Reżyseria: Peter
Jackson
Scenariusz: Guillermo del Toro, Peter Jackson, Fran Walsh,
Philippa Boyens
Na podstawie:
powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit, czyli tam i z powrotem”
Zdjęcia: Andrew
Lesnie
Muzyka:
Howard Shore
Kraj: USA, Nowa Zelandia
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Premiera: 28 listopada 2012 (Świat) 25 grudnia 2012 (Polska)
Obsada: Ian McKellen, Martin Freeman, Richard Armitage, Ken Stott, Graham McTavish, William Kircher, James Nesbitt, Stephen Hunter, Dean O'Gorman, Aidan Turner, John Callen, Peter Hambleton, Jed Brophy, Mark Hadlow, Adam Brown, Ian Holm, Elijah Wood, Hugo Weaving, Bate Blanchett, Christopher Lee, Andy Serkis, Manu Bennett
Premiera: 28 listopada 2012 (Świat) 25 grudnia 2012 (Polska)
Obsada: Ian McKellen, Martin Freeman, Richard Armitage, Ken Stott, Graham McTavish, William Kircher, James Nesbitt, Stephen Hunter, Dean O'Gorman, Aidan Turner, John Callen, Peter Hambleton, Jed Brophy, Mark Hadlow, Adam Brown, Ian Holm, Elijah Wood, Hugo Weaving, Bate Blanchett, Christopher Lee, Andy Serkis, Manu Bennett
Data wydania DVD: 09. kwietnia 2013
Dystrybutor: Galapagos
Wersja wydania: 2-płytowa
Dodatki: zwiastuny, Nowa Zelandia:
świat Śródziemia, Video blogi: początek produkcji, Filmowanie w
3D, Plenery, Zwiedzanie Studia Stone Street, Postprodukcja, Światowa
premiera w Wellington
Niezwykła
podróż miłośników fantasy rozpoczęła się w latach
trzydziestych, kiedy to nieliczni mogli rozpływać się w zachwytach
nad twórczością pewnego brytyjskiego filologa. Wtedy właśnie
powstało zachwycające opowiadanie, które po II wojnie światowej,
i dzięki byłej studentce J.R.R. Tolkiena, przeobraziło w dłuższą
formę i zatytułowano „Hobbit, czyli tam i z powrotem”.
Powieść ta stanowiła otwarcie dla światowej sławy trylogii
„Władca Pierścieni” zekranizowanej przez Petera Jacksona
i wielokrotnie nagradzanej. Po tym sukcesie rozpoczęto dyskusje na
temat sfilmowania prequelu i tak właśnie, pod koniec 2012 roku,
oczom wszystkich ukazało się niesamowite widowisko, zaledwie
pierwsze z trzech zapowiadanych przez twórców, o tytule „Hobbit:
Niezwykła podróż”.
Erebor
był swego czasu wspaniałym królestwem, gdzie władzę sprawowały
kransoludy. Gromadząc najrozmaitsze skarby traktowały wszystkich z
góry. Jednakże pewnego dnia potężny smok plujący ogniem zabrał
im wszystko, na co tak wiele lat pracowały, i wygnał z rodzinnych
ziem. Bitwy z wrogami pozostawiły przy życiu jedynie nielicznych.
Teraz potomek króla- Thorin Dębowa Tarcza (Richard
Armitage), zbiera drużynę, aby powrócić do
domu. Pomóc chce im w tym czarodziej Gandalf Szary (Ian
McKellen), który wyznaczył dom młodego hobbita- Bilbo Bagginsa
(Martin Freeman), na miejsce spotkania. Pomimo początkowych
niechęci spokojny niziołek wyrusza w niezwykłą podróż z
krasnoludami i Gandalfem, przemierzając najpiękniejsze krainy i
spotykając niebezpiecznie istoty. Nieświadom jest tego, że wyprawa
całkowicie odmieni jego życie.
Gdy
słyszymy nazwisko Peter Jackson w pierwszej kolejności pamięć
przywołuje spektakularnego „Władcę Pierścieni”.
Jest to poniekąd znak rozpoznawczy tego reżysera, bowiem
efekciarstwo w jego produkcjach zawsze robi na nas oszałamiające
wrażenie. Jednakże przy „Hobbicie” przeszedł już
samego siebie, więc nie ma się co dziwić, że poziom wizualny
całego tego przedsięwzięcia pozostawia daleko w tyle fabułę. Za
specjalnie nie różni się niczym od bardzo dobrze znanego nam
zarysu „Lord of the Rings”. Mamy megaprzygodę,
która całkowicie odmienia bohaterów. Szybko okazuje się, że nie
jest to zwyczajna wycieczka mająca na celu bliższe zapoznanie się
ze Śródziemiem (choć niby częściowo o to właśnie chodzi w
powieści), ale przede wszystkim droga do wyznaczonego wcześniej
celu. Chodzi tu między innymi o rozruszanie pewnego miłego hobbita,
który najwyraźniej zapomniał jak cieszyć się życiem i zbyt
wiele uwagi poświęca materialnej części swojego życia, a także
o wykrzesanie w nim swoistego heroizmu. Dla innych przygoda ta
okazuje się być czymś znacznie więcej. Nabieranie odwagi i
kreowanie prawdziwych bohaterów i liderów, co przypomina nieco
wędrówkę Aragorna ku chwale i władzy. Fabuła pisze się sama,
ukazując prawdziwą przyjaźń pomiędzy mężczyznami, ale również
ich prawdziwą naturę. Wszystko to wyczytać można między
wierszami, w niesamowicie dynamicznych walkach z Orkami, czy też
Goblinami, w przezabawnej dyskusji z Trollami i wysmarkiwaniem
hobbita, czy też nawet i w inteligentnej dyskusji z samym Gollumem.
Postać ta, która wszystkich zachwyca, a której poświęcono bardzo
wiele uwagi w tym jednym epizodzie. No bo kurcze... tyle czasu na
dziwne zagadki, które najwyraźniej rozwiązać umieją jedynie
Gollum, czy Bilbo? Dziwne, ale prawdziwe, a nawet i zaskakujące, gdy
uzmysłowimy sobie, że „Hobbit” to wielobarwna
opowieść, która wzbudza najrozmaitsze emocje, poprzez różnorodność
wydarzeń.
Strona
wizualna „Hobbita” dopracowana ze zdumiewającą
precyzją zapiera dech w piersi i odbiera mowę, kiedy przypomnimy
sobie, że specjaliści od naszych doznań przegrali z filmem „Życie
Pi” w walce o Oscary. Nigdy nie sądziłam, że powiem iż
cokolwiek przebiło wykonaniem „Lord of the Rings”,
a tutaj proszę... niespodzianka! I to przy tak nielicznych akcjach,
które przykuwałyby uwagę. Ponownie zobaczymy cudowne Rivendell
oraz niezwykle zielone Shire, poznamy też nowe miejsca- mroczne
zakamarki Gór Mglistych, czy surowość Ereboru. Zdjęcia plenerów
kręcone były standardowo w Nowej Zelandii, gdzie również
pracowano przy okazji trylogii. Tym razem pojawił się jednak mega
problem ze związkami zawodowymi aktorów Nowej Zelandii, ale
szczęśliwie konflikt szybko zażegnano. Ponownie więc ujrzymy
zarówno nizinne, jak i górzyste tereny tego przepięknego kraju.
Ciężko jest oderwać od tego wzrok.
Jednakże
same niesamowite miejsca, które oczywiście powstały na zielonym
ekranie to nie wszystkie niuanse wizualne, które czekają na widzów
podczas seansu „Hobbita”. Poznamy najrozmaitsze
postaci od smoków, poprzez orki, aż na goblinach kończąc.
Wszystkie one takie nikczemne i złowrogie, tylko czyhają na to, aby
dać im powód do ataku. Ważne jest, aby zwrócić uwagę na kunszt
z jakim stworzono te istoty. Nie ważne iż wyraźnie odbiegają od
rzeczywistości, to jest akurat nieistotne. Ważne, że dostarczają
niesamowitych wrażeń wzrokowych.
Żeby
dopełnić całości tej opinii dotyczącej estetyki filmu koniecznie
wspomnieć trzeba o muzyce! Tutaj nie ma żadnych niespodzianek,
bowiem Howard Shore ponownie stanął na wysokości zadania. Kolejny
raz dodał skrzydeł dziełu Jacksona swoimi kompozycjami, które
utrzymują względnie podobny klimat z pogranicza celtyckich brzmień.
Jak gdyby kwintesencją tego wszystkiego są dwa utwory, jeden będący
urozmaiceniem drugiego. Pierwszy z nich to „Misty Mountain”
śpiewany przez grupę krasnoludów w Bag End przy kominku. Ta
ballada ma dość melancholijny nastrój, trudno jest się w niej nie
zatopić. Drugi z kolei to „Song of the Lonely Mountain”
[link] wykonany przez Neila
Finna, który usłyszeć można przy napisach końcowych. Subtelny i
jednocześnie z charakterem! Cudowny i zachwycający!
Gdyby
ktoś miał niedosyt wrażeń, to dopełnić może ich dodatkowa
płyta w wydaniu DVD od Galapagos. Na płycie masa materiałów
produkcyjnych, która jest świetną rozrywką dla każdego fana
uniwersum „Władcy Pierścieni”! Twórcy w
niezapomnianą podróż po Śródziemiu, czyli w rzeczywistości po
Nowej Zelandii. Zobaczymy od kuchni wszystkie te miejsca, w których
byliśmy podczas seansu, wszystkie te otwarte przestrzenie i
przepiękne krajobrazy. W serii filmów prosto z Video bloga
zobaczymy jak pracowali twórcy, abyśmy mogli podziwiać ich dzieło.
Dowiemy się z tego jak powstają filmy 3D, zdjęcia w plenerze, ale
również i w studio. Peter Jackson i jego współpracownicy są
naszymi przewodnikami po Studiu Stone Street. Fascynujące nie tylko
dla fanów serii, ale i dla każdego filmomaniaka, który będzie
zaskoczony tym, jak wielki plener znajduje się w wielkich halach
produkcyjnych. Innymi słowy, towarzyszymy ekipie aktorów i twórców
od działań przedprodukcyjnych, poprzez tworzenie filmu, a kończąc
na jego światowej premierze w Wellington. Podróż ta jest
zachwycająca i długa!
Obsadę
dobrano do tych wojaży dobrano zaskakujące dobrze. Aktorstwo
pierwsza klasa niemalże pod każdym względem. Ian McKellen już
dawno temu skradł moje serce, więc zachwyt nad jego grą to
oczywista oczywistość. Jednakże cała reszta to świeżyzna.
Martin Freeman, który objawia nam się w roli Bilbo, w zasadzie
znany jest mi jedynie z „Sherlocka”. Ze swoją
urodą, akcentem i aktorstwem jest strzałem w dziesiątkę. Ciężko
jest mi sobie wyobrazić w tej roli Pottera, czy Spidermana. Wybór
pozostałej części aktorów, których twórcy pomniejszyli na
potrzeby filmu również bez zastrzeżeń. Każdy o innym charakterze
i niezwykle ujmujący, niczym te krasnale od Królewny Śnieżki. W
dodatku w większości pochodzący z Wysp Brytyjskich. Nie mniej, i
tak najbardziej charakterystyczny, a także najzabawniejszy okazał
się być Sylvester McCoy, który uzbroił się w zaprzęg z zajęcy,
gniazdo na głowie i stał się Radagastem Burym. Dla fanów starej
ekipy również są tu niespodzianki! Powraca wielki Andy Serkis w
roli Golluma, który jest jedną z najmocniejszych stron filmu choć
pojawia się zaledwie w jednym epizodzie, a także wspaniałe elfy
pod postacią Hugo Weavinga oraz Kate Blanchett, na których
najwyraźniej czas nie miał żadnego wpływu.
Po
złych doświadczeniach z „Hobbitem”, kiedy to za młodu
raz po raz maltretowałam pierwszą stronę powieści nie mogąc
przejść do następnej, obawiałam się, że tak jak książka,
ekranizacja całkowicie mnie zanudzi. Nie mniej, oczywistym było, że
Jackson nie zrobi złego filmu, że w razie czego uratują go efekty.
Twórca „Władcy Pierścieni” nie zawiódł mnie,
choć spodziewałam się odrobinę lepszych wrażeń emocjonalnych.
Było zabawnie, było dużo przygód, a także wielkich refleksji o
męstwie, władzy i przyjaźni, a wszystko to wśród
najpiękniejszych krajobrazów, najbardziej dopracowanych efektów
cyfrowych, a także najwspanialszych kompozycji Howarda Shore'a
będących balsamem dla uszu. Grzechem jest nie zobaczyć tego filmu!
Nie jest może arcydziełem, ale z pewnością zadowoli każdego
miłośnika epickich widowisk.
Ocena:
7/10
W niezwykłą podróż po Śródziemiu zabrała mnie firma
dystrybucyjna Galapagos!
Prześlij komentarz