Scenariusz: George Seaton, John Hughes
Zdjęcia: Julio Macat
Muzyka: Bruce Broughton
Kraj: USA
Gatunek: Dramat, Fantasy, Komedia
Premiera: 18 listopada 1994 (Świat) 21 listopada 2001 (Polska)
Obsada: Elizabeth Perkins, Mara Wilson, Dylan McDermott, Richard Attenborough, Robert Prosky, James Remar, Jane Leeves, J.T. Walsh, William Windom
Nie pamiętam już kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po świąteczny
tytuł od Lesa Mayfielda. Pamiętam jednak, że od tamtej pory to
właśnie „Cud na 34. ulicy” był wyznacznikiem
świątecznego nastroju, zwiastunem Świąt i odzwierciedleniem
wszystkiego co było w nich najwspanialsze. Les Mayfield stworzył
najbardziej wyjątkowy film w całej swojej karierze, bo przecież
któż z nas nie wierzył, a być może nadal wierzy w Świętego
Mikołaja. A gdyby tak pojawił się on we własnej osobie w naszym
życiu? Czy i my wykazalibyśmy się sercem i odwagą, aby stanąć
po jego stronie.
Od dłuższego czasu dom handlowy Cole'a walczy ze swoim konkurentem
znad przeciwka Shopper's Express. Aby uniknąć przejęcia
kierowniczka sklepu Cole'a, Dorey Walker (Elizabeth Perkins),
organizuje paradę z okazji Święta Dziękczynienia. W celu
przyciągnięcia rzeszy widzów, a tym samym potencjalnych klientów
domu handlowego angażuje do roli Świętego Mikołaja przemiłego
staruszka z domu starości- Krisa Kringle (Richard Attenborough).
Kiedy tylko okazuje się, że Kris robi ogromne wrażenie wśród
ludzi postanawiają obsadzić go w swoim miasteczku Świętego
Mikołaja na okres świąteczny. Wykorzystując niecodzienne pomysły
staruszka, dom handlowy Cole'a zyskuje rozgłos, a także wielu
klientów. W dodatku wszyscy zaczynają wierzyć, że Kringle nie
tylko jest bardzo podobny do brodatego staruszka w czerwonym
kubraczku, ale jest nim we własnej osobie, w szczególności córka
Dorey- Susan (Mara Wilson). Jednakże szef Shopper's Express
nie może znieść, że jego plan przejęcia Cole'a może się nie
ziścić i wraz z pomocnikami obmyśla plan zniesławienia Krisa
Kringle.
Mało jest takich filmów, które mają prawdziwie świątecznego
ducha. Zapominamy bowiem o tym, że Święta to nie tylko prezenty,
Święty Mikołaj, czy świecidełka, ale przede wszystkim miłość
i ciepło naszych najbliższych. Jest to taki magiczny czas kiedy
jesteśmy dobrzy dla drugiego człowieka wobec czego twórcy „Cudu
na 34. ulicy” nie są tak bardzo oddaleni w idei swojej
produkcji. Ten obraz zaczyna się dość niepozornie, a może właśnie
tak samo, jak każdy inny z kategorii tych bożonarodzeniowych.
Bohaterowie ganiają za pieniądzem, czy wizją upragnionych Świąt.
I gdzieś tutaj pomiędzy małą dziewczynką pozbawioną ojca,
zapracowaną matką i wojnami marketingowymi rodzi się coś
niezwykłego- prawdziwy duch Świąt pod postacią Krisa Kringla. Od
tej chwili obraz ulega całkowitej przemianie, a w zasadzie od
momentu, w którym to kończy się kolorowa, przepełniona
świecidełkami i prezentami historia a zaczyna się prawdziwa walka
o człowieka. Kringle staje przed sądem za swoją wiarę w to, iż
jest Świętym Mikołajem. Jest to chyba najgenialniejsze posunięcie,
aby przy pomocy procesu sądowego rozsądzać to, czy Święty
Mikołaj istnieje. Przepiękna solidarność ludzi w wierze jest
niezrównana i niejednokrotnie wzrusza w tej produkcji. To jest
prawdziwy cud tego filmu, gdzie jedna postać sprawia, że ludzie
zaczynają wierzyć, a tym samym zaczynają się zmieniać,
zapominając o swoim codziennym egoizmie i stając murem za
człowiekiem wartościowym i wszechstronnym.
Genialne jest w tej produkcji to, że tak naprawdę nie daje się
tutaj oczywistej odpowiedzi na to, czy Kris Kringle jest prawdziwym
Mikołajem, czy też nie. Tak samo, jak i bohaterom filmu, tak samo i
jego widzom daje się swobodę wiary, w co tylko mają ochotę. To od
nich zależy czy staną przy dobrym i nieszkodliwym człowieku, czy
też ulegną plotkom. Naprawdę świetnie zbudowana historia, która
toczy się w bardzo dobrym tempie. Nie ma tutaj żadnych wymuszonych
dialogów, a wszystko przepełnione jest atmosferą prawdziwej
miłości i zrozumienia. Niejednokrotnie łezka kręci się w oku,
ale obraz nie jest pozbawiony również i luźnych, radosnych
akcentów, które jedynie potęgują nasze emocje. Natomiast
wspaniała scenografia, aranżacja wnętrz, czy muzyka skomponowana
przez Bruce'a Broughtona stanowią jedynie tło dla całej opowieści.
To co najważniejsze w tym filmie nie tkwi wcale w pięknie
przystrojonych centrach handlowych, w Świętym Mikołaju i jego
przeuroczej wiosce. Magia całego obrazu kryje się w jednym
człowieku- Krisie Kringle, który stanowi odzwierciedlenie
wszystkiego tego co kojarzy się z Bożym Narodzeniem. Richarda
Attenborougha poznaliśmy już w wielu najrozmaitszych kreacjach i
choć zawsze dziadkiem był dość dobrym, to nigdy nie było w nim
tak wiele ciepła jak właśnie w osobie Krisa. Jego autentyczne
poruszenie, spokój, ale również i hart ducha w walce o prawdziwe
serce świąt było jak najbardziej naturalne i oczywiste. Nie można
było wybrać do tej roli lepszego człowieka. Cała reszta to
jedynie otoczka, wsparcie, którego Attenborough w ogóle tutaj nie
potrzebował. Świetna postać rewelacyjnie zagrana!
„Cud na 34. ulicy” jest filmem
bardzo niezwykłym. Choć opowiada o czymś więcej niżeli staruszku
z domu opieki to właśnie on pochłania całkowicie uwagę widza. Na
koniec zapominamy o tym, że rozgrywa się tutaj również opowieść
o małej dziewczynce, chcącej mieć prawdziwy dom i rodzinę. Nigdy
nie sądziłam, że jakikolwiek film wywoła we mnie tak wiele
emocji. Nie sądziłam, że jakakolwiek produkcja w klimacie Świąt
nie będzie traktować jedynie o walce o to kto lepiej udekoruje dom,
czy da drugiej osobie większy prezent. Tutaj nie ma potrzeby
tworzenia dodatkowej historii, bowiem ta o człowieku uważającym
się za Świętego Mikołaja broni się sama, a poza tym udowadnia,
że tylko wiara się liczy i zdziałać może prawdziwe cuda.
Zdecydowanie jest to mój ulubiony film bożonarodzeniowy!
Ocena: 8/10
Prześlij komentarz