NOWOŚCI

piątek, 3 stycznia 2014

1095. Spartakus: Wojna potępionych (sezon 3), aut. Steven S. DeKnight

Oryginalny tytuł: Spartakus: War of the Damned
Reżyseria: Michael Hurst i inni
Twórca: Steven S. DeKnight
Zdjęcia: Aaron Morton
Muzyka: Joseph LoDuca
Kraj: USA
Gatunek: Akcja, Kostiumowy
Premiera: 25 stycznia 2013 (Starz) 16 marca 2013 (HBO Polska)
Liczba odcinków: 10
Obsada: Liam McIntyre, Manu Bennett, Dustin Clare, Cynthia Addai-Robinson, Daniel Feuerriegel, Pana Hema Taylor, Ellen Hollman, Simon Merrells, Christian Antidormi, Todd Lasance, Anna Hutchison, Gwendoline Taylor, Jemma Lind


     Po kilku latach spędzonych z niezwykłą serią, opartą na historii gladiatora i przywódcy największego powstania niewolników w dziejach, przyszedł czas na jej kres. Pomysłodawca serialu, Steven S. DeKnight z pewnością nie spodziewał się, że straci najważniejszego z bohaterów, ani nawet i wielkiego sukcesu, który przysporzyła mu ta produkcja. Uzupełniona o poczynania Gannicusa w końcu zatacza krąg w kolejnej, ostatniej już odsłonie o podtytule „Wojna potępionych”.

