wszelkie mankamenty scenariusza.
Jest jednak coś jeszcze co oderwać
może naszą uwagę od ewentualnych potknięć fabularnych. Dwóch
przystojniaków, choć to oczywiście rzecz gustu, czyli Xavier
Samuel i James Frecheville. Ich występ ciężko nazwać jakimkolwiek
aktorstwem. Ten pierwszy to dziecię „Zmierzchu”,
a drugi rozpoczyna karierę w filmie. Bardzo często trudno jest
oprzeć się wrażeniu, że stanowią tutaj jedynie element
zdobniczy dla dwóch wspaniałych aktorek. Tych dwóch mężczyzn ma
po prostu być, prężyć się na plaży, bądź też pokazywać
swoje zgrabne tyłeczki podczas wszelkich scen łóżkowych. Nie ma
co, jest na co popatrzeć, choć raczej mało imponujące posiadają
klatki. Może to dzięki takiemu oparciu Naomi Watts i Robin Wright
wydają się być tu świetnymi aktorkami. Obie te kobiety do
najmłodszych nie należą, ale nawet z tymi swoimi uroczymi
zmarszczkami wyglądają przepięknie. Najwyraźniej same są tego
świadome, bo bez większych przeszkód paradują w kusych kostiumach
kąpielowych i bez większego makijażu na twarzy wypalają sobie
skórę w australijskim słońcu. Każda z nich gra zupełnie inną
postać, ale o charakterach dość zbliżonych. Z tych też powodów
łatwo dajemy się nabrać na to, że są przyjaciółkami od
dziecka.
Podsumowując, „Idealne
matki” nie jest filmem
złym, ale daleko mu również do ideału. Choć Australia jest tutaj
przepiękna, a historia niebanalna to jednak całość wykonania
pozostawia sporo do życzenia. Ogląda się przyjemnie, to fakt, ale
ciężko stwierdzić, że nasze uczucia byłyby podobne, gdyby z
nadmorskiego raju przenieść akcję w zatłoczone i zimne miasto.
Watts i Wright dają sobie bardzo dobrze radę, choć asystę mają
dobrą jedynie pod względem wizualnym, a nie aktorskim. Okazuje się
jednak, że sama dziwna i niepokojąca historia patologicznego
romansu potrafi wybronić się sama. Nie mniej, nawet i to by się
nie sprawdziło, gdyby nie zwykła ludzka ciekawość, bo w końcu
każdy z nas chce wiedzieć, jaki będzie finał tej opowieści.
Bardzo mi się ten film podobał. Takie kontrowersyjne spojrzenie na miłość, z genialną Watts.
OdpowiedzUsuńMnie również się bardzo podobał...ma to coś co pobudza nasze zmysły i powoduje, że można poczuć motylki w brzuchu...a w życiu wszystko jest możliwe..nigdy nie mów nigdy..
UsuńNie lubię dramatów. Bardzo nie lubię dramatów. Nie chcę ich oglądać, o nich myśleć. Czapka z głowy za to, że obejrzałaś i nawet zrecenzowałaś.
OdpowiedzUsuńDoceniam, ale nie podobał mi się. Po prostu nie byłam w żaden sposób zidentyfikować się z żadną z postaci. Muszę jednak przyznać, że Robin Wright fantastycznie się starzeje, po prostu kobieta z klasą, ach.
OdpowiedzUsuńzdecydowanie jak wyżej, w House of Cards - świetna. a mnie samej film tez się podobał ;)
OdpowiedzUsuń