     Po wydarzeniach pod Wezuwiuszem Spartakus (Liam McIntyre) nadal przewodzi armią niewolników, byłych gladiatorów, kontynuując walkę o wolność. Idealnym miejscem na regenerację sił i opracowanie strategii obalenia Republiki Rzymskiej okazuje się jedno z nadmorskich miast otoczonych murem. To właśnie to miasto i sposób traktowania jego mieszkańców stają się powodem do konfliktów pomiędzy wojownikami Spartakusa. Crixus (Manu Bennett) nie do końca zgadza się z decyzjami swojego przywódcy, co jeszcze bardziej pogłębia napięcie pomiędzy nimi. Tymczasem zdesperowany senat, po śmierci pretora Glabera, decyduje się poprosić o pomoc Marka Krassusa (Simon Merrells)- jednego z najbogatszych obywateli posiadającego liczną armię. Ten wraz z pomocą młodego żołnierza- Juliusza Cezara (Todd Lasance), wyrusza z chęcią obalenia niewolników i schwytania siejącego postrach w Rzymianach Spartakusa.
     Każda z części „Spartakus” była wyjątkowa na swój własny sposób. W pierwszej kolejności dominowały intrygi, w dalszej chęć zemsty i wyzwolenia. Jak sama nazwa wskazuje „Wojna potępionych” koncentruje się na walce z władzą, z bestialskim traktowaniem, innymi słowy walce o wolność. Sceny starć gladiatorów na arenach odchodzą w niepamięć, aby ustąpić miejsca tym rozgrywającym się na otwartym terenie z armią Krassusa. Krew leje się strumieniami i standardowo padają ręce, nogi i głowy. Flaki walają się na ulicach zdobywanego miasta, co możemy zaobserwować już w odcinku otwierającym sezon, a kości są wybijane podczas decymacji (odcinek 4 „Decimation”). Powraca więc stara dobra rozgrywka, gdzie wojownicy bestialsko mordują wszystkich, którzy stoją na ich drodze, czyli w zasadzie stają się tym, z czym do tej pory walczyli. Jest to powodem sporów pomiędzy ekipą Spartakusa, która powoli zaczyna powodować rozłam na dwie osobne grupy. Chęć przejęcia władzy przez Crixusa nie jest niczym nowym, bo przecież zawsze zależało mu na tym, aby być na szczycie. Finał tej części nadejdzie w naprawdę bitewnym, ale też niesamowicie poruszającym odcinku 8 „Separate Paths”. Z drugiej zaś strony ukazuje się ten dramat od drugiej strony, od strony wojsk Krassusa. Pojawia się relacja ojciec-syn, a więc i chęć sprostania oczekiwaniom. Tyberiusz chcąc urosnąć w oczach ojca i udowodnić, że nie jest już dzieckiem decyduje się na diametralne metody, które wydają się oczywiste i zrozumiałe wśród otoczenia („Decimation”). Przez dużą część sezonu zobaczyć można jego rywalizację z Juliuszem Cezarem o władzę nad armią, a także uznanie jego ojca. Sam Krassus nie spocznie jednak dopóki nie zniszczy Spartakusa i jego armii, co znajduje finał w wielkiej bitwie z ostatniego odcinka „Victory”. Odcinek dość nietypowy, bowiem większa jego połowa to opracowywanie strategii, natomiast w drugiej dzieje się już wiele. Upadają najukochańsi, a także Ci mniej ulubieni, wywołując tym samym potok łez. Nawiązanie do historii jest tutaj oczywiste, więc jeżeli ktoś zna zakończenie historii wielkiego Spartakusa, nie będzie zaskoczony.
     Cały obraz utrzymany w dotychczasowej stylistyce, gdzie wydaje się, że jedynie krew wyróżnia się na tle brudu i okrucieństwa wojny. Jednakże twórcy nie osiadają na laurach i robią wszystko, aby sprostać oczekiwaniom widza, wciąż świetnie bawiąc się obrazem. Niestety, nie ma już tu takich wspaniałych wypicowanych postaci, jak Lukrecja, która co scenę pokazywała się w zupełnie innej barwnej kreacji. Teraz wszyscy szaleją w łachmanach, tudzież podartych sukniach, które już dawno nie widziały wody i mydła. Nie oznacza to, że stylizacja nie ma w sobie piękna, wręcz przeciwnie. Wydaje się to o wiele bardziej realne, niż złote kiece i starannie ułożone włosy. Bardzo efektownie wypadają sceny bitewne, w szczególności te, w których do akcji wkraczają piraci i ich ogniste pociski. Scenerie tradycyjnie są przepiękne, zapierają dech w piersi i przywołują na myśl niesamowite makiety. A muzyka? Utrzymana w klimacie. Joseph DeLuca jest w swoim żywiole, ale choć na jego kompozycje składają się podobne nuty, to żadna z nich się nie powtarza. Daje to zdumiewający efekt, mocny efekt, a muzyka na długo pozostaje w uszach.
     Nowy sezon to nowi bohaterowie, nowe osobowości, niektóre bardzo wyraziste, inne zdecydowanie mniej. Do najbardziej wyblakłych ról zaliczyć można przede wszystkim Laetę, czyli Annę Hutchison, która miała okazję stać się kolejnym obiektem zainteresowania samego Spartakusa. Jednakże odnoszę wrażenie, że gdyby nie to, zagubiłaby się pomiędzy innymi, co i tak zresztą nastąpiło. Z ciekawszych postaci na uwagę zasługuje przede wszystkim Marek Krassus, czyli sam Simon Merrells, wzbudzające jedne z najgorętszych emocji, będący człowiekiem o wielu obliczach, choć w końcu pokazujący twarz bestii o czym świadczy ostatni odcinek. Natomiast to Tyberiusz jest tym, w którego mamy ochotę cisnąć wszystkie noże jakie mamy pod ręką. Nie mniej, jako jeden z czarnych charakterów wykazał interesującą osobowość i Christian Antidormi odwalił kawał dobrej roboty. Dziewczęta wzdychające do przystojniaków z pewnością będą mogły zawiesić oko na Juliuszu Cezarze, bo bez względu na to, czy w długich, czy też w krótkich włosach powoduje, że krew wrze w żyłach naszych. Zaskakujące jest to, jak bardzo diametralnie zmieniają się postaci, które znaliśmy do tej pory, a w konsekwencji nasz odbiór ich poczynań. Największym zaskoczeniem dla mnie okazało się sympatyzowanie Liamowi, który zastąpił Andy'ego w najważniejszej roli. Po drugim sezonie nie wierzyłam, że uda mu się dorównać poprzednikowi, ale jakimś dziwnym sposobem pozbyłam się uprzedzeń i polubiłam nowego Spartakusa. Myślę, że i sam McIntyre rozkręcił się w swojej grze i tym samym wypada rewelacyjnie. W drugą stronę potoczyła się moja sympatia do Naevii. Dotychczas przeze mnie lubiana teraz spadła z piedestału i życzyłam jej szybkiego zejścia ze świata, i z tego co mi wiadomo, większość fanów podziela moją reakcję. Reszta specjalnie nie szokuje zmianami, a moje uczucia względem nich pozostały niezmienione, choć bardzo żałuję, że tym razem nie zobaczyłam Lukrecji, Doctore, czy przebiegłego Ashura.
     Ciężko jest się spodziewać, aby opowieść o Spartakusie zakończyła się happy endem. Wtedy cały scenariusz zdecydowanie odbiegałby od podań historycznych. Kiedy już na horyzoncie pojawił się Marek Krassus było oczywiste, że „Wojna potępionych” to zdecydowanie finałowy sezon i ostateczna rozgrywka Republiki Rzymskiej z niewolnikami. Na bok odsunięto gladiatorską przeszłość, a także przyjemności seksualne i skupiono się na prawdziwym celu tej rebelii. „Spartakus” zachował jednak swój styl, a co za tym idzie ten nietypowy klimat, który sprawił, że pokochaliśmy go całym sercem. Nie brakowało w nim brutalności, ale także i miejsca na chwile zadumy oraz ogromnych wzruszeń. Bywało, że odcinki były nadto przegadane, ale niektóre obfitowały akcję i dynamizm. Nawet Liam udowodnił, że poradził sobie z postacią Spartakusa równie dobrze jak Andy. W konsekwencji nie boję się stwierdzenia, że serial stacji Starz podbił moje serce w każdym calu, choć finałem całkowicie je zmiażdżył. Zdecydowanie polecam wszystkim tym, którzy nie boją się ogromu wrażeń, jakie może Wam dostarczyć serialowa wersja „Spartakusa”.
Ocena: 8/10

1 komentarz :

  1. Serialu niestety nie oglądałam, ale może kiedyś się skuszę. Ostatnio zaczęłam gustować w takich klimatach po serii "Gra o Tron".
    Pozdrawiam z http://kino-strefa.blogspot.com/
    i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